Dnia Tue, 25 Sep 2012 17:08:48 +0200, u2 napisał(a):
... szukają dla niego nowej synekury :
http://www.warszawskagazeta.pl/polityka/35-polityka/1284-donald-wykona-zadanie-donald-moe-odej-
Oczywiście twardych dowodów jednoznacznie wskazujących na
uzależnienie Tuska od Putina i Angeli Merkel brak. Ich
znalezienie oznaczałoby zdradę państwa polskiego, a więc coś,
co – wyjąwszy nielegalny PRL z jego komunistycznymi
władzami – nie zdarzyło się w Polsce od czasów Targowicy.
Jednakże ciąg zdarzeń, począwszy od słynnej nocy teczek, w
czasie której młody wówczas Donald Tusk liczył głosy, jest po
prostu przerażający.
On bywa mendowaty. Chodzi i mendzi. - Powiedziała żona
Donalda Tuska o swym mężu. Źródło: Tygodnik „Solidarność” z 17
kwietnia 1992
Premier Tusk to człowiek słaby i podatny na manipulacje, który
nienawidził zmarłego polskiego prezydenta. Rosjanie mają
teraz na miejscu swoją marionetkę, której nie będzie już
przeszkadzał silny antykomunistyczny prezydent. -
Powiedział Gene Poteat, inżynier elektryk, naukowiec, oficer
CIA w stanie spoczynku, prezes AFIO, wykładowca The Institute
of World Politics w Waszyngtonie. Źródło: Gene Poteat,
Evidence: Tragic Polish Flight Was No Accident, Charleston
Mercury, 16 czerwca 2010
Dwa powyższe cytaty doskonale oddają charakter Donalda
Tuska, przy czym w przypadku żony premiera można odnieść
wrażenie, że urocza Małgorzata Tusk pozwoliła sobie na
zbytnią szczerość, nie do końca zdając sobie sprawę z tego co
mówi. Otóż „menda” to ni mniej ni więcej, tylko… wesz łonowa, a
więc wyjątkowo obrzydliwy pasożyt. Potocznie zaś menda to
człowiek podły, głupi i niezdarny. Tak czy inaczej – nikt ani nic
miłego.
Z punktu widzenia państwa o wiele gorsza, bo wskazująca na
zagrożenie dla interesów Polski, jest opinia wystawiona
Tuskowi przez oficera CIA kilka tygodni po smoleńskiej
tragedii. W przeciwieństwie do premierowej, Gene Poteat
doskonale wiedział, co mówi i doskonale zdawał sobie sprawę,
jak mocnych słów użył. Wypowiedź ta wskazuje wprost, że Donald
Tusk jest tylko zabawką w ręku Putina. Może dlatego wypowiedź
ta została całkowicie przemilczana, zakrzyczana
idiotycznymi zapewnieniami, że w sprawie Smoleńska „państwo
polskie zdało egzamin” i przykryta górami kłamstw zarówno jej
bohatera, jak i jego otoczenia. Wydaje się jednak, że
Amerykanin „nie docenił” premiera. Im więcej czasu od
Smoleńska upływa, tym wyraźniej widać, że krzyżak, do którego
przymocowane są sznurki Tuska na zmianę dzierży dłoń Putina i
Angeli Merkel. Niestety obie ręce są bardzo sprawne i
znakomicie realizują swoje interesy. Niestety – przy
aplauzie całego polskiego mainstrimu, zachwyconego tym jak
pociągany za sznurki Tusk pięknie skacze.
Nieprzypadkowa afera
Afera Amber Gold i słynnej tajnej notatki ABW to oczywiście
tylko wierzchołek góry lodowej. Analiza okresu rządów Tuska
prowadzi do przerażających wniosków – afera stoczniowa,
hazardowa, starannie ukryta afera ze zmieleniem ponad 750 tys.
podpisów zebranych przez PO pod projektem referendum w sprawie
jednomandatowych okręgów wyborczych, nie wspominając już o
majstersztyku propagandy i kłamstwa czyli wydarzeń, które
doprowadziły do katastrofy w Smoleńsku i potem ukrywania
prawdy o niej. Dlaczego więc przy tylu aferach, za które
praktycznie za każdym razem Tusk powinien stanąć przed
Trybunałem Stanu, dopiero sprawa Amber Gold odebrała
premierowi spokojny sen i spowodowała, że coraz częściej
słychać opinie, że rząd nie przetrwa jesieni? Być może dlatego,
że dla premiera są przygotowane nowe zadania i jest on
potrzebny gdzie indziej.
Matka Chrzestna Angela
Słynny film „Ojciec Chrzestny” rozpoczyna scena, w której głowę
mafijnej rodziny Don Vitta Corleone odwiedzają z prośbami
różni ludzie. Każdy na znak poddaństwa całuje jego dłoń. W
Niemczech „hitem” stało się zdjęcie z października ubiegłego
roku, na którym Donald Tusk niemal identycznym gestem pochyla
się nad dłonią Angeli Merkel. Podobieństwo gestu i jego
wymowa są uderzające. Uderzający jest także komentarz do
tego zdjęcia umieszczony w książce „Die Patin” („Matka
Chrzestna”), poświęconej właśnie kanclerz Niemiec. Jej autorka
Gertruda Hӧhler nie ma żadnych wątpliwości, że niemiecki rząd
opuścił ścieżkę demokracji. Uważni obserwatorzy – że ów gest
jest ilustracją układu pomiędzy kanclerz Niemiec a Tuskiem,
któremu w zamian za wiernopoddańcze zachowanie obiecano
stanowisko w Brukseli. Zresztą wydaje się, że nie tylko jemu.
Wystarczy wspomnieć słynne przemówienie wygłoszone miesiąc
później przez Radka Sikorskiego w berlińskim parlamencie.
Przemówienie bardzo szczególne, bowiem nasz minister z
zaczeską podobno nie do końca pisał je sam. TVN24 (sic!) ujawnił,
że wiele wskazuje, iż ową mowę w znaczniej części napisał
niejaki Charles Crawford, były ambasador Korony Brytyjskiej
w Polsce, a obecnie lobbysta pracujący m.in. dla tzw. Locarno
Group. Jest to ekskluzywna grupa 11 osób z dostępem do
informacji tajnych (Security Check (SC) level). W skład tej
„jedenastki” wchodzą m.in. specjalista od Rosji, a także…
były ambasador brytyjski w Berlinie oraz przy Unii
Europejskiej. Jeśli więc faktycznie przemówienie to nie
zostało napisane przez Sikorskiego, to trudno założyć, żeby
jego autorów obchodziły interesy jakiegokolwiek podmiotu
poza ich mocodawcą. Przemówienie to było zresztą
konsultowane z kancelarią i premiera i prezydenta, można
więc założyć, że jego treść jest efektem kompromisu pomiędzy
trzema instytucjami.
Bruksela czeka?
Tymczasem w kraju rozwijała się kariera niejakiego Marcina
P. oraz jego spółek – Amber Gold i OLT Express. W tą ostatnią
zamieszany był syn premiera Michał Tusk, którego przed ową
współpracą ostrzegał sławny tatuś, chociaż nie czytał słynnej
notatki ABW a o firmie wiedział tyle, ile napisały media,
czyli przeważnie same superlatywy. Pomimo wysiłków kolegów
Tuska oraz mainstreamowych dziennikarzy z „niezawodną”
Janiną Paradowską oraz środowiskiem „Krytyki Politycznej”
na czele, zmasowany atak na rodzinę premiera trwa. Rykoszetem
po Amber Gold oberwała nawet słodka Kasia Tusk i jej chłopak,
podwożony do Gdańska na koszt podatników rządowym samolotem.
Premier przetrwał bez szwanku niejedną aferę, nie wspominając o
katastrofie smoleńskiej, za którą w ekspresowym tempie
powinien był stanąć przez Trybunałem Stanu, prokuratorem i
sądem. Dlaczego więc właśnie teraz nawet Janusz Palikot
„stracił do niego cierpliwość” i już parę razy mówił o nowym
rządzie, z premierem, który mógłby zadowolić nawet Jarosława
Kaczyńskiego? Odpowiedź jest prosta – prawdopodobnie
dlatego, że dla Tuska wyznaczone są nowe zadania, w nowym
miejscu i za nowe pieniądze. Wydaje się także, że premier o tym
wie i nie zamierza protestować. Co więcej – można odnieść
wrażenie, że wręcz nie może doczekać się odwołania. Z całą
pewnością wykorzysta je do pokazania się jako „ofiary”,
której geniuszu nie docenił niewdzięczny naród. Ewentualnie –
ostentacyjnie „zrezygnuje” po stwierdzeniu, że doszło do
kryzysu, któremu nie zapobiegł, więc jako „odpowiedzialny”
polityk rezygnuje ze stanowiska. Oczywiście będzie to
kolejne kłamstwo premiera, ale w momencie wygłoszenia i przy
odpowiedniej oprawie PR-owskiej świetnie się sprzeda.
Przynajmniej w mainstreamowych mediach. Gdzie więc mierzy Tusk,
że tak łatwo rezygnuje z walki o władzę, dotychczas będącą
sensem jego istnienia? To proste – w stołek przewodniczącego
Komisji Europejskiej.
I co dalej?
Media w Polsce o tym jeszcze nie mówią, ale wyraźnie napisał
niemiecki „Der Spigel” wskazując, że za kandydaturą Tuska stoi
Angela Merkel. Oczywiście Angela nie forsuje kandydatury
Tuska dla urody naszego premiera. Robi to, ponieważ Tuskiem
będzie jej najłatwiej kierować a Niemcy, wbrew zachętom ze
strony Sikorskiego nie mają ochoty jawnie stawać na czele Unii.
Znacznie wygodniejsze jest dla nich stwarzanie wrażenia, że w UE
wszyscy są równi i że pora na oddanie rządów w Brukseli „nowym
członkom” przy jednoczesnym faktycznym kierowaniu Unią poprzez
swoich ludzi na odpowiednich stanowiskach. Z oczywistych
względów nie mogą być nimi Niemcy. Pozostają politycy,
którymi łatwo manipulować. Warto też zauważyć, że Angela nie
zapałała „uczuciem” do premiera w tym roku – od pięciu lat
rokrocznie otrzymuje on wysokie niemieckie nagrody, które
przyjmuje bez żadnego skrępowania. Były to po kolei – nagroda
im. Karola Wielkiego w 2008 roku, Złota Wiktoria dla
Europejczyka Roku w 2010 i nagroda im. Waltera Rathenau za
zasługi na rzecz pogłębienia integracji europejskiej w 2011
roku. Co gorsza – mainstreamowe media w Polsce są nimi
zachwycone jeszcze bardziej od samego obdarowanego,
zupełnie nie dostrzegając, że jest on traktowany jak pracownik
obdarzany premią za staranne wykonanie zadań. Inna sprawa,
że Tusk na owe nagrody solennie zapracował – zgoda na pakt
fiskalny, Europejski Mechanizm Stabilizacyjny, pożyczenie
bankrutom ponad 6 mld euro z naszych rezerw walutowych, a
teraz zapowiedzi, że także unia bankowa i unijny nadzór
bankowy są dla Polski korzystne, wyraźnie wskazują, czyje
interesy mają dla Tuska priorytetowy charakter. Nic więc
dziwnego, że kanclerz Merkel chciałaby widzieć tak
wypróbowanego pracownika na stanowisku unijnym. Można być
też pewnym, że z tej kandydatury wielce zadowolony będzie
najwierniejszy sojusznik Merkel, czyli Władimir Putin. Ta
dwójka może być w stu procentach pewna, że Tusk pogodzi ich
interesy, jak już wiele razy to zrobił i znakomicie wywiąże
się ze swoich „zobowiązań”.
Kto nami rządzi?
Oczywiście twardych dowodów jednoznacznie wskazujących na
uzależnienie Tuska od Putina i Angeli Merkel brak. Ich
znalezienie oznaczałoby zdradę państwa polskiego, a więc coś,
co – wyjąwszy nielegalny PRL z jego komunistycznymi
władzami – nie zdarzyło się w Polsce od czasów Targowicy.
Jednakże ciąg zdarzeń, począwszy od słynnej nocy teczek, w
czasie której młody wówczas Donald Tusk liczył głosy, jest po
prostu przerażający. Tamta noc była pierwszą próbą
powstrzymania rozliczenia PRL-u z jego służbami. I to próbą
skuteczną. Drugą był zmasowany atak mainstreamu na rząd
Jarosława Kaczyńskiego. Znamienne jest, że pomimo wysiłków
zarówno kierowanej przez starego komucha towarzysza
Kalisza komisji śledczej, jak i „śledztwa” prokuratury, nie
potwierdził się ani jeden zarzut wysuwany wobec rządu
Kaczyńskiego. Od czasu słynnego spaceru na molo Tuska i
Putina we wrześniu 2009 roku, wydarzenia tylko nabrały
przerażającego tempa. Ich finał znamy wszyscy – śmierć
prezydenta i 95 najwybitniejszych Polaków. Oddanie śledztwa
w ręce Rosji wzbudziło całkiem słuszne podejrzenia, że Tusk
pozostaje, oględnie mówiąc – pod zbyt dużym wpływem prezydenta
Rosji. Ciąg zdarzeń związanych z Amber Gold świadczy o tym, że być
może w całą tę sprawę uwikłany jest ktoś z Niemiec. I to ktoś
bardzo potężny. Trudno bowiem uwierzyć, że Marcin P. mógł (o ile
to prawda) wozić miliony do Niemiec i nikt o tym nie wiedział.
Kłamstwa premiera w tej sprawie i wymowne milczenie
wywodzącego się z WSI (znowu – powiązania z rosyjskimi
służbami) prezydenta, również są tu bardzo wymowne. Na to
nakłada się jawne forsowanie kandydatury Tuska w
strukturach europejskich przez kanclerz Niemiec. Zbyt dużo tych
powiązań, żeby nie zadać oczywistego pytania – kto naprawdę
rządzi tym krajem?
Odpowiedź jest prosta! RAZWIETKA!!! ;))))))))))))))))))))))))
MW
|