Data: 2009-03-14 10:26:08 | |
Autor: mkarwan | |
Totalitarna demokracja | |
Aby zrozumieć czasy, w których się żyje, warto cofnąć się niekiedy o parę
kroków, spojrzeć z dystansu i wykonać prosty eksperyment myślowy polegający na zadaniu pytania: co by było gdyby? Co by było, gdyby służby specjalne pewnego europejskiego państwa zatwierdziły, a następnie realizowały program "tropienia treści żydowskich w mediach"? Gdyby niezależna uczelnia tego kraju odwołała w trybie nagłym międzynarodową konferencję naukową z uwagi na to, że miał w niej wziąć udział prelegent o poglądach "semickich"? Gdyby pewne opinie na mocy niepisanej umowy były konsekwentnie pomijane w mediach jako "syjonistyczne", głoszącym je zaś pismom odmawiano by kolportażu i dystrybucji? Oczywiście stwierdzilibyśmy, że to niedopuszczalna sytuacja, a gdyby ktoś zapytał, jaki to europejski kraj mógłby dopuścić się takich okropieństw, odparlibyśmy, że coś takiego możliwe było tylko w początkach III Rzeszy. Zastąpmy teraz "Żydów" i "syjonistów" przez "lewicowców" i "komunistów", a następnie znów zapytajmy: co by było gdyby organy państwa zlecały specjalnym komórkom tropienie lewicowców i kryptokomunistów w mediach, gdyby wywierano wpływ na uniwersytety, aby nie zapraszały naukowców o lewicowych poglądach, gdyby panowała nieformalna cenzura na głoszenie idei podejrzewanych o komunizm, a czasopisma lewicowe, za cichym przyzwoleniem władz, pomijane były przez kolporterów? Znów stwierdzilibyśmy, nawet nie sympatyzując z lewicą czy komunizmem, że to niedopuszczalne pogwałcenie wolności słowa, a gdyby ktoś spytał, gdzie coś takiego mogłoby się wydarzyć, odpowiedzielibyśmy, że ani chybi chodzi o Stany Zjednoczone w czasach szalejącego makkartyzmu. Prawdopodobnie zdecydowana większość zgodziłaby się, że dyskryminowanie ludzi jedynie z powodu ich przekonań jest czymś wysoce nagannym i coś takiego nie powinno funkcjonować w demokratycznym społeczeństwie. Niemal wszyscy uznaliby, że "tropienie Żydów", zwłaszcza kiedy pojęcie "Żyda" jest tak mętne i ogólne jak to, którego używali naziści, jest czymś podłym. Również dyskryminację osób o przekonaniach lewicowych, a nawet skrajnie radykalnych, część z nas uznałaby za niedopuszczalną w liberalnym państwie, niezależnie od własnej z nimi niezgody. Jak widać, odruch sprzeciwu wobec tego rodzaju zjawisk nie jest ściśle związany z konkretnymi poglądami politycznymi. Czy w związku z tym możemy się w Polsce czuć bezpiecznie? Czy człowiek może w tym kraju publicznie mówić to, co chce, nie bojąc się, że zostanie za to ukarany przez władze bądź za ich przyzwoleniem szykanowany? Biorąc pod uwagę wymienione wcześniej przypadki, można by odpowiedzieć twierdząco: nie spotykamy się dziś w naszym kraju z tropieniem "syjonistów, nikt nie jest wykluczany z życia publicznego za głoszenie "filosemickich" poglądów. Pomimo ostrzeżeń lewicy laickiej, po 1989 roku nikt nie prześladuje lewicowców czy byłych komunistów. Nie zdarzyło się też, aby jakiś uniwersytet odwołał konferencję ze względu na udział w niej osoby głoszącej "antypolskie" poglądy, jak choćby Jan Tomasz Gross, bądź szykanował osoby głoszące idee skrajnie lewicowe (zarówno feministki, jak i członkowie Komunistycznej Partii Polski bez trudu znajdują zarówno zatrudnienie na uczelniach, jak i dostęp do mediów). Czyżby więc wszystko było w porządku i panowała u nas powszechna tolerancja dla osób głoszących odmienne poglądy? Niestety, tak nie jest. Wszystkie wcześniejsze przykłady nie zostały wymyślone, lecz odnoszą się do konkretnych zdarzeń, do których doszło w Polsce w zeszłym roku. Jedyna różnica polega na tym, że nie dotyczyły one "syjonistów" czy "kryptokomunistów", lecz - równie pojemnej dziś, jak w czasach hitlerowskich pojęcie "Żyda" - kategorii "antysemitów" i "ksenofobów". Jak już pisaliśmy w "Opcji", polskie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych prowadzi akcję tropienia w mediach wypowiedzi "antysemickich, rasistowskich i ksenofobicznych", eufemistycznie nazywając to "monitorowaniem". W tym celu posługuje się peerelowskimi aparatczykami z tytułami naukowymi, którzy dawne metody tropienia "elementów antysocjalistycznych" wykorzystują dziś z powodzeniem w rzekomo wolnej III RP. Co więcej, w sponsorowanych przez władze projektach domagają się wprowadzenia dotkliwych kar za niepoprawne opinie, co spotyka się z pełną aprobatą polskiego rządu, tłumaczącego się, że takie są standardy europejskie. Przykro to mówić, ale są to standardy Europy z wizji Adolfa Hitlera. Kolejny przykład: w grudniu ubiegłego roku władze Uniwersytetu Wrocławskiego doprowadziły do odwołania konferencji naukowej z tego tylko powodu, że gościem jej miał być profesor Jerzy Robert Nowak, uznany autorytatywnie przez "Gazetę Wyborczą" za "antysemitę". Czy nie mamy tu do czynienia z taką samą sytuacją, jak w czasach, kiedy na wniosek nazistowskiego "Stürmera" odwoływano wykłady profesorów uznawanych przez tę gazetę za "Żydów"? Czy organ Adama Michnika nie zaczyna pełnić dziś takiej samej roli, jaką pełniła w roku 1968 "Trybuna Ludu", wzywając do usunięcia z polskich uczelni "syjonistów"? Jak wielokrotnie pokazywano - czynił tak m.in. Norman G. Finkelstein - pojęcie "antysemityzmu" jest dziś tak szerokie i niejasne, że dawno przestało mieć cokolwiek wspólnego z tym, co rozumiano przez nie w czasach II wojny i tuż po niej. Służy ono dziś najczęściej jedynie jako broń w walce z politycznymi przeciwnikami, których w ten sposób "odczłowiecza się", zamiast z nimi dyskutować. W taki sam sposób stosowano niegdyś terminy "Żyd", "kułak", "burżuj", "reakcjonista". Wszyscy wrzuceni do pojemnego worka wyznaczanego przez te kategorie byli automatycznie pozbawiani praw ludzkich i nikt nie uważał za stosowne dopuszczać ich do głosu - bo przecież nie będzie się dyskutować z "Żydem" czy "kułakiem", gdyż sama ich natura dowodzi błędności ich poglądów. Dziś mamy do czynienia z analogiczną sytuacją: chcąc komuś odebrać głos, określa się go mianem "antysemity" czy "ksenofoba". Jak widać, w nowej Europie zaczyna powoli być wprowadzany stary podział na oświeconą Rasę Panów, zatwierdzającą, co dobre, a co złe, co wolno, a czego nie, oraz szeroką klasę niezasługujących na głos podludzi. Ostatni przykład dotyczy naszego miesięcznika, który od lat boryka się z trudnościami kolportażu i dystrybucji. Z jakichś, nieznanych nam powodów, salony Empik odmówiły dystrybucji książek wydawnictwa Wektory, pomimo tego, że zupełnie dobrze się sprzedawały. Również firma Kolporter odmówiła kolportażu "Opcji", choć zwroty naszego pisma były dużo niższe niż w przypadku wielu innych gazet, które pomimo tego Kolporter kolportuje. Oczywiście, w obu wypadkach są to prywatne firmy i mogą podejmować swobodne decyzje, nikomu się z tego nie tłumacząc, powstaje jednak pytanie, dlaczego podejmują decyzje nieopłacalne z ekonomicznego punktu widzenia? Jeśli pieniądze nie odgrywają roli, to co wpływa na to, że niektórym pismom odmawia się kolportażu? Czyżby chodziło o głoszone w nich poglądy? Czyżby właściciele mediów musieli dziś dostosowywać się do cichych i nieformalnych zaleceń władzy, która za pomocą swoich służb sugeruje, co jest słuszne, a co nie jest? Czy mamy do czynienia z sytuacją analogiczną do czasów III Rzeszy, kiedy prywatni przedsiębiorcy mogli funkcjonować, o ile dostosowywali się do wiodącej linii NSDAP? Jak wiadomo, w Niemczech lat 30. działały prywatne media, które ktoś nieobeznany z sytuacją mógłby uznać za niezależne. A jednak trudno byłoby znaleźć gazetę, która otwarcie krytykowałaby poglądy Adolfa Hitlera albo przeciwstawiała się pogromom. Czyżbyśmy mieli do czynienia z powtórką z historii, tyle że, jak na razie, w delikatniejszej wersji? Piszemy o tym wszystkim po to, aby pokazać, że za zasłoną frazesów o tolerancji i demokracji, skrywa się nieco inna rzeczywistość. Jednakże, aby to sobie uświadomić, trzeba nieco oderwać się od stereotypowego przekonania, że totalitaryzm zawsze musi przychodzić w mundurze gestapowca. Tak bardzo uwierzyliśmy w to, że źli mogą być jedynie "faszyści", że nie jesteśmy w stanie dostrzec zła przychodzącego pod postacią walki z nietolerancją i ksenofobią. Jesteśmy do tego stopnia przytłoczeni wypowiedziami o wydumanej dyskryminacji rozmaitych egzotycznych grup w rodzaju gejów (którzy, nawiasem mówiąc, są pupilkiem mediów), że przestaliśmy zwracać uwagę na faktyczną dyskryminację ludzi myślących inaczej - choćby w "kwestii gejowskiej". Pamiętajmy jednak, że państwa totalitarne również rozpoczynały od walki o prawa rozmaitych, rzekomo wykluczanych grup - prawa aryjczyków, prawa proletariatu, prawa Niemców do poszerzania przestrzeni życiowej itd. Walka ta była zaś tylko początkiem prześladowania wszystkich tych, którzy mieli pod tym względem jakiekolwiek wątpliwości. Nie zapominajmy też, że żaden totalitaryzm nie był brutalny i morderczy od samego początku: przeciwnie, na samym początku katów witano kwiatami, wierząc ich zapewnieniom, iż celem jest powszechna równość, wolność i braterstwo. Obyśmy się mylili w diagnozach, ale opisane tu zdarzenia - a także wiele innych, bardzo podobnych - sugerują, że od państwa Hitlera i Stalina dzieli nas jedynie różnica stopnia, nie istoty. źródło http://www.opcja.pop.pl/index.php?id_artykul=2723 |
|
Data: 2009-03-14 10:02:32 | |
Autor: Me | |
Totalitarna demokracja | |
To bardzo glebokie; ja wycinkowo to robilam. jest problem bo rosne
aspecty idealogii zydowskich ( nie chce wytykac od razu) zawieraja elementy dyskryminacyjne, jesli nie faszystowskei; in many ways halocaus zamyka tzw. kolo hostorii. TO nie do tycvzy calego hnolokaustu zydowskiego. Prosze sie klocic ze mna. Za wszystkie sluzby wlacznie zaawansopwanymiu zydowskimi ( oni chyba nie maj nic naprzeciw abym ja zlapala ten wiatr za nich) Kubel wody byl kiedy w 1947 roku ( chyba, ale moge sie mylic o rok) w kutnie zwolano ofiary na tysiace - prezentuja sie na zdjeciacj jak najdorodniejsza czesc polskiego pobitego spoleczenstwa wtedy. zdjecia te jest latwo odkopac. Koledzy z Mosadu mowcie prawde - tak jest lepiej w koncowym balansie.Mnie sie nawet wydaja ze ja tam bylam , ale wciaz przechodzilam kuracje na tzw. raka kosci ( ktirego tearz ma Specetr) i nie pamietam sie jak fizyczna potege tam, ale " can bear the witness". prawda jest lepsza niz klamstwo dla zydowskiego spolecznstwa. Podziwiam i popieram proby pelnego porozumienia z Izraelem ale na zasadzie opierania o fakty. On Mar 14, 5:26 am, "mkarwan" <mkar...@poczta.onet.pl> wrote: Aby zrozumieć czasy, w których się żyje, warto cofnąć się niekiedy o parę ............. ARTYKUL NIE WYRAZA MICHM MYSLI W 100% |
|
Data: 2009-03-14 12:00:24 | |
Autor: ColgatesBilly | |
Totalitarna demokracja | |
Ta OPCJE NA PRAWO nalezy polecac wszystkim...
To (i poprzednie) to najwaqzniejsze posty na grupie od dawna P-Kol "mkarwan" <mkarwan@poczta.onet.pl> wrote in message news:gpftb5$eub$1atlantis.news.neostrada.pl... Aby zrozumieć czasy, w których się żyje, warto cofnąć się niekiedy o parę |