Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Tragedia Smoleńska

Tragedia Smoleńska

Data: 2010-07-14 00:31:20
Autor: Kaczysta
Tragedia Smoleńska

Użytkownik "u2" <u_2@o2.pl> napisał w wiadomości news:4c3cafa2$0$19177$65785112news.neostrada.pl...
.. czyli Gruppenfuehrer KAT w akcji :

"To jest wynik waszej zbrodniczej polityki - nie kupiliście nowych
samolotów".

http://www.niezalezna.pl/article/show/id/36553

"Leszek zadzwonił o 8.20. Myślałem, że już wylądował i dzwoni ze
Smoleńska. Bardzo rzadko dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu.
Powiedział mi, że z Mamą wszystko w porządku, i poradził, bym się
przespał". Z Jarosławem Kaczyńskim rozmawiają Katarzyna Gójska-Hejke i
Tomasz Sakiewicz ("Gazeta Polska").

Czy czuł Pan niepokój przed podróżą Brata do Katynia?
Dla mnie sprawa zaczęła się wówczas, gdy zakwestionowano prawo wyjazdu
prezydenta z rodzinami katyńskimi na coroczne uroczystości
upamiętniające zamordowanych polskich oficerów. Podkreślam słowo
coroczne, bo to właśnie 10 kwietnia każdego roku, a nie jak premier 7
kwietnia, organizowano wyjazd na cmentarz katyński. Tymczasem po
telefonie Władimira Putina do Donalda Tuska członkowie jego gabinetu
zaczęli ogłaszać wprost, że do Katynia nikt prezydenta nie zaprasza i
jego wyjazd na obchody 70. rocznicy tej zbrodni nie jest koniecznością i
powinnością, ale czymś w rodzaju niezrozumiałej zachcianki. Ku mojemu
zdumieniu rozpoczęło się podważanie prawa Lecha Kaczyńskiego do udziału
w tej uroczystości. Muszę przyznać, że choć atak był kuriozalny, nawet
jak na obyczaje gabinetu Tuska i jego medialnych sojuszników, to jednak
nie wzbudził we mnie jakiegoś szczególnego zdziwienia, a wiedziałem już,
że są zdolni posunąć się bardzo daleko. Niepokoiło, że tym razem wprost
grają z Rosjanami.

Prezydent wahał się, czy pojechać do Katynia?
Absolutnie nie. Przez pewien czas nie było jednak pewne, jak się tam uda
i jak ten wyjazd zostanie zorganizowany. Później - nie pamiętam
dokładnie kiedy - pojawiła się koncepcja dwóch wyjazdów. Premier
oddzielnie i prezydent oddzielnie. Lech Kaczyński miał jechać razem z
coroczną delegacją środowisk katyńskich, a Donald Tusk specjalnie do
Putina. Chcę mocno podkreślić, że organizatorem tego corocznego wyjazdu
środowisk katyńskich był rząd. Prezydent poleciał do Katynia rządowym
samolotem. Nie prezydenckim - bo takiego nie było i nie ma. To rząd
Donalda Tuska dużo wcześniej odmówił głowie państwa prawa do korzystania
z tupolewa. Dopiero po katastrofie ministrowie i sam premier zaczęli
nazywać ten samolot prezydenckim. To dość znamienne. Tym bardziej że
prezydentowi usiłowano odmówić samolotu niejeden raz. Tak było przed
słynnym wyjazdem do Tbilisi, gdy Gruzję zaatakowały wojska rosyjskie.
Premier Tusk chciał odmówić Lechowi Kaczyńskiemu prawa do polecenia
rządowym samolotem. Uległ po telefonie prezydenta Busha do prezydenta
RP. Prezydent USA z całą mocą poparł wtedy plan Lecha Kaczyńskiego.
Donald Tusk przestraszył się międzynarodowej kompromitacji i wycofał
swoje zastrzeżenia.

Pan też miał polecieć do Smoleńska 10 kwietnia?
Tak. Nie poleciałem z powodu stanu zdrowia Mamy. Było dla nas oczywiste,
że przynajmniej jeden z nas musi przy niej być. Wcześniej nawet nocami
razem czuwaliśmy w szpitalu. Z natury rzeczy to ja, a nie mój brat,
musiałem zrezygnować z lotu do Smoleńska.

Nie miał Pan jakichś przeczuć przed tą podróżą Brata? Nie bał się Pan
tym razem o Niego?
Wolałem, żeby Leszek jechał pociągiem - taki specjalny pociąg wyjechał z
Warszawy do Smoleńska. To pamiętam bardzo dobrze. I nawet do pewnego
momentu Brat też chciał tak zrobić. Ostatecznie zdecydował się na lot
samolotem, bo wcześniej musiał polecieć do Wilna na spotkanie z panią
prezydent Litwy. Ale to oznaczało, że nie będzie mógł pojechać pociągiem
z rodzinami katyńskimi. Przyznam, iż zmartwiłem się tym. Jednak nie
przeczuwałem zbliżającej się katastrofy. Muszę też powiedzieć, że od
jakiegoś czasu namawiałem prezydenta, by zrezygnował z latania
tupolewami. Mówiłem to także jego współpracownikom. Wszyscy rozkładali
ręce i mówili: "to czym latać?". Mówiąc wprost, to były takie graty, że
nikt się nimi nie powinien poruszać.

Kiedy po raz ostatni widział Pan Brata?
W szpitalu u Mamy. To było późnym wieczorem w piątek. Rozmawiał ze mną,
z Mamą i z prezydenckim lekarzem, który następnego dnia także zginął. Ja
również rozmawiałem z panem docentem Lubińskim. Pamiętam, że pytałem go
nawet, jakim samolotem polecą do Smoleńska. Przez pewien czas byłem
przekonany, że będzie to JAK, a nie tupolew. Nawet myślałem, że to może
lepiej. Później jednak przypomniałem sobie wszystkie awarie JAK-ów. 10
kwietnia o 6 rano Leszek obudził mnie telefonem. Później zadzwonił o
8.20. Myślałem, że już wylądował i dzwoni ze Smoleńska. Bardzo rzadko
dzwonił z telefonu satelitarnego z samolotu. Powiedział mi, że z Mamą
wszystko w porządku, i poradził, bym się przespał. Pamiętam doskonale,
że użył określenia: "bo się rozpadniesz".

Tylko o tym Pan rozmawiał wtedy z Panem Prezydentem?
Dokładnie. Tak wyglądała ta bardzo krótka rozmowa. Dosłownie kilka zdań.
Zresztą pamiętam, że zerwało połączenie.

Nie zdziwiło to Pana?
Nie. Bo za każdym razem gdy rozmawiałem z Bratem przez telefon
satelitarny podczas lotu - a powtarzam, było zaledwie kilka takich
przypadków - połączenie się zrywało. Te rozmowy były bardzo krótkie.
Dosłownie kilkuzdaniowe.

Jak się Pan dowiedział o katastrofie?
Przyznam, że nie posłuchałem rady Leszka. Nie położyłem się spać, tylko
ubierałem się i szykowałem do odwiedzenia Mamy. Akurat goliłem się, gdy
zadzwonił telefon. Byłem pewien, że to brat telefonuje już ze Smoleńska.
Usłyszałem jednak jakiś nieznajomy glos. Chyba był to któryś ze
współpracowników ministra Sikorskiego. Później słuchawkę przejął sam
minister. Poznałem go. Nie miałem cienia wątpliwości, że stało się coś
złego. Dowiedziałem się, że doszło do katastrofy. Rozbił się samolot.
Wszyscy zginęli. Powiedziałem mu: "To jest wynik waszej zbrodniczej
polityki - nie kupiliście nowych samolotów". Na tym rozmowa się skończyła.

Czy minister Sikorski odpowiedział na te słowa?
Nie. Chyba zresztą sam odłożyłem słuchawkę. Po kwadransie był następny
telefon. Miałem cień nadziei, że może jednak ktoś przeżył. Znów dzwonił
Sikorski i kategorycznie stwierdził, że katastrofa była wynikiem błędu
pilota. Pamiętam jego słowa: "to był błąd pilota".

Nie miał wątpliwości co do tego? Już wtedy wiedział, że zawinił pilot?
Tak. Oznajmił mi to zdecydowanie i jednoznacznie. Teraz myślę, że
zarówno Sikorski, jak i sam Tusk bali się, że publicznie powtórzę to, co
powiedziałem Sikorskiemu podczas pierwszej rozmowy telefonicznej. Jednak
moje myśli skierowane były wtedy całkowicie na Mamę. W jej stanie nie
przeżyłaby tej strasznej informacji. Popędziłem do szpitala i poprosiłem
o stworzenie Mamie takich warunków, by uchronić ją przed wiadomością o
śmierci Leszka. Nie było to proste - leżała na 8-osobowej sali. W
szpitalu lekarze podali mi środki uspokajające. Bardzo mi pomogły. Gdy
zabezpieczyłem Mamę, miałem już tylko jeden cel - jak najszybciej
pojechać do Smoleńska.

Kto zorganizował tę podróż?
Przyjaciele. Szczególnie muszę wyróżnić Staszka Kostrzewskiego. Był ze
mną też mój cioteczny brat. Bardzo pomógł Paweł Kowal. Początkowo
wydawało się, że to nierealne, ale dzięki ich determinacji udało się.
Wynajęli samolot. Lotnisko w Smoleńsku zostało zamknięte, polecieliśmy
zatem do Witebska na Białorusi. Wcześniej namawiano mnie, bym poleciał z
Donaldem Tuskiem.

Kto namawiał?
Nie pamiętam. Dzwonił ktoś od premiera. Miałem wrażenie, że Donald Tusk
zdecydował się polecieć do Smoleńska wtedy, gdy dowiedział się, że ja
tam lecę. Być może się mylę, ale tak to zapamiętałem. Nie chciałem
jednak lecieć z premierem. Poleciałem z przyjaciółmi. Wylądowaliśmy
zresztą w Witebsku przed Tuskiem. Strona białoruska zachowała się bardzo
poprawnie. Na lotnisku czekał autokar i samochód osobowy. Wsiedliśmy i
ruszyliśmy w drogę do Smoleńska. Po drodze zorientowaliśmy się, że tempo
jazdy jest spowalniane. Dziś wiem, że nasze postoje i powolne tempo
jazdy były wymuszone przez ścigającą nas delegację z premierem Tuskiem,
który koniecznie chciał dotrzeć do Smoleńska przed nami. W pewnym
momencie limuzyna z Donaldem Tuskiem minęła nas i dopiero wtedy
pozwolono nam normalnie jechać. To była zresztą jakaś kompletna
paranoja. Bo jeśli premier polskiego rządu ścigał się ze mną, kto
pierwszy dojedzie do miejsca katastrofy, to widocznie szczególnie
zależało mu, by się tam pokazać. Państwo wybaczą, ale nie jestem w
stanie nawet zrozumieć takiej mentalności. Ja jechałem do ciał moich
najbliższych - do Leszka, Marylki, Przyjaciół. To, co wyrabiał wówczas
pan Tusk, po prostu nie mieści mi się w głowie.

Ma Pan pewność, że was zatrzymywano celowo?
Nie mam co do tego wątpliwości. Rozmawialiśmy z kierowcą. Mówił nam "nie
lzja". Ale jak limuzyna z premierem Tuskiem bez zatrzymania nas minęła,
rozkaz przestał obowiązywać. Dopiero w Smoleńsku znowu nas spowalniano.
W pewnym miejscu zaczęliśmy dosłownie kręcić się w kółko, zanim
dotarliśmy do lotniska, które znajduje się przecież niedaleko centrum
Smoleńska.

W kampanii prezydenckiej unikał Pan wypowiedzi o katastrofie
smoleńskiej. Czy teraz też tak będzie?
Nie chciałem, by śmierć moich najbliższych stała się głównym tematem
kampanii wyborczej. Jednak jest sprawą zupełnie oczywistą, że państwo
polskie nie może przejść do porządku nad tą niespotykaną wprost
tragedią. Uczynię wszystko, by wyjaśnić przyczyny katastrofy samolotu
rządowego. To jest dziś dla mnie najważniejsze i osobiście, i
politycznie. Będę zabiegał o wyciągnięcie konsekwencji nie tylko
prawnych wobec tych, którzy mogli przyczynić się do tego zdarzenia, ale
także politycznych i moralnych. Ustalenie osób odpowiedzialnych
politycznie za katastrofę smoleńską nie wymaga śledztwa. Ale to trzeba
powiedzieć w odpowiednim momencie tak, by usłyszała o tym cała Polska i
cały świat.

Całość wywiadu z Jarosławem Kaczyńskim w środowym wydaniu tygodnika
"Gazeta Polska"
No to teraz Jarosłąw Kaczyński powinien się szczególnie pilnować, aby nie przytrafił mu się tragiczny wypadek!
Ten wywiad postawił chyba już na nogi wszsytkie możliwe ciemne siły.
PS.
Ktoś zapowiadał w lipcu w Polsce kolejną żałobę narodową.
AZ

Tragedia Smoleńska

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona