Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   "Układ sopocki", którego nie było!

"Układ sopocki", którego nie było!

Data: 2011-01-12 09:50:44
Autor: Azor jest pedałem
"Układ sopocki", którego nie było!
Sprawę prezydenta Sopotu Jacka Karnowskiego należało umorzyć. Będzie się ona ciągnąć latami. Bo prokuratorowi brak dowodów, by go skazać, a sąd boi się ją umorzyć
Prokuratura apelacyjna w Gdańsku przedstawiła akt oskarżenia przeciwko prezydentowi Sopotu Jackowi Karnowskiemu w czerwcu 2010 r. Miesiąc później sąd zwrócił go do uzupełnienia. Po zażaleniu prokuratora decyzję podtrzymał sąd okręgowy w Gdańsku. Pisemne uzasadnienie tej decyzji jest dla prokuratury miażdżące. Sąd domaga się weryfikacji dowodów i zbadania wiarygodności Sławomira Julkego, głównego świadka oskarżenia. Wyliczenia korzyści majątkowych, jakie rzekomo odniósł Karnowski, sąd uważa za błędne.

Uzupełnienie aktu oskarżenia musi potrwać jeszcze co najmniej dwa lata, bo tyle potrwa zebranie ekspertyz biegłych, których zażądał sąd. Trzeba jeszcze dodać kilka lat na ewentualny proces, odwołania i przerwy.



Karnowski mimo tej sprawy wygrał listopadowe wybory na prezydenta Sopotu. Jego decyzja o kandydowaniu wywołała duże kontrowersje. Wiele osób, w tym premier, uznało, że osoba z zarzutami nie powinna kandydować do publicznych urzędów. Patrząc jednak na pracę prokuratury i ocenę aktu oskarżenia dokonaną przez sąd, trudno nie zauważyć, że pozbawianie Karnowskiego prawa do kandydowania jest dla niego krzywdzące.

Wszyscy marzą o Laurze

W lipcu 2008 r. "Rzeczpospolita" opublikowała nagranie rozmowy Jacka Karnowskiego z jego znajomym Sławomirem Julkem. Omawiali nadbudowę jednej z sopockich kamienic. Julke twierdził, że nagranie to dowód na to, że Karnowski zażądał od niego dwóch mieszkań w zamian za zgodę urzędu na nadbudowę.

Dziennikarzom Julke tłumaczył, dlaczego sprawę ujawnił. Zrobił to, bo Karnowski okazał się fałszywym przyjacielem - chciał pozbawić go życiowego dorobku. Miał przeciw niemu spiskować wraz z Andrzejem Zwarą, wspólnikiem w jednej z najbardziej renomowanych kancelarii prawniczych w Polsce. Ich celem miało być przeszkodzenie mu w zakupie Domu Handlowego "Laura" na sopockim Monciaku. Ostatecznie Julke kupił Laurę za 4 mln euro, ale - jak twierdzi - tylko dlatego, że był sprytniejszy od "spiskowców".

Wybuchł skandal, prokuratura wszczęła śledztwo, media analizowały każdy szczegół sprawy.

Szybko okazało się, że nonsensem są podejrzenia Julkego wobec kancelarii Zwary, która reprezentowała Julkego w czasie transakcji zakupu Laury. Biznesmen opierał je tylko na domysłach i przeczuciach. Tymczasem na korzyść kancelarii przemawiały fakty. Przedwstępna umowa kupna Laury, którą przygotowała dla Julkego, zabezpieczała jego interesy i pozwoliła doprowadzić transakcję do końca.

Epilog tego wątku rozgrywa się właśnie przed sądem w Gdańsku - Julke odpowiada jako oskarżony w procesie o zniesławienie kancelarii. Zwara wyszedł ze sprawy obronna ręką, w listopadzie 2009 r. został wybrany na prezesa Naczelnej Rady Adwokackiej.

Prokuratura nie podjęła żadnych działań przeciwko kancelarii, skupiła się na Jacku Karnowskim i wątku nadbudowy kamienicy Julkego.

Dowód

Koronnym dowodem przeciwko prezydentowi Sopotu jest nagranie rozmowy Julke - Karnowski. Tak jej treść ocenił znany gdański adwokat Roman Nowosielski: - To nie jest wystarczający dowód, by można było postawić zarzuty działań korupcyjnych. Z rozmowy nie wynika, że prezydent Karnowski żąda przekazania mu mieszkań za darmo. Trudno znaleźć jakąkolwiek sugestię, że nie zamierza ich po prostu kupić za cenę rynkową. Nie ma też mowy o uzależnieniu decyzji o zabudowie od przekazania mu mieszkań.

Jako dowód taśma ma też inne wady. Już w sierpniu 2008 r., ujawniliśmy w "Gazecie", że Julke nie przekazał prokuraturze dyktafonu, na którym nagrywał Karnowskiego. Jak nam oświadczył, ukrył go w "bezpiecznym miejscu", a do prokuratury dostarczył jedynie płytę z nagraniami.

Jak się później okazało, długa i dziwna była droga nagrań z dyktafonu na tę płytę. Julke zeznał w prokuraturze, że położył ten dyktafon na dywanie, włączył dźwięk i za pomocą mikrofonu przegrał rozmowy na drugi dyktafon. Przez komputer trafiły na płytę. Prokuratorowi powiedział, że gdy skończył przegrywanie, pierwszy dyktafon zniszczył za pomocą kombinerek.

Nie wiadomo, dlaczego prokurator postanowił nie brać tych zdarzeń pod uwagę. Jedna z pierwszych ekspertyz, która do niego trafiła, mówiła wprost, że bez oryginalnego nośnika nie da się ponad wszelką wątpliwość potwierdzić autentyczności nagrań.

Prokurator nie tylko nie wziął jej pod uwagę, ale uporczywie zamawiał kolejne ekspertyzy, którymi starał się uzasadnić posługiwanie się nagraniami. Sąd, analizując czerwcowy akt oskarżenia, uznał zabiegi prokuratora za nieskuteczne i zarządził powtórne ekspertyzy, które mają usunąć wszystkie wątpliwości.

Czyli zażądał niemożliwego. Usunięcie wszystkich wątpliwości co do nagrań, które przeszły tak pokrętną drogę, jest niemożliwe.

Kim jest Sławomir Julke?

Jak zauważył mecenas Nowosielski, taśmy nie obciążają Karnowskiego karnie. Co najwyżej politycznie i obyczajowo. Natomiast ich pokrętna droga każe zapytać o wiarygodność Sławomira Julkego, młodego polityka PO i biznesmena, który w ciągu kilku lat dorobił się wartego wiele milionów złotych majątku.

Dlaczego oskarżył Karnowskiego o korupcję? Z obywatelskich pobudek i uczciwości? To dlaczego czekał z tym aż trzy miesiące? Sam zresztą zeznał w prokuraturze, że jeszcze miesiąc wcześniej nie miał zamiaru niczego ujawniać. Do prokuratury poszedł, gdy się z Karnowskim poróżnił o reklamę na Domu Towarowym "Laura". Karnowski domagał się, by Julke przestrzegał miejskich przepisów dotyczących wielkości takich reklam. Dla Julkego te reklamy były warte kilkaset tysięcy złotych rocznie. Uznał, że żądanie Karnowskiego to dowód, że ten chce mu szkodzić. Dla mnie to dowód, że próbował usunąć Karnowskiego, bo ten stanowił zagrożenie dla jego interesów.




Prokurator całkowicie zignorował wszelkie wątpliwości związane z wiarygodnością swojego głównego świadka, przedstawionymi przez niego taśmami i złożonymi zeznaniami. Wytknął to sąd, oceniając akt oskarżenia.

Prokuratura ściąga ze wszystkich półek

Kolejny błąd popełniony przez prokuraturę to ogromny zakres działań przeciwko Karnowskiemu. Zamiast zająć się tylko zarzutami Julkego, prokurator zabrał się za rozpracowywanie "układu sopockiego". Nikt oczywiście nie miał wątpliwości, że takowy istnieje. Pytanie brzmiało tylko, kto jeszcze w nim tkwi. Wszystko to toczyło się w histerycznej, podgrzewanej przez media i polityków PiS atmosferze.



Sprawa miała absolutny priorytet. Szef prokuratury apelacyjnej Zbigniew Niemczyk zapowiedział energiczne działania. Promieniał przed kamerami. To mogła być trampolina dla jego kariery.

Ze wszystkich służb ściągnięto materiały dotyczące Sopotu. Odgrzebano wszystkie umorzone dotychczas sprawy prokuratorskie. Badano nawet najbardziej absurdalne donosy. A tych nie brakowało. Sam sopocki PiS przedstawił kilkusetstronicową listę "przestępstw" Karnowskiego, wśród których znalazło się nawet działanie na szkodę mieszkańców poprzez likwidacje szkoły czy promocja gangsterów, bo jeden z nich - sławny "Nikoś" - zagrał w filmie Olafa Lubaszenki "Sztos". Urząd miasta i Karnowski z filmem nie mieli nic wspólnego, ale akcja filmu rozgrywa się w Sopocie.

Agenci CBA wzięli pod lupę przebudowę Centrum Haffnera - czyli największą sopocką inwestycję - ale i koncesje na alkohol czy obrót nieruchomościami. Łącznie wszczęto 35 śledztw. Pracy było tyle, że zaangażowano dziesiątki agentów. Niemczyk osobiście przesłuchał np. 75-letnią matkę Karnowskiego. Szeroko zakrojone zatrzymania wisiały w powietrzu.

Góra urodziła mysz

Bańka pękła w styczniu 2009 r. Prokurator postawił Karnowskiemu osiem zarzutów i zawnioskował o areszt. Sąd przełożył posiedzenie na następny dzień. Noc Karnowski spędził "na dołku" w Gdańsku. W tym czasie prokurator Niemczyk tłumaczył mediom, że zarzuty są poważne, a siedem z nich jest natury korupcyjnej. Łączna suma korzyści, które miał uzyskać Karnowski, to 60 tys. zł.

Oczywisty był jeden z zarzutów: od sopockiego przedstawiciela Volkswagena Włodzimierza Groblewskiego Karnowski kupił samochód, który po latach użytkowania odsprzedał mu drożej, niż zapłacił przy kupnie.

Gdy jednak sąd nie zgodził się na areszt, komentarze były niekorzystne dla prokuratury. - Góra urodziła mysz - mówiono. Karnowski publicznie przedstawiał dowody niewinności.

W rewanżu do mediów trafiały przecieki, które pokazywały, jak bardzo rozgałęziony jest "układ sopocki". W lutym 2009 r. "Rz" napisała: "Nowy wątek w aferze sopockiej. Przestępca z Krakowa po kupieniu atrakcyjnej nieruchomości od miasta Sopot zatrudnił syna szefa tamtejszej PO".

Artykuł ujawnia, że prokuratura jest już na tropie. Syn szefa PO Jakub Woźniak jest powiązany także z Aleksandrem Hallem, wpływowym politykiem i publicystą. Był przedtem jego asystentem. Jak donosiła "Rz", sprawa jest rozwojowa.

Kto zna tego "szefa", musiał już się trochę zdziwić i szczerze roześmiać. Prof. Michał Woźniak mieszka w bloku na Brodwinie, wykłada na Akademii Medycznej i jego pasją jest nauka. Od czasu do czasu, gdy nie zapomni wywiesić swoich plakatów, udaje mu się zostać radnym. To jedna z niewielu znanych mi osób, dla których polityka jest pracą społeczną.

Jego syn rzeczywiście pracował w hotelu rzekomo należącym do gangstera. Trzy miesiące. Odszedł, bo nie dostawał pensji. Zatrudniono go, bo miał kwalifikacje, przedtem przez parę lat był dyrektorem innego hotelu. Niestety, kolejnego artykułu, który by to wyjaśniał, nie było. Były za to inne, inspirowane publikacje, które podtrzymywały atmosferę grozy i podejrzeń.

W maju 2009 r. w referendum w sprawie odwołania Karnowskiego za prezydentem opowiedziało się 60 procent sopocian. Karnowskiego poparło także sopockie koło PO na czele z szefem Michałem Woźniakiem. I on, i Aleksander Hall, i wielu, wielu innych nie miało wątpliwości, że w sprawie Karnowskiego prokuratura się myli. I biorąc pod uwagę ich osobiste doświadczenia, trudno się temu dziwić.

Góra nie urodziła nawet myszy

Akt oskarżenia powstał ponad rok później. Prokurator sam zrezygnował z dwóch zarzutów. W tym z tego najbardziej "oczywistego" - czyli samochodu, który Karnowski kupił tanio, a sprzedał drogo. Biegły obejrzał auto i stwierdził, że Karnowski z używanego na budowie busa zrobił rodzinny samochód z szyberdachem - warty nawet więcej niż suma, za którą Karnowski go sprzedał.

Prokurator podtrzymał jednak dwa zarzuty mówiące o tym, że Karnowski kupił za tanio dwa inne samochody. Sąd, odsyłając akt oskarżenia, obala i te wyliczenia: "Sprzedane pojazdy nie były pojazdami nowymi, nieużywanymi ale - testowymi". Prokurator musi więc zweryfikować swoją wycenę i uwzględnić należny w takiej sytuacji rabat. Gdy to zrobi, zarzuty przestaną istnieć.

Odpowiedź obrony na następne zarzuty też moim zdaniem jest wystarczająca, by wątpić w ich zasadność. Groblewski kilka razy za darmo naprawiał samochód Karnowskiego. W sumie za sumę 13 tys. zł. Karnowski: - Część to były naprawy gwarancyjne. Za inne się rozliczyłem, mam na to dowody.

Następny zarzut: prezydent poświadczył nieprawdę przy jednym z przetargów na dostawę samochodu do urzędu. Wygrał Groblewski, a Karnowski podpisał oświadczenie, że nic go z przedsiębiorcą nie łączy. Tymczasem są przyjaciółmi.



Karnowski: - Nie byłem członkiem komisji przetargowej i w ogóle nie powinienem podpisywać takiego oświadczenia. Mam na to opinię prawną. Przetarg odbył się na zasadzie licytacji. Wygrała cena. Zgodnie z decyzją komisji zrealizowałem ten przetarg. Groblewski nie był w urzędzie traktowany ulgowo. Gdy spóźnił się z dostawą tego samochodu, naliczyłem mu 8,8 tys. zł kary, którą zapłacił.

Ostatnim punktem oskarżenia jest koparka, która wykopała Karnowskiemu rów w ogrodzie. Jej właścicielem jest sopocki przedsiębiorca, a Karnowski nie ma rachunku za tę usługę. Zdaniem prokuratury warta była 1,8 tys. zł. Karnowski: - Jak kopali ten rów, uszkodzili rury. Za ich naprawę zapłaciłem 21 tysięcy. Za koparkę więc nie zapłaciłem. Mam świadków i rachunki za naprawę tych szkód.



To wszystko, co zostało z całej tej sprawy. Pozostałe śledztwa, które miały odsłonić "układ sopocki", zostały umorzone. Kosztowały setki tysięcy złotych.

Urzędnikom brakuje odwagi

- Kiedyś w urzędzie pracowałem na trzy etaty - mówi Karnowski. - Teraz pracuję na jeden, a na pozostałe dwa szukam odpowiedzi, kto za tym stoi. Nie wierzę, że Julke działał sam.

W domysłach idzie daleko. W aktach swojej sprawy znalazł notatkę, z której wynika, że za czasów PiS, najprawdopodobniej w 2007 r., CBA rozpoczęła w Sopocie operację "Mewa". W jej ramach inwigilowano i podsłuchiwano prezydenta Karnowskiego oraz jego znajomych. Karnowski wystąpił z wnioskiem o jej odtajnienie oraz o podanie przyczyn jej rozpoczęcia. Wniosek został odrzucony. Dlatego Karnowski nie przestaje spekulować: - Julke i jego nagrania to gra operacyjna CBA - przekonuje.

Ale po co szukać wielopiętrowych intryg, gdy na podorędziu jest proste wyjaśnienie? Sławomir Julke to zręczny biznesmen, ale i podejrzliwy do absurdu człowiek. Był przekonany, że Karnowski chce mu przeszkadzać w interesach. Przestraszony ujawnił taśmy, licząc, że Karnowski zostanie skompromitowany i nawet jeżeli nie zostanie skazany, to zniknie z polityki. Sam Julke nie przewidywał dla siebie roli gwiazdy mediów, w pierwszych materiałach występował anonimowo, pod pseudonimem, zapewne miał nadzieję, że tak już zostanie.

Nieprofesjonalnie zachowała się prokuratura. Uległa atmosferze, emocjonalnemu szantażowi polityków PiS, którzy wykrzykiwali o "układzie sopockim". Zamiast skupić się trzeźwej ocenie taśmy, świadka i w konsekwencji umorzyć sprawę, zajęto się tropieniem wyimaginowanego układu. Nie znaleziono go.

Na koniec powstał akt oskarżenia obejmujący sześć słabo udokumentowanych zarzutów. Ten dokument przed sądem nie wytrzymał nawet wstępnej oceny. Napisano go tylko dlatego, że po dwóch latach prokurator nie chciał przyznać się, że na te wszystkie śledztwa bez sensu wydano setki tysięcy złotych, a sprawę należało umorzyć już na początku.

Jestem przekonany, że w tej sprawie Jacek Karnowski nie zostanie skazany. Prokuratora będzie się do końca upierała przy swoim, ale to tylko odsuwa w czasie jej kompromitację. Sopocianie jej nie ufają - bo w sprawę Karnowskiego chciała wmieszać wszystkich. Politycznie wyświadczyła prezydentowi przysługę.


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75515,8913243,_Uklad_sopocki___ktorego_nie_bylo.html?as=3&startsz=x#ixzz1AoEJq6au



Przemysław Warzywny

--

"Donald Tusk po trwającej przez całe pięć lat twardej walce politycznej rzucił na kolana najgroźniejszego konkurenta, Jarosława Kaczyńskiego. Odebrał mu całą władzę i pozbawia właśnie ostatnich medialnych okienek na świat."

Data: 2011-01-12 09:51:30
Autor: Azor jest pedałem
"Układ sopocki", którego nie było!

http://wyborcza.pl/1,75515,8913243,_Uklad_sopocki___ktorego_nie_bylo.html?as=3&startsz=x



Przemysław Warzywny

--

"Donald Tusk po trwającej przez całe pięć lat twardej walce politycznej rzucił na kolana najgroźniejszego konkurenta, Jarosława Kaczyńskiego. Odebrał mu całą władzę i pozbawia właśnie ostatnich medialnych okienek na świat."

"Układ sopocki", którego nie było!

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona