Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Tajemnica wsi Mała część II

Tajemnica wsi Mała część II

Data: 2012-07-19 14:07:11
Autor: Przemysław W
Tajemnica wsi Mała część II
Dwunastoletnia Kasia śpiewała w przykościelnym chórze, sprzątała kościół i plebanię, była oczkiem w głowie księdza proboszcza. Gdy się powiesiła, znaleziono przy niej puste opakowanie po leku uspokajającym, który lekarka zapisała dziecku wcześniej, bez zbędnych pytań.

CZĘŚĆ II

NUMER ZASTRZEŻONY

- Jej śmierć jest zagadkowa - mówi Dariusz Brzykowski, szef Prokuratury Rejonowej w Ropczycach (podkarpackie). - Zastanawiające jest to, że ksiądz na miejsce przyjechał przed policją, karetką pogotowia, prokuratorem. I jeszcze ten telefon...


Było dziwnie cichuteńko

Siedem lat temu 12-letnia Kasia powiesiła się w swoim pokoju na kablu elektrycznym.

- W tamtym czasie to szybko ta tragedia ludziom z głowy wyparowała - mówi Stanisław, mieszkaniec wsi Mała. - Wie pan... Kilka dni później zmarł papież i to jego ludzie opłakiwali. O Kasi już nie pamiętali.

Pamięć wróciła, gdy 26 czerwca tego roku Sąd Apelacyjny w Rzeszowie skazał księdza Romana J., przez dziesięć lat proboszcza parafii w Małej, na dwa lata więzienia w zawieszeniu za molestowanie niespełna 15-letniej Marty, którą uczył religii.

Ksiądz miał słabość do dziewczynek, zabierał je motocyklem i autem na wycieczki poza wioskę. Także Kasię.

Po skazującym wyroku do Małej wróciły wspomnienia o śmierci dziecka.

- Żeby ksiądz przyjeżdżał do domu rodziny i pierwsze o co pytał, to telefon dziewczynki? Uważa pan, że to jest normalne? Ja bym tego nie popuścił - mówi Stanisław, starszy mężczyzna, którego zastałem przy koszeniu trawy. - Teraz dopiero ludzie śmierć Kasi jawnie wiążą z księdzem. No, bo go skazali, co prawda za coś innego, ale nie powie nikt teraz, że ksiądz ma czyste ręce.

Kilku innych mieszkańców Małej mówi tak: - Śmierć Kasi to tajemnica naszej wioski. Może czas wyłożyć karty na stół. Lepiej później nic wcale. Niech to idzie w świat.

- Po śmierci Kasi było dziwnie cichuteńko - wspomina Aleksandra Dubiel, emerytowana nauczycielka podstawówki w Małej, gdzie uczyła się Kasia. - W szkole nikt o tym nie chciał mówić.

Sięgam do akt śledztwa Prokuratury Rejonowej w Ropczycach. Już po ośmiu dniach sprawę umorzono. Uznano, że do śmierci Kasi nie przyczyniły się osoby trzecie. Do takich wniosków prokuraturze wystarczyła dokumentacja lekarska, nie za długie zeznania ojca Kasi i kilka notatek policyjnych.

Pięć lat później, w 2010 r., gdy aresztowano ks. Romana J. w związku z molestowaniem, Prokuratura Okręgowa w Rzeszowie próbowała jeszcze uratować śledztwo w sprawie Kasi.

- Było już, niestety, za późno - wspomina jeden z rzeszowskich śledczych. - Trafiliśmy na mur w Małej. Może gdyby proboszcz dłużej posiedział w areszcie, może ludzie by się otworzyli. A jak wyszedł, jeszcze podczas śledztwa, to ludzie pomyśleli, że skoro jest na wolności, pewnie niewinny.

"Dominika, obudź mnie o 6.30"

30 marca 2005 r., wieczór. Kasia siedzi z rodzicami i bratem przed telewizorem. Oglądają mecz. O godz. 21 Kasia wstaje i mówi, że idzie spać, bo na 7.30 ma szkołę.

W drodze do pokoju na piętrze zagląda jeszcze do siostry. - Dominika, obudź mnie o 6.30 - prosi siostrę Kasia.

Zamyka się w pokoju na klucz. Tamtej nocy nikt już jej nie widzi. Dominika rano wstaje, puka do drzwi Kasi. Bez reakcji. Siostra woła ojca. Gdy ten również nie może się dobić, wybija szybę w drzwiach. Gdy wchodzi, widzi, że córka wisi na kablu elektrycznym. Kładzie ją na łóżku. Potem lekarz przyjedzie stwierdzić zgon dziewczynki.

Obok ciała leży puste opakowanie po Imipraminie, leku uspokajającym. Dwa tygodnie przed śmiercią Kasi przepisała je lekarka, która później zezna, że dziewczynka miała problemy z nocnym moczeniem, dlatego raz dziennie łykała jedną tabletkę.

Dlaczego się moczyła? Lekarka już nie pamięta.

- W historii choroby takiego zapisu nie ma - zeznaje.


Wracamy do dnia 31 marca. Zanim do domu Kasi przyjedzie policja i pogotowie, około godziny ósmej zjawia się ksiądz Roman J. Córka była pupilkiem duchownego, jego "oczkiem w głowie" - jak mówią mi mieszkańcy Małej. Po księdza zadzwoniła Anna, ciocia Kasi. Liczyła, że kapłan udzieli 12-latce ostatniego namaszczenia. Ale nie udzielił.

Policjanci byli niechlujni, czy gorzej?

Po siedmiu latach od śmierci Kasi słyszę od sąsiadów ze wsi, co następuje:

Ks. Roman, gdy przyjechał do domu, wziął do ręki telefon komórkowy Kasi. Zaczął sprawdzać połączenia i odczytywać SMS-y. Chodził po domu z telefonem, a gdy przyjechała policja, rzucił go w kąt kuchni.

W policyjnych aktach z 2005 r. nie ma słowa o tym, że proboszcz grzebał w telefonie Kasi.

Dlaczego ojciec nie wspomniał o tym zaraz po tragedii?

A przede wszystkim: dlaczego policja nie sprawdziła billingów Kasi?

- Nie znam odpowiedzi na to pytanie - mówi prokurator Dariusz Brzykowski. - Zdarzenie miało miejsce siedem lat temu. Może sprawdzono i uznano, że nie ma nic wartościowego? Dzisiaj z perspektywy czasu można postawić wiele pytań, osobiście nie podejrzewam policjantów o świadome zaniechanie.

Policja w Ropczycach odmówiła odpowiedzi na pytania, dlaczego zaraz po tragedii funkcjonariusze nie przejrzeli telefonu 12-latki.

Sięgam do protokołu przesłuchania rodziców Kasi z 2005 r.:

Ojciec: "Uczyła się dobrze, do tej pory nie miała problemów z nauką. Córka nigdy do nas nie mówiła o zamiarze popełnienia samobójstwa".

Matka: "Kasia do końca zachowywała się normalnie. Nic nie wzbudziło moich podejrzeń, że może się targnąć na swoje życie".

Ksiądz i Kasia na Słowacji

W kwietniu 2010 r., jeszcze przed aresztowaniem księdza w sprawie o molestowanie, policjanci, tym razem z Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie, próbowali połączyć okoliczności śmierci Kasi z proboszczem.

- Zakładaliśmy, że ksiądz mógł zniszczyć kartę w telefonie Kasi, że mógł wykasować numery - mówi nam dziś śledczy zaangażowany w rozwikłanie tej zagadki.

Policja zwróciła się do Ery o odzyskanie danych z telefonu.

Operator odpisał: "Dane transmisyjne (...) nie są dostępne".

Operatorzy komórkowi tylko przez dwa lata trzymają billingi klientów. Policjanci z Rzeszowa nie dali jednak za wygraną. Ojca Kasi kilka razy potem jeszcze przesłuchano, wzywano matkę dziewczynki, jej siostrę, rodzinę, dawne koleżanki i kolegę ze szkoły, a także policjantów z Ropczyc.

W marcu 2010 r., na miesiąc przed aresztowaniem księdza, ojciec Kasi przypomniał sobie, że rok przed śmiercią córki proboszcz zabrał ją na Słowację. Dopiero wtedy tata opowiedział policji, że ksiądz miał w ręce telefon Kasi, gdy odnaleziono jej ciało. Opisał też proboszcza: "Jest typem człowieka interesu. Przecież widać, że posiada dobry samochód i drogi motor, wyjeżdża często poza granice. Przecież w tak małej parafii nie ma tak dużego dochodu".

Ksiądz ma łzy w oczach

Kasia śpiewała w przykościelnym chórze, sprzątała kościół i plebanię.



Ojciec - w roku 2010 - mówi na policji: "Nic mi nie wiadomo na temat ewentualnego zmuszania mojej córki Katarzyny do poddania się czynności seksualnej przez księdza J. (...) Nic mi nie wiadomo na temat wykorzystywania seksualnego małoletnich przez księdza".

Dwa dni później na temat wydarzeń z 31 marca 2005 r. zeznaje siostra Kasi Dominika: "Pamiętam, że ksiądz zapytał się, czy ktoś przeglądał już telefon Kasi".

Z akt śledztwa wszczętego po śmierci Kasi wynika, że około godz. 22.30 w dniu śmierci Kasia dostała SMS-a od kolegi ze szkoły - Artura. Wierszyk z internetu. Kasia nie zdążyła go już odczytać, SMS pozostał nieodebrany. Odczytał go rodzinie dzień później ksiądz J. Powiedział także domownikom, że widzi w telefonie jeszcze jedno nieodebrane połączenie - z zastrzeżonego numeru.

"Miał łzy w oczach" - powiedziała o księdzu J. ciocia Anna, ta, która zadzwoniła po proboszcza.

Śledztwo w śledztwie

28 kwietnia 2010 r., dzień po aresztowaniu proboszcza (w sprawie o molestowanie), śledczy przesłuchali dwóch policjantów z Ropczyc, którzy w 2005 r. wyjaśniali okoliczności śmierci dziewczynki.

Marek Siuta: "Nie jestem w stanie określić, dlaczego oględziny zwłok denatki nastąpiły w kaplicy, a nie na miejscu zdarzenia".

Marcin Parus: "Jak powiedziała mi jedna z sióstr denatki, Katarzyna z powodu jakichś lęków moczyła się w nocy".

Nikt nie spytał policjantów, dlaczego nie sprawdzili billingów telefonu Kasi.

W czerwcu 2010 r. policja przesłuchała za to koleżanki i kolegę Kasi ze szkoły.

Justyna: "Nie miała problemów z nauką. Była wesołą osobą, pewną siebie. Jej śmierć była dla mnie szokiem. Nie pamiętam, aby wyjeżdżała z księdzem na wycieczki. Nie skarżyła się na nic".

Marta: "Była dobrą uczennicą, była wesołą osobą, lubianą przez innych. Jej śmierć była dla mnie szokiem".

Artur: "Katarzynę traktowałem jak rodzinę".

Inne zeznania brzmią podobnie. Także przesłuchanie lekarki, która przypisała Kasi leki, oraz biegłego, który badał ją w dniu śmierci, niczego nie wniosło.

- Punkt zaczepienia do ponownego zbadania tej sprawy był. Zabrakło jednak dowodów - mówią dziś śledczy.

Imiona pokrzywdzonych dziewczyn i ich matki zostały zmienione

http://wyborcza.pl/1,87648,12155634,Wielka_tajemnica_wsi_Mala__cz__II.html?as=1&startsz=x



Przemek




"Istnieje przedsiębiorstwo produkujące kłamstwa - PiS jako partia i "Gazeta Polska", media o. Rydzyka jako narzędzie propagandy.
 I nie chodzi tu tylko o kłamstwo smoleńskie, ale o kłamstwa dotyczące wielu innych spraw:  domniemanego obecnego rozbioru Polski, mitycznego dorobku politycznego Lecha Kaczyńskiego,
krzywdy ludzkiej, która jest wszechobecna i celowo implementowana."

Tajemnica wsi Mała część II

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona