Data: 2013-04-20 13:35:35 | |
Autor: Marek Woydak | |
Tuskowi rząd się rozchodzi | |
Tuskowi rząd się rozchodzi Koncepcja "autorskiego" rządu Donalda Tuska, jaki stworzył po wyborach 2011 roku, poniosła porażkę. Im szybciej sobie to uświadomi, tym lepiej. Ma czas, by wymienić część składu na drugą połowę kadencji. Premier Donald Tusk zapowiedział rekonstrukcję swojego rządu latem. Wówczas miał ocenić wszystkich ministrów. Ale rekonstrukcja rządu odbywa się teraz w sposób spontaniczny. Wczoraj Tusk odwołał ministra skarbu Mikołaja Budzanowskiego, który zdawał się mieć blade pojęcie o tym, co się dzieje w newralgicznych spółkach skarbu państwa, takich jak LOT czy EuRoPol Gaz. Do europarlamentu wybierają się prominentni politycy rządu Michał Boni i Barbara Kudrycka. Jeszcze wcześniej kluczowy współpracownik premiera, szef jego kancelarii Tomasz Arabski został kandydatem na ambasadora w Madrycie, co zaowocowało też podmianą ministra spraw wewnętrznych. Trudno się oprzeć wrażeniu, że coś jest nie tak, skoro tylu znanych polityków PO wybiera wyjazd za granicę, zamiast zmieniać kraj pod przywództwem premiera. Dziwne, że premier na to pozwala. Być może sam dostrzega, że coś w jego drużynie się zacięło. W 2011 roku Donald Tusk konstruował swój drugi rząd w stanie lekko euforycznym. Po raz drugi wygrał wybory parlamentarne, i to mimo narastającego kryzysu gospodarczego. Jego gabinet określono mianem "autorskiego". Premier tworzył go absolutnie sam i sobie podporządkował. To tak, jakby rząd był piłkarską drużyną, której taktyka ukierunkowana jest na gwiazdę - w tym przypadku Donalda Tuska. Część stanowisk objęli ministrowie, którzy sprawdzili się w poprzedniej ekipie i sprawdzają się obecnie: Jacek Rostowski, Radosław Sikorski, Elżbieta Bieńkowska. Część - urzędnicy "ministerialno-partyjni" z drugiego rzędu, którzy do tej pory raczej wykonywali polecenia, jak Mikołaj Budzanowski. Tacy trochę ludzie bez właściwości. Są piłkarskie drużyny ustawione pod "gwiazdę", na przykład FC Barcelona. Jednak albo Donald Tusk nie jest Lionelem Messim polskiej polityki, albo rząd nie przypomina Barcelony. W obecnym rządzie premier Donald Tusk w porównaniu z ekipą z 2007 roku nie uzyskał silnego wzmocnienia na żadnej pozycji. Co więcej, nawet potencjalne gwiazdy zawiodły. Minister Bartosz Arłukowicz nie przedstawił do tej pory koncepcji uzdrowienia służby zdrowia, minister Joanna Mucha nie stała się twarzą Euro 2012, które miało być największą promocją Polski i sukcesem rządu. Sławomir Nowak, minister transportu, zaczął dobrze od operacji ratunkowej - robimy autostradę na Euro - a skończył na akcji budowy radarów, która wywołała wściekłość kierowców. Jarosław Gowin, który zastąpił dobrego szefa resortu Krzysztofa Kwiatkowskiego, miał jako szef konserwatystów osłaniać premiera przed frakcją konkurującego z nim w PO Grzegorza Schetyny, a stał się nie rozwiązaniem, lecz problemem. Jego sejmowe liberum veto przeciwko związkom partnerskim rozsadza PO, słuszna, ale źle przeprowadzona akcja przekształcenia sądów rejonowych spowodowała napięcia w koalicji. Ostatnio zaś Gowin spędza głównie czas na prasowych wywiadach, w których ocenia, na ile Tusk przeszedł z pozycji liberalno-konserwatywnych na liberalno-lewicowe. Nie tylko politycy są słabsi. Wadliwa wydaje się cała konstrukcja rządu. Premier, jeśli chce być premierem "politycznym", "wielkim komunikatorem", musi mieć kogoś do zarządzania. Taką rolę w rządzie Jarosława Kaczyńskiego odgrywał Przemysław Gosiewski, w rządzie Leszka Millera byli to Marek Belka i Jerzy Hausner, w rządzie Hanny Suchockiej - Jan Rokita. Do czasu taką funkcję w pierwszym rządzie Tuska pełnił Grzegorz Schetyna. Obecnie mamy dwóch wicepremierów - ministra gospodarki Janusza Piechocińskiego i finansów Jacka Rostowskiego - którzy powodują, że rząd jest przechylony na gospodarczą stronę, a dodatkowo obaj bez przerwy wchodzą sobie w paradę. Ekipa rządowa jest coraz bardziej oddzielona od partii, w której narasta frustracja i poczucie, iż posłowie są potrzebni jedynie do tego, by zaakceptować to, co Donald Tusk i jego ludzie ustalili. Premier Donald Tusk po niespełna dwóch latach rządu powinien zadać sobie pytanie, czy ten rząd jest najlepszy, na jaki PO i PSL stać. Stało się tak, jak chciał, Tusk jest niewątpliwym liderem. Tylko ministrowie są coraz mniej kreatywni, pozbawieni inicjatywy i nieustannie oczekujący na premiera, który "przyjedzie i o wszystkim zdecyduje". Nie cenimy rządu Tylko 28 proc. (spadek o 2 punkty) badanych przez CBOS w kwietniu respondentów jest zadowolonych z tego, że na czele rządu stoi Donald Tusk. To najgorsze notowanie premiera od 2007 roku. Przeciwnego zdania jest 58 proc. badanych. Notowania samego rządu w porównaniu z marcem się nie zmieniły i pozostały na niskim poziomie. Dobrze ocenia go 25 proc. badanych, źle - 43 proc. CBOS badanie 4-10 kwietnia na 1150-osobowej grupie reprezentatywnej. |
|