Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Tuskowa jak ona Gierka

Tuskowa jak ona Gierka

Data: 2013-11-22 01:11:57
Autor: Mark Woydak
Tuskowa jak ona Gierka

Gdyby Stanisława Gierek w 1979 roku napisała książkę o swoim mężu, to
mogłaby go przedstawić w podobny sposób – mówi ekspert od wizerunku

Czy Pana szokują, a przynajmniej dziwią szczere wyznania Małgorzaty Tusk w
jej biografii? – Nie, bo uważam, że ta książka nie jest całkiem szczera choć zarazem
miejscami ociera się o coś co nazwałbym natręctwem intymności. Opisane są w
niej bowiem detale, których na ogół osoby publiczne mające pewną klasę nie
chcą ujawniać, bo uważają, że to jest w złym guście. Np. pisanie o tym, że
Małgorzata Tusk marznie i z tego powodu śpi czasem w rajtuzach i
skarpetkach. Osobiście wolałbym, żeby oszczędziła opinii publicznej tego
typu detali. Podobnie z publikowaniem osobistych esemesów lub ujawnianiem,
że Małgorzata Tusk mówi do męża „ptaszku” a on do niej „myszko”. Natomiast
jeśli chodzi o prawdziwą szczerość, to Małgorzata Tusk mówi w tej książce
nieco inne rzeczy niż mówiła wcześniej. Kiedyś np. w wywiadach wspominała,
że Donald Tusk miewa złe nastroje, napady furii, czasem płacze, że go nikt
nie kocha, a czasem „bywa mendowaty” tj. „chodzi i mendzi”. Wtedy myślałem,
że jest szczera do bólu, może nawet zbyt szczera. Mówiła takie rzeczy,
których teoretycznie nie powinna mówić żona ważnego polityka czy premiera.
W tej książce takich uwag nie znajdziemy. Mam wrażenie, że dawna szczerość
autorki jest tu mocno skorygowana. Czyli pozorowana, obliczona na jakiś podprogowy przekaz? – Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że książka „Między nami” został wydana
między innymi po to, by zwiększyć słabnącą sympatię wyborców do premiera.
Po drugie, aby zneutralizować obawy, że oderwał się od ludzi, że ich nie
rozumie. Że nie jest już zwykłym fajnym chłopakiem z sąsiedztwa, tylko
człowiekiem władzy, który nie myśli o zwykłych Polakach. Zamierzonym
efektem może być przybliżenie postaci premiera przez pokazanie go jako
zwyczajnego mężczyzny, dobrego męża. Stąd te śmiałe, a jednak negatywne określenia, że ma wyłupiaste oczy, był
głupi, gnojek czy nawet dupek? – Tak. Krytyczne uwagi mogą też służyć ociepleniu wizerunku. Kiedy na
przykład dowiadujemy się, że Donald Tusk jest łasuchem i lubi wyjadać z
lodówki lody, kiedy wraca do domu, to jest to mało istotna słabość. Ale
zwróćmy uwagę, że obok tego rodzaju krytycznych uwag, książka jest pełna
pochwał pod adresem Donalda Tuska. Wręcz go gloryfikuje. Gdyby Stanisława
Gierek w 1979 roku napisała książkę o swoim mężu, to mogłaby go przedstawić
w podobny sposób. Co chwila dowiadujemy się jaki to Donald Tusk jest
pracowity, jaką ma wspaniałą intuicję polityczną, jak biega, jak ludzie go
lubią. Książka jest chwilami tak przesłodzona, że aż można dostać mdłości
od tego sympatycznego premiera. Drobne uwagi krytyczne czynią ten przekaz
po prostu nieco bardziej strawnym. I bardziej wiarygodnym. Czy ta biografia to mniej potrzeba serca premierowej a bardzo dobrze
zaprojektowany plan ocieplenia wizerunku? – Nie znam prawdziwych intencji Małgorzaty Tusk. Oczywiście każdy ma prawo
napisać i wydać książkę, także żona premiera. Możemy jednak analizować jak
ta książka jest napisana. Od początku obsesyjnie powraca motyw
pracowitości. Gdyby ktoś zrobił badania wizerunku Donalda Tuska mogłoby
okazać się, że część ludzi uważa, że nie jest zbyt pracowitym premierem.
Być może zamiast zajmować się sprawami państwa wolałby – jak sam mówił –
grać w piłkę nożną. Albo palić cygara i pić wino. A w tej książce
kilkadziesiąt razy zostało napisane, jaki to Tusk jest odpowiedzialny i
pracowity. Jak wstawał rano do stoczni, sprzedawał jagodzianki na dworcu,
malował kominy, był dziennikarzem itp. itd. Kiedy Małgorzata Tusk zauważa,
iż jej męża „nie tak łatwo skłonić do ciężkiej systematycznej pracy”, zaraz
dodaje: „musi w niej dostrzec głęboki sens albo nie mieć innego wyjścia”.
Brzmi to tak, jakby tę drugą uwagę dopisał jakiś doradca PR, aby
zneutralizować negatywny wydźwięk pierwszej. To wszystko skłania do
refleksji, że książka ma służyć celom wizerunkowym. Warto zastanowić się
też, czego w niej nie ma. A co zostało pominięte? – Pojawia się w książce słynny „Dziadek z Wermachtu” i kampania 2005 roku.
Ale nie ma już ani słowa np. o aferze hazardowej. Podkreślone jest jak
straszna i brudna była kampania prezydencka w 2005 r., ale o brutalnych i
agresywnych kampaniach Platformy w 2007 i 2011 r. nie ma ani słowa. Jest
dużo o problemach zdrowotnych dzieci, ale nie ma jakoś nic o głośnej aferze
związanej z synem premiera, który był jednocześnie dziennikarzem i
PR-owcem. Jakby ktoś bardzo świadomie redagował tę książkę, usuwając z niej
to, co mogłoby być naprawdę niewygodne dla premiera. W jednym miejscu
Małgorzata Tusk pisze, że ona w ogóle polityką to się nie zajmuje, że ją to
nudzi, a potem szczegółowo opisuje, że w wyborach w 2011 roku PO miało 10
punktów przewagi nad PiS. Autorka jest trochę jak Dr Jekyll i Mr Hyde.
Jakby tę biografię pisały dwie różne osoby. Takich niekonsekwencji jest w
tej książce więcej. Obok wziętych z życia, barwnych, a nawet zabawnych
fragmentów jak np. ten o gotowaniu rosołu z wieprzowiny są takie, które
sprawiają wrażenie pisanych na zamówienie pod konkretną tezę – aby wzbudzić
sympatię do Donalda Tuska. Czy to zadziała? Sondaże premierowi i Platformie skoczą? – Można tę książkę odczytać tak: Małgorzata Tusk jako autorka reprezentuje
kurczący się elektorat PO i stara się narzucić czytelnikowi taki stosunek
do Donalda Tuska, jaki ma ona sama. Chce odbudować na nowo wspólnotę
wyborców i premiera, na podobieństwo małżeństwa, które utrzymała mimo
trudnych chwil. Jej przesłanie można streścić tak: ja się polityką nie
interesuję, Donek ma drobne wady, ale stabilność jest wartością, nasze
małżeństwo trwa już bardzo długo i niech trwa dalej. Komunikat dla wyborców
jest prosty: Tusk nie jest ideałem, ale zna się na polityce, ma intuicję,
odnosi sukcesy, niech więc rządzi dalej. „Ma swoje słabości, ale w gruncie
rzeczy to porządny facet jest”. Przy okazji książka detonuje kilka
problemów, które mogłyby się pojawić w najbliższej kampanii wyborczej:
załatwiona jest sprawa podróży do Peru, dawnego romansu Małgorzaty Tusk,
„Dziadka z Wermachtu”. W tym sensie książka może służyć ratowaniu wizerunku
coraz mniej popularnego premiera. Czytając „Między nami” nie mogłem się też
chwilami oprzeć wrażeniu, że to jest książka pisana przez żonę kandydata na
prezydenta, która ma zjednać mu sympatię potrzebną do wygrania wyborów w
2015 roku.

Data: 2013-11-22 17:44:17
Autor: Marek Woydak
Tuskowa jak żona Gierka
PiS-owski PSYCHOPATA podpisyjący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek) piszacy z mx05.eternal-september.org uzywajacy czytnika
40tude_Dialog/2.0.15.1pl to OSZOŁOM PODSZYWANIEC. Fakt, ze podszywa sie pod
moje dane swiadczy o daleko posunietej chorobie psychicznej. Tani alkohol i
marne wina dokonaly calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma
juz dla niego ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych
cięzkich chwilach! Nie ma nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i
wyleniały ze starości kot go opuścili! Pies nasrał mu pod drzwiami, a kot do
zapleśniałego od brudu wyra, które ten nieszczęśnik nazywa łózkiem. Módlmy
się bracia i siostry! Nadzieja na pełny powrót do zdrowia tego osobnika jest
niewielka ale spełnijmy chrześciański obowiązek! Wnośmy modły za
PiS-owskiego chorego psychicznie brata!

MW

--

Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gm.de> napisał w wiadomości news:1ggjzznauvlzm$.1emkeg2072509.dlg40tude.net...

Gdyby Stanisława Gierek w 1979 roku napisała książkę o swoim mężu, to
mogłaby go przedstawić w podobny sposób – mówi ekspert od wizerunku

Czy Pana szokują, a przynajmniej dziwią szczere wyznania Małgorzaty Tusk w
jej biografii?

– Nie, bo uważam, że ta książka nie jest całkiem szczera choć zarazem
miejscami ociera się o coś co nazwałbym natręctwem intymności. Opisane są w
niej bowiem detale, których na ogół osoby publiczne mające pewną klasę nie
chcą ujawniać, bo uważają, że to jest w złym guście. Np. pisanie o tym, że
Małgorzata Tusk marznie i z tego powodu śpi czasem w rajtuzach i
skarpetkach. Osobiście wolałbym, żeby oszczędziła opinii publicznej tego
typu detali. Podobnie z publikowaniem osobistych esemesów lub ujawnianiem,
że Małgorzata Tusk mówi do męża „ptaszku” a on do niej „myszko”. Natomiast
jeśli chodzi o prawdziwą szczerość, to Małgorzata Tusk mówi w tej książce
nieco inne rzeczy niż mówiła wcześniej. Kiedyś np. w wywiadach wspominała,
że Donald Tusk miewa złe nastroje, napady furii, czasem płacze, że go nikt
nie kocha, a czasem „bywa mendowaty” tj. „chodzi i mendzi”. Wtedy myślałem,
że jest szczera do bólu, może nawet zbyt szczera. Mówiła takie rzeczy,
których teoretycznie nie powinna mówić żona ważnego polityka czy premiera.
W tej książce takich uwag nie znajdziemy. Mam wrażenie, że dawna szczerość
autorki jest tu mocno skorygowana.

Czyli pozorowana, obliczona na jakiś podprogowy przekaz?
– Trudno mi oprzeć się wrażeniu, że książka „Między nami” został wydana
między innymi po to, by zwiększyć słabnącą sympatię wyborców do premiera.
Po drugie, aby zneutralizować obawy, że oderwał się od ludzi, że ich nie
rozumie. Że nie jest już zwykłym fajnym chłopakiem z sąsiedztwa, tylko
człowiekiem władzy, który nie myśli o zwykłych Polakach. Zamierzonym
efektem może być przybliżenie postaci premiera przez pokazanie go jako
zwyczajnego mężczyzny, dobrego męża.

Stąd te śmiałe, a jednak negatywne określenia, że ma wyłupiaste oczy, był
głupi, gnojek czy nawet dupek?
– Tak. Krytyczne uwagi mogą też służyć ociepleniu wizerunku. Kiedy na
przykład dowiadujemy się, że Donald Tusk jest łasuchem i lubi wyjadać z
lodówki lody, kiedy wraca do domu, to jest to mało istotna słabość. Ale
zwróćmy uwagę, że obok tego rodzaju krytycznych uwag, książka jest pełna
pochwał pod adresem Donalda Tuska. Wręcz go gloryfikuje. Gdyby Stanisława
Gierek w 1979 roku napisała książkę o swoim mężu, to mogłaby go przedstawić
w podobny sposób. Co chwila dowiadujemy się jaki to Donald Tusk jest
pracowity, jaką ma wspaniałą intuicję polityczną, jak biega, jak ludzie go
lubią. Książka jest chwilami tak przesłodzona, że aż można dostać mdłości
od tego sympatycznego premiera. Drobne uwagi krytyczne czynią ten przekaz
po prostu nieco bardziej strawnym. I bardziej wiarygodnym.

Czy ta biografia to mniej potrzeba serca premierowej a bardzo dobrze
zaprojektowany plan ocieplenia wizerunku?
– Nie znam prawdziwych intencji Małgorzaty Tusk. Oczywiście każdy ma prawo
napisać i wydać książkę, także żona premiera. Możemy jednak analizować jak
ta książka jest napisana. Od początku obsesyjnie powraca motyw
pracowitości. Gdyby ktoś zrobił badania wizerunku Donalda Tuska mogłoby
okazać się, że część ludzi uważa, że nie jest zbyt pracowitym premierem.
Być może zamiast zajmować się sprawami państwa wolałby – jak sam mówił –
grać w piłkę nożną. Albo palić cygara i pić wino. A w tej książce
kilkadziesiąt razy zostało napisane, jaki to Tusk jest odpowiedzialny i
pracowity. Jak wstawał rano do stoczni, sprzedawał jagodzianki na dworcu,
malował kominy, był dziennikarzem itp. itd. Kiedy Małgorzata Tusk zauważa,
iż jej męża „nie tak łatwo skłonić do ciężkiej systematycznej pracy”, zaraz
dodaje: „musi w niej dostrzec głęboki sens albo nie mieć innego wyjścia”.
Brzmi to tak, jakby tę drugą uwagę dopisał jakiś doradca PR, aby
zneutralizować negatywny wydźwięk pierwszej. To wszystko skłania do
refleksji, że książka ma służyć celom wizerunkowym. Warto zastanowić się
też, czego w niej nie ma.

A co zostało pominięte?
– Pojawia się w książce słynny „Dziadek z Wermachtu” i kampania 2005 roku.
Ale nie ma już ani słowa np. o aferze hazardowej. Podkreślone jest jak
straszna i brudna była kampania prezydencka w 2005 r., ale o brutalnych i
agresywnych kampaniach Platformy w 2007 i 2011 r. nie ma ani słowa. Jest
dużo o problemach zdrowotnych dzieci, ale nie ma jakoś nic o głośnej aferze
związanej z synem premiera, który był jednocześnie dziennikarzem i
PR-owcem. Jakby ktoś bardzo świadomie redagował tę książkę, usuwając z niej
to, co mogłoby być naprawdę niewygodne dla premiera. W jednym miejscu
Małgorzata Tusk pisze, że ona w ogóle polityką to się nie zajmuje, że ją to
nudzi, a potem szczegółowo opisuje, że w wyborach w 2011 roku PO miało 10
punktów przewagi nad PiS. Autorka jest trochę jak Dr Jekyll i Mr Hyde.
Jakby tę biografię pisały dwie różne osoby. Takich niekonsekwencji jest w
tej książce więcej. Obok wziętych z życia, barwnych, a nawet zabawnych
fragmentów jak np. ten o gotowaniu rosołu z wieprzowiny są takie, które
sprawiają wrażenie pisanych na zamówienie pod konkretną tezę – aby wzbudzić
sympatię do Donalda Tuska.

Czy to zadziała? Sondaże premierowi i Platformie skoczą?
– Można tę książkę odczytać tak: Małgorzata Tusk jako autorka reprezentuje
kurczący się elektorat PO i stara się narzucić czytelnikowi taki stosunek
do Donalda Tuska, jaki ma ona sama. Chce odbudować na nowo wspólnotę
wyborców i premiera, na podobieństwo małżeństwa, które utrzymała mimo
trudnych chwil. Jej przesłanie można streścić tak: ja się polityką nie
interesuję, Donek ma drobne wady, ale stabilność jest wartością, nasze
małżeństwo trwa już bardzo długo i niech trwa dalej. Komunikat dla wyborców
jest prosty: Tusk nie jest ideałem, ale zna się na polityce, ma intuicję,
odnosi sukcesy, niech więc rządzi dalej. „Ma swoje słabości, ale w gruncie
rzeczy to porządny facet jest”. Przy okazji książka detonuje kilka
problemów, które mogłyby się pojawić w najbliższej kampanii wyborczej:
załatwiona jest sprawa podróży do Peru, dawnego romansu Małgorzaty Tusk,
„Dziadka z Wermachtu”. W tym sensie książka może służyć ratowaniu wizerunku
coraz mniej popularnego premiera. Czytając „Między nami” nie mogłem się też
chwilami oprzeć wrażeniu, że to jest książka pisana przez żonę kandydata na
prezydenta, która ma zjednać mu sympatię potrzebną do wygrania wyborów w
2015 roku.

Tuskowa jak ona Gierka

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona