Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Tak nas dobijają fundusze unijne

Tak nas dobijają fundusze unijne

Data: 2016-09-09 04:48:33
Autor: Mark Woydak
Tak nas dobijają fundusze unijne



Tani, obcy pieniądz, pochodzący z obcych, nieproduktywnych źródeł  prowadzi
do jałowienia gospodarki i wypłukiwania z niej innowacyjnego pierwiastka.
Dotyczy to również zagranicznych kredytów - choćby najtańszych - zwłaszcza
denominowanych w obcej walucie czy też unijnych funduszy strukturalnych,
traktowanych powszechnie jako wielkie dobrodziejstwo dla naszego kraju.

 Od pierwszych chwil przystąpienia do Unii Europejskiej Polska zyskała prawo
do ubiegania się o przyznanie, a także do regularnego otrzymywania tzw.
europejskich funduszy strukturalnych. Pieniądze te w postaci miliardów euro
rocznie przekazywane są polskiemu rządowi oraz władzom innych krajów
członkowskich UE w związku z realizacją celów wskazanych w wieloletnich
planach rozwojowych ,,wspólnoty". Środki te przyjęło się uznawać za
stymulujące rozwój, innowacyjność i konkurencyjność gospodarki. Ich
znaczenie oraz dobroczynne działanie zostało zmitologizowane do tego
stopnia, że nawet dziś wieloletni plan ,,odpowiedzialnego [cokolwiek to
znaczy] rozwoju" ogłoszony ustami urzędującego ministra rozwoju a
jednocześnie wicepremiera przewiduje, że ,,środki unijne" będą w blisko
połowie źródłem finansowania owego planu.

 Całkowite niezrozumienie mechanizmu wpływania obcego (pochodzącego z
zewnątrz) taniego pieniądza pompowanego do gospodarki bez względu na stan
rynkowej koniunktury jest - niestety - smutnym przykładem intelektualnego
uwiądu rządzących elit oraz ich ekonomicznego zaplecza. Skazuje to rozmaite
plany (np. formułowany przez adekwatne ministerstwo ,,plan odpowiedzialnego
rozwoju") na fiasko, względnie czyni je listą pobożnych życzeń
zakładających mniej więcej tyle, że długofalowy plan modernizacji polskiej,
wybitnie proeksportowej gospodarki, mieliby ochoczo sfinansować Polsce
Niemcy. Tak oczywiście nie będzie, a kto twierdzi inaczej, ten wpycha nasze
państwo w głęboką po kolana koleinę wyżłobioną przez ekonomiczne dzieje
podobnych do Polski ekonomicznych analfabetów w rodzaju Grecji, Hiszpanii,
Portugalii czy Irlandii. Jaki zatem wpływ na gospodarkę mają owe mityczne
,,europejskie fundusze"?

 Choroba holenderska

 Oddziaływanie taniego (bo pozyskiwanego niskim bądź żadnym nakładem pracy)
oraz obcego (bo pochodzącego z zewnątrz i napływającego bez względu na stan
wewnętrznej czy regionalnej koniunktury) pieniądza prześledzić można na
przykładzie ekonomicznych dziejów gospodarek wielu krajów. Zjawisko to nie
jest niczym nowym. W ekonomii znane jest świetnie i opisane po wielokroć.
Nie trzeba jednak sięgać do odległych czasowo źródeł, aby doszukać się
rzeczowego wyjaśnienia podobnych fenomenów.

 Jednym ze słów-wytrychów wykorzystywanych do ich opisu jest ,,choroba
holenderska" (the Dutch disease). Pojęcie to wywodzi się ze spostrzeżenia,
jakie poczyniono w Holandii w drugiej połowie XX wieku, po odkryciu
bogatych złóż gazu ziemnego. Odnotowano, z jak dużą siłą potężny, zyskowny
sektor oddziaływał wyniszczająco na inne sektory gospodarki. Obniżka cen
gazu prowadziła w sposób nieuchronny do podbicia kursu walutowego lokalnej
gospodarki, co czyniło eksport innych produktów wytwarzanych w gospodarce
przedsięwzięciem coraz bardziej karkołomnym. W ten sposób jedna duża, silna
i zyskowna branża przynosiła gospodarce łatwy pieniądz, czyszcząc ją z
innych branż, także tych innowacyjnych. Im większe uzależnienie od napływu
pieniądza z danego sektora, tym silniejszy proces jałowienia reszty
gospodarki. Podobne zjawisko znane jest skądinąd także z psychologii, która
opisuje, w jaki sposób silny, dominujący lider wyjaławia swoje otoczenie z
jednostek innowacyjnych, myślących inaczej od siebie. Myślę, że każdy bez
trudu znajdzie we własnej dziedzinie analogię do omawianego zjawiska.

 Mieszkanie ,,tanie inaczej"


Opisywana powyżej prawidłowość dotyczy również obcego pieniądza,
pochodzącego z innych, zupełnie nieproduktywnych źródeł, takich jak
zagraniczny kredyt - choćby najtańszy - zwłaszcza denominowany w obcej
walucie czy też wspominane powyżej ,,europejskie środki". Prowadzi do
jałowienia gospodarki i wypłukiwania z niej innowacyjnego pierwiastka,
bardzo podobnie, jak ma to miejsce w przypadku eksporterów surowców
naturalnych. Tutaj jednak dodatkowym kosztem jest dług, który w sposób
nieunikniony narosnąć musi wskutek owej ,,kuracji" ekonomicznej zewnętrznymi
źródłami finansowania. Ów dług prędzej czy później przerodzi się w
polityczną zależność od ośrodków trzymających w garści ów kurek z
pieniądzem. Zna ten scenariusz Afryka, znają go Azja i Ameryka Łacińska. Po
blisko trzech dekadach bezrozumnej i nieodpowiedzialnej polityki
gospodarczej kolejnych polskich rządów przyjdzie wkrótce taki czas, że
poznamy go także i my (zainteresowanych tym tematem odsyłam do tekstu
poświęconego tej kwestii).

 Wzrost podaży pieniądza prowadzi do wzrostu cen, a ten do wzrostu
zadłużenia. Kto ma na plecach wór w postaci długu (nieważne, państwo, firma
czy osoba prywatna), ten nie będzie myślał z ochotą o podejmowaniu
niepewnej co do zysków, a nieuchronnej co do kosztów własnej kreatywnej
działalności.

 W ciągu pierwszych pięciu lat od momentu wejścia Polski do UE podwoiły się
ceny mieszkań, co odpowiada w przybliżeniu wzrostowi agregatu monetarnego
M3 (dane: NBP). Średnie uposażenie (wiemy, ile mające wspólnego z
rzeczywistością) w tym samym czasie wzrosło o ok. 50 procent (czyli
windowało się o połowę wolniej w porównaniu z cenami mieszkań. Tymczasem
skumulowany wzrost PKB po pierwszych 11 latach członkostwa Polski w UE (a
więc jeszcze 6 lat po wystąpieniu efektu podwojenia cen mieszkań) wzrósł o
53 procent. Innymi słowy, jeśli ktoś na początku 2004 roku mógł myśleć o
zakupie mieszkania bez zaciągania długu, to pięć lat później z wszelkim
prawdopodobieństwem tej samej osobie pozostawała jedynie perspektywa
zaciągnięcia i spłaty wieloletniego kredytu. Rząd polski, nie rozumiejąc
sytuacji, dotował pieniędzmi z kredytów obcych (ponownie tani pieniądz z
zagranicy) programy mieszkaniowe dla młodych, zwiększając jeszcze ilość
pieniądza w gospodarce i dodatkowo windując ceny mieszkań. Akurat w tym
czasie na rynek nieruchomości wchodziły roczniki z wyżu z początku lat 80.
i to one masowo stały się ofiarą zaistniałej sytuacji.

 Kosztowna ,,pomoc"


Nie sposób dziś powiedzieć, jak negatywny wpływ na gospodarkę, na przykład
polską, mają unijne fundusze. Można próbować wyliczyć - i wielu tego
próbuje - ile nas w rzeczywistości kosztują. Jednak obciążenia finansowe
związane z rozrostem administracji czy z koniecznością uiszczania składek
członkowskich stanowią jedynie część (w mojej opinii nie najistotniejszą)
kosztów, jakie ponosi gospodarka tytułem absorpcji unijnych ,,funduszy".
Poważniejszym problemem są: napływ dodatkowego - pustego, obcego -
pieniądza oraz wynikające stąd zaburzenia na lokalnym rynku pieniężnym i
walutowym. Jaki byłby kurs wymiany złotówki na inne waluty, gdyby Polska
nie przyjmowała unijnych funduszy? Na ile inaczej kształtowałby się dziś i
na przestrzeni ostatnich lat? W literaturze znaleźć można próby odpowiedzi
na to pytanie. ,,Analiza konsekwencji napływu środków UE na sytuację
makroekonomiczną, poziom kursu walutowego i perspektywy wypełnienia
kryteriów konwergencji" dostępna na stronie Ministerstwa Finansów podaje
następujące informacje:

 ,,W okresie, gdy do gospodarki napływają fundusze UE, ich oddziaływania
powoduje umocnienie złotego, rosnące wraz ze zwiększeniem skali nowych
środków. Zakładamy, że środki w walucie wymieniane są na złote poprzez
rynek. Aprecjacja osiąga szczytowy moment w czasie, gdy następuje kumulacja
napływu środków z UE do gospodarki. W tym czasie kurs złotego wobec euro
jest niższy o około 3 proc. [czyt.: złotówka umacnia się względem euro -
przyp. KJ]. Później efekt maleje wraz ze zmniejszaniem kwot napływających
środków, a zakończenie napływu gwałtownie odcina jeden ze strumieni waluty
do kraju powodując deprecjację złotego, której skala maleje jednak z
upływem czasu".

 Rzecz jasna, wspomniane powyżej 3 procent jest tylko szacunkiem, do którego
wysokości należy pochodzić ostrożnie, tym bardziej dzisiaj, kiedy unijne
pieniądze napływają do Polski dużo bardziej wartkim strumieniem (autorzy
opublikowali raport w 2010-2011 roku, opierając się na danych z poprzedniej
,,perspektywy budżetowej"). Szczęśliwie wolumen napływających do Polski
,,europejskich środków" jest o wiele mniejszy od wolumenu wspominanych tu
kilkukrotnie środków finansowych pozyskiwanych przez wielkich eksporterów
surowców naturalnych. Mechanizm wypłukujący (za pośrednictwem unijnych
,,funduszy") z naszej gospodarki innowacyjność i przedsiębiorczość działa w
Polsce mniej intensywnie niż tam. Ale działa. Dzieje się tak za każdym
razem, kiedy widzisz na mieście tabliczkę z dumnym napisem o
współfinansowaniu inwestycji z wiadomych środków bądź gdy słyszysz o
dotacji na budowę autostrady. Ale działa ów mechanizm również kiedy
występujesz o ,,przysługujące ci" środki, kiedy otwierasz działalność
gospodarczą, albo kiedy występujesz o środki europejskie na remont
kościoła.

 Japońska lekcja


W jaki sposób inne państwa walczą z ,,gorącym pieniądzem"? Cennego
doświadczenia dostarczyła gospodarka japońska. Napompowana tanim pieniądzem
pochodzącym z eksportu towarów do Stanów Zjednoczonych w latach 70. i 80.
(USA - sztucznie przeszacowany kurs walutowy w związku z powiązaniem go z
ceną baryłki ropy naftowej, więcej tu) doświadczyła rozrostu bańki
spekulacyjnej na lokalnym rynku nieruchomości oraz giełdzie na niespotykaną
dotychczas skalę. Z chwilą, kiedy kurs wymiany jena i płace Japończyków
urosły do tego stopnia, że przestali być konkurencyjni w międzynarodowym
handlu, ale nie na tyle, by stać ich było na kosmicznie drogie mieszkania,
gospodarka japońska zaczęła się krztusić. Zakrztuszenie przeszło w
gwałtowny kaszel, który poskutkował paniką na rynku nieruchomości, a ta
doprowadziła do spadku cen nawet o 70 procent. Japończycy zrobili wszystko,
by uniknąć głębokiego i bolesnego kryzysu deflacyjnego. Udało im się,
deflacji uniknęli. Ceną jest trwająca na ich rynku od trzydziestu lat
stagnacja.

 Ekonomiczne kierownictwa najważniejszych światowych graczy pamiętają tamtą
lekcję doskonale. Podejmują stosowne działania, żeby nigdy nie znaleźć się
w pozycji Japonii. Chińczycy przewidują potężne inwestycje w to, co znamy
dzisiaj, jako Nowy Szlak Jedwabny. Działanie to nie jest niczym innym, jak
wyrzuceniem z Chin nagromadzonego przez nadwyżkę eksportową kapitału
(taniego, obcego pieniądza) i niedopuszczenie w ten sposób do realizacji w
Chinach japońskiego scenariusza sprzed kilku dekad. Chińczycy rozumieją, w
jaki sposób na gospodarkę działa tani, obcy pieniądz. Niemcy swoje
gigantyczne zyski z kolosalnej nadwyżki w handlu zagranicznym inwestują w
projekt europejski. W ,,fundusze strukturalne" dla Polski, w ,,ratowanie"
Grecji i Hiszpanii. Oni także rozumieją, jak na gospodarkę działa toksyczny
pieniądz. A my?

 Wyścigi samobójców


Naturalnie, wskazać można szereg pięknych przedsięwzięć zrealizowanych
dzięki ,,europejskim funduszom", wypisać listę firm, które udało się założyć
albo unowocześnić dzięki pieniądzom płynącym z UE. Nie będę, siląc się na
tani obiektywizm, poświęcał tutaj miejsca na podobne zabiegi. Prasa
ostatnich lat pełna jest unijnej propagandy sukcesu. Głosów odmiennych jest
jak na lekarstwo, a ten nie ma szans by choćby przysypać kanion mitologii
wykopany wokół ,,europejskich środków". Szkoda, bo, ogólnie rzecz biorąc,
patrząc na kwestię z perspektywy całej gospodarki, stwierdzić należy
jednoznacznie, że ,,europejskie fundusze" bez względu na ich nazwę, formę
przyznania czy cel, są instrumentem ekonomicznym osłabiającym gospodarczo
ich ,,beneficjentów", w tym Polskę. Skala niezrozumienia tego zjawiska jest
dziś tak olbrzymia, że aż przygnębiająca. Nie sposób wymazać z pamięci
tryumfalnego oblicza byłego premiera Tuska komunikującego społeczeństwu, że
w nowej ,,budżetowej perspektywie" przyznanych Polsce zostanie jeszcze
więcej niż poprzednio, bo aż sto miliardów euro z puli europejskich
,,środków". Tymczasem jedyną reakcją ówczesnej opozycji (w tym PiS) na ów
europejski ,,tryumf" był pomruk, że można było przecież wynegocjować
dwieście... Przykro było patrzeć, jak polskie elity targują się o cenę
kolejnego kawałka konopnego sznura, jaki właśnie sprzedany został
europejskim bolszewikom.

Tak nas dobijają fundusze unijne

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona