Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   To nie kryzys, to rezultat

To nie kryzys, to rezultat

Data: 2013-02-10 14:38:44
Autor: u2
To nie kryzys, to rezultat
.... antypolskiej polityki nie-rządu PO-PSL :

http://wpolityce.pl/wydarzenia/46747-nasz-wywiad-andrzej-sadowski-unijne-plany-walki-z-bezrobociem-prowadza-do-najzwyczajniejszego-bankructwa

wPolityce.pl: - W Polsce bezrobocie wśród młodych wynosi ok. 30 proc. Są kraje pod tym względem jeszcze bezpieczne (jak Niemcy czy Austria z jednoprocentowym wskaźnikiem), ale na drugim krańcu czerwoną latarnię stanowi Hiszpania, w której ponad połowa osób przed 25. rokiem życia nie ma pracy. Zdaniem unijnego komisarza ds. zatrudnienia, bezrobocie młodych kosztuje państwa UE 153 mld euro rocznie. Wygląda na to, że to jeden z głównych problemów Unii. Na ile niebezpieczny może się okazać?

Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha: - Można zacytować klasyka, który w jednym zdaniu wszystko wyjaśnia: "to nie kryzys, to rezultat". Tak mawiał Stefan Kisielewski. Bezrobocie młodych jest wyłącznie konsekwencją dotychczasowej polityki rządów krajów Unii Europejskiej, które ograniczają wolność gospodarczą, a w zamian oferują socjal. Oczywiście gospodarka realna musi na to wypracować środki. Od lat ich nadwyżki nie ma, stąd życie na kredyt i finansowanie różnego rodzaju tzw. programów pomocowych. Dzisiejsze pomysły są kontynuacją tej tendencji, samobójczej politycznie dla UE. Już widać wybuchające różnego rodzaju rewolty z udziałem młodych, którzy pozbawieni szans na karierę albo emigrują z Europy do kolonii, gdzie jest dla nich praca - jak ma to miejsce w przypadku Portugalczyków, Hiszpanów czy Francuzów - albo wychodzą na ulice, zasilają gangi, organizują demonstracje. To może zniszczyć ten ład polityczny opierający się wyłącznie na arytmetycznej większości zamiast na wolności.

 Polacy na razie wyjeżdżają na do zachodniej Europy, głównie Wielkiej Brytanii. Czy mogą więc pojawić się nowe, dalsze kierunki emigracji?

Dla Polaków nie ma znaczenia, dokąd pojadą. Według ostatnich badań unijnych jesteśmy najbardziej mobilnym społeczeństwem. Dla nas kwestia pracy, utrzymania rodziny jest rzeczą tak naturalną i oczywistą, że nie mamy ograniczeń mentalnych, jeśli chodzi o miejsce, w którym znajdujemy pracę. Takie problemy pojawiają się w innych społeczeństwach Unii, które do tej pory były programami socjalnymi - trzeba użyć tego słowa - niszczone. Destrukcyjne były pomysły ukrywania bezrobocia poprzez oferowanie wszystkim nieodpłatnego wyższego wykształcenia. Symbolicznym tego efektem była niedawna sprawa z Włoch, gdzie absolwent politologii wystawił swój dyplom i umiejętności na aukcji za 1 euro. Kształcono ludzi, którzy nijak nie znajdą pracy tylko po to, by w statystykach bezrobocia ich nie było. Uczelnie w Unii Europejskiej są dziś w dużej mierze przechowalnią osób, które nie mogą znaleźć zatrudnienia. A jest to konsekwencją takiego ograniczenia i skrępowania gospodarki, że nie jest ona w stanie stworzyć wystarczającej liczby miejsc pracy.

 Mówi pan o winie rządów. Gdzie by pan wskazał błędy popełnione przez polskie władze?

To nie jest kwestia jednego gabinetu, ale wszystkich po kolei. W raportach rządowych od lat można wyczytać rzecz wydawałoby się oczywistą - która powinna mieć swoje konsekwencje w działaniu - że głównym źródłem bezrobocia w Polsce są wysokie koszty pracy: ZUS, składki, podatki. Pokazywaliśmy to w naszych raportach dotyczących rodziny: młody człowiek, który kończy studia i idzie na rynek pracy, nie zawsze ma świadomość, że te kilkadziesiąt procent jego wynagrodzenia rząd zabiera za sam fakt legalnego zatrudnienia. Stąd jego siła nabywcza jest dość ograniczona i to, co mu zostaje, w pierwszej kolejności zużyje na kupno kredytu hipotecznego, a dopiero w bardzo odległej perspektywie będzie się zastanawiał nad rodziną i kilkoma innymi sprawami. Jeśli będzie miał szczęście i znajdzie zatrudnienie, to niestety jego widoki na przyszłość i tak będą dość ograniczone. Stąd tak duża emigracja młodych ludzi za granicę. To już nawet nie jest emigracja, ale stałe wyjazdy. Po ilości kredytów hipotecznych, małżeństw i dzieci polskich, które rodzą się w Wielkiej Brytanii oraz innych krajach widać, że mamy do czynienia z trwałym odpływem części polskiego społeczeństwa tam, gdzie jest szansa na normalne życie.

 To nie jest żadne odkrycie, ale niewiele się z tym robi.

Wiedza o tym, dlaczego w Polsce jest tak źle, po stronie rządów istnieje. Mamy natomiast do czynienia z klasyczną sytuacja opisaną przez Miltona Friedmana, czyli tyranią status quo i próbą utrzymania tego nieefektywnego systemu. A to już ma daleko idące konsekwencje. Ich miarą jest właśnie nie malejąca, ale znów wzbierająca fala kolejnych trwałych wyjazdów.

 Jak pan ocenia takie pomysły, jak zrodzony w Komisji Europejskiej gwarancji dla młodzieży - np. otrzymania oferty pracy w ciągu czterech miesięcy od utraty zatrudnienia bądź skończenia nauki? Czy to ma jakiekolwiek szanse na zrealizowanie?

Czy polityka kiedykolwiek była w stanie stworzyć miejsca pracy? Może to zrobić tylko realna gospodarka i przedsiębiorstwa. Czy firmy będą dawały gwarancję zatrudnienia czy urzędnik w Komisji Europejskiej? Jeżeli da ją polityk, będzie tyle samo warta, co zapewnienia, że kryzys w Grecji i krajach strefy euro się skończył.

 No właśnie, przecież to jest pomysł utopijny już na pierwszy rzut oka. Dlaczego więc jest tak poważnie traktowany - ma się nad nim teraz pochylić Parlament Europejski. Czy aż tak absurdalne rozmiary ma przybierać ta chęć podtrzymywania status quo?

Niestety tak. Ten proces obserwowaliśmy już w końcówce PRL, gdy próbowano za wszelką cenę ją utrzymać. Wówczas rzeczywistość zaklinano podobnymi hasłami. Myślano, że słowo wypowiedziane przez polityka ma taką samą moc jak słowo Pana Boga i stanie się ciałem.. Przypomina się dowcip z poprzedniego systemu: "kiedy nie było co zbierać na polach, zbierało się plenum KC". Dziś jest podobnie. Im wyższy poziom bezrobocia, tym więcej zebrań, narad, programów, które nijak się mają do źródeł bezrobocia w Europie. Przypomnijmy sobie sytuację na kontynencie z końca lat 60., początku 70. Mało kto pamięta, że w wielu krajach Unii Europejskiej bezrobocie było ujemne. W Niemczech nawet ponad 20 proc. Dzisiejsza mniejszość turecka i post-jugosłowiańska w Niemczech jest skutkiem właśnie ujemnego bezrobocia.. Gospodarki w wielu państwach rozwijały się tak szybko, że musiały ściągać pracowników z zewnątrz, np. francuska nie tylko z byłych kolonii, ale też z Hiszpanii czy Portugalii. Mieliśmy do czynienia z bardzo szybkim rozwojem. On ustał, gdy zamiast wolności pojawiły się regulacje. I dziś te gospodarki nie są w stanie wytwarzać odpowiedniej ilości miejsc pracy, bo nie są w stanie się rozwijać. W najlepszym wypadku ten rozwój jest na poziomie błędu statystycznego.

 A czy można pokładać jakiekolwiek nadzieje na rozwiązanie problemu bezrobocia w Unii Europejskiej? Czy taki wspólny pakiet ratunkowy dla ponad 20 krajów, z których w każdym jest nieco - albo radykalnie - inna sytuacja może być skuteczny?

Jeżeli ratuje się bankrutujące rządy, na co idą setki miliardów z naszych podatków; jeżeli ratuje się globalnie klimat - bo przecież UE wzięła na siebie ciężar odpowiedzialności za całą planetę, gdy nie ma znaczenia, czy kominy hut są w Indiach czy Europie - na co przeznacza się niebywałe, astronomiczne kwoty; i wreszcie teraz chce się przeznaczać miliardy na walkę z bezrobociem, nie ma siły, żeby to zadziałało. Nie da się finansować tak "ambitnych" globalnych planów przy tak mało wydajnych gospodarkach, jakimi stały się przez lata tych wszystkich regulacji, o których wspominałem. Nie ma takiej możliwości. To wszystko prowadzi tylko do zwiększenia tytułów płatniczych i najzwyczajniejszego bankructwa. Nie ma takich środków w Unii, które by pozwoliły na utrzymywanie absurdalnej polityki rolnej, jednocześnie zagwarantowania pracy, czystego powietrza itd. Lista jest nierealna i nie ma już realnych pieniędzy na jej sfinansowanie.

Rozmawiał Marek Pyza

To nie kryzys, to rezultat

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona