Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Szpiegowska operacja z Komorowskim w tle

Szpiegowska operacja z Komorowskim w tle

Data: 2010-06-20 01:34:02
Autor: sam
Szpiegowska operacja z Komorowskim w tle
Szpiegowska operacja z Komorowskim w tle

W 1990 r. II Zarząd Sztabu Generalnego (komunistyczny wywiad wojskowy, który
wszedł w skład WSI) chciał przejąć zagraniczne archiwa wywiadu II RP dotyczące
m.in. ogniw wywiadowczych AK. W bezpośrednim powiązaniu z tą operacją pojawia
się nazwisko ówczesnego wiceministra obrony Bronisława Komorowskiego, który
później miał decydujący wpływ na kadry WSI.


Ministrem obrony narodowej był w tym czasie gen. Florian Siwicki, jeden z
najbliższych współpracowników Wojciecha Jaruzelskiego, dowódca 2. Armii LWP
uczestniczącej w inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację.

- Nie ma żadnych wątpliwości, że II Zarząd Sztabu Generalnego był pod wpływem
GRU. Formalnie był już wywiadem wojskowym niepodległego państwa. Natomiast z
punku widzenia obsady kadrowej byli to jeszcze ludzie przeszkoleni w Związku
Radzieckim i powiązani z radzieckim wywiadem wojskowym (GRU) - mówi "Gazecie
Polskiej" Wiktor Suworow, rosyjski dysydent, pisarz, publicysta, były rezydent
radzieckiego wywiadu wojskowego (GRU) w Genewie.

Ostatecznie II Zarząd Sztabu Generalnego nie przejął znajdujących się na
Zachodzie archiwów polskiego wywiadu. Główną przeszkodą był fakt, że Instytut
Piłsudskiego w Nowym Jorku odmówił wydania dokumentów byłej komunistycznej
wojskówce.

Tajna operacja

W 1990 r. najważniejsze dokumenty dotyczące polskiego wywiadu (tzw. dwójki)
znajdowały się w Instytucie im. Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku.

Większość przebywających na emigracji oficerów "dwójki" po wojnie stworzyła
antykomunistyczną opozycję na Zachodzie, a ich bliscy byli zaangażowani w
działalność niepodległościową.
Materiały z Instytutu im. Piłsudskiego chciał pozyskać II Zarząd Sztabu
Generalnego. W poufnym piśmie funkcjonariusz II zarządu SG pisze:

"W celu rozszerzenia ekspozycji Sali Tradycji naszej służby o okres
międzywojenny oraz o lata 1939-1945 prosimy o pilne zbadanie możliwości
uzyskania z Instytutu im. J. Piłsudskiego w Nowym Jorku materiałów lub kopii
dot. struktury organizacyjnej, obsady kadrowej kierowniczych stanowisk
(stanowisko, stopień wojskowy, imię i nazwisko, zdjęcia), opisów ciekawszych
akcji Oddziału II Sztabu Głównego WP oraz ogniw wywiadowczych Armii Krajowej.
Interesują nas także publikacje traktujące o tej problematyce, które ukazały się
na Waszym terenie, ewentualnie relacje uczestników działań utrwalone na taśmie
filmowej lub magnetowidowej. Do wzbogacenia naszych zbiorów sugerujemy
skorzystać z pomocy i możliwości polskich placówek na waszym terenie,
ewentualnie - wg Waszego uznania - członków Polonii, posiadających dostęp do ww.
Instytutu lub innych placówek tego charakteru" - pisał do ataszatu wojskowego w
Nowym Jorku funkcjonariusz II Zarządu Sztabu Generalnego o kryptonimie "Cyrus".

Najważniejsze w całej sprawie jest to, że archiwa dotyczące zarówno
przedwojennej "dwójki", jak i wywiadu Armii Krajowej znajdowały się w Warszawie
w Wojskowym Instytucie Historycznym i mogłyby one z powodzeniem posłużyć do
stworzenia ekspozycji Sali Tradycji, gdyby naprawdę tylko o to chodziło. Ale w
Instytucie im. Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku znajdowały się tajne dokumenty,
m.in. ankiety personalne wywiezione na Zachód przez pracowników polskiego
wywiadu, a penetracja tej placówki była od dawna jednym z głównych zadań
komunistycznego wywiadu.

Przesyłka od Komorowskiego

O determinacji II Zarządu Sztabu Generalnego w sprawie przejęcia akt "dwójki"
świadczy korespondencja prowadzona pomiędzy Centralą a pracownikami wywiadu
wojskowego. W odpowiedzi na prośbę "Cyrusa" z Waszyngtonu przesłano pismo, w
którym czytamy:
"Melduję, że zgodnie z poleceniem przełożonego 11.05.1990 roku przebywałem w
Instytucie im. J. Piłsudskiego w Nowym Jorku. Pretekstem do złożenia wizyty było
przekazanie paczki z książkami od wiceministra obrony narodowej B.
Komorowskiego, który jako członek delegacji premiera w czasie marcowej wizyty w
USA pozostawił ją w naszej placówce z prośba o dostarczenie do w/w instytutu. W
trakcie pobytu we wspomnianym instytucie zostałem przyjęty przez p. Janusza
Ciska. Po przekazaniu mu w/w paczki zapytałem o możliwości i warunki uzyskania
materiałów - kopii dokumentów, itp. odpowiadających postawionemu przez Centralę
zadaniu. Mój rozmówca stwierdził, iż instytut nie dysponuje uszeregowanymi w ten
sposób gotowymi materiałami (.) Dla ułatwienia zorientowania się co do
zawartości zbiorów instytutu rozmówca przekazał mi broszurę-przewodnik, który
przesyłam w załączeniu. (.) W trakcie rozmowy p. J. Cisek zachowywał się z pewną
wyniosłością. Z jego strony ton rozmowy był raczej oschły. Odniosłem wrażenie,
że nie jest on zainteresowany udzieleniem jakiejkolwiek pomocy w uzyskaniu
interesujących nas materiałów" - podpisano mjr Czesław Kwaśniuk.
W dalszej części dokumentu widnieje adnotacja, że wiceminister B. Komorowski
został poinformowany przez Oddział Ataszatów Wojskowych o dostarczeniu
przesyłki.

- Nie pamiętam tej sprawy - mówi nam Janusz Cisek, obecnie dyrektor Muzeum
Wojska Polskiego. W operacji przejęcia dokumentów "dwójki" z Instytutu im.
Józefa Piłsudskiego przez pion operacyjny wywiadu wojskowego PRL uczestniczyli
m.in. płk Stanisław Woźniak, mjr Zbigniew Demski oraz płk Janusz Szatan. Ten
ostatni był autorem koncepcji przejęcia firm polonijnych dla łączności między
agentami "wojskówki" a Centralą II Zarządu Sztabu Generalnego LWP.

Co ciekawe, na jednym ze wspomnianych dokumentów, do których dotarła "Gazeta
Polska", figuruje nagłówek: "Po zapoznaniu się spalić!".

- Wszystkie zagraniczne dokumenty pochodzące z centrali wywiadu były szyfrowane.
Po "rozkodowaniu" depeszy szyfrant zawsze dopisywał "spalić", by nie było śladu
żadnej działalności szpiegowskiej na terenie obcego kraju - dokumenty wywiadu
nie były archiwizowane. To, że do dziś zachowały się tajne dokumenty wywiadu,
świadczy o tym, że ktoś celowo nie dochował procedury. Być może planowano je
wykorzystać w przyszłości w jakiś sposób - mówi nam oficer polskich służb
specjalnych.

Kadry WSI

Jak wynika z dokumentów, Bronisław Komorowski, mimo że na początku lat 90. był
wiceministrem obrony narodowej ds. wychowawczo-społecznych, miał związki z II
Zarządem Sztabu Generalnego i Wojskową Służbą Wewnętrzną, które później zmieniły
nazwę na Wojskowe Służby Informacyjne.

Bronisław Komorowski po ustaleniach z gen. Florianem Siwickim mianował szefem
kontrwywiadu WSI płk. Lucjana Jaworskiego, byłego żołnierza Wojskowej Służby
Wewnętrznej, który przed 1989 r. prowadził sprawy operacyjne wymierzone
przeciwko opozycji demokratycznej. Wśród inwigilowanych i rozpracowywanych przez
niego osób byli m.in. Łukasz Abgarowicz, Ryszard Bugaj, Agnieszka Arnold, Helena
Łuczywo i Maciej Iłowiecki. Warto przypomnieć, że w 1992 r. w Sejmie płk
Jaworski stwierdził, że WSW to był "zwykły kontrwywiad wojskowy", który nigdy
nie działał przeciw opozycji politycznej czy "Solidarności".

W Raporcie z Weryfikacji Wojskowych Służb Informacyjnych znajduje się
wyjaśnienie płk. Jaworskiego, że "min. Komorowski zgodził się, abym mógł
dobierać sobie ludzi do kontrwywiadu (WSI - przyp. red)".

Jest to kolejny dowód, że Bronisław Komorowski dobierając kadry WSI, oparł je na
ludziach z wojskowych służb specjalnych PRL. Później płk Lucjan Jaworski
nadzorował SOR "Szpak", czyli rozpracowanie przez WSI obecnego ministra spraw
zagranicznych Radosława Sikorskiego, oraz zwalczał działania młodych oficerów
pragnących zdekomunizować wojsko.

Bronisław Komorowski w 1992 r. ostro sprzeciwił się lustracji w wojsku,
twierdząc, że "ten kształt ustawy oznacza odejście z wojska prawie 100 proc.
generałów i pułkowników". Chciał, żeby problem dekomunizacji w wojsku został
"rozpatrzony osobno", m.in. przez "świadomą politykę kadrową" kierownictwa
resortu obrony narodowej.

Komorowski, godząc się na "stare kadry", przekonywał, że wojskowe służby
specjalne były poza wpływem sowieckiego wywiadu. Przykładem tego jest rozmowa z
Jarosławem Kurskim ("Gazeta Wyborcza", lipiec 1992), w której Komorowski
polemizował z wypowiedzią Józefa Szaniawskiego, dziennikarza "Tygodnika Centrum",
autora artykułu pod tytułem: "Agenci KGB w Wojsku Polskim".

"Wymieniono w nim nazwiska kilkudziesięciu wyższych oficerów z zaznaczeniem, że
są agentami obcego mocarstwa. Opinię tę podzielały środowiska polityczne
niedawnych szefów MON. Dlaczego więc w czasie swojego urzędowania nie uczynili
nic, by zarzuty te sprawdzić i udowodnić przed sądem? Dlaczego niewinnych nie
oczyszczono od zarzutów? O ile wiem, nie zdołano zdemaskować w wojsku ani
jednego agenta GRU. (.) Między służbami specjalnymi Wojska Polskiego i armii
radzieckiej istniała ścisła współpraca. Była to jednak raczej współpraca
instytucji, a nie kontakty agenturalne oparte na zasadzie indywidualnego
werbunku. Po co więc radzieckie służby specjalne miałyby lokować agentów w
instytucji w pełni sobie podporządkowanej? To jest wątpliwe. W ramach tej
zinstytucjonalizowanej współpracy na wysokich szczeblach byli przedstawiciele
służb radzieckich. To są fakty i temu nikt nie przeczy. Uważam, że odwołanie
radzieckich oficerów łącznikowych - rezydentów powinno przerwać współpracę. A
oni odwołani zostali już dawno. Zarzut współpracy z obcym wywiadem to ciężkie
oskarżenie. Takich oskarżeń nie można wygłaszać publicznie, jeśli się nie ma
niezbitych dowodów.

Podtrzymywanie przez Sikorskiego (Radosława - przyp. red.) tych zarzutów
dzisiaj, po odejściu z ministerstwa, jest próbą usprawiedliwienia własnej
nieudolności. To nie jest gra fair. (.) Minister Sikorski skarżył się, że był
podsłuchiwany. To śmieszne, chwalić się przed zachodnim czytelnikiem, że było
się podsłuchiwanym przez własnych podwładnych. Takie fakty się sprawdza, a
winnych bierze za łeb" - mówił "GW" Bronisław Komorowski.

Fakty są tymczasem takie, że kadry WSI wywodzące się z wojskowych służb
specjalnych PRL były szkolone w Moskwie przez GRU (żołnierze WSW szkoliło KGB) i
pod wpływem sowieckich służb specjalnych, co potwierdza Wiktor Suworow.
Szkolenia w ZSRR przeszli m.in. gen. Marek Dukaczewski, ostatni szef WSI, były
doradca prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, gen. Bolesław Izydorczyk (szef WSI
w latach 1992-1994), kontradmirał Kazimierz Głowacki (szef WSI w latach
1996-1997).
"Ostatnie szkolenia prowadzone były przez KGB i GRU jeszcze na przełomie lat 80.
i 90., gdy rozpad bloku komunistycznego był już nieuchronny. Według danych
posiadanych przez Komisję Weryfikacyjną na sowieckie kursy wysłano oficerów, co
do których planowano, iż po zmianach politycznych obejmą w nowych służbach
specjalnych stanowiska kierownicze (oraz agenturę wpływu). Dla niektórych
uczestników było to już drugie takie szkolenie. Przypadki szkolenia oficerów WSI
w Rosji odnotowano jeszcze w 1992 i 1993 r." - czytamy w Raporcie z weryfikacji
WSI, z którego wynika, że co najmniej 300 żołnierzy WSI zostało przeszkolonych
przez GRU lub KGB.

Dorota Kania - współpraca: Antoni Zambrowski

Szpiegowska operacja z Komorowskim w tle

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona