Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Walka buldogów w PO

Walka buldogów w PO

Data: 2011-02-18 17:50:12
Autor: u2
Walka buldogów w PO
... czyli znowu Szrek z Osłem :

http://wpolityce.pl/blog/post/7419/Kozak__Tatarzyn__Tusk__Schetyna__Miller__Kwasniewski___Zlapal_Miller_Kwasniewskiego__a_Kwasniewski_jego__.html

"Historia konfliktu obu liderów PO jest długa i smakowita. Tuska na
Schetynę od dawna podpuszczał Jan Krzysztof Bielecki i ukryty w cieniu,
obecnie biznesmen, niegdyś minister łączności w rządzie Suchockiej,
eks-działacz KLD Krzysztof Kilian (specjalista przy doradzaniu przy
prywatyzacjach)... Premiera na ówczesnego wicepremiera pompował też
Sławomir Nowak.

Potocznie uznano w swoim czasie, że za artykułem dziennikarzy- Michała
Majewskiego i Pawła Reszki o meczach piłkarskich, w których Tusk
przedstawiony jest jako kiepski gracz, boiskowy egoista, chcący tylko
strzelać gole i żądający, żeby tylko mu podawać oraz wrzeszczący na
przestraszonych kolegów z drużyny- stoi Schetyna, który skądinąd w owym
tekście przedstawiony jest piłkarsko znacznie lepiej. Tusk od dawna
uważał, że Schetyna buduje sobie samodzielną pozycje w PO, zwłaszcza
wspierając swoich kumpli na stanowiska szefów regionów- województw,
czyli "baronów". Stąd na przykład dyskretnie wspierał Palikota, używając
go od czasu do czasu jako medialnego kija na Schetynę (choć ten, jak to
on, przeginał) pisząc choćby o "krwi i spermie na twarzy Schetyny".

Afera hazardowa była tylko pretekstem dla szefa PO, aby pozbyć jej
sekretarza generalnego. Wylatując Schetyna postawił się i wywalczył
szefa klubu parlamentarnego Platformy i przez szereg miesięcy ciężko
pracował, aby skupić wokół siebie tych polityków PO, którzy z różnych
powodów byli w cichej opozycji do Tuska, bo nie dostali stanowisk na
które liczyli, bo byli upokarzani, co Tusk robi nagminnie, etc.
Jednocześnie Schetyna pracował nad zmianą swojego wizerunku. Do tej pory
zawsze w PO był dobry policjant- Tusk i zły policjant- Schetyna. Będąc w
Sejmie, miał dla zwykłych posłów Platformy dużo więcej czasu, niż
wiecznie nieobecny, nie mający czasu i patrzący na kolegów partyjnych
coraz bardziej z góry szef rządu. Gensek rządzącej partii zakopał topory
wojenne z szeregiem działaczy, z którymi miał na pieńku, pozamykał
fronty i jego grupa zwarła szeregi. Spoiwem była niechęć do "dworu"
Tuska, ale też poczucie krzywdy za dymisję wicepremiera i szefa MSWiA,
którą powszechnie w PO uważano za przesadną i niesłuszną.

A potem już poszło. Tusk zabrał Schetynie funkcję sekretarza generalnego
na osłodę dając prestiżową, ale dużo mniej znaczącą funkcje pierwszego
wiceprzewodniczącego partii. Gdy ogłosił ten zamiar został ostro
zaatakowany przez bliskiego współpracownika Schetyny "barona"
mazowieckiej PO Andrzeja Halickiego (wywiad dla "Polska The Times"). Oba
obozy boksowały się na regionalnych zjazdach Platformy (Schetyna utracił
niespodziewanie Podlasie i poddał się na Lubelszczyźnie, wiedząc że  i
tak jego człowiek tam nie wygra). Tusk jednak słabł i, chcąc nie chcąc,
musiał się sprzymierzyć z "trzecia siłą" w PO, czyli frakcją
Grabarczyka. Oczywiście, zawierano chwilowe rozejmy, ale ostatni w
grudniu 2010 zerwał Tusk. 22 grudnia na spotkaniu "na szczycie"  premier
i marszałek Sejmu ustalili, że nowym szefem sądu koleżeńskiego zostanie
człowiek Schetyny, były wiceminister gospodarki, który odszedł z rządu
po aferze hazardowej, podobnie jak jego polityczny pryncypał. Zresztą od
zawsze w PO przewodniczącego sądu wskazywał Schetyna. Tusk obiecał mu to
i tym razem. Tymczasem 5 stycznia na posiedzeniu sądu koleżeńskiego
zjawił się całkiem niespodziewanie i pierwszy  raz w historii te
instytucji szef partii i wbrew ustaleniom ze Schetyna zgłosił posłankę
Katarzynę Matusik-Lipiec z Krakowa skądinąd związaną z grupa
Grabarczyka. Uznał, że kobiety będą łagodzić obyczaje i że trzeba ich
większej obecności na różnych stanowiskach w partii. Było to gwałtowne
pogwałcenie dżentelmeńskiej (!) umowy ze Schetyną. Kandydatka Tuska
wygrała jednym głosem. I to właśnie po tym wydarzeniu Schetyna mając
poczucie, że sąd koleżeński za parę miesięcy na wniosek Tuska może
wyrzucać także nawet marszałka Sejmu przeszedł do kontrofensywy. Jej
elementem było publiczne skrytykowanie opieszałej reakcji rządu na
rosyjski raport o tragedii smoleńskiej. Jednocześnie zaatakował projekt
zmiany warunków powoływania nowych członków rad nadzorczych i zarządów
spółek Skarbu Państwa. Uznał, że prawdziwym celem tej inicjatywy rządu
jest wycięcie ludzi Schetyny z intratnych posad w państwowych firmach.
Zapewne słusznie. Potem, w wywiadzie dla "Gościa Niedzielnego" marszałek
Sejmu pojechał po bandzie mówiąc, że rząd nie przeprowadził żadnych reform!

Walka buldogów, a raczej bulterierów z PO toczy się już na oczach
wszystkich przypominając momentami obrzucanie się błotem, rzadziej
kisielem, a czasami wręcz porachunki mafijne... Trudno, żeby było
inaczej, gdy poparcie dla PO systematycznie zjeżdża po równi pochyłej.
Donald Tusk doskonale wie, że w przeciwieństwie do Olechowskiego, śp.
Płażyńskiego, Piskorskiego, Rokity, Gilowskiej, czy innych liderów PO
wyciętych przez przewodniczącego Platformy- Schetyna tak łatwo wyciąć
się nie da. Potrafi kontratakować. Najlepszym tego przykładem jest fakt,
że Schetyna dogadał się z Komorowskim i prezydent elekt właśnie Schetynę
wskazał na swojego następcę na fotelu Marszałka Sejmu, Tusk dowiedział
się już po wszystkim niczym zdradzona zona, która dowiaduje się ostatnia."

Walka buldogów w PO

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona