Data: 2012-01-26 16:17:44 | |
Autor: Marek | |
Widzimisię na poczcie? | |
Witajcie!
Jak to jest, że raz poczta mi wydaje przesyłki polecona dla żony, a raz nie? Kwestia rozbija się o adres zameldowania w dowodzie. Wygląda na to, że decyzja zależy od humoru pracownika lub jego własnej interpretacji przepisów (przy czym pytanie, o jakich?). Może Wy macie na to pomysł? Pozdrawiam Marek |
|
Data: 2012-01-26 09:23:56 | |
Autor: witek | |
Widzimisię na poczcie? | |
On 1/26/2012 9:17 AM, Marek wrote:
Witajcie! Jak chcesz miec problem raz na zawsze z glowy, to niech zona zlozy dyspozycje na poczcie na ichniejszym druku. Zaplacisz chyba ze 20 zl, ale bedziesz mial z głowy. Oczywiscie z sądu dalej nie dostaniesz, ale kazde inne tak. Wersja darmowa tez istnieje, ale wymaga przepychanek. Formalnie listonosz ci moze oddac polecony jak cie zastanie w domu. W innym przypadku zdaje sie nie, szczegolnie jak cie poczciara nie zna a w dowodzie masz inny adres. |
|
Data: 2012-01-26 18:43:27 | |
Autor: wromek | |
Widzimisi na poczcie? | |
Jak chcesz miec problem raz na zawsze z glowy, to niech zona zlozy dyspozycje na poczcie na ichniejszym druku. Zaplacisz chyba ze 20 zl, kosztuje 21 ;) ale bedziesz mial z gowy. oczywiscie dostaniesz wszystkie - nawet z sdu ;) Wersja darmowa tez istnieje, ale wymaga przepychanek. wersja darmowa jest taka, ze jak adres zameldowania jest taki sam a nie ma zastrzezenia to poczciara musi wydac zwykly polecony ;) -- pozdrawiam, wromek |
|
Data: 2012-01-26 11:53:00 | |
Autor: witek | |
Widzimisi na poczcie? | |
On 1/26/2012 11:43 AM, wromek wrote:
Jak chcesz miec problem raz na zawsze z glowy, to niech zona zlozy wersja darmowa jest taka, ze przedstawiasz pelnomocnictwo na zwyklej kartce papieru i zaczynasz wojne o uznanie tegos przez wszystkowiedzaca pania w okienku. |
|
Data: 2012-01-26 18:59:03 | |
Autor: wromek | |
Widzimisi na poczcie? | |
wersja darmowa jest taka, ze przedstawiasz pelnomocnictwo na zwyklej kartce papieru i zaczynasz wojne o uznanie tegos przez wszystkowiedzaca pania w okienku. ale jak przestawiasz taka wersje to raczej wojny nie ma bo poczciary nie chca raczej wojen tylko grzecznie wydaja, bo chca zyc w spokoju i ciszy ;) przynajmniej na mojej poczcie to tak dziala. grunt byc pewnym siebie i znac nieco przepisow pocztowych. (ostanio o malo bym odebral sadowke z odwolanym dla mnie pelnomocnictwem-tylko dlatego, ze kazalem Pani sprawdzic czy aby nie zostalo odwolane ;) -- pozdrawiam, wromek |
|
Data: 2012-01-27 11:01:34 | |
Autor: Kamil | |
Widzimisi na poczcie? | |
Dnia Thu, 26 Jan 2012 11:53:00 -0600, witek napisa(a):
wersja darmowa jest taka, ze przedstawiasz pelnomocnictwo na zwyklej kartce papieru i zaczynasz wojne o uznanie tegos przez wszystkowiedzaca pania w okienku. Aha :) Fajnie, tylko tyle, tkai wistek papieru moesz se w dup wsadzi :) Skd ta poczciara ma wiedzie e to penomocnictwo" sporzdzia.... adresatka? :))) No chyba e miae na myli penomocnictwo potwierdzone notarialnie :) Bo w kadym innym przypadku, "adresatka" wszczyna burz e korespondencj dla niej wydano ... komu obcemu :) I czym obroni si poczciara? tym karteluchem? :))) pfff.... Rwnie dobrze, przychodzi sobie do ciebie np. crka twojego pracownika i wrcza ci "owiadczenie" ojca e od teraz masz przelewa wynagrodzenie za prac nalene jej ojcu na jej nr rachunku bankowego :) Pracownik jest chory i ley w szpitalu :))) Wic co robisz w dniu wypaty? Przelewasz na ten rachunek czy stawiasz to wynagrodzenie "do dyspozycji" w miejscu w ktrym jest zawsze wypata? :))) Ludzki odruch z MOJEJ strony byby taki, e pojechabym do tego pracownika w szpitalu, i o ile to moliwe ze wzgldw medycznych, by ON OSOBICIE napisa taka dyspozycj/upowanienie/penomocnictwo dla swojej crki. W kadym innym przypadku - olabym "penomocnictwo/upowanienie" dostarczone mi przez obce osoby. Dla SWOJEGO dobrze pojtego interesu i w swojej ochronie. Po szpitalu wrci mi pracownik i kae sobie... wypaci wynagrodzenie :)) I palcem w nosie sobie pogrzebi, ale bd MUSIA mu je wypaci. Kwestia "dochodzenie pniej" od tej osoby ktra mi przyniosa "penomocnictwo" jest wtrna i ... speznie na niczym. |
|
Data: 2012-01-27 11:33:34 | |
Autor: mvoicem | |
Widzimisi na poczcie? | |
(27.01.2012 11:01), Kamil wrote:
Rwnie dobrze, przychodzi sobie do ciebie np. crka twojego pracownika i No akurat w przypadku pracownika, moesz porwna podpis na owiadczeniu z podpisem ktry masz w aktach. p. m. |
|
Data: 2012-01-27 11:38:05 | |
Autor: Liwiusz | |
Widzimisi na poczcie? | |
W dniu 2012-01-27 11:33, mvoicem pisze:
(27.01.2012 11:01), Kamil wrote: Kto ma zapaci za grafologa? -- Liwiusz |
|
Data: 2012-01-27 11:23:25 | |
Autor: _. | |
Widzimisi na poczcie? | |
Ten sam, co produkuje dowolne piecztki w dowolnym kolorze i o dowolnej treci?
-- -- - Kto ma zapaci za grafologa? -- |
|
Data: 2012-01-27 12:24:36 | |
Autor: Liwiusz | |
Widzimisi na poczcie? | |
W dniu 2012-01-27 12:23, _. pisze:
Ten sam, co produkuje dowolne piecztki w dowolnym kolorze i o dowolnej ? -- Liwiusz |
|
Data: 2012-01-27 11:42:44 | |
Autor: mvoicem | |
Widzimisi na poczcie? | |
(27.01.2012 11:38), Liwiusz wrote:
W dniu 2012-01-27 11:33, mvoicem pisze: Akurat w takim przypadku, jakby nie byo innych, dodatkowych wtpliwoci (tj. znabym ojca, znabym crk, nie wiedziabym nic o tym eby bya skonfliktowana z ojcem, podpis by si na oko zgadza), zaryzykowabym bez grafologa. Zwaszcza e podobno grafolog na takiej prbce pisma jak "podpis" nic nie zrobi. p. m. |
|
Data: 2012-01-27 14:47:46 | |
Autor: Kamil | |
Widzimisi na poczcie? | |
Dnia Fri, 27 Jan 2012 11:33:34 +0100, mvoicem napisa(a):
Rwnie dobrze, przychodzi sobie do ciebie np. crka twojego pracownika i Z ktrym "podpisem w aktach"? i dlaczego ja miabym "porwnywa"? Dobra, porwnuje i ... mam wtpliwoci :) Wic co proponujesz? ;) |
|
Data: 2012-01-27 15:00:07 | |
Autor: mvoicem | |
Widzimisi na poczcie? | |
(27.01.2012 14:47), Kamil wrote:
Dnia Fri, 27 Jan 2012 11:33:34 +0100, mvoicem napisa(a): No ktrymkolwiek. Kilka podpisw tam si znajdzie. i dlaczego ja miabym "porwnywa"? Bo (miae zaoenie) jeste czowiekiem i nie chcesz robi niepotrzebnych trudnoci czowiekowi w trudnej sytuacji. Dobra, porwnuje i ... mam wtpliwoci :) Wtedy proponuj si dodatkowo upewni. Albo odmwi. p. m. |
|
Data: 2012-01-27 12:01:41 | |
Autor: wromek | |
Widzimisi na poczcie? | |
Aha :) aha, no to zrobiles z siebie idiote. idz i pozyj troche, poczytaj przepisy pocztowe, porozmawiaj z poczciarami i ich kierownikami i wroc tu z doswiadczeniem i sie wymadrzaj ;) -- pozdrawiam, wromek |
|
Data: 2012-01-27 14:46:24 | |
Autor: Kamil | |
Widzimisi na poczcie? | |
Dnia Fri, 27 Jan 2012 12:01:41 +0100, wromek napisa(a):
aha, no to zrobiles z siebie idiote. To jest niemoliwe. Nie mog z siebie zrobi wromka - poniewa ty ju jeste "tam" :) porozmawiaj z poczciarami i ich kierownikami Nie mam na to czasu ani ochoty :) i wroc tu z doswiadczeniem i sie wymadrzaj ;) W dupie mam twoje zdanie i ocen :) Ja dbabym o SWJ tyek i tyle. Jak masz ochot nadstawia karku czy ponosi odpowiedzialno - to twoja sprawa i loto mi to koo pyty :) |
|
Data: 2012-01-26 16:54:22 | |
Autor: pamana | |
Widzimisię na poczcie? | |
Jak to jest, że raz poczta mi wydaje przesyłki polecona dla żony, a raz Najlepiej o to zapytać na poczcie. Napisać dyspozycje do obioru przez ciebie przesyłki z nazwiskami,adresami i nr dowodów. Sądowych poleconych nie wydadzą ale resztę owszem. p. |
|
Data: 2012-01-26 16:38:25 | |
Autor: _. | |
Widzimisi na poczcie? | |
To zadziwiajce, w takim razie jak wedug Ciebie mona zoy w sdzie adres do dorcze (np. w razie pobytu za granic)??
-- -- - Sadowych poleconych nie wydadza -- |
|
Data: 2012-01-26 11:07:02 | |
Autor: witek | |
Widzimisi na poczcie? | |
On 1/26/2012 10:38 AM, _. wrote:
To zadziwiajce, w takim razie jak wedug Ciebie mona zoy w sdzie adres to w sdzie skadasz, aby listy byly wysyane na inne nazwisko lub inny adres. Natomiast na poczcie nieswojej sdwki nie odbierzesz. Tak wiec dopoki si o sprawie nie dowiesz nie masz szans zmienic adresu do korespondencji. Ot taki ficzer. |
|
Data: 2012-01-26 19:05:12 | |
Autor: qwerty | |
Widzimisi na poczcie? | |
Uytkownik "witek" napisa w wiadomoci grup dyskusyjnych:jfs17m$din$1@inews.gazeta.pl...
Natomiast na poczcie nieswojej sdwki nie odbierzesz. Dziwne, bo z 2 lata temu byem wiadkiem , e osoba odbieraa nie swoje wezwanie od sdu majc penomocnictwo (potwierdzone notarialnie). |
|
Data: 2012-01-26 20:39:06 | |
Autor: pamana | |
Widzimisi na poczcie? | |
Dziwne, bo z 2 lata temu byem wiadkiem , e osoba odbieraa nie swoje Jest maa rnica miedzy wistkiem wasnorecznie napisanym a takim z pieczci notariusza,zdaje si. Bye tylko wiadkiem nie wtajemniczonym co ,dla kogo i dlaczego -to dodatkowy argument na widzialem,slyszalem. p. |
|
Data: 2012-01-26 18:00:06 | |
Autor: PiotRek | |
Widzimisię na poczcie? | |
Użytkownik "Marek" <wdemski@onet.pl> napisał w wiadomości news:jfrqs4$m41$1news.mm.pl...
Witajcie! Legitymować się na poczcie paszportem a nie dowodem osobistym. -- Pozdrawiam Piotr |
|
Data: 2012-01-27 09:04:53 | |
Autor: Telesfor Baudot | |
Widzimisię na poczcie? | |
Użytkownik "PiotRek" <bell1876usunto@wp.pl.invalid> napisał w wiadomości news:jfs0qr$cr1$1inews.gazeta.pl... Użytkownik "Marek" <wdemski@onet.pl> napisał w wiadomości news:jfrqs4$m41$1news.mm.pl... Tak, to jest dobre rozwiązanie na opornych... Praktykowane. Działa bez zająknięcia. Idąc dalej sam mogę nie mieć możliwości odbiory jakiejkolwiek korespondencji jeżeli wskażę adres do korespondencji inny niż zameldowania, np w banku, urzędzie skarbowym. -- Telesfor BAUDOT |
|
Data: 2012-01-27 10:41:50 | |
Autor: spp | |
Widzimisię na poczcie? | |
W dniu 2012-01-27 09:04, Telesfor Baudot pisze:
Idąc dalej sam mogę nie mieć możliwości odbiory jakiejkolwiek A to obowiązek meldunkowy już nie obowiązuje? -- spp |
|
Data: 2012-01-27 11:04:16 | |
Autor: Kamil | |
Widzimisię na poczcie? | |
Dnia Fri, 27 Jan 2012 10:41:50 +0100, spp napisa(a):
Idc dalej sam mog nie mie moliwoci odbiory jakiejkolwiek Czego nie zrozumiae w opisie telesfora? Napisa e MOE mie problem jak adres korespondencyjny podany w np. banku, bdzie inny ni adres zameldowania widniejcy w dokumencie tosamoci. Z czego wykoncypowae e nie ma "obowizku meldunkowego"? |
|
Data: 2012-01-30 19:42:49 | |
Autor: Leszek Kowalski | |
Widzimisi na poczcie? | |
Uytkownik "Marek" <wdemski@onet.pl> napisa w wiadomoci news:jfrqs4$m41$1news.mm.pl...
Witajcie! Czemu nie wydaj pism z Sdu? Jak przyniesie listonosz do domu, to pismo wyda kademu kto znajduje si w mieszkaniu (nawet kochankowi ony, czy ssiadowi - bez adnego legitymowania), a na poczcie ju s problemy... Raz nie chcieli mi wyda przekazu od Komornika Sdowego, adresowanego do matki (adres zameldowania ten sam), jednak telefon na infolinie PP i rozmowa z naczelnikiem UP rozwizaa problem. -- pozdrawiam Leszek Kowalski |
|
Data: 2012-01-30 12:46:17 | |
Autor: witek | |
Widzimisi na poczcie? | |
On 1/30/2012 12:42 PM, Leszek Kowalski wrote:
Czemu nie wydaj pism z Sdu? bylo na grupie wiele razy. jakies tam rozporzadzenie, ktore precyzuje co mozna zrobic z sadowka. |
|
Data: 2012-01-30 19:54:18 | |
Autor: spp | |
Widzimisię na poczcie? | |
W dniu 2012-01-30 19:46, witek pisze:
On 1/30/2012 12:42 PM, Leszek Kowalski wrote: Gdy pracownik poczty wyda w okienku pismo żonie, doręczenie będzie nieskuteczne – stwierdził Sąd Najwyższy. Ta interpretacja przywraca zwolnionym szanse na przedstawienie w sporze swoich racji Sąd Najwyższy w wyroku z 4 sierpnia 2009 r. (I UK 71/09) wskazał, że doręczenie za pośrednictwem poczty korespondencji sądowej osobie fizycznej będącej stroną procesu (w razie niedoręczenia jej w mieszkaniu) może nastąpić w placówce pocztowej wyłącznie do rąk własnych adresata. Wydanie takiej korespondencji przez pocztę innej osobie jest nieskuteczne -- spp |
|
Data: 2012-01-31 09:58:41 | |
Autor: Leszek Kowalski | |
Widzimisi na poczcie? | |
Uytkownik "spp" <spp-to-ja@gazeta.pl> napisa w wiadomoci news:jg6p0t$dqv$1inews.gazeta.pl... - stwierdzi Sd Najwyszy. Ta interpretacja przywraca zwolnionym szanse Tylko czemu dorczenie DOWOLNEJ osobie znajdujcej si w domu jest ju skuteczne? Adresat moe przez to nie mie adnej moliwoci zapoznania si z pismem. -- pozdrawiam Leszek Kowalski |
|
Data: 2012-01-31 10:04:55 | |
Autor: Andrzej Lawa | |
Widzimisi na poczcie? | |
W dniu 31.01.2012 09:58, Leszek Kowalski pisze:
Tylko czemu dorczenie DOWOLNEJ osobie znajdujcej si w domu jest ju skuteczne? Najlepsze jaja s, jeli np. chodzi o spraw rozwodow mieszkajcych jeszcze razem stron ;-> |
|
Data: 2012-02-02 12:58:39 | |
Autor: Kamil | |
Widzimisi na poczcie? | |
Dnia Tue, 31 Jan 2012 10:04:55 +0100, Andrzej Lawa napisał(a):
W dniu 31.01.2012 09:58, Leszek Kowalski pisze: Realna polska... Podobny przypadek do poniższego, był opisywany zdaje się w 2007r.... ale Tam doszło ponadto do zasądzenia KOLOSALNYCH alimentów...facet dowiedział się że ma kilkadziesiąt tysięcy zadłużenia :/ No proszę bardzo: http://www.nie.com.pl/art21680.htm =================================== Czapka rozwódka Kto odbiera pocztę, ten wygrywa. Jakoś tak między jedną kanapką a drugą pan Olek dowiedział się od kochającej do tej pory żony, że właśnie są po rozwodzie. – Jak to? – rycząc ze śmiechu nad krotochwilą małżonki, pytał pan Olek. – Przecież musiałbym o tym wiedzieć. W Polsce – krztusząc się wciąż z radości, dodał – sądy nie mogą zmienić człowiekowi życia w taki sposób, że on o tym nie ma pojęcia. Kobieta, z którą przeżył 16 lat, może nie jest idealna, za to ma poczucie humoru, myślał, no, no, takie jaja przy śniadaniu... Ale żona się upierała i traktowała go, jak gdyby byli rozwiedzeni. Poszedł więc do oddziału VI Sądu Okręgowego w Warszawie, by to wszystko sprawdzić. I przeżył największy szok swojego życia. Tam dogrzebał się do akt swojego (!) procesu rozwodowego, o którym nie miał najmniejszego pojęcia. Nie bez trudu – nikt bowiem nie mógł przypomnieć sobie tego procesu, dopiero umyślny list do przewodniczącego sprawił, że po niespełna miesiącu poszukiwań miał akta w ręku. Z nich wynika, że proces odbył się pół roku temu. Został wydany wyrok zaoczny, a winnym rozkładu pożycia został uznany pan Olek. Prawo do opieki nad małoletnim synem sąd przyznał pokrzywdzonej przez łobuza małżonce, co zrozumiałe, skoro rozwalił rodzinę. No i oczywiście alimenty na dziecko. Niemałe, ponad 1000 zł. Pan Olek zastanawiał się, jakim cudem sąd mógł uznać, że może działać na zasadzie sądu kapturowego i mieć w dupie zasady prawa, na przykład równości stron. Odpowiedź też była w aktach. Sąd stwierdza, że w aktach znajduje się notatka woźnego sądowego o doręczeniu wezwania pozwanemu. Sąd postanowił uznać pozwanego za powiadomionego o terminie. Niby w porządku, gdyby nie zapisek sądowej woźnej: Będąc z wezwaniem u pana (...) pod adresem (...) w Warszawie w dniu 4.03.2005 o godzinie 16 nie zastałam nikogo. Sąd, ho, ho, okręgowy, mając zatem czarno na białym, że facet mógł nie wiedzieć o sprawie i wyroku, stwierdza, że „został zapoznany”! Chociaż jednocześnie w papierach znajduje liczne koperty z wezwaniem na rozprawy z adnotacją poczty, że nie zostały one podjęte przez adresata. Nigdy żadnego awizo w tej sprawie pan Olek nie widział na oczy w swojej skrzynce. Niebywałe. Świeży rozwodnik złożył sprzeciw od wyroku. Sąd okręgowy w odpowiedzi pokazał mu miejsce, w które może go pocałować pan Oluś, i odrzucił sprzeciw od wyroku, argumentując logicznie, że jest po terminie. To oczywiste, skoro dowiedział się o sprawie pół roku po jej zakończeniu! Ale to nie jest dla sądu okręgowego żaden argument. Biedaczysko złożył zażalenie do sądu apelacyjnego. Ten na szczęście uznał, że zażalenie pana Olka jest jak najbardziej uzasadnione. Uzasadnienie postanowienia powinno wywołać rumieniec na twarzy sędzi sądu okręgowego, która orzekała w tej sprawie. Wyrok sądu okręgowego precz! Sprawa może toczyć się od początku. W czerwcu tego roku pan Olek znalazł w łazience wetknięte za lustro pismo z sądu, że od stycznia (!) trwa kolejna sprawa rozwodowa, sąd nie rozumie przecież, że osoba chcąca się rozwieść często nadal mieszka ze współmałżonkiem. Może odbierać lub kwitować jego korespondencję i postępować z nią zgodnie z własnym interesem. Pismo stwierdza, że pan Olek ma płacić na syna alimenty, chociaż udowadnia z rachunkami w ręku, że płacił na rodzinę, i to niemało, bowiem mieszkali wciąż razem. Na razie złożył kolejny sprzeciw i czeka. Teraz nie zagląda do skrzynki, tylko raz w tygodniu lata od razu na pocztę, czy nie ma dla niego jakichś pism, a także raz w miesiącu bawi w Sądzie Okręgowym w Warszawie. Tak na wszelki wypadek... Gdy w ramach utrudnień w przeprowadzaniu rozwodów postanowiono, że w tak ważnej sprawie muszą orzekać sądy okręgowe, tłumaczono ciemnej masie Polaków, że tylko taki szczebel zapewni odpowiednią powagę decyzjom o rozpadzie rodziny. Dziś wiadomo, że się nie udało, ponieważ i sąd okręgowy może być gejzerem humoru i zabawowego podejścia do sprawy tak radosnej jak rozwód. ================================================ |
|
Data: 2012-02-03 07:56:07 | |
Autor: _. | |
Widzimisi na poczcie? | |
Kamil, przesta szkalowa polski wymiar sprawiedliwoci ;-)
Przecie wiesz doskonale, e sprzeciw to mona zoy od nakazu zapaty, a w sprawie rozwodowej przysuguj stronie wnioski, zaalenia na postanowienia sdu, wzgldnie apelacja od wyroku. -- |
|
Data: 2012-02-06 09:41:13 | |
Autor: Kamil | |
Widzimisi na poczcie? | |
Dnia Fri, 3 Feb 2012 07:56:07 +0000 (UTC), _. napisa(a):
Kamil, przesta szkalowa polski wymiar sprawiedliwoci ;-) Ke? |
|
Data: 2012-02-02 13:11:25 | |
Autor: Kamil | |
Widzimisi na poczcie? | |
Dnia Tue, 31 Jan 2012 10:04:55 +0100, Andrzej Lawa napisał(a):
Najlepsze jaja są, jeśli np. chodzi o sprawę rozwodową mieszkających Mam te kolejne: http://www.nie.com.pl/art6879.htm http://www.nie.com.pl/art10043.htm Zgroza... -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- - Jak się pozbyć męża Zdeterminowana kobieta plus niechlujny sąd mogą wykończyć każdego chłopa. Państwo S. pobrali się 16 lat temu. Ona bankowiec, on prawnik zatrudniony w wydawnictwie. Dorobili się 15-letniego syna i ładnego mieszkania w Warszawie. Związek wszedł w fazę rutyny. Stosunki chłodne, lecz poprawne, osobno spędzane urlopy, wspólne gary – życie toczyło się bez wstrząsów. 23 października 2005 r. przy niedzielnym śniadaniu żona oświadczyła wesoło, że ma dla swego ślubnego niespodziankę. Po pierwsze, pół roku temu dostali rozwód z jego winy. Po drugie, sąd przyznał jej opiekę nad dzieckiem. Po trzecie, zasądził alimenty w kwocie 1200 zł. Po czwarte wreszcie, komornik ściągnie byłemu już mężowi z pensji zaległe alimenty plus koszty procesowe z odsetkami. Razem ponad 8 tys. zł. Pan S., zdrowy 40-latek, omal nie dostał ataku serca. Gdy ochłonął po pierwszym szoku, zaczął sprawdzać, czy ukochana kobieta z niego nie zakpiła. Nikt nic nie wie W sekretariacie VI Wydziału Cywilnego, Rodzinnego i Odwoławczego warszawskiego sądu okręgowego nikt nie słyszał o rozwodzie państwa S. Nie ma takich akt. Na wszelki wypadek S. pisze do przewodniczącego wydziału, że dowiedział się nieoficjalnie o wyroku rozwodowym, ale nigdy mu go nie doręczono, nigdy też nie został zawiadomiony o toczącym się przeciwko niemu postępowaniu (co jest jedną z podstawowych przesłanek wydania wyroku zaocznego). Żona w domu zachowuje się demonstracyjnie jak rozwódka. Widząc, że to jednak nie żart, S. bada sprawę w sekretariacie. Budzi ogólne zdziwienie, rzadko bowiem bywają tam petenci z pytaniem, czy są żonaci, czy rozwiedzeni. Wreszcie któraś z urzędniczek informuje: owszem, był taki proces. Akt nadal nie udaje się odnaleźć. Pan S. pisze kolejne pismo do przewodniczącego wydziału. Nie chce mu się wierzyć, że państwo prawa zrobiło mu taki numer. Codziennie wydzwania do sekretariatu. Wreszcie znajdują się akta i świeży rozwodnik może do nich zajrzeć. Włos mu się jeży na głowie. W protokole jednego z posiedzeń sąd stwierdza, że w aktach sprawy znajduje się notatka woźnego o doręczeniu wezwania pozwanemu (karta 36). Ale poprzednia karta 35 to oświadczenie woźnej, że pod wskazanym adresem nikogo nie zastała, a zatem nie mogła doręczyć wezwania! Karta 34 to zaklejona koperta z tym niedoręczonym wezwaniem. Na kolejnym posiedzeniu sąd decyduje uznać wezwanie za doręczone prawidłowo (karta 44), chociaż poprzednie karty, 41 i 43, to zaklejone koperty z adnotacją poczty: Nie podjęto w terminie. Listonosz dzwoni dwa razy Jak to się mogło odbywać? Do drzwi dzwonił listonosz. Nikt nie otwierał, więc zostawiał awizo. Pani S. wracała z roboty wcześniej od męża. Zwykle to ona wybierała ze skrzynki korespondencję. Oczywiście nikt jej teraz żadnych manipulacji nie udowodni. S. wyszedł w ten sposób na faceta, który do tego stopnia olewa swoje małżeństwo, że nawet na rozprawy rozwodowe nie chce mu się przychodzić. Nieobecność pozwanego w pełni wykorzystała powódka przedstawiając sądowi własną wersję rozkładu pożycia. A sąd orzekł wszystko, czego sobie życzyła. Nieobecni nie mają racji Raz wprawiona w ruch machina sądowa przejechała się po obywatelu S. jak walec drogowy. Zaoczny wyrok z 20 kwietnia 2005 r. uprawomocnił się 31 maja, po czym nadano mu klauzulę wykonalności i skierowano do egzekucji. Gdyby eksżona nie pochwaliła się swoim triumfem sądowym, eksmąż dowiedziałby się o wszystkim dopiero od komornika. Pan S. ma szczęście, że jest prawnikiem, a nie fryzjerem czy budowlańcem. Fachowo napisał sprzeciw od wyroku. Wskazuje w nim rażące błędy w postępowaniu sądu. Dowodzi, że wyrok uprawomocniono wbrew prawu, pozwany bowiem nigdy go nie dostał. Sąd mechanicznie odfajkował sprawę stosując przepis o tzw. doręczeniu zastępczym, który ma zastosowanie tylko wtedy, gdy zawiodą wszelkie inne sposoby skontaktowania się z daną osobą. A przecież można było np. wysłać drugi raz woźnego o takiej porze, kiedy normalnie pracujący ludzie na ogół są w domu. W ten sposób można skazać ukrywającego się przed wymiarem sprawiedliwości przestępcę, ale nie rozstrzygać o losach małżeństwa i rodziny. Fachowcy od rozwodów muszą też wiedzieć, jak często skłóceni małżonkowie robią sobie nawzajem rozmaite złośliwości, z podkradaniem korespondencji włącznie. Nie mówiąc już o tym, że nieobecność pana S. na wszystkich bez wyjątku rozprawach powinna wzbudzić czujność doświadczonego sędziego. Akta nie wyszły Sprzeciw został odrzucony, gdyż wpłynął po terminie (liczonym od rzekomego doręczenia wyroku). Nieszczęśnikowi pozostało już tylko zażalenie do sądu apelacyjnego. Sąd okręgowy zwleka jednak z przekazaniem akt do wyższej instancji. Co parę dni S. sprawdza, czy akta „wyszły”. 7 grudnia pracownica sekretariatu mówi mu przez telefon, śmiejąc się radośnie: Będzie dobrze, jak wyjdą w lutym! Nowy minister, nowa miotła – pomyślał S. i machnął skargę do Ziobry. Przy wydaniu tego wyroku zlekceważono fundamentalne podstawy sprawiedliwego procesu sądowego określone m.in. w Konstytucji RP, w pierwszej kolejności zasadę udziału stron w postępowaniu – napisał. Tyle pomogło, co umarłemu kadzidło. Skarga przeleżała w Ministerstwie Sprawiedliwości 3 tygodnie, po czym odesłano ją do tego samego sądu, którego dotyczyła. Czy można jednak liczyć na to, że odpowiedzialni za wpuszczenie obywatela w maliny sędziowie i urzędnicy sądowi sami przyznają się do błędów? Sąd powiadamia prawidłowo Zapytaliśmy rzecznika prasowego Sądu Okręgowego w Warszawie, sędziego Wojciecha Małka, jak można było orzec rozwód bez wiedzy i zgody jednego ze współmałżonków. Odpowiedź, którą otrzymaliśmy, jest długa, ale mało przekonująca. To po prostu streszczenie zawartości akt. W dniu 26 kwietnia 2004 r. odbyło się posiedzenie pojednawcze. Pozwany nie stawił się, prawidłowo powiadomiony. Prawidłowe powiadomienie polegało na dwukrotnym awizowaniu wezwania dla pozwanego zgodnie z przepisami rozporządzenia ministra sprawiedliwości... – i tak dalej. Proces ciągnął się rok, pozwany nie zjawił się ani razu. Wezwanie wróciło nie podjęte w terminie – sąd prawidłowo uznał je za skutecznie doręczone. I tak w kółko. Jeśli zażalenie S. zostanie odrzucone, do sprawy włączy się w roli obserwatora Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Jak informuje Bartosz Bator z HFPC, w zaistniałej sytuacji należy dopatrywać się naruszenia prawa do rzetelnego procesu sądowego, zagwarantowanego m.in. przez art. 6 Europejskiej Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Podstawowych Wolności. Winny musi płacić Sytuacja jest absurdalna. Pan i pani S. mieszkają razem, on jak zwykle opłaca czynsz oraz rachunki za gaz, prąd i telefon. Oboje kupują produkty spożywcze, które leżą jak dawniej we wspólnej lodówce. Oboje zatem utrzymują syna. Zmieniło się tylko tyle, że pani S. należą się jeszcze niemałe alimenty. Pan S. miota się rozpaczliwie, żeby się wyrwać z pułapki. Chcąc uniknąć egzekucji komorniczej, dobrowolnie spłaca swój dług w ratach po 2 tys. zł miesięcznie. Pytana, co zrobi z taką kasą, eksżona odpowiada z wdziękiem, że może kupi nowy samochód albo pojedzie na atrakcyjną wycieczkę zagraniczną. To jej sprawa prywatna. PiS broni rodziny W pismach do wszystkich świętych pan S. podkreśla, że w myśl Konstytucji RP małżeństwo i rodzina są w Polsce pod opieką prawa. Mógłby jeszcze coś dorzucić o polityce prorodzinnej PiS, z którą na pewno koliduje rozwodzenie ludzi za ich plecami. My nie jesteśmy tacy prorodzinni. Zawsze też uważaliśmy, iż rozwody należy ułatwiać, a nie utrudniać. Ułatwienie posunięte do tego, że żona pozbywa się męża w opisany wyżej sposób, a dodatkowo wrabia go w długi i rujnuje finansowo, wydaje się jednak – nawet nam – grubą przesadą. -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- i kontynuacja: -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- Ożenek z powódką Bez twojej wiedzy sąd cię rozwiedzie i zrujnuje. W artykule „Jak się pozbyć męża” („NIE” nr 4/2006) opisaliśmy historię państwa S. z Warszawy, pary z 16-letnim wtedy stażem małżeńskim. Ona bankowiec, on redaktor w wydawnictwie. W październiku 2005 r. pani S. oświadczyła przy niedzielnym śniadaniu, że ma dla swego ślubnego niespodziankę: od pół roku nie jest już jej mężem, rozwód orzeczono z jego winy, sąd przyznał jej opiekę nad synem oraz alimenty w kwocie 1200 zł. A zatem były już mąż jest jej winien alimenty za pół roku wstecz plus koszty procesowe z odsetkami – razem ponad 8 tys. zł. Pan S., zdrowy 40-latek, gdy ochłonął z szoku, uznał, że ślubna raczy żartować, bo w państwie prawa takie numery są przecież niemożliwe. Na wszelki wypadek jednak spróbował rzecz wyjaśnić w VI Wydziale Cywilnym, Rodzinnym i Odwoławczym Sądu Okręgowego. O rozwodzie państwa S. nikt tu nic nie wiedział, a akt nie można było znaleźć. W końcu je odnaleziono i okazało się, że faktycznie w kwietniu 2005 r. odbył się proces, zapadł zaoczny wyrok, uprawomocnił się, po czym nadano mu klauzulę wykonalności i skierowano do egzekucji. Jakim cudem odbyło się to za plecami pana S.? Najprawdopodobniej jego żona przechwytywała każde zostawione przez listonosza awizo, zanim przeciwnik procesowy zdążył wrócić z pracy. Wielką rolę odegrało też niedbalstwo sądu, który uznał za prawidłowo doręczone wezwania wracające z adnotacją nie podjęte w terminie. Nikogo nie zdziwiło, że pozwany nie pojawia się na żadnej rozprawie. Może nawet był to argument przeciwko niemu – drań olewa małżeństwo i rodzinę! Dzięki wyeliminowaniu pana S. cały proces mógł się toczyć szybko i gładko, w atmosferze pełnego zrozumienia między panią sędzią i panią powódką. Sytuacja stała się cokolwiek groteskowa: byli małżonkowie wciąż mieszkali razem, on płacił rachunki, mieli wspólną lodówkę, oboje utrzymywali syna – tyle że teraz S. był winien swojej eks grube pieniądze. S. podjął próbę zatrzymania rozpędzonej machiny sądowej. Złożył sprzeciw od wyroku (odrzucony), potem zażalenie do sądu apelacyjnego, poskarżył się ministrowi Ziobrze. Pisał, że pozbawiono go rodziny bez jego wiedzy i zgody, lekceważąc fundamentalne zasady sprawiedliwego procesu sądowego, w tym zasadę udziału stron w postępowaniu. Powoływał się na zagwarantowane w konstytucji prawo do sądu. Do sprawy włączyła się w roli obserwatora Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Na tym urwała się pierwsza część naszej opowieści. * * * Desperackie wysiłki pana S. dały pewien efekt: sąd apelacyjny uwzględnił jego zażalenie, co sprawiło, że prawomocny już wyrok sądu okręgowego stracił moc i proces rozwodowy mógł się zacząć od nowa. W ten sposób już rozwiedzeni państwo S. w świetle prawa ponownie zostali małżeństwem! Może to urzędowe reaktywowanie ich związku spowodowało odwilż w ich wzajemnych relacjach. W październiku 2006 r. oboje uznali, że warto całe to pogmatwane postępowanie zawiesić. Na ich zgodny wniosek sąd przyklepał tę decyzję. Zawieszenie broni nie trwało długo. 25 stycznia 2007 r. pani S. wniosła o wznowienie postępowania, starannie ukrywając to przed mężem, a sąd szybko, bo już 2 lutego, sprawę wznowił. Jak przedtem, personel sądowy nie przyłożył się do roboty, żeby poinformować pozwanego. Wysłał mu zawiadomienie tylko raz, pod adres podany przez żonę, chociaż w aktach była informacja o rzeczywistym miejscu zamieszkania. Po tym wysiłku sąd umył ręce. Uznał pozwanego za powiadomionego. Bomba wybuchła w sierpniu 2007 r. – pan S. dowiedział się, że znów jest pozwanym, a także dłużnikiem rozwodzącej się małżonki. I to jeszcze jakim dłużnikiem! Jest jej winien blisko 30 tys. zł! * * * Okazało się, że w pierwszej fazie tego niekonwencjonalnego procesu, w marcu 2005 r. – kiedy facet w ogóle nie wiedział o toczącym się postępowaniu sądowym – sędzia wydała tzw. postępowanie zabezpieczające, czyli kazała mu płacić żonie 900 zł miesięcznie. Sędzia nie trudziła się, by sprawdzić, kto z małżonków i w jakim stopniu łoży na utrzymanie rodziny i czy przypadkiem tego ciężaru nie dźwiga właśnie pozwany mąż. Wystarczyło, że żonka zgłosiła taki wniosek. Wyrok z kwietnia 2006 r., zasądzający 1200 zł alimentów na rzecz syna, został unieważniony, ale marcowe postanowienie o zabezpieczeniu powództwa leżało w aktach i nikt o nim nie pamiętał. Może dlatego, że nie rzucało się w oczy. Było to odręczne pismo na tyle niestaranne, że sama sędzia pomyliła w dacie marzec z wrześniem i musiała z tego powodu wydać „poprawkowe” postanowienie. Ale w końcu ktoś – może sprytna adwokatka pani S.? – ten papier wygrzebał. I w lipcu 2007 r. sąd nieoczekiwanie nadał postanowieniu klauzulę natychmiastowej wykonalności! Oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko tyle, że S. musi bulić, i to za cały okres obejmujący prawie 2,5 roku. Nawet kiedy proces był zawieszony, a państwo S. żyli, jak Bóg przykazał i gruchali jak dwa gołąbki – licznik bił! * * * Od czterech miesięcy pechowy mąż próbuje wyrwać się z matni. Składa skargi i zażalenia. Sprawą zajmują się różne instancje sądowe, ale jakoś żadna z nich nie zdecydowała, by przeciąć zaciskający się na szyi pana S. węzeł absurdu. Bez pośpiechu przesyłają sobie akta sprawy badając aspekty formalne. Nie robią na nich wrażenia przepisy, według których skargi na komorników muszą być rozpatrywane w terminie tygodniowym. A komornik nie próżnuje: konsekwentnie ściąga należności dorzucając do nich swoje niemałe wynagrodzenie. Zgodnie z prawem może zabrać dłużnikowi do 60 proc. pensji. Obserwatorzy z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka niewiele mogą pomóc. Cóż mają obserwować, gdy od chwili wznowienia procesu odbywają się wyłącznie posiedzenia niejawne. Rodzina S. nadal mieszka razem i prowadzi wspólne gospodarstwo domowe. 17-letni syn uczy się w liceum. Zmieniło się tylko tyle, że pani S. zrezygnowała z pracy w banku. Najwyraźniej postanowiła żyć z męża. * * * Drogie Czytelniczki, kobiety, siostry, mężatki! Doświadczenie pani S. zachęca do naśladownictwa. Zamiast beznadziejnie tkwić w nieudanym związku (a które małżeństwo jest udane...), możecie wziąć los we własne ręce. Jedna tylko uwaga – ten numer ma szanse powodzenia przede wszystkim w wielkich miastach, gdzie w sądach panują kolejki, tłok i bałagan, a ludność jest anonimowa. W dziurze, gdzie ludzie się znają, byłoby to dość ryzykowne. -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- -- - |