Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Wojna o pokój

Wojna o pokój

Data: 2012-01-08 11:51:06
Autor: u2
Wojna o pokój
...trwa :

http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2341

Wojna o pokój i demokrację

Felieton  •  serwis „Nowy Ekran” (www.nowyekran.pl)  •  2 stycznia 2012

Będąc przed trzema laty na lotnisku Kennedy’ego w Nowym Jorku, w hali
przylotów terminalu w którym się odprawiałem, zauważyłem wielki na całą
ścianę bilboard z zagadkowym napisem: „Nie wolno izolować
demokratycznych narodów”. Nie wiedziałem o co chodzi, ani kogo i do
czego to hasło ma zachęcać, więc zapytałem jakiegoś funkcjonariusza,
który wyjaśnił mi, że chodzi o to, by Tajwan przyjąć do Organizacji
Narodów Zjednoczonych. Zrozumiałem wtedy, że ktoś w USA już kombinuje,
co bardziej się opłaca; czy bardziej opłaca się wykupywanie rządowych
obligacji amerykańskich od Chińskiej Republiki Ludowej, czy też
sprowokowanie „małej zwycięskiej wojny” o Tajwan. Rzecz bowiem w tym, że
zarówno Chiny kontynentalne, jak i Tajwan, czyli Republika Chińska,
uważają się za „Chiny”. Zatem - mimo okazywanej sobie raz większej, a
raz mniejszej wrogości - i jedni i drudzy stoją na nieubłaganym gruncie
integralności chińskiego terytorium. W tej sytuacji przyjęcie Tajwanu do
ONZ jako odrębnego państwa i kolejnego „zjednoczonego narodu”
oznaczałoby, że Tajwan nie tylko sam nie uważa się już za „Chiny”, ale -
że od „Chin” się oderwał. Taka decyzja zostałaby z pewnością uznana w
Pekinie za „oderwanie części terytorium”, a więc - za casus belli.
Okazuje się, że za bardzo słusznymi, a nawet mającymi pozór jedynie
słusznych haseł - no bo któż chciałby „izolować” jakieś „narody”, a
zwłaszcza - „demokratyczne”? - mogą kryć się intencje zupełnie inne.

Bo rzeczywiście - według stanu na 15 czerwca 2011 roku USA były
zadłużone wobec Chin na co najmniej 1,16 bln dolarów. Jest to mniej
więcej około 10 procent amerykańskiego długu publicznego, wynoszącego
ok. 14 bilionów dolarów - mniej więcej tyle samo, ile wynosi amerykański
produkt krajowy brutto. Dla porównania - chiński PKB wynosi zaledwie 10
procent PKB amerykańskiego - ale to USA są zadłużone w Chinach, a nie
odwrotnie. Dlaczego? Pewne światło rzuca na to informacja, że w Chinach
ponad połowa PKB pochodzi z produkcji przemysłowej, podczas gdy w USA -
około 14 procent, a reszta - z usług i innych źródeł. Widać to zresztą
gołym okiem; kiedy we wrześniu zwiedzałem słynną Dolinę Krzemową w
Kalifornii, towarzyszący nam polski inżynier, do niedawna zresztą
pracujący w jednej z tamtejszych firm poinformował nas, że w tej chwili
są tam już tylko siedziby zarządów i laboratoria, podczas gdy cała
produkcja przeniesiona została do Chin lub do Indii. Ale kiedy w porze
lunchu pracownicy wyszli z budynków, okazało się, że przytłaczająca
większość z nich, to Hindusi lub Chińczycy, a białych można policzyć
dosłownie na palcach jednej ręki. Jak wyjaśnił nam nasz przewodnik, są
to młodzi ludzie po studiach, sprowadzeni do Ameryki na pięcioletnie
kontrakty, po których teoretycznie powinni wrócić, ale jakoś je sobie
przedłużają. Dostają te same stawki, co Amerykanie, a interes, jaki
robią firmy na ich zatrudnianiu polega na tym, że projekty przy których
pracują Hindusi czy Chińczycy uważane są za „zagraniczne”, dzięki czemu
firmy nie płacą amerykańskich podatków.

Nietrudno się domyślić, że rynek amerykański z roku na rok zarzucany
jest coraz większą ilością wyprodukowanych w Chinach czy Indiach
towarów, które kupowane są na kredyt. Do niedawna można było to jakoś
klajstrować kreowaniem pieniądza przez System Rezerwy Federalnej, no ale
użyteczność tej metody podtrzymywania iluzji, że wszystko jest w jak
najlepszym porządku, właśnie się skończyła i tylko tu i ówdzie na
światowych peryferiach, na przykład - w naszym nieszczęśliwym kraju -
Umiłowani Przywódcy w rodzaju premiera Tuska jeszcze bajerują „młodych,
wykształconych, z wielkich miast”, skutecznie wytresowanych w
bezmyślności przez michnikowszczynę. Bo metoda klajstrowania przy pomocy
kreowania pieniądza jest skuteczna tylko do pewnego momentu - podobnie
jak podczas bankietu, gdzie wszyscy jedzą, piją, lulki palą i tak dalej
- dopóki gdzieś koło północy nie pojawi się kelner z rachunkiem. Wtedy
wesołość ustaje, gwar cichnie i wszyscy biesiadnicy z niepokojem patrzą
jeden na drugiego. A właśnie ten moment zbliża się nieubłaganie i w
związku z tym narasta świadomość, że tym razem coś trzeba zrobić naprawdę.

W podobnej sytuacji, to znaczy w roku 1919, późniejszy wybitny przywódca
socjalistyczny Adolf Hitler, widząc, że Niemcy zostały obciążone
gigantycznymi odszkodowaniami wojennymi (nawiasem mówiąc, rozliczenie
odsetek od odszkodowań za I wojnę światową zakończyło się dopiero 3
października 2010 roku, kiedy Niemcy zapłaciły 70 mln euro Wlk. Brytanii
i Francji), których spłata teoretycznie miała zakończyć się dopiero w
roku 1955 - wykombinował sobie, że zamiast spłacać te gigantyczne długi,
znacznie taniej będzie pozabijać wierzycieli Niemiec. I to był rdzeń,
najtwardsze jądro programu NSDAP - bo cała reszta stanowiła odpowiedź na
pytanie, JAK to zrobić. W tym celu nie tylko trzeba było zmilitaryzować
gospodarkę, nie tylko podporządkować ją państwu - jak to w socjalizmie -
nie tylko wprowadzić planowanie gospodarcze - ale również odpowiednio
przygotować naród do zadań wyznaczonych mu przez Umiłowanych Przywódców
- żeby nikomu nie drgnęła ręka. Z punktu widzenia logiki trudno temu
pomysłowi cokolwiek zarzucić, chociaż z drugiej strony niepodobna nie
zauważyć, że jest on obciążony ogromnym ryzykiem. W tym przypadku
stopień ryzyka okazał się zbyt duży i Niemcy nie tylko zostały
zdewastowane i na pewien czas nawet zlikwidowane, ale ponadto ich
postępowanie zostało pozbawione nawet pozorów moralnego uzasadnienia.
Takie właśnie m.in. są konsekwencje bezwarunkowej kapitulacji - bo
komunizm, który swój upadek wynegocjował, nie został odsądzony od czci i
wiary, chociaż jeśli chodzi o ilość ofiar, jest zdecydowanym rekordzistą.

Zatem, skoro dzisiaj sytuacja dojrzewa do tego, że coś trzeba zrobić
naprawdę, wypada zadbać nie tylko o zminimalizowanie ryzyka, ale
również, a właściwie przede wszystkim - o odpowiednie spreparowanie
pozoru moralnego uzasadnienia. Znakomicie nadaje się do tego - po
pierwsze - obrona pokoju, a po drugie - wyzwolenie narodów od tyranii ku
demokracji. Jak wiadomo, pokój jest wartością bezcenną i w jego obronie
można poświęcić wszystko, to znaczy - nie cofnąć się przed niczym.
Podobnie jest z demokracją. Procedury demokratyczne w hierarchii
wartości zajmują miejsce tak wysokie, że właściwie najwyższe. Tak
właśnie myślał mój przyjaciel z młodości, który tylko dlatego zrobił
prawo jazdy na motocykl, żeby skrupulatnie przestrzegać przepisów ruchu
drogowego. Więc skoro już pozór moralnego uzasadnienia został nie tylko
ustalony, ale i odpowiednio przedstawiony skołowanemu światu, można
przystąpić do kolejnego etapu. Jak zauważył Napoleon, do obrony pokoju i
rozprzestrzenienia demokracji potrzeba trzech rzeczy: pieniędzy,
pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy. Toteż Kongres USA właśnie uchwalił
budżet wojskowy na poziomie 662 miliardów dolarów. Dla porównania;
budżet wojskowy Rosji wynosi 1,769 mld rubli, czyli ok. 58 mld dolarów.
Łączne wydatki wojskowe Francji, Niemiec, Wlk. Brytanii, Włoch i
Hiszpanii wynoszą ok. 170 mld euro, czyli ok. 220 mld dolarów. Chiny
wydadzą na armię 91,5 mld dolarów, a Indie - ok. 40 mld dolarów. Jak
widać, wydatki wojskowe wszystkich cesarstw, to znaczy - europejskiego z
Niemcami, jako kierownikiem politycznym, rosyjskiego, chińskiego i
indyjskiego razem wzięte nie stanowią nawet 2/3 zatwierdzonych właśnie
wydatków wojskowych Cesarstwa Amerykańskiego. Zatem - jeśli nie teraz -
to kiedy? Jeśli nie my - to kto? - pytał retorycznie Michał Gorbaczow.

Toteż kiedy w odpowiedzi na izraelskie dywagacje o zniszczeniu irańskich
instalacji atomowych oraz sankcjach, jakie trzeba by nałożyć na ten
kraj, władze Iranu oświadczyły, że w przypadku nałożenia sankcji
zablokują dla żeglugi cieśninę Ormuz, przez którą przechodzi około 40
procent ropy transportowanej drogą morską, Stany Zjednoczone
oświadczyły, że każdy, kto grozi przerwaniem żeglugi po międzynarodowej
cieśninie, stawia się poza wspólnotą narodów i że żadne zakłócenia nie
będą tolerowane. Znaczy - jest wrogiem pokoju i demokracji. Ale to
jeszcze nic, bo właśnie bezcenny Izrael oświadczył, że jeśli zachód nie
powstrzyma Iranu przed wejściem w posiadanie broni jądrowej, to Izrael
zrobi to samodzielnie. To jest bardzo prawdopodobne, bo jak wiadomo,
kamieniem węgielnym amerykańskiej doktryny wojennej jest bezwarunkowa
obrona Izraela. A ponieważ pokojowe uderzenie Izraela na Iran może
ściągnąć na ten bezcenny kraj ryzyko odwetowego uderzenia ze strony
Iranu, to USA nie będą miały wyboru; w interesie pokoju światowego będą
musiały uderzyć na Iran. Zresztą niechby tylko ośmieliły się nie
uderzyć, to temu całemu prezydentowi Obamie AIPAC chyba powyrywałby nogi
z korzeniami. Jeśli zaś, zanim amerykańskie uderzenie zmiecie ten
nieszczęśliwy kraj z powierzchni ziemi, Iranowi udałoby się jednak
zaminować cieśninę Ormuz, to do czasu jej rozminowania, Europa, a
zwłaszcza Włochy, Grecja i Hiszpania, które kupują od Iranu 450 tys.
baryłek ropy dziennie, podobnie jak inne kraje - musiałyby trochę
pokombinować z innymi źródłami zaopatrzenia. Zatem już pod koniec
mijającego roku widzimy, że nadchodzą ciekawe czasy. A to przecież
dopiero początek, bo - jak powiedział jednemu z naszych Umiłowanych
Przywódców Song Hongbing, chiński finansista i autor książek nawet
przełożonych już na język polski - tak czy owak wojna musi wybuchnąć w
ciągu najbliższych dziesięciu lat, bo inaczej nie da się rozwikłać
gordyjskiego węzła zadłużenia. To jasne - któż inny potrafi sprawniej,
lepiej i bezpieczniej od strażaka spalić kartoteki?

PS. Pomyliłem się; PKB Chin na koniec roku 2010 wyniósł 5,88 bln
dolarów, zatem wynosi nie około 10, tylko ponad 40 procent PKB Stanów
Zjednoczonych. Poza tym - wszystko się zgadza.

Stanisław Michalkiewicz

Wojna o pokój

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona