Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Wildstein jak Kali.

Wildstein jak Kali.

Data: 2010-09-01 19:00:36
Autor: Jarek od kżyża
Wildstein jak Kali.
Wczoraj Sąd Okręgowy w Gdańsku oddalił (nieprawomocnie) pozew Lecha Wałęsy przeciwko Krzysztofowi Wyszkowskiemu o ochronę dóbr osobistych. Chodziło o wypowiedź Wyszkowskiego z 2005 r., iż Wałęsa był kiedyś tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie Bolek. Orzeczenie spowodowało wybuch radości po stronie pisowskich polityków i ich publicystycznych zwolenników.

Pierwsze, niekorzystne dla Wałęsy sądowe rozstrzygnięcie (dotychczas wygrywał tego typu sprawy), przybrało formy nadzwyczajnego festiwalu radości po tej stronie sceny politycznej. Bronisław Wildstein w "Rzeczpospolitej" z radością, zachwytem i oddechem ulgi stwierdził w "Są jeszcze sądy w Polsce". Trzeba było czekać ponad 20 lat w wolnej Polsce, żeby Bronisław Wildstein w końcu pokochał polskie sądy. A jeszcze niedawno, na łamach tej samej "Rz" odsądzał je i samych sędziów od czci i wiary. Kiedy zapadały orzeczenia niekorzystne dla przyjaciół Wildsteina, grzmiał, że grożą nam rządy sądokracji. Ubolewał, że prawnicy i sędziowie zawłaszczają kolejne sfery życia społecznego i wkraczają na te pola, od których powinni trzymać się z daleka.

Zarzucał Wildstein sędziom pychę, brak właściwych standardów etyczno-obyczajowych, a w konsekwencji podatność na rozmaite naciski. Wystarczyło jedno nieprawomocne orzeczenie, tyle tylko, że korzystne dla linii politycznej i teorii dziejów lansowanej przez Wildsteina i jego przyjaciół, żeby bezgranicznie pokochać polskie sądy. Czas pokaże, czy jest to miłość na lata, czy tylko krótkotrwały efekt pożądania.



Niekorzystny dla Wałęsy wyrok opisała szczegółowo "Rzeczpospolita" krzycząc w tytule "Wałęsę można nazwać TW". Wydaje się, że jest to zupełnie nietrafna ocena. Przecież Sąd Okręgowy stanowczo podkreślał, że nie było jego rolą ustalanie prawdy historycznej w sprawie ewentualnej agenturalności Wałęsy. Skoro więc sąd tego nie badał, ani tym bardziej tego nie ustalił, to tytuł "Rzeczpospolitej" całkowicie wypacza sens tego orzeczenia.

Samo orzeczenie też budzi zresztą wątpliwości. Wydaje się, że Sąd Okręgowy, po wcześniejszych dwukrotnie uchylanych w tej sprawie orzeczeniach, starał się szukać salomonowego rozwiązania. Z jednej więc strony twierdził, że nie rozstrzygał zarzutu agenturalnej przeszłości byłego prezydenta, z drugiej zaś twierdził, że można w tej sprawie formułować własne poglądy.

Tyle tylko, że dochodzimy tu do jakiejś nieusuwalnej sprzeczności. Przecież stwierdzenie Wyszkowskiego, że były prezydent był tajnym współpracownikiem SB nie jest żadnym poglądem. Już gimnazjalista z łatwością oceni, że taka wypowiedź ma charakter opisowy i jest informacją o faktach, a nie żadną opinią czy poglądem. Fakty zaś w procesie o ochronę dóbr osobistych muszą być jednoznacznie udowodnione przez pozwanego. Jeżeli Wyszkowski tego nie uczynił, a sąd nawet tego nie badał, to powództwo Wałęsy powinno być w całości uwzględnione. "Ucieczka" sądu w sferę tzw. poglądów i swobody wypowiedzi, które miałyby sankcjonować kłamliwą wypowiedź Wyszkowskiego (przy założeniu braku dowodów), jest zupełnie niezrozumiałe. Trzeba się więc zgodzić z opinią pełnomocnika procesowego byłego prezydenta, która po ogłoszeniu wyroku, oceniła go jako niekonsekwentny i wymagający oceny przez sąd wyższej instancji. Nie można wykluczyć, że wątpliwości te rozwieje pisemne uzasadnienie ogłoszonego wczoraj wyroku.

Radość, jaką wyrażono po tym wyroku na łamach "Rzeczpospolitej" przybrała karykaturalny wymiar. Jego wyrazem była m.in. wypowiedź Sławomira Cenckiewicza, który stwierdził, że po raz pierwszy w Polsce sąd uznał, że wolność wypowiedzi jest wartością nadrzędną. Tymczasem takich orzeczeń było w Polsce dziesiątki. Jeżeli więc badania historyczne prowadzone przez Pana Cenckiewicza są na takim samym poziomie jak jego wiedza na temat orzeczeń w sprawach dotyczących swobody wypowiedzi, to można powątpiewać nad rezultatami tych badań, którymi pan Cenckiewicz tak chętnie ostatnio się chwali.

Piotr Rogowski jest radcą prawnym Agory S.A., wydawcy "Gazety Wyborczej"


Więcej... http://wyborcza.pl/1,75968,8324213,Wildstein_w_koncu_pokochal____.html#ixzz0yIXVFplK



Przemysław Warzywny

--


"Także Bogdan Lis zarzuca Jarosławowi Kaczyńskiemu manipulowanie prawdą. - Lech Kaczyński nigdy nie był doradca MKS-u. A na terenie stoczni w 1980 r. był może godzinę, godzinę i 15 minut, nie więcej. I twierdzenie, że on występował w naszym imieniu jako negocjator w stosunku do ekspertów, którzy z nami współpracowali, jest świadomą chyba manipulacją".

Data: 2010-09-01 19:11:34
Autor: abc
Wildstein jak Kali.
Ale po co mielibyśmy czytać popłuczyny w GW skoro oryginał możemy przeczytać
tu:  http://blog.rp.pl/wildstein/2010/08/31/sa-jeszcze-sady-w-polsce/
Zaczyna się tak:

O tym, że Lech Wałęsa poszedł na współpracę z SB, wiedzieli wszyscy
wjegośrodowisku. On sam po swojemu, czyli pokrętnie i
niejednoznacznie,aleparokrotnie przyznawał się do tego.

Przebadane przez historyków dokumentyIPN świadczą o tym w sposób
ewidentny.Ten problem ma jednak kilkawymiarów.

Pierwszy to sam Wałęsa. Gdyby przyznał się do tego epizodu,zestawiając goze
swoją późniejszą rolą w "Solidarności", sprawy by nie było.Ale Wałęsakręci,
kłamie, zaprzecza sobie. Tym samym prowokuje podejrzenia natematwpływu
współpracy z SB na jego późniejsze wybory.

Drugi wymiar wynika ztego, że Wałęsa jest doskonałym sztandarem
dlaantylustracyjnego lobby.Niejednoznaczność kazusu lidera
"Solidarności"stanowi świetny wybieg, abydomagać się położenia kresu
rozliczeniom z PRL

--
Nie da się oddzielić polityki od religii. Nie da się w człowieku oddzielić
katolika od obywatela. Rozdział państwa od Kościoła jest sztuczny.

Data: 2010-09-01 19:20:01
Autor: Jarek od kżyża
Wildstein jak Kali.

Użytkownik "abc" <abc@wp.pl> napisał

Ale po co mielibyśmy czytać popłuczyny w GW skoro oryginał możemy przeczytać.....



Chocby dlatego, że nikt nie może byc sędzią we własnej sprawie.


Przemysław Warzywny

--


"Także Bogdan Lis zarzuca Jarosławowi Kaczyńskiemu manipulowanie prawdą. - Lech Kaczyński nigdy nie był doradca MKS-u. A na terenie stoczni w 1980 r. był może godzinę, godzinę i 15 minut, nie więcej. I twierdzenie, że on występował w naszym imieniu jako negocjator w stosunku do ekspertów, którzy z nami współpracowali, jest świadomą chyba manipulacją".

Data: 2010-09-01 23:35:21
Autor: 954
Wildstein jak Kali.

Użytkownik "Jarek od kżyża" <Brońmy RP przed pisem@..pl> napisał w wiadomości news:i5m204$hee$1inews.gazeta.pl...

Użytkownik "abc" <abc@wp.pl> napisał

Ale po co mielibyśmy czytać popłuczyny w GW skoro oryginał możemy przeczytać.....



Chocby dlatego, że nikt nie może byc sędzią we własnej sprawie.


Przemysław Warzywny

Boli POjebie ? Gadaś wqrwiony ? ;-)

Data: 2010-09-01 19:23:11
Autor: u2
Wildstein jak Kali.
W dniu 2010-09-01 19:00, Jarek od kżyża pisze:
Tyle tylko, że dochodzimy tu do jakiejś nieusuwalnej sprzeczności.
Przecież stwierdzenie Wyszkowskiego, że były prezydent był tajnym
współpracownikiem SB nie jest żadnym poglądem. Już gimnazjalista z
łatwością oceni, że taka wypowiedź ma charakter opisowy i jest
informacją o faktach, a nie żadną opinią czy poglądem.

A TW Bolek nie był tajnym współpracownikiem SB ? :)

Wildstein jak Kali.

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona