Data: 2009-06-01 20:55:24 | |
Autor: AJK | |
"Trenuj z mistrzem" czyli gwiazdozbiór bramkarski | |
Panowie pozwolą, że tytułem wstępu pozwolę sobie na chwilę refleksji...
Och-żeż psiachmać ich chrancowata, dyszlem chrzczona, w ząbek czesana, drutem kolczastym w tę i nazad po moście Poniatowskiego goniona!!! Ufff... Ommm... Wyobraźmy sobie taką sytuację. Czysto teoretycznie, dobrze? Skupmy się i spróbujmy sobie wyobrazić... W pewnym mieście ma się odbyć impreza dobroczynno-sportowa. Pieniądze zbierane są na dwójkę bardzo chorych dzieci. Ktoś wpada na pomysł, żeby w charakterze gości czyli tytułowych "mistrzów", z którymi można by potrenować, ściągnąć śmietankę bramkarską kraju. Niech dzieciaki, które właśnie zaczęły wakacje, mają okazję otrzeć się o wielką piłkę, niech mają okazję dotknąć, pogadać, wziąć autograf, zrobić sobie zdjęcie z, podpatrzeć, posłuchać najlepszych bramkarzy w kraju. A ci bramkarze niech poświęcą swój wolny czas i niech poprowadzą godzinne treningi z dzieciakami (każdy przez godzinę z kilkoma chłopcami). A potem niech jeszcze zagrają z nimi w normalną piłkę - 4 x10 minut, bo tylu chętnych. Fajnie brzmi? Powiedzmy, że na taką imprezę ściagniętoby: Mariusza Pawełka, Marcina Juszczyka, Jana Muchę, Adama Stachowiaka, Łukasza Sapelę, Marcina Cabaja, Piotra Lecha, Sebastiana Nowaka, Mateusza Bąka, Radosława Cierzniaka, Seweryna Kiełpina, Michala Peskovia, Mirosława Dreszera, Roberta Dziubę... Poszlibyście? Ba! Każdy by poszedł. Gdyby, kurde flaszka, wiedział!! Taka impreza się odbyła. Dziś na Clepardii. Wszyscy wymienieni zawodnicy stawili się na niej, prowadzili treningi z dzieciakami, rozmawiali z każdym, składali autografy, grali mecz, siedzieli do ósmej, grzecznie czekając aż rozlosowane zostaną w nagrody i zostawili sporo pamiątek na aukcję. Na trybunach powinny być jeśli nie tłumy, to przynajmniej kilkaset osób, nie? Było? Aaależ. Dzieciaków sporo, to prawda - maluchy z Clepardii, Jadwigi, paru innych krakowskich klubów, trochę rodziców, trochę przypadkowych zupełnie gapiów (może z 50 osób). W sumie, jeśli się uzbierało ze dwieście-trzysta osób - to wszystko. Żebym nie wyszedł z domu o 13:50 i nie przechodził obok Clepardii, to bym nie wiedział i nie trafił na. Plakatów w okolicy - zero. Plakat na tablicy Clepardii - wielkości pomijalno-przegapialnej. Informacje w mieście... nie wiem, ja nie zauważyłem. Sponsorzy medialni - mocni (aczkolwiek, żebym na ich łamach widział reklamy - nie powiem) plus jeszcze jedna sieć fastfoodowa - idealna sytuacja, żeby rozreklamować, nagłośnić, przyciągnąć... Taaaa... Impreza zaczęła się podobno o 12:00, ale początek utonął w deszczu. W deszczu grały także maluchy (od ilu są trampkarze?) Clepardii i Jadwigi, ale od 15:00 było słońce, było ciepło i cała zabawa trwała do 20:00 - więc proszę mi nie mówić, że godziny pracy i nikt by nie przyszedł. By wiedział, by przyszedł. Przypuszczam, że na taki zestaw niektórzy by się postarali wyjść godzinę wcześniej :-) A jeszcze gdyby syn męczył, ze tatatatatachodźmyjuż!... :-) No, ale. Impreza się odbyła. Ile zebrano - nie wiem. Mam nadzieję, że dużo. Szkoda, bo mogło być duzo, dużo więcej. Ktoś fatalnie i piramidalnie zawalił. A bramkarzy w lidze mamy fajnych i już. Zdjęcia i rzeczowy opis, jak ochłonę i się odrobię z robotą. A bramkarzy - że się tak powtórzę - mamy fajnych. Andy - tak, należy się im szacunek :-) -- AJK |
|
Data: 2009-06-08 13:29:52 | |
Autor: AJK | |
"Trenuj z mistrzem" czyli gwiazdozbiór bramkarski [dłuuuugie] | |
01-06-2009 o godz. 20:55 napisałem
Zdjęcia i rzeczowy opis, jak ochłonę i się odrobię z robotą. No to się odrobiłem :-) Zastrzeżenia ("na groąco") załatwiłem w poprzednim poście, część zresztą "upadła" po rozmowie z Markiem Dragoszem, organizatorem imprezy, który wytłumaczył mi co i jak i to na tyle przystępnie, że nawet do mnie dotarło :-) Dziś już normalna relacja. 2009.06.01, stadion Clepardii, ul. Fieldorfa-Nila 5 "Trenuj z mistrzem - podaruj oddech" Kto był, ten wie, kto nie był - niech żałuje. W 01.06. na boisku Clepardii odbyła się niesamowita impreza "Trenuj z mistrzem - podaruj oddech". Dochód z niej przeznaczony był na leczenie dwójki bardzo chorych maluchów: Kajtka Pawełczyka i córki bramkarza Fabloku Chrzanów Łukasza Gielarowskiego - Ali. Była loteria fantowa, licytacja pamiątek bramkarskich, ale przede wszystkim - okazja do spotkania i potrenowania z najlepszymi bramkarzami polskiej Ekstraklasy. Piłkarze najlepszych polskich klubów zjawili się przy ul. Fieldorfa-Nila dwa dni po zakończeniu sezonu, Mariusz Pawełek dwa dni po zdobyciu tytułu mistrza Polski, Sebastian Nowak - dwa dni po spadku z ligi, a Aleksander Ptak między meczami, bo przecież Zagłębie Lubin wciąż jeszcze gra. Przyjechali na zaproszenie twórcy szkoły bramkarskiej "KeeperLeo" Marka Dragosza, który całą akcję charytatywną i towarzyszący jej bramkarski festyn wymyślił, zorganizował i poprowadził. Początek nie wyglądał dobrze - koło 11:00 zaczęło kropić, koło południa padać, a po 13:00 lało już na całego. W czasie pokazowego treningu bramkarskiego, prowadzonego przez trenerów związnych z "KeeperLeo", wszyscy patrzyli w niebo i zgrzytali zębami, a kiedy przyszło do meczu maluchów Clepardii i Jadwigi Kraków w niebo już nikt nie patrzył, bo po pierwsze zasłaniały je parasole, a po drugie przy dzieciach nie wypada brzydko mówić. Sam mecz był całkiem niezłym widowiskiem jak na warunki atmosferyczno-trawiaste. Szkoda tylko że siły nie były wyrównane. Drużyna Jadwigi Kraków rozklepała Clepardię jak chciała, imponując opanowaniem piłki, przeglądem pola i umiejętnością utrzymanie się w pionie na błotnistym podłożu. Starsi kibice patrzyli z zadumą i wzdychali: "Ech, żeby ci chłopcy grali w 1974 roku z RFN..." Clepardia próbowała się odgryzać, parę razy dostała się pod bramkę przeciwnika, a raz nawet do niej trafiła, ale tego dnia to Jadwiga była Spritem i Wisłą Kraków w jednym. Jakby w nagrodę dla dzielnych małych piłkarzy, pogoda zaczęła zmieniać się na lepsze. Wiatr rozepchnął chmury, wyjrzało słońce, przeczytało plakat imprezy, listę obecności i chyba doszło do wniosku, że koniecznie musi to zobaczyć, bo zaświeciło ciepło i jasno. Jeszcze pierwszy konkurs bramkarski (dla chłopców z rocznika 1998 i młodszych) rozgrywano w chmurach, ale po chwili niebo było błękitne. Choć pierwsi bramkarze ligowi wychodzili na trening jeszcze przy padającym deszczu. No i tu zaczyna się problem, bo nie bardzo wiadomo, jak opisać to, co się działo na boisku Clepardii w ciągu następnych trzech godzin. Wszystkiego się nie da - zajęłoby to zbyt dużo miejsca i wzięło PT Czytelników głodem, a każdego skrótu i pominięcia żal. Dwudziestu kilku bramkarzy i trenerów, największe gwiazdy Ekstraklasy i bramkarze niższoligowych klubów małopolskich, kilkudziesięciu młodych piłkarzy, chcących pójść w ślady Jana Muchy, Mariusza Pawełka i Piotra Lecha. Trening trzeba było podzielić na trzy godzinne tury, tylu było "profesorów" i "kursantów". I żeby nikt nie myślał, że najlepsi krajowi bramkarze przyszli, postali, rzucili parę razy piłką, rozdali po pięć autografów i do domu. Nic z tych rzeczy - każdy przeprowadził porządny godzinny trening, zaczynając od rozgrzewki, a na strzelaniu karnych kończąc. Każdy cierpliwie tłumaczył swojej grupce jak ustawiać stopy, jak należy układać ręce przy chwycie, wyjaśniał jak można przewidzieć, w którą stronę odbije się piłka po dośrodkowaniu. Nikt się nie oszczędzał przy rozgrzewce, nikt się nie oszczędzał przy ćwiczeniach praktycznych - kiedy trzeba było, gwiazdy turlały się po trawie tak samo jak młodzież, a demonstrując postawę przy obronie strzału po ziemi rzucały się w błoto i kałuże. Tylko trener bramkarzy Polonii Bytom Mirosław Dreszer mógł sobie pozwolić na nieco czystszą dostojność - trenował z najstarszymi chłopcami, którzy sporo już potrafili, a w charakterze "pomocy dydaktycznych" miał do dyspozycji swoich podopiecznych - Michala Peskovicia i Seweryna Kiełpina. W czasie treningów okazało się, że ligowi bramkarze to prawdziwe talenty pedagogiczne, a kontaktu z dziećmi mógłby im pozazdrościć niejeden rodzic. Chłopcy którzy ćwiczyli z trenerem bramkarzy Korony Kielce Robertem Dziubą czy Grzegorzem Kurdzielem z Zagłębia Sosnowiec w lot i z uśmiechem chwytali wszystkie sztuczki, a po chwili zapominali, że tuż obok piłkę kopie Jan Mucha. Bramkarze ćwiczący z Sebastianem Nowakiem i Piotrem Lechem tak byli zaaferowani, że chyba nawet nie zauważali błota, w którym lądowali, a zresztą "stanem ubłocenia" nie odbiegali zbytnio od swoich "profesorów". Największy sukces pedagogiczny odniósł zdecydowanie Marcin Juszczyk, ćwiczący z najmłodszymi chłopcami tuż obok grupki Mariusza Pawełka - syn mistrza Polski zdecydowanie wolał ćwiczenia z bramkarzem cypryjskiej AS Néa Salamís i mimo że ledwo wystawał ponad piłkę, karnie ustawił się w szeregu ćwiczących z Marcinem Juszczykiem, wyciągnął rączki i wołał "Daj!". Trzeba przyznać, że szło mu całkiem nieźle. Robinsonady żadnej nie wykonał, ale przyjęcie piłki nogą miał chyba nieco lepsze niż tata w meczu z Lechią Gdańsk. Właśnie, Gdańsk. Z Gdańska dotarł wracający do formy po kontuzji bramkarz Lechii Mateusz Bąk. - Wyjechałem o trzeciej w nocy, o dziesiątej byłem w Krakowie - powiedział reporterowi "Dziennika Polskiego" - Teraz wpadnę jeszcze na Rynek, kawka, kolacja - i powrót. Ale zanim wrócił urządził swojej grupce rozgrzewkę na takim poziomie, że od samej obserwacji trzeszczały mi wszystkie mięśnie, a wyobraźnia prosiła, żebyśmy stąd prędko poszli, bo ją boli. Tymczasem chłopcy ambitnie próbowali i po paru pierwszych, pełnych wysiłku "O, rany boskie...", z dumą prezentowali prawidłowo wykonane ćwiczenia (a ja wpadałem w jeszcze większe kompleksy). Mateusz Bąk tak bardzo poważnie traktował pracę z dziećmi, że kiedy podeszła do niego ekipa telewizyjna z prośbą o wywiad - grzecznie odesłał ją w przestrzeń boiska, tłumacząc, że trenuje z młodzieżą, są rzeczy ważne i ważniejsze, więc panowie sobie poczekają kwadrans i pogadamy po treningu. Widać było, że kontakt z młodymi, młodszymi i najmłodszymi bramkarzami dobrze robi gwiazdom Ekstraklasy. Marcin Cabaj, dwa dni po spadku do I ligi (wtedy jeszcze spadku), był wręcz ponury, ale już po pięciu minutach wszelkie smutki gdzieś zniknęły, uśmiech miał wielkości nowego stadionu Cracovii, zaczęły się przekomarzania z podopiecznymi, śmiechy i pojedynki, kto dłużej ustoi na rękach. Dzieciaki garnęły się do bramkarza "Pasów", a kiedy jeszcze nie zdołał obronić paru rzutów karnych, niewiele brakowało, żeby nie wypuściły go z boiska. Łukasz Sapela początkowo z lekkim przerażeniem patrzył na murawę Clepardii, ale po chwili wzruszył ramionami i z uśmiechem pomagał przy... hmm... jak się nazywa taka figura taneczna, kiedy zawodnicy chwytają się wzajemnie za kostki i robią takie dwuosobowe przewroty w przód?... No to przy tym właśnie. Piotr Lech uśmiechał się szeroko, Jan Mucha i Aleksander Ptak dźwigali bramkę, ale ciii... to tylko tak między nami i nie mówcie o tym trenerowi kadry Słowacji. Adam Stachowiak słuchał uważnie i poważnie rozmawiał, Radosław Cierzniak był obiektem cichych, ale głębokich westchnień cheerleaderek z Zespołu Szkół w Zielonkach, a patrząc na zaangażowanie Mariusza Pawełka, ciężko było uwierzyć, że ten człowiek dwa dni wcześniej zdobył tytuł Mistrza Polski. Bo przecież mistrz to taki ktoś dostojny, w koronie i w ogóle Ę-ą, prawda? A nie roześmiany facet, który leży w błocie, łapie piłki rzucane przez dzieci i tłumaczy jak nie dać sobie zapakować piłki "za kołnierz". Oj, no działo się, działo się sporo... W przerwach miedzy kolejnymi turami treningu odbywały się konkursy bramkarskie (bodaj pięć), tańczyły cheerleaderki z Zielonek, rodzice z przerażeniem orientowali się, że jeszcze jedno zdjęcie i karta w aparacie będzie pełna, więc przepraszam, gdzie tu można kupić następną, a łowcy autografów dyszeli z podniecenia, bo takiego żniwa nie mieli od czasu, od czasu... nigdy chyba. Gwiazdy ligowych bramek były dostępne chętnie rozmawiały, podpisywały koszulki i robiły za misia z Krupówek, ustawiając się do zdjęć z najmłodszymi i najstarszymi kibicami. Poza bramkarzami, którzy brali udział w treningach można było spotkać się i pogadać z Pawłem Primelem z Odry Wodzisław (a niedługo podobno trenerem bramkarzy Lecha Poznań), Michałem Miśkiewiczem z AC Milan (który przywiózł na aukcję m.in. piłkę z podpisami wszystkich graczy pierwszej drużyny Milanu), Sebastianem Leszczakiem z Wisły Kraków czy zawodnikami MKS Trzebinia, którzy podjęli się roli skarbników i "furtkowych" (no przecież nie napiszę, że "bramkarzy"). Można było kupić los loterii fantowej, coś zjeść, coś wypić oraz ogłuchnąć od nastrojowej muzyki grzmiącej z głośników. - No dobra, potrenowali i pojechali... - ktoś pomyśl. Aaaależ. Nic z tych rzeczy. Kolejnym punktem programu był mecz między Drużyną Gwiazd a czterema zespołami "kursantów". Czterema, bo któż by odpuścił okazję do strzelenia bramki Mariuszowi Pawełkowi czy założenia "siatki" Łukaszowi Sapeli? Mecz rozgrywano w systemie 4 x 10minut, emocji było mnóstwo, a pierwsza kwarta skończyła się wynikiem 2:1 dla Gwiazd. Potem adepci sztuki bramkarskiej radzili sobie już nieco gorzej, bo trema pętała nogi, a adrenalina nie pozwalała ustawić celowników i choć gwiazdy robiły co mogły, piłka do ich bramki trafiała rzadko. Bardzo dobrym stoperem okazał się być Adam Stachowiak, Maciej Gostomski był bramkarzem nader uczynnym dla młodzieży, na lewym skrzydle brylował Marcin Juszczyk, Mariusz Pawełek i Sebastian Nowak harowali w ofensywie i defensywie równocześnie, a z wykonania przez bramkarskie gwiazdy "szarańczy" byłby dumny nawet trener Motyka. Znaczy, byłby, gdyby przyniosła efekt bramkowy. W przerwie meczu odbyło się losowanie nagród loterii fantowej i wtedy najlepiej było widać, że wszyscy dobrze się bawią. Bramkarze wcale nie sprawiali wrażenie, że gdziekolwiek im się spieszy (a była już 20:00), żartowali z młodszymi "kolegami-bramkarzami", dyskutowali o ostatnich meczach, podpisywali koszulki... Po meczu w sali gimnastycznej Clepardii licytowano pamiątki przywiezione przez zawodników - część "poszła" na miejscu, część trafiła na Allegro (i naprawdę warto poszukać), a dochód z imprezy już trafił na konta chorych dzieci (zysk z aukcji na Allegro trafi niebawem). To był naprawdę niesamowity dzień. Dla gwiazd, które widać było, że dobrze się bawią, dla młodych bramkarzy, którzy - sądząc po szeroko otwartych oczach i ubłoconych dresach - byliby gotowi ćwiczyć tak jeszcze przez całą noc, dla dzieci, dla których na pewno był to niezapomniany Dzień Dziecka, dla wszystkich. Nie wiem, jak Marek Dragosz to zrobił, ale zrobił wielką rzecz. Po partyzancku, bez funduszy, ale skutecznie i niesamowicie. Można tylko ukłonić się nisko przed nim i przed pomagającym mu Krzysztofem Wajdą - obaj mają serca, w których zmieściłby się stadion Santiago Bernabeu z nowym Wembley na przyczepkę. Podziękowania należą się Clepardii za udpostępnienie boiska, szatni, trybun itd. No i goście-bramkarze - wielkie wyrazy uznania i sympatii dla wszystkich razem i każdego z osobna. Za to, że chciało im się przyjechać, za to, że zamiast odpoczywać po trudnym sezonie, już dwa dni po jego zakończeniu zjawili się w Krakowie i poświęcili swój czas chorym maluchom oraz młodszym "kolegom po fachu". Chapeau bas, panowie. Wszyscy jesteście wielcy i oby w siatkach Waszych bramek mogły bezpiecznie mieszkać pająki oraz jaskółki, a napastnicy w polu karnym dostawali zeza. Lista obecności: Mateusz Bąk (Lechia Gdańsk), Maciej Budka (GKS Katowice), Marcin Cabaj (Cracovia), Radosław Cierzniak (Korona Kielce) , Mirosław Dreszer (Polonia Bytom), Robert Dziuba (Korona Kielce), Łukasz Gielarowski (Fablok Chrzanów), Maciej Gostomski (Legia Warszawa/Zagłębie Sosnowiec), Marcin Juszczyk (AS Néa Salamís Ammochóstos), Seweryn Kiełpin (Polonia Bytom), Grzegorz Kurdziel (Zagłębie Sosnowiec), Piotr Lech (Jagiellonia Białystok), Michał Miśkiewicz (AC Milan), Jan Mucha (Legia Warszawa), Sebastian Nowak (Górnik Zabrze), Maciej Palczewski (Okocimski Brzesko), Mariusz Pawełek (Wisła Kraków), Michal Pesković (Polonia Bytom), Adam Piekutowski, Marcin Pieróg (MKS Trzebinia), Paweł Primel (Odra Wodzisław), Aleksander Ptak (Zagłębie Lubin), Łukasz Sapela (GKS Bełchatów), Adam Stachowiak (Odra Wodzisław), Jan Zachariasz (Puszcza Niepołomice), piłkarze MKS Trzebinia i Fabloku Chrzanów oraz - sercem i duchem - wszyscy pozostali bramkarze lig wszelakich, którzy jeśli nie dotarli, to tylko dlatego, że naprawdę nie mogli. Jeśli o kimś zapomniałem, kogoś przegapiłem - przepraszam. Wszyscy, którzy chcieliby dołączyć do akcji pomocy dzieciom, mogą zerknąć na stronę http://trenujzmistrzem.eu.interia.pl/index3.htm gdzie znajdą wszelkie potrzebne informacje i numery kont. Zdjęcia w dwóch setach tu: http://tinyurl.com/moxnpu bramkarze jako tacy a tu:http://tinyurl.com/nky493 nacisk położony jest raczej na dokonania bramkarskiej młodzieży -- AJK |
|