Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Wybory w cieniu katastrofy

Wybory w cieniu katastrofy

Data: 2010-07-02 06:28:25
Autor: sam
Wybory w cieniu katastrofy
Wybory w cieniu katastrofy
Jan Łopuszański


Wybory prezydenckie przebiegają w cieniu katastrofy katyńskiej. Co to znaczy? Czy jest to tylko problem szacunku dla tych, którzy oddali swe życie? Czy może żalu i współczucia? Zapewne też. Może jest to problem rachunku sumienia tych, którzy z uporem tworzyli zniekształcony wizerunek byłego prezydenta RP, aby po jego tragicznej śmierci nagle ujawnić to, co wprawdzie wiedzieli, ale nie pokazywali, bo nie pasowało do tworzonego przez nich obrazu jednostronnie negatywnego? Katastrofa smoleńska kładzie się cieniem na wyborach. Idzie przede wszystkim o jej dalekosiężne skutki dla państwa.

Trwa śledztwo. Badane są różne przyczyny katastrofy. Czy był to błąd pilota, czy wieży? Może skutek wad urządzeń technicznych? Badana jest nawet podobno ewentualność zamachu terrorystycznego. I nikt z badających nie zająknie się nawet, że jeżeli był to zamach, to nie jakiś tam zamach terrorystyczny, tylko zamach stanu albo agresja sił zewnętrznych wymierzona przeciwko Rzeczypospolitej Polskiej, albo jedno i drugie. Te możliwości nie zostały wykluczone, ale nie zostały też nazwane przez przedstawicieli polskiego rządu i prokuratury, a śledztwo powierzono obcemu państwu. Prawda najwyraźniej ma nie wyjść na jaw.Śmierć licznych wysokich urzędników państwa wykorzystano do pospiesznego obsadzania opuszczonych stanowisk, nie czekając nawet na wynik przyspieszonych wyborów prezydenckich. Zadbano za to, by zablokować procedury wyjaśniające prowadzone w kancelariach tajnych podległych zmarłemu prezydentowi i jego politycznym współpracownikom. Słusznie boją się cienia katastrofy smoleńskiej ci, którzy podejmują takie działania. Dla wielkiej liczby Polaków poparcie kandydatury brata Lecha Kaczyńskiego jest najprostszym sposobem przerwania tego ciągu zdarzeń, który rozpoczął się pod Smoleńskiem.

Atrapa państwowości

Powiedzmy to wyraźnie. To, co stało się po katastrofie smoleńskiej, jest gorsze niż sama katastrofa. Oto okazało się, że państwo polskie zachowuje się jak atrapa, której istnienie być może ma służyć uśpieniu czujności Polaków, jeśli chodzi o obronę praw Narodu i realizację wolnych polskich dążeń. Trwa proces roztapiania Polski w różnych międzynarodowych mgławicowych strukturach, różnych uniach i sojuszach, starych i nowych. Przestrzenią obrony przed tym zjawiskiem są wybory prezydenckie. Jeżeli prezydentura Jarosława Kaczyńskiego sprawi, że procesy tego rozmywania państwowości polskiej zwolnią choć na chwilę, to już to będzie jakimś pożytkiem.
Polacy, którzy tak pojmują dobro Polski, nie kalkulują dziś politycznych korzyści. Nie przeprowadzają też rozważań programowych. Nie jesteśmy przecież tak naiwni, by nie zauważyć, że ten kluczowy problem - międzynarodowego statusu Polski - w ogóle nie wypłynął w kampanii wyborczej. To nie przypadek. Pamiętamy, kto nawoływał do akcesji do Unii. Pamiętamy, kto parafował i kto podpisywał, i kto ratyfikował traktat lizboński. Pamiętamy, kto zlekceważył prośby o referendum w sprawie tegoż traktatu. Tu nie ma istotnych różnic między kandydatami, którzy przeszli do drugiej tury wyborów. To znamienne, że pytania wyraźnie postawione przez przedstawicieli opinii publicznej zostały przemilczane. Większość różnic pomiędzy kandydatami to różnice drugo- i trzeciorzędne. Te naprawdę istotne sprowadzają się do sprawy remanentów po służbach specjalnych PRL, do spraw teczek, lustracji i oczywiście do oceny skutków katastrofy smoleńskiej. Krótko mówiąc: kto kogo? Popieramy Jarosława Kaczyńskiego, bo nie chcemy losów naszego państwa zostawiać w rękach Bronisława Komorowskiego i sił, które już wyłaniają się zza jego pleców, oraz tych, które wyłonić się mogą.
To nie znaczy, że nie widzimy, jaki kierunek wyznacza kampania wyborcza Jarosława Kaczyńskiego. Z perspektywy gry o głosy wyborców jest oczywiście niezwykle racjonalna. Skoro poparcie prawego skrzydła ma on zapewnione, to walczy o głosy politycznego centrum. Skoro w pierwszej turze wyborów nastąpiło wyraźne przesunięcie sceny politycznej na lewo, zabiega o głosy lewicy. Czyniąc tak, nie boi się (i słusznie) utraty poparcia wyborców, którzy, nie zgadzając się z nim nawet w fundamentalnych kwestiach, i tak go poprą - bo tego wymaga dziś rachunek dobra Polski. Nie ze względu na zalety Kaczyńskiego, ale ze względu na niebezpieczeństwa dla Polski związane z jego kontrkandydatem. Co Jarosław Kaczyński uczyni po wyborach? Czy uzyskane poparcie wykorzysta dla dobra Polski, dla realizacji celów prawdziwie polskich? Czas pokaże. Zostanie sprawdzone, czy nie mamy do czynienia z jeszcze jednym nadużyciem cudzej przyzwoitości.

Co jest istotnym celem polskim?

Chcemy Polski niepodległej i suwerennej. Wiemy oczywiście, że we współczesnym świecie dominują dążenia do zniesienia państw narodowych i zastąpienia ich globalną wieżą Babel, a nawet do zniesienia samych narodów i ich kultur. Takie dążenia dominują też na kontynencie europejskim. Znamy poglądy osób, które poddając się tym trendom, sądzą, że we współczesnym świecie budowanie ładu politycznego w oparciu o prawa narodów mija się z celem. Przewidujemy nieuniknioną ruinę tych szkodliwych dążeń. Nie wiemy tylko, kiedy to nastąpi i za jaką cenę. Chcemy bronić Polski przed tymi patologiami. Ponieważ wobec światowego zasięgu tych mechanizmów nie jest możliwa obrona praw pojedynczych narodów, chcemy polityki polskiej podejmującej współdziałanie z innymi narodami dla obrony praw narodów we współczesnym świecie. Chcemy polityki polskiej, czyli realizowanej dla dobra Polski, a nie w imię międzynarodowych utopii i żądań. Chcemy wyprzeć z instytucji polskich wpływy agenturalne.
Chcemy polityki polskiej gwarantującej przestrzeń niezagrożonego rozwoju dziedzictwa kultury polskiej, czyli naszego własnego sposobu życia. Zwłaszcza w najgłębszym, tj. duchowym nurcie naszej kultury. Chcemy polityki polskiej, czyli polityki wiernej prawdzie o człowieku, który jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże. Chcemy zatem w życiu naszego państwa pełnego poszanowania prawa naturalnego, które wyrasta z prawdy o człowieku. Wolności, także tej politycznej, pragniemy nie dla swawoli, nie dla spełniania zachcianek, ale dla wypełniania powołań, które przed wszystkimi swoimi dziećmi stawia sam Bóg.
Chcemy też ocalenia materialnych źródeł naszej wolności - powstrzymania rabunkowej wyprzedaży polskich dóbr. Chcemy windykacji rzeczy polskich zawłaszczonych w ostatnich latach z nadużyciem i obejściem prawa. Chcemy ochrony polskich miejsc pracy. Chcemy rozwoju polskiego systemu kapitałowego, a nie dominacji obcych kapitałów opakowanych w polskie nazwy. Chcemy takiego rozwoju polskiej gospodarki, by szukanie pracy na obcych rynkach nie było przymusem ekonomicznym. I chcemy zachowania złotego. Tak, chcemy współpracy z innymi narodami, zwłaszcza europejskimi. Jednak współpracy uczciwej, którą potrafimy odróżnić od prób zawłaszczania Polski, jej dóbr i praw - dokonywanych przewrotnie pod pozorem integracji.
Tego chcemy. Te cele nie zmienią się bez względu na wynik wyborów prezydenckich czy znacznie głębsze od nich zawirowania historii. Wiedząc, że droga do tych celów jest bardzo trudna, chcemy dziś uczynić w tym kierunku tylko jeden krok. Poprzez głosowanie w wyborach, aby spełnienie tych celów nie zostało odwleczone przez nasze własne zaniedbanie. Zadecydują obecni. Czy ten, którego dziś popieramy, istotnie przyczyni się do realizacji tych celów? Zobaczymy.
Nie miejmy też złudzeń. Nad Polską wisi cień katastrofy większej niż smoleńska. To perspektywa całkowitego poddania Polski siłom zewnętrznym, aż do likwidacji odrębnych instytucji polskich, które nie spełniają dziś swoich polskich powołań. Nie zapominajmy, że to już było; że ci, którzy sprawując urzędy w Rzeczypospolitej, sami przyczyniali się do nakładania na Polskę kajdan obcych, głośno opowiadali o swej rzekomej trosce o Polskę. Uważajmy.



Jan Łopuszański - polityk, poseł na Sejm w latach 1989-1991, 1991-1993, 1997-2001, 2001-2005. Był członkiem sejmowych komisji: Spraw Zagranicznych i do spraw Unii Europejskiej. Wykłada stosunki międzynarodowe w Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.

Data: 2010-07-02 05:33:57
Autor: no kto
Wybory w cieniu katastrofy
On 2 Lip, 13:28, "sam" <s...@sam.pl> wrote:
Wybory w cieniu katastrofy
Jan Łopuszański

Wybory prezydenckie przebiegają w cieniu katastrofy katyńskiej. Co to znaczy?
Czy jest to tylko problem szacunku dla tych, którzy oddali swe życie? Czy może
żalu i współczucia? Zapewne też. Może jest to problem rachunku sumienia tych,
którzy z uporem tworzyli zniekształcony wizerunek byłego prezydenta RP, aby po
jego tragicznej śmierci nagle ujawnić to, co wprawdzie wiedzieli, ale nie
pokazywali, bo nie pasowało do tworzonego przez nich obrazu jednostronnie
negatywnego? Katastrofa smoleńska kładzie się cieniem na wyborach. Idzie przede
wszystkim o jej dalekosiężne skutki dla państwa.

Trwa śledztwo. Badane są różne przyczyny katastrofy. Czy był to błąd pilota, czy
wieży? Może skutek wad urządzeń technicznych? Badana jest nawet podobno
ewentualność zamachu terrorystycznego. I nikt z badających nie zająknie się
nawet, że jeżeli był to zamach, to nie jakiś tam zamach terrorystyczny, tylko
zamach stanu albo agresja sił zewnętrznych wymierzona przeciwko Rzeczypospolitej
Polskiej, albo jedno i drugie. Te możliwości nie zostały wykluczone, ale nie
zostały też nazwane przez przedstawicieli polskiego rządu i prokuratury, a
śledztwo powierzono obcemu państwu. Prawda najwyraźniej ma nie wyjść na
jaw.Śmierć licznych wysokich urzędników państwa wykorzystano do pospiesznego
obsadzania opuszczonych stanowisk, nie czekając nawet na wynik przyspieszonych
wyborów prezydenckich. Zadbano za to, by zablokować procedury wyjaśniające
prowadzone w kancelariach tajnych podległych zmarłemu prezydentowi i jego
politycznym współpracownikom. Słusznie boją się cienia katastrofy smoleńskiej
ci, którzy podejmują takie działania. Dla wielkiej liczby Polaków poparcie
kandydatury brata Lecha Kaczyńskiego jest najprostszym sposobem przerwania tego
ciągu zdarzeń, który rozpoczął się pod Smoleńskiem.

Atrapa państwowości

Powiedzmy to wyraźnie. To, co stało się po katastrofie smoleńskiej, jest gorsze
niż sama katastrofa. Oto okazało się, że państwo polskie zachowuje się jak
atrapa, której istnienie być może ma służyć uśpieniu czujności Polaków, jeśli
chodzi o obronę praw Narodu i realizację wolnych polskich dążeń.. Trwa proces
roztapiania Polski w różnych międzynarodowych mgławicowych strukturach, różnych
uniach i sojuszach, starych i nowych. Przestrzenią obrony przed tym zjawiskiem
są wybory prezydenckie. Jeżeli prezydentura Jarosława Kaczyńskiego sprawi, że
procesy tego rozmywania państwowości polskiej zwolnią choć na chwilę, to już to
będzie jakimś pożytkiem.
Polacy, którzy tak pojmują dobro Polski, nie kalkulują dziś politycznych
korzyści. Nie przeprowadzają też rozważań programowych. Nie jesteśmy przecież
tak naiwni, by nie zauważyć, że ten kluczowy problem - międzynarodowego statusu
Polski - w ogóle nie wypłynął w kampanii wyborczej. To nie przypadek. Pamiętamy,
kto nawoływał do akcesji do Unii. Pamiętamy, kto parafował i kto podpisywał, i
kto ratyfikował traktat lizboński. Pamiętamy, kto zlekceważył prośby o
referendum w sprawie tegoż traktatu. Tu nie ma istotnych różnic między
kandydatami, którzy przeszli do drugiej tury wyborów. To znamienne, że pytania
wyraźnie postawione przez przedstawicieli opinii publicznej zostały
przemilczane. Większość różnic pomiędzy kandydatami to różnice drugo- i
trzeciorzędne. Te naprawdę istotne sprowadzają się do sprawy remanentów po
służbach specjalnych PRL, do spraw teczek, lustracji i oczywiście do oceny
skutków katastrofy smoleńskiej. Krótko mówiąc: kto kogo? Popieramy Jarosława
Kaczyńskiego, bo nie chcemy losów naszego państwa zostawiać w rękach Bronisława
Komorowskiego i sił, które już wyłaniają się zza jego pleców, oraz tych, które
wyłonić się mogą.
To nie znaczy, że nie widzimy, jaki kierunek wyznacza kampania wyborcza
Jarosława Kaczyńskiego. Z perspektywy gry o głosy wyborców jest oczywiście
niezwykle racjonalna. Skoro poparcie prawego skrzydła ma on zapewnione, to
walczy o głosy politycznego centrum. Skoro w pierwszej turze wyborów nastąpiło
wyraźne przesunięcie sceny politycznej na lewo, zabiega o głosy lewicy. Czyniąc
tak, nie boi się (i słusznie) utraty poparcia wyborców, którzy, nie zgadzając
się z nim nawet w fundamentalnych kwestiach, i tak go poprą - bo tego wymaga
dziś rachunek dobra Polski. Nie ze względu na zalety Kaczyńskiego, ale ze
względu na niebezpieczeństwa dla Polski związane z jego kontrkandydatem. Co
Jarosław Kaczyński uczyni po wyborach? Czy uzyskane poparcie wykorzysta dla
dobra Polski, dla realizacji celów prawdziwie polskich? Czas pokaże. Zostanie
sprawdzone, czy nie mamy do czynienia z jeszcze jednym nadużyciem cudzej
przyzwoitości.

Co jest istotnym celem polskim?

Chcemy Polski niepodległej i suwerennej. Wiemy oczywiście, że we współczesnym
świecie dominują dążenia do zniesienia państw narodowych i zastąpienia ich
globalną wieżą Babel, a nawet do zniesienia samych narodów i ich kultur. Takie
dążenia dominują też na kontynencie europejskim. Znamy poglądy osób, które
poddając się tym trendom, sądzą, że we współczesnym świecie budowanie ładu
politycznego w oparciu o prawa narodów mija się z celem. Przewidujemy
nieuniknioną ruinę tych szkodliwych dążeń. Nie wiemy tylko, kiedy to nastąpi i
za jaką cenę. Chcemy bronić Polski przed tymi patologiami. Ponieważ wobec
światowego zasięgu tych mechanizmów nie jest możliwa obrona praw pojedynczych
narodów, chcemy polityki polskiej podejmującej współdziałanie z innymi narodami
dla obrony praw narodów we współczesnym świecie. Chcemy polityki polskiej, czyli
realizowanej dla dobra Polski, a nie w imię międzynarodowych utopii i żądań.
Chcemy wyprzeć z instytucji polskich wpływy agenturalne.
Chcemy polityki polskiej gwarantującej przestrzeń niezagrożonego rozwoju
dziedzictwa kultury polskiej, czyli naszego własnego sposobu życia. Zwłaszcza w
najgłębszym, tj. duchowym nurcie naszej kultury. Chcemy polityki polskiej, czyli
polityki wiernej prawdzie o człowieku, który jest stworzony na obraz i
podobieństwo Boże. Chcemy zatem w życiu naszego państwa pełnego poszanowania
prawa naturalnego, które wyrasta z prawdy o człowieku. Wolności, także tej
politycznej, pragniemy nie dla swawoli, nie dla spełniania zachcianek, ale dla
wypełniania powołań, które przed wszystkimi swoimi dziećmi stawia sam Bóg.
Chcemy też ocalenia materialnych źródeł naszej wolności - powstrzymania
rabunkowej wyprzedaży polskich dóbr. Chcemy windykacji rzeczy polskich
zawłaszczonych w ostatnich latach z nadużyciem i obejściem prawa. Chcemy ochrony
polskich miejsc pracy. Chcemy rozwoju polskiego systemu kapitałowego, a nie
dominacji obcych kapitałów opakowanych w polskie nazwy. Chcemy takiego rozwoju
polskiej gospodarki, by szukanie pracy na obcych rynkach nie było przymusem
ekonomicznym. I chcemy zachowania złotego. Tak, chcemy współpracy z innymi
narodami, zwłaszcza europejskimi. Jednak współpracy uczciwej, którą potrafimy
odróżnić od prób zawłaszczania Polski, jej dóbr i praw - dokonywanych
przewrotnie pod pozorem integracji.
Tego chcemy. Te cele nie zmienią się bez względu na wynik wyborów prezydenckich
czy znacznie głębsze od nich zawirowania historii. Wiedząc, że droga do tych
celów jest bardzo trudna, chcemy dziś uczynić w tym kierunku tylko jeden krok.
Poprzez głosowanie w wyborach, aby spełnienie tych celów nie zostało odwleczone
przez nasze własne zaniedbanie. Zadecydują obecni. Czy ten, którego dziś
popieramy, istotnie przyczyni się do realizacji tych celów? Zobaczymy..
Nie miejmy też złudzeń. Nad Polską wisi cień katastrofy większej niż smoleńska.
To perspektywa całkowitego poddania Polski siłom zewnętrznym, aż do likwidacji
odrębnych instytucji polskich, które nie spełniają dziś swoich polskich powołań.
Nie zapominajmy, że to już było; że ci, którzy sprawując urzędy w
Rzeczypospolitej, sami przyczyniali się do nakładania na Polskę kajdan obcych,
głośno opowiadali o swej rzekomej trosce o Polskę. Uważajmy.

Jan Łopuszański - polityk, poseł na Sejm w latach 1989-1991, 1991-1993,
1997-2001, 2001-2005. Był członkiem sejmowych komisji: Spraw Zagranicznych i do
spraw Unii Europejskiej. Wykłada stosunki międzynarodowe w Wyższej Szkole
Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu.

Polska prawico! Wiem, że wieszanie się na krzyżu to frapujące zajęcie,
że walka z wszechwładną obcą władzą dobrze robi dla ego.

Ale mocno Was proszę nie czyńcie sobie obrazu wroga Polski większym
niż trzeba!
Nam tu nie potrzeba większych wrogów, kolejnych blokad.

Potrzeba swobody i przestrzeni do działania!!!

Dlatego zamiast przyłączać się do tej nowenny gloryfikującej i
wynoszącej na piedestały jakąś marginalną ubecję, czy pechowy klub
właścicieli euro mimo wszystko pozostanę przy wizji pokurczonych
przeciwników Boga, starzejącego się pasożyta Europy Zachodniej oraz
bezwładnych bossów poprzedniego systemu oraz wizji silnego przywódctwa
Polski w Europie.

Czy to jest takie trudne?

Do cholery ile można tych samych rozwalać, prostować i znowu rozwalać.
Mam już potąd tych waszych niesnaski czerwonych z czarnym, prawicy z
lewicą, masoństwa z kościelnymi, duchołków z podziemnymi i
prześcigania się łobuzów, który sobie lepszego wroga wymyśli, a potem
znikania pod ich naporem.

CHCIAŁBYM JUŻ RUSZYĆ Z NOWĄ WIZJĄ ŚWIATA W TYM KRAJU, a wam wciąż te
same pierdoły w głowach z XIX wieku.

Tak nie będziemy gadać.

Jeszcze raz, żeby było jasne: CZAS NA WYGRYWANIE! Nie na oddawanie
władzy nad sobą starym wojnom z wrogami wymyślonymi i pompowanymi jak
w cytowanej gadce.

Trzeba walczyć o wartości, ale nie manifestując wrogów tych
wartości!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Ja idę ku nowemu, kto mi przeszkadza musi pamiętać, że ja nie mam za
dużo wrogów, bo nie starczają na długo.

Wybory w cieniu katastrofy

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona