Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Tusk, czyli współczesny Sas

Tusk, czyli współczesny Sas

Data: 2014-07-05 13:04:45
Autor: u2
Tusk, czyli współczesny Sas
Donald Tusk, czyli współczesny Sas. Dwugłowy orzeł i Przyjaciele


http://niezalezna.pl/57041-donald-tusk-czyli-wspolczesny-sas-dwuglowy-orzel-i-przyjaciele

Wszelkie zależności konstytucyjne nie mają dla Donalda Tuska i jego ekipy żadnego znaczenia. Ważniejsza od oficjalnie zajmowanych stanowisk jest pozycja wynikająca z kolesiowatego układu. Zupełnie jakby banda kumpli z podwórka, z jakiejś niecieszącej się dobrą sławą dzielnicy, dorwała się do stanowisk, zgrywała ministrów, a jednocześnie robiła wspólnie interesy. I gdy tylko odwrócą się kamery i mikrofony, oddycha z ulgą, zrzuca garnitury i knajackim tonem peroruje, jaki interes jeszcze można ugrać, mając władzę w państwie - pisze Tomasz Łysiak w „Gazecie Polskiej”.

August III Sas przyniósł Polakom wiele zmian obyczajowych. Wśród nich było także wąchanie tabaki. Stał się ów zwyczaj niezwykle popularny i w drugiej połowie wieku oświeceniowego do dobrego tonu należało wyciągnięcie ozdobnej tabakierki, zażycie szczypty, kręcenie nosem i kichnięcie. W owym czasie jeszcze nie były modne kubańskie cygara, którymi z widoczną lubością zaciąga się nasz obecny władca. Nie istniała jeszcze restauracja Sowa i Przyjaciele, rozmowy toczono banalnie w salach pałacowych.

I gdyby nawet zbrodnicza i „niedemokratyczna” szajka sprzedajnych lokajów i pokojowców chciała nagrywać złote maksymy państwowych urzędników, to niestety nie miałaby odpowiedniego sprzętu. Szkoda. Tamtejsze opowieści w gronie ministrów, doradców i posłów były na pewno równie ciekawe jak te, których wysłuchujemy dzisiaj. Można sobie tylko wyobrazić, o czym konwersowali, gdy zdjęli już te upudrowane, lecz ponoć wiecznie zawszone peruki.

Gdy król nie kocha kraju

Nie tylko tabaka była istotnym novum wprowadzanym do obyczajowości Rzeczypospolitej. Był nim także nowy system ministerialny – sposób sprawowania władzy, który pod pozorem poszanowania pewnych reguł i norm przyjętych zwyczajowo i prawnie miał w istocie gwarantować absolutyzm w podejmowaniu decyzji. W istocie więc czasy saskie to także okres lepienia ciekawej figury rządowej – ministra. Ministra, który sprawuje władzę w imieniu monarchy, wykonuje jego polecenia, a jednocześnie w oczach narodu ma być tym, który odpowiada za wszelkie uchybienia i słabości rządów.

O rozkładzie czasów saskich pisał XIX-wieczny historyk z lelewelowskiej szkoły Henryk Schmitt: „Sześćdziesiąt sześć lat panowania obu Sasów przywiodły Polskę do najgorszego stanu, i to pod każdym względem. Już pierwszy z nich, Fryderyk August II, mógł po wyniszczającej wojnie z początku stulecia zwrócić »wszelkie usiłowania swoje ku dobru i pomyślności ojczyzny«, a wtedy można by w krótkim czasie »pogoić i zabliźnić wszystkie rany, a po przywróceniu ufności między nim i narodem, rozpocząć tak konieczną pracę około ulepszenia urządzeń publicznych«”. Zwrócił Schmitt uwagę na rzecz istotną – kwestię zaufania narodu do władcy, która zda się być podstawą dobrych rządów. Bez owego zaufania ani rządzić się nie da, ani też naród nie będzie chciał dźwigać trudów naprawczych, gdyby miały być podejmowane. Z czegóż się brało owo pęknięcie, ów brak zaufania? Z banalnej przyczyny – „Fryderyk August nie myślał o czymś podobnym [naprawie państwa – przyp. TŁ]. Będąc królem nie kochał kraju, któremu panował i nie dbał o jego dobro, podtrzymywał tym samym nieufność i rozjątrzenie przeciwko sobie, co znów stawało się głównym powodem spełzania sejmów jednego po drugim”.

Władca i dwór, czyli kultura zabójczych bakterii

Nie kochał kraju – oto część kluczowa zdania. Nie trzeba być nawet Polakiem z urodzenia, by Polskę pokochać, czego świadectwo dali królowie pochodzący z innych nacji – jak Litwin Jagiełł, czy Siedmiogrodzianin Batory. Stefan Batory właśnie był tym przykładem władcy obcego, wyniesionego elekcją szlachecką, który natychmiast stał się Polakiem duchowo. Można jednak i na odwrót – Polakiem się urodzić, językiem polskim mówić od dzieciństwa, czytać Słowackiego i Mickiewicza, lecz mimo to uważać „polskość za nienormalność”.

Czym był przede wszystkim zajęty August II, jeśli nie rządzeniem, to Polacy dobrze wiedzą. Szeroko komentowane są pasje Sasa, które mają jedną cechę wspólną: ogniskują się wobec rozbuchanych instynktów i perskiego hedonizmu.

„Król, jeżeli nie był zajęty matactwami dyplomatycznemi, wyprawiał świetne uczty, polowania i manewry wojskowe, otaczał się faworytami, trwonił dorywcze skarby Saksonii i Polski, a dostojeństwa i królewszczyzny dawał zausznikom i dworakom, albo takim, po których się spodziewał popierania swych planów”.

Schmitt pisał w pięknym wieku XIX, a zdaje się jakby owładnięty duchem proroczym wybiegł myślą w przód i oddał doskonale rzeczywistość z roku 2014 – gdy to premier zajęty „matactwami dyplomatycznymi”, „ucztami i manewrami wojskowymi” rozdaje „dostojeństwa i królewszczyzny” swoim „zausznikom i dworakom”. Gdy zaś naród dowiaduje się o matactwach owych dworzan, współczesny Sas wcale ich nie broni, nie stawia pod pręgierzem i nie karze. Zamiast tego biega rozwścieczony z kandelabrem pośród złociście błyszczących sal Pałacu Saskiego i wrzeszczy, by natychmiast znaleźć tych lokajów, którzy podsłuchali tajne i prywatne w dodatku rozmowy, a potem opowiedzieli o nich gawiedzi.

Niestety, opis Polski saskiej idzie dalej w stronę iście kasandryczną. Co się działo w wyniku takich zachowań króla i zepsutego dworu? „Wszystko za tym musiało upadać, zwłaszcza gdy prywaty możnych uniemożebniały rozpoczęcie każdej roboty, dążącej do ulepszenia czegokolwiek w Rzeczypospolitej. Pojedynczy, chwytający bogate starostwa, gromadzili ogromne dostatki, utrzymywali dwory liczne i świetne, tonęli w zbytkach i przepychu – a kraj ubożał coraz bardziej, przemysł leżał odłogiem, miasta chyliły się do zupełnego upadku i rolnictwo nawet nie mogło się podnieść, z braku dróg dobrych i spławów”.

Za tym wszystkim poszedł jeszcze upadek obyczajów i moralności. Polska zmierzała w przepaść, okręt tonął…

W Europie natomiast uważano, że Rzeczpospolita kwitnie, gdyż dwór saski, którego punktem centralnym był jednocześnie król saski i polski, pięknie się na zewnątrz prezentował. Jego siedzibą były dwa miasta – Warszawa i Drezno. Ozdobne karoce pędziły po traktach tam i z powrotem. Jeden po drugim następowały po sobie festyny, zabawy, tańce, maskarady, reduty, polowania, balety i spektakle operowe. Na wszystkie widowiska miały wstęp bezpłatny osoby „przyzwoicie ubrane”. Nie sposób nie zauważyć, że dobry garnitur Sławomira Nowaka, jego nienaganna fryzura i opalenizna oraz przepiękny zegarek, któremu brak jedynie brylantowo-złotej dewizki, zapewne zrobiłyby wrażenie na niejednej ówczesnej damie dworu. A co dopiero wyglansowane trzewiki, o których „Lolo Pindolo” opowiadał w wywiadzie dla „Newsweeka”, że nie są tak „wyhajowane”, jak mogłyby być… Takie trzewiki to by dopiero zwróciły uwagę całej oświeconej Europy. W końcu, jaki mamy styl!

Król wiedział, że należy się często pokazywać publicznie. Siadał więc na tronie i przyjmował dostojników, biskupów, kasztelanów czy urzędników ziemskich. Ciągnęli na owe posłuchania publiczne ludzie z najdalszych kresów Rzeczypospolitej. Byli świadkami wielkiego spektaklu władzy, która na zewnątrz błyszczała, a pod spodem kryła moralną zgniliznę. Ten proces gnilny, idący od góry, rozpełzał się i niszczył wszystko, korumpował, zabijał wartości i podsuwał szatańskie usprawiedliwienia dla podłych czynów upadających charakterów. A na to wszystko, jak na pożywkę, na której wyrosną kultury zabójczej bakterii, łapczywie patrzyli Rosjanie…

Intrygi i kłamstwa jak z czasów Brühla

Józef Ignacy Kraszewski opisał w jednej ze swoich licznych powieści początki kariery politycznej ministra Augusta III, Henryka Brühla. Wybrał postać nietuzinkową – wpływowego polityka pełną gębą, który z powodzeniem mógłby stać się jedną z kluczowych postaci obecnego rządu. Brühl uzyskał stanowisko, gdy poprzedni faworyt królewski, książę Aleksander Sułkowski, odznaczony jeszcze w roku 1734 Orderem Orła Białego, popadł w niełaskę. Nie miał znaczenia fakt, że w młodości przyjaźnił się z następcą tronu i był ponoć jego bratem przyrodnim. Henryk Brühl doprowadził do upadku Sułkowskiego za pomocą sieci intryg i kłamstw. Zajmując miejsce księcia, stał się potęgą. Niektórzy historycy, jak Jacek Staszewski, który wydał niedawno biografię Augusta III, coraz częściej podkreślają, że ten król wcale nie był typem bezwolnego, głupiego i nieświadomego władcy, lecz toczył dość świadomą grę polityczną. I że silna pozycja wielkiego ministra wcale nie jest taka oczywista. Cały system władzy oparty na ministerialnej odpowiedzialności za bezpośrednie sprawowanie władzy nie musiał wynikać z królewskiego „lenistwa”, lecz z cynicznego zamysłu. Jak pisze Staszewski, król zyskiwał „nową pozycję wobec poddanych: przykrości i niedogodności płynące z zarządzeń władzy odczuwali oni jako skutek działania rządu, którego uosobieniem był minister. Król stawał się teraz dobroczyńcą, najwyższą instancją odwoławczą, mogącą z wyżyn tronu naprawić wszelkie zło, łagodzić krzywdy, być tym, który z troską myśli tylko o dobru poddanych. Nastąpiła więc jakby wtórna sakralizacja osoby królewskiej, teraz jednak nie w wymiarach religijnych, spełniania funkcji namiestnika Bożego, lecz w kategoriach całkowicie zeświecczonych, chciałoby się rzec: nowoczesnych na miarę epoki”.

Zdawało się, że afera związana z podsłuchami prominentnych polityków partii rządzącej wywróci rząd. Że tajne negocjacje, jakie w imieniu szefa gabinetu prowadził jeden z jego ministrów, łamiąc konstytucję, są tak jaskrawym przykładem zakulisowych nieuczciwych gier, iż coś się będzie musiało przewartościować i w końcu skompromitowana władza odejdzie ze wstydem. Zamiast tego z koszar wyprowadzono „dragonów”, na placach ustawiono oddziały pod „bronią”, spuszczono wierne psy medialne i zaczęto ukręcać sprawie łeb, według starych, sprawdzonych wzorców.

Najbłyskotliwszym jednak, akrobatycznym wręcz manewrem stało się żądanie zaufania rządowi podczas nagłego głosowania nad „votum”. A także apel premiera Tuska o okazanie tego zaufania przed jego wyjazdem do Brukseli. Wygodne stało się znowu narzędzie „sakralizacji” własnej pozycji i próba przekonania ludzi, że od takiego wymuszonego głosowania odbuduje się nadwątlony prestiż, a w trakcie rozmów z urzędnikami unijnymi dzięki temu uzyska jakiś dodatkowy nimb.

Sprzedawanie wakansów

Potajemne nagrania ujawniły pewien obraz sprawowania rządów przez Donalda Tuska i jego ekipę. Mianowicie wszelkie zależności konstytucyjne nie mają dla tych ludzi żadnego znaczenia. Ważniejsza od oficjalnie zajmowanych stanowisk jest pozycja wynikająca z kolesiowatego układu. Zupełnie jakby banda kumpli z podwórka, z jakiejś niecieszącej się dobrą sławą dzielnicy, dorwała się do stanowisk, zgrywała ministrów, a jednocześnie robiła wspólnie interesy. I gdy tylko odwrócą się kamery i mikrofony, oddycha z ulgą, zrzuca garnitury i knajackim tonem peroruje, jaki interes jeszcze można ugrać, mając władzę w państwie.

Minister Augusta III Henryk Brühl zajmował się notorycznie tzw. sprzedawaniem „wakansów” (czyli obsadzaniem wolnych stanowisk) – w roku 1761 przehandlował na przykład podskarbiostwo koronne Teodorowi Wesslowi, który w zamian zaoferował dochody z nowo utworzonej mennicy. Sam król, ponieważ nie był pewny lojalności swoich ministrów z Tajnej Rady, rządził w inny sposób. Po pierwsze, gromadził masę informacji – szpiegując i odczytując po kryjomu korespondencję. Brühl udoskonalił te metody, powołując do życia organ nieformalny, w świetle prawa nieistniejący. Mianowicie, członkowie Tajnej Rady czy Gabinetu albo radcy kolegiów saskich mogli uzyskiwać tytuł tzw. konferenzministra. Ci wszyscy konferenzministrowie, czyli ministrowie „od konferencji”, „pogaduszek” i „narad”, tworzyli ciało doradcze, rodzaj mafijnej struktury, która posiadała faktyczną władzę w państwie. Byli najbliższymi współpracownikami wielkiego ministra. I tak powstał, jak pisze Staszewski, „rodzaj rządu stojącego nad »konstytucyjnymi« organami władzy. Dobór konferenzministrów opierał się na przydatności wynikającej z kompetencji fachowych lub wynikał ze szczególnego zaufania króla czy tylko Brühla”.

Ciekawe, jak wyglądały spotkania owych konferenzministrów. Być może któreś z nich odbyło się w wyszynku „Dwugłowy Orzeł i Przyjaciele”. Podano ośmiornicę na obiad. Zażyto tabaki. A potem zaczęto kichać. Kichać na Polskę. Tak jak się to robi obecnie.
--
Generał Skalski o żydach w UB :
http://www.youtube.com/watch?v=ScSz0xY5W88

Data: 2014-07-05 04:39:45
Autor: leming.show
Tusk, czyli wspczesny Sas
uytkownik u2 napisa:
Donald Tusk, czyli wspczesny Sas. Kicha na Polsk. Tak jak si to robi obecnie.


Z Donaldem si spotykam i on:Teraz, kurwa,to paliwo moe by nawet i po 7 z. Sienkiewicz: "moe mu powiedzie, jak mona go okra".
A na bialorusiu tego "terorysty" benzyna po 4z:) Bezrobocie <1%

Titerowicze i fejsbukowicze nie zasnom.

Data: 2014-07-07 04:10:17
Autor: stevep
Tusk, czyli wspczesny Sas
W dniu .07.2014 o 13:39 <leming.show@gmail.com> pisze:

uytkownik u2 napisa:
Donald Tusk, czyli wspczesny Sas.
Kicha na Polsk. Tak jak si to robi obecnie.


Z Donaldem si spotykam i on:Teraz, kurwa,to paliwo moe by nawet i po  7 z.
Sienkiewicz: "moe mu powiedzie, jak mona go okra".
A na bialorusiu tego "terorysty" benzyna po 4z:) Bezrobocie <1%

Titerowicze i fejsbukowicze nie zasnom.

Ale moesz si zesra idioto.
--
stevep
-- -- -
Uywam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

Data: 2014-07-06 08:35:27
Autor: Mark Woydak
Tusk, czyli współczesny Sas

sługus Kremla "u2" <u_2@o2.pl> napisał w wiadomości news:53b7dbcd$0$2368$65785112news.neostrada.pl...
Donald Tusk, czyli współczesny Sas. Dwugłowy orzeł i Przyjaciele

http://www.youtube.com/watch?v=LCoby4dvcoY

MW

Tusk, czyli współczesny Sas

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona