Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Tragedia SmoleĹ„ska

Tragedia Smoleńska

Data: 2010-07-13 20:25:34
Autor: u2
Tragedia Smoleńska
... czyli Gruppenfuehrer KAT w akcji :

„To jest wynik waszej zbrodniczej polityki – nie kupiliście nowych
samolotów”.

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36553

"Leszek zadzwonił o 8.20. Myślałem, że już wylądował i dzwoni ze
Smoleńska. Bardzo rzadko dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu.
Powiedział mi, że z Mamą wszystko w porządku, i poradził, bym się
przespał". Z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiają Katarzyna Gójska-Hejke i
Tomasz Sakiewicz ("Gazeta Polska").

Czy czuł Pan niepokój przed podróżą Brata do Katynia?
Dla mnie sprawa zaczęła się wówczas, gdy zakwestionowano prawo wyjazdu
prezydenta z rodzinami katyńskimi na coroczne uroczystości
upamiętniające zamordowanych polskich oficerów. Podkreślam słowo
coroczne, bo to właśnie 10 kwietnia każdego roku, a nie jak premier 7
kwietnia, organizowano wyjazd na cmentarz katyński. Tymczasem po
telefonie Władimira Putina do Donalda Tuska członkowie jego gabinetu
zaczęli ogłaszać wprost, że do Katynia nikt prezydenta nie zaprasza i
jego wyjazd na obchody 70. rocznicy tej zbrodni nie jest koniecznością i
powinnością, ale czymś w rodzaju niezrozumiałej zachcianki. Ku mojemu
zdumieniu rozpoczęło się podważanie prawa Lecha Kaczyńskiego do udziału
w tej uroczystości. Muszę przyznać, że choć atak był kuriozalny, nawet
jak na obyczaje gabinetu Tuska i jego medialnych sojusznikĂłw, to jednak
nie wzbudził we mnie jakiegoś szczególnego zdziwienia, a wiedziałem już,
że są zdolni posunąć się bardzo daleko. Niepokoiło, że tym razem wprost
grajÄ… z Rosjanami.

Prezydent wahał się, czy pojechać do Katynia?
Absolutnie nie. Przez pewien czas nie było jednak pewne, jak się tam uda
i jak ten wyjazd zostanie zorganizowany. Później – nie pamiętam
dokładnie kiedy – pojawiła się koncepcja dwóch wyjazdów. Premier
oddzielnie i prezydent oddzielnie. Lech Kaczyński miał jechać razem z
coroczną delegacją środowisk katyńskich, a Donald Tusk specjalnie do
Putina. Chcę mocno podkreślić, że organizatorem tego corocznego wyjazdu
środowisk katyńskich był rząd. Prezydent poleciał do Katynia rządowym
samolotem. Nie prezydenckim – bo takiego nie było i nie ma. To rząd
Donalda Tuska dużo wcześniej odmówił głowie państwa prawa do korzystania
z tupolewa. Dopiero po katastrofie ministrowie i sam premier zaczęli
nazywać ten samolot prezydenckim. To dość znamienne. Tym bardziej że
prezydentowi usiłowano odmówić samolotu niejeden raz. Tak było przed
słynnym wyjazdem do Tbilisi, gdy Gruzję zaatakowały wojska rosyjskie.
Premier Tusk chciał odmówić Lechowi Kaczyńskiemu prawa do polecenia
rządowym samolotem. Uległ po telefonie prezydenta Busha do prezydenta
RP. Prezydent USA z całą mocą poparł wtedy plan Lecha Kaczyńskiego.
Donald Tusk przestraszył się międzynarodowej kompromitacji i wycofał
swoje zastrzeĹĽenia.

Pan też miał polecieć do Smoleńska 10 kwietnia?
Tak. Nie poleciałem z powodu stanu zdrowia Mamy. Było dla nas oczywiste,
że przynajmniej jeden z nas musi przy niej być. Wcześniej nawet nocami
razem czuwaliśmy w szpitalu. Z natury rzeczy to ja, a nie mój brat,
musiałem zrezygnować z lotu do Smoleńska.

Nie miał Pan jakichś przeczuć przed tą podróżą Brata? Nie bał się Pan
tym razem o Niego?
Wolałem, żeby Leszek jechał pociągiem – taki specjalny pociąg wyjechał z
Warszawy do Smoleńska. To pamiętam bardzo dobrze. I nawet do pewnego
momentu Brat też chciał tak zrobić. Ostatecznie zdecydował się na lot
samolotem, bo wcześniej musiał polecieć do Wilna na spotkanie z panią
prezydent Litwy. Ale to oznaczało, że nie będzie mógł pojechać pociągiem
z rodzinami katyńskimi. Przyznam, iż zmartwiłem się tym. Jednak nie
przeczuwałem zbliżającej się katastrofy. Muszę też powiedzieć, że od
jakiegoś czasu namawiałem prezydenta, by zrezygnował z latania
tupolewami. Mówiłem to także jego współpracownikom. Wszyscy rozkładali
ręce i mówili: „to czym latać?”. Mówiąc wprost, to były takie graty, że
nikt się nimi nie powinien poruszać.

Kiedy po raz ostatni widział Pan Brata?
W szpitalu u Mamy. To było późnym wieczorem w piątek. Rozmawiał ze mną,
z Mamą i z prezydenckim lekarzem, który następnego dnia także zginął. Ja
również rozmawiałem z panem docentem Lubińskim. Pamiętam, że pytałem go
nawet, jakim samolotem polecą do Smoleńska. Przez pewien czas byłem
przekonany, że będzie to JAK, a nie tupolew. Nawet myślałem, że to może
lepiej. Później jednak przypomniałem sobie wszystkie awarie JAK-ów. 10
kwietnia o 6 rano Leszek obudził mnie telefonem. Później zadzwonił o
8.20. Myślałem, że już wylądował i dzwoni ze Smoleńska. Bardzo rzadko
dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu. Powiedział mi, że z Mamą
wszystko w porządku, i poradził, bym się przespał. Pamiętam doskonale,
że użył określenia: „bo się rozpadniesz”.

Tylko o tym Pan rozmawiał wtedy z Panem Prezydentem?
Dokładnie. Tak wyglądała ta bardzo krótka rozmowa. Dosłownie kilka zdań.
Zresztą pamiętam, że zerwało połączenie.

Nie zdziwiło to Pana?
Nie. Bo za każdym razem gdy rozmawiałem z Bratem przez telefon
satelitarny podczas lotu – a powtarzam, było zaledwie kilka takich
przypadków – połączenie się zrywało. Te rozmowy były bardzo krótkie.
Dosłownie kilkuzdaniowe.

Jak się Pan dowiedział o katastrofie?
Przyznam, że nie posłuchałem rady Leszka. Nie położyłem się spać, tylko
ubierałem się i szykowałem do odwiedzenia Mamy. Akurat goliłem się, gdy
zadzwonił telefon. Byłem pewien, że to brat telefonuje już ze Smoleńska.
Usłyszałem jednak jakiś nieznajomy glos. Chyba był to któryś ze
współpracowników ministra Sikorskiego. Później słuchawkę przejął sam
minister. Poznałem go. Nie miałem cienia wątpliwości, że stało się coś
złego. Dowiedziałem się, że doszło do katastrofy. Rozbił się samolot.
Wszyscy zginęli. Powiedziałem mu: „To jest wynik waszej zbrodniczej
polityki – nie kupiliście nowych samolotów”. Na tym rozmowa się skończyła.

Czy minister Sikorski odpowiedział na te słowa?
Nie. Chyba zresztą sam odłożyłem słuchawkę. Po kwadransie był następny
telefon. Miałem cień nadziei, że może jednak ktoś przeżył. Znów dzwonił
Sikorski i kategorycznie stwierdził, że katastrofa była wynikiem błędu
pilota. Pamiętam jego słowa: „to był błąd pilota”.

Nie miał wątpliwości co do tego? Już wtedy wiedział, że zawinił pilot?
Tak. Oznajmił mi to zdecydowanie i jednoznacznie. Teraz myślę, że
zarĂłwno Sikorski, jak i sam Tusk bali siÄ™, ĹĽe publicznie powtĂłrzÄ™ to, co
powiedziałem Sikorskiemu podczas pierwszej rozmowy telefonicznej. Jednak
moje myśli skierowane były wtedy całkowicie na Mamę. W jej stanie nie
przeżyłaby tej strasznej informacji. Popędziłem do szpitala i poprosiłem
o stworzenie Mamie takich warunków, by uchronić ją przed wiadomością o
śmierci Leszka. Nie było to proste – leżała na 8-osobowej sali. W
szpitalu lekarze podali mi środki uspokajające. Bardzo mi pomogły. Gdy
zabezpieczyłem Mamę, miałem już tylko jeden cel – jak najszybciej
pojechać do Smoleńska.

Kto zorganizował tę podróż?
Przyjaciele. Szczególnie muszę wyróżnić Staszka Kostrzewskiego. Był ze
mną też mój cioteczny brat. Bardzo pomógł Paweł Kowal. Początkowo
wydawało się, że to nierealne, ale dzięki ich determinacji udało się.
Wynajęli samolot. Lotnisko w Smoleńsku zostało zamknięte, polecieliśmy
zatem do Witebska na Białorusi. Wcześniej namawiano mnie, bym poleciał z
Donaldem Tuskiem.

Kto namawiał?
Nie pamiętam. Dzwonił ktoś od premiera. Miałem wrażenie, że Donald Tusk
zdecydował się polecieć do Smoleńska wtedy, gdy dowiedział się, że ja
tam lecę. Być może się mylę, ale tak to zapamiętałem. Nie chciałem
jednak lecieć z premierem. Poleciałem z przyjaciółmi. Wylądowaliśmy
zresztą w Witebsku przed Tuskiem. Strona białoruska zachowała się bardzo
poprawnie. Na lotnisku czekał autokar i samochód osobowy. Wsiedliśmy i
ruszyliśmy w drogę do Smoleńska. Po drodze zorientowaliśmy się, że tempo
jazdy jest spowalniane. DziĹ› wiem, ĹĽe nasze postoje i powolne tempo
jazdy były wymuszone przez ścigającą nas delegację z premierem Tuskiem,
który koniecznie chciał dotrzeć do Smoleńska przed nami. W pewnym
momencie limuzyna z Donaldem Tuskiem minęła nas i dopiero wtedy
pozwolono nam normalnie jechać. To była zresztą jakaś kompletna
paranoja. Bo jeśli premier polskiego rządu ścigał się ze mną, kto
pierwszy dojedzie do miejsca katastrofy, to widocznie szczegĂłlnie
zależało mu, by się tam pokazać. Państwo wybaczą, ale nie jestem w
stanie nawet zrozumieć takiej mentalności. Ja jechałem do ciał moich
najbliższych – do Leszka, Marylki, Przyjaciół. To, co wyrabiał wówczas
pan Tusk, po prostu nie mieści mi się w głowie.

Ma Pan pewność, że was zatrzymywano celowo?
Nie mam co do tego wątpliwości. Rozmawialiśmy z kierowcą. Mówił nam „nie
lzja”. Ale jak limuzyna z premierem Tuskiem bez zatrzymania nas minęła,
rozkaz przestał obowiązywać. Dopiero w Smoleńsku znowu nas spowalniano.
W pewnym miejscu zaczęliśmy dosłownie kręcić się w kółko, zanim
dotarliśmy do lotniska, które znajduje się przecież niedaleko centrum
Smoleńska.

W kampanii prezydenckiej unikał Pan wypowiedzi o katastrofie
smoleńskiej. Czy teraz też tak będzie?
Nie chciałem, by śmierć moich najbliższych stała się głównym tematem
kampanii wyborczej. Jednak jest sprawą zupełnie oczywistą, że państwo
polskie nie może przejść do porządku nad tą niespotykaną wprost
tragedią. Uczynię wszystko, by wyjaśnić przyczyny katastrofy samolotu
rządowego. To jest dziś dla mnie najważniejsze i osobiście, i
politycznie. Będę zabiegał o wyciągnięcie konsekwencji nie tylko
prawnych wobec tych, którzy mogli przyczynić się do tego zdarzenia, ale
takĹĽe politycznych i moralnych. Ustalenie osĂłb odpowiedzialnych
politycznie za katastrofę smoleńską nie wymaga śledztwa. Ale to trzeba
powiedzieć w odpowiednim momencie tak, by usłyszała o tym cała Polska i
cały świat.

Całość wywiadu z Jarosławem Kaczyńskim w środowym wydaniu tygodnika
"Gazeta Polska"

Data: 2010-07-14 00:31:20
Autor: Kaczysta
Tragedia Smoleńska

Użytkownik "u2" <u_2@o2.pl> napisał w wiadomo¶ci news:4c3cafa2$0$19177$65785112news.neostrada.pl...
.. czyli Gruppenfuehrer KAT w akcji :

"To jest wynik waszej zbrodniczej polityki - nie kupili¶cie nowych
samolotów".

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36553

"Leszek zadzwonił o 8.20. My¶lałem, że już wyl±dował i dzwoni ze
Smoleńska. Bardzo rzadko dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu.
Powiedział mi, że z Mam± wszystko w porz±dku, i poradził, bym się
przespał". Z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiaj± Katarzyna Gójska-Hejke i
Tomasz Sakiewicz ("Gazeta Polska").

Czy czuł Pan niepokój przed podróż± Brata do Katynia?
Dla mnie sprawa zaczęła się wówczas, gdy zakwestionowano prawo wyjazdu
prezydenta z rodzinami katyńskimi na coroczne uroczysto¶ci
upamiętniaj±ce zamordowanych polskich oficerów. Podkre¶lam słowo
coroczne, bo to wła¶nie 10 kwietnia każdego roku, a nie jak premier 7
kwietnia, organizowano wyjazd na cmentarz katyński. Tymczasem po
telefonie Władimira Putina do Donalda Tuska członkowie jego gabinetu
zaczęli ogłaszać wprost, że do Katynia nikt prezydenta nie zaprasza i
jego wyjazd na obchody 70. rocznicy tej zbrodni nie jest konieczno¶ci± i
powinno¶ci±, ale czym¶ w rodzaju niezrozumiałej zachcianki. Ku mojemu
zdumieniu rozpoczęło się podważanie prawa Lecha Kaczyńskiego do udziału
w tej uroczysto¶ci. Muszę przyznać, że choć atak był kuriozalny, nawet
jak na obyczaje gabinetu Tuska i jego medialnych sojuszników, to jednak
nie wzbudził we mnie jakiego¶ szczególnego zdziwienia, a wiedziałem już,
że s± zdolni posun±ć się bardzo daleko. Niepokoiło, że tym razem wprost
graj± z Rosjanami.

Prezydent wahał się, czy pojechać do Katynia?
Absolutnie nie. Przez pewien czas nie było jednak pewne, jak się tam uda
i jak ten wyjazd zostanie zorganizowany. PóĽniej - nie pamiętam
dokładnie kiedy - pojawiła się koncepcja dwóch wyjazdów. Premier
oddzielnie i prezydent oddzielnie. Lech Kaczyński miał jechać razem z
coroczn± delegacj± ¶rodowisk katyńskich, a Donald Tusk specjalnie do
Putina. Chcę mocno podkre¶lić, że organizatorem tego corocznego wyjazdu
¶rodowisk katyńskich był rz±d. Prezydent poleciał do Katynia rz±dowym
samolotem. Nie prezydenckim - bo takiego nie było i nie ma. To rz±d
Donalda Tuska dużo wcze¶niej odmówił głowie państwa prawa do korzystania
z tupolewa. Dopiero po katastrofie ministrowie i sam premier zaczęli
nazywać ten samolot prezydenckim. To do¶ć znamienne. Tym bardziej że
prezydentowi usiłowano odmówić samolotu niejeden raz. Tak było przed
słynnym wyjazdem do Tbilisi, gdy Gruzję zaatakowały wojska rosyjskie.
Premier Tusk chciał odmówić Lechowi Kaczyńskiemu prawa do polecenia
rz±dowym samolotem. Uległ po telefonie prezydenta Busha do prezydenta
RP. Prezydent USA z cał± moc± poparł wtedy plan Lecha Kaczyńskiego.
Donald Tusk przestraszył się międzynarodowej kompromitacji i wycofał
swoje zastrzeżenia.

Pan też miał polecieć do Smoleńska 10 kwietnia?
Tak. Nie poleciałem z powodu stanu zdrowia Mamy. Było dla nas oczywiste,
że przynajmniej jeden z nas musi przy niej być. Wcze¶niej nawet nocami
razem czuwali¶my w szpitalu. Z natury rzeczy to ja, a nie mój brat,
musiałem zrezygnować z lotu do Smoleńska.

Nie miał Pan jakich¶ przeczuć przed t± podróż± Brata? Nie bał się Pan
tym razem o Niego?
Wolałem, żeby Leszek jechał poci±giem - taki specjalny poci±g wyjechał z
Warszawy do Smoleńska. To pamiętam bardzo dobrze. I nawet do pewnego
momentu Brat też chciał tak zrobić. Ostatecznie zdecydował się na lot
samolotem, bo wcze¶niej musiał polecieć do Wilna na spotkanie z pani±
prezydent Litwy. Ale to oznaczało, że nie będzie mógł pojechać poci±giem
z rodzinami katyńskimi. Przyznam, iż zmartwiłem się tym. Jednak nie
przeczuwałem zbliżaj±cej się katastrofy. Muszę też powiedzieć, że od
jakiego¶ czasu namawiałem prezydenta, by zrezygnował z latania
tupolewami. Mówiłem to także jego współpracownikom. Wszyscy rozkładali
ręce i mówili: "to czym latać?". Mówi±c wprost, to były takie graty, że
nikt się nimi nie powinien poruszać.

Kiedy po raz ostatni widział Pan Brata?
W szpitalu u Mamy. To było póĽnym wieczorem w pi±tek. Rozmawiał ze mn±,
z Mam± i z prezydenckim lekarzem, który następnego dnia także zgin±ł. Ja
również rozmawiałem z panem docentem Lubińskim. Pamiętam, że pytałem go
nawet, jakim samolotem polec± do Smoleńska. Przez pewien czas byłem
przekonany, że będzie to JAK, a nie tupolew. Nawet my¶lałem, że to może
lepiej. PóĽniej jednak przypomniałem sobie wszystkie awarie JAK-ów. 10
kwietnia o 6 rano Leszek obudził mnie telefonem. PóĽniej zadzwonił o
8.20. My¶lałem, że już wyl±dował i dzwoni ze Smoleńska. Bardzo rzadko
dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu. Powiedział mi, że z Mam±
wszystko w porz±dku, i poradził, bym się przespał. Pamiętam doskonale,
że użył okre¶lenia: "bo się rozpadniesz".

Tylko o tym Pan rozmawiał wtedy z Panem Prezydentem?
Dokładnie. Tak wygl±dała ta bardzo krótka rozmowa. Dosłownie kilka zdań.
Zreszt± pamiętam, że zerwało poł±czenie.

Nie zdziwiło to Pana?
Nie. Bo za każdym razem gdy rozmawiałem z Bratem przez telefon
satelitarny podczas lotu - a powtarzam, było zaledwie kilka takich
przypadków - poł±czenie się zrywało. Te rozmowy były bardzo krótkie.
Dosłownie kilkuzdaniowe.

Jak się Pan dowiedział o katastrofie?
Przyznam, że nie posłuchałem rady Leszka. Nie położyłem się spać, tylko
ubierałem się i szykowałem do odwiedzenia Mamy. Akurat goliłem się, gdy
zadzwonił telefon. Byłem pewien, że to brat telefonuje już ze Smoleńska.
Usłyszałem jednak jaki¶ nieznajomy glos. Chyba był to który¶ ze
współpracowników ministra Sikorskiego. PóĽniej słuchawkę przej±ł sam
minister. Poznałem go. Nie miałem cienia w±tpliwo¶ci, że stało się co¶
złego. Dowiedziałem się, że doszło do katastrofy. Rozbił się samolot.
Wszyscy zginęli. Powiedziałem mu: "To jest wynik waszej zbrodniczej
polityki - nie kupili¶cie nowych samolotów". Na tym rozmowa się skończyła.

Czy minister Sikorski odpowiedział na te słowa?
Nie. Chyba zreszt± sam odłożyłem słuchawkę. Po kwadransie był następny
telefon. Miałem cień nadziei, że może jednak kto¶ przeżył. Znów dzwonił
Sikorski i kategorycznie stwierdził, że katastrofa była wynikiem błędu
pilota. Pamiętam jego słowa: "to był bł±d pilota".

Nie miał w±tpliwo¶ci co do tego? Już wtedy wiedział, że zawinił pilot?
Tak. Oznajmił mi to zdecydowanie i jednoznacznie. Teraz my¶lę, że
zarówno Sikorski, jak i sam Tusk bali się, że publicznie powtórzę to, co
powiedziałem Sikorskiemu podczas pierwszej rozmowy telefonicznej. Jednak
moje my¶li skierowane były wtedy całkowicie na Mamę. W jej stanie nie
przeżyłaby tej strasznej informacji. Popędziłem do szpitala i poprosiłem
o stworzenie Mamie takich warunków, by uchronić j± przed wiadomo¶ci± o
¶mierci Leszka. Nie było to proste - leżała na 8-osobowej sali. W
szpitalu lekarze podali mi ¶rodki uspokajaj±ce. Bardzo mi pomogły. Gdy
zabezpieczyłem Mamę, miałem już tylko jeden cel - jak najszybciej
pojechać do Smoleńska.

Kto zorganizował tę podróż?
Przyjaciele. Szczególnie muszę wyróżnić Staszka Kostrzewskiego. Był ze
mn± też mój cioteczny brat. Bardzo pomógł Paweł Kowal. Pocz±tkowo
wydawało się, że to nierealne, ale dzięki ich determinacji udało się.
Wynajęli samolot. Lotnisko w Smoleńsku zostało zamknięte, polecieli¶my
zatem do Witebska na Białorusi. Wcze¶niej namawiano mnie, bym poleciał z
Donaldem Tuskiem.

Kto namawiał?
Nie pamiętam. Dzwonił kto¶ od premiera. Miałem wrażenie, że Donald Tusk
zdecydował się polecieć do Smoleńska wtedy, gdy dowiedział się, że ja
tam lecę. Być może się mylę, ale tak to zapamiętałem. Nie chciałem
jednak lecieć z premierem. Poleciałem z przyjaciółmi. Wyl±dowali¶my
zreszt± w Witebsku przed Tuskiem. Strona białoruska zachowała się bardzo
poprawnie. Na lotnisku czekał autokar i samochód osobowy. Wsiedli¶my i
ruszyli¶my w drogę do Smoleńska. Po drodze zorientowali¶my się, że tempo
jazdy jest spowalniane. Dzi¶ wiem, że nasze postoje i powolne tempo
jazdy były wymuszone przez ¶cigaj±c± nas delegację z premierem Tuskiem,
który koniecznie chciał dotrzeć do Smoleńska przed nami. W pewnym
momencie limuzyna z Donaldem Tuskiem minęła nas i dopiero wtedy
pozwolono nam normalnie jechać. To była zreszt± jaka¶ kompletna
paranoja. Bo je¶li premier polskiego rz±du ¶cigał się ze mn±, kto
pierwszy dojedzie do miejsca katastrofy, to widocznie szczególnie
zależało mu, by się tam pokazać. Państwo wybacz±, ale nie jestem w
stanie nawet zrozumieć takiej mentalno¶ci. Ja jechałem do ciał moich
najbliższych - do Leszka, Marylki, Przyjaciół. To, co wyrabiał wówczas
pan Tusk, po prostu nie mie¶ci mi się w głowie.

Ma Pan pewno¶ć, że was zatrzymywano celowo?
Nie mam co do tego w±tpliwo¶ci. Rozmawiali¶my z kierowc±. Mówił nam "nie
lzja". Ale jak limuzyna z premierem Tuskiem bez zatrzymania nas minęła,
rozkaz przestał obowi±zywać. Dopiero w Smoleńsku znowu nas spowalniano.
W pewnym miejscu zaczęli¶my dosłownie kręcić się w kółko, zanim
dotarli¶my do lotniska, które znajduje się przecież niedaleko centrum
Smoleńska.

W kampanii prezydenckiej unikał Pan wypowiedzi o katastrofie
smoleńskiej. Czy teraz też tak będzie?
Nie chciałem, by ¶mierć moich najbliższych stała się głównym tematem
kampanii wyborczej. Jednak jest spraw± zupełnie oczywist±, że państwo
polskie nie może przej¶ć do porz±dku nad t± niespotykan± wprost
tragedi±. Uczynię wszystko, by wyja¶nić przyczyny katastrofy samolotu
rz±dowego. To jest dzi¶ dla mnie najważniejsze i osobi¶cie, i
politycznie. Będę zabiegał o wyci±gnięcie konsekwencji nie tylko
prawnych wobec tych, którzy mogli przyczynić się do tego zdarzenia, ale
także politycznych i moralnych. Ustalenie osób odpowiedzialnych
politycznie za katastrofę smoleńsk± nie wymaga ¶ledztwa. Ale to trzeba
powiedzieć w odpowiednim momencie tak, by usłyszała o tym cała Polska i
cały ¶wiat.

Cało¶ć wywiadu z Jarosławem Kaczyńskim w ¶rodowym wydaniu tygodnika
"Gazeta Polska"
No to teraz Jarosł±w Kaczyński powinien się szczególnie pilnować, aby nie przytrafił mu się tragiczny wypadek!
Ten wywiad postawił chyba już na nogi wszsytkie możliwe ciemne siły.
PS.
Kto¶ zapowiadał w lipcu w Polsce kolejn± żałobę narodow±.
AZ

Data: 2010-07-14 10:27:21
Autor: Zahir
Tragedia SmoleĹ?ska

Użytkownik "u2" <u_2@o2.pl> napisał w wiadomo¶ci news:4c3cafa2$0$19177$65785112news.neostrada.pl...
.. czyli Gruppenfuehrer KAT w akcji :

Zmien kodowanie bo wy¶wietla mi jak±¶ sieczkę! Czy pisz±ć KAT masz na mysli katola-mohera czy osobnika scinaj±cego pisowskie łby?

Zahir

Tragedia Smoleńska

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona