Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Z historii ubekistanu

Z historii ubekistanu

Data: 2011-12-11 23:42:31
Autor: u2
Z historii ubekistanu
.... czyli gierki sluzb nie tylko merdialne :

http://niezalezna.pl/20246-z-zycia-sluzb-gry-nie-tylko-medialne

W III RP grę sił politycznych zastępują często gry operacyjne służb
specjalnych. Dlatego analiza sceny politycznej wydaje się niekiedy
zwykłą stratą czasu. Należy raczej badać kulisy, gdyż historia po 1989
r. to głównie dzieje rywalizacji i sojuszy różnych sektorów służb. Jeśli
rozumowanie to jest prawidłowe, rodzi się pytanie, jak rządy Platformy i
jej niewątpliwe sukcesy w przywracaniu III RP służbom mają się do ich
rywalizacji – głównie wojskówki (dawna WSI/WSW) z jednej strony i
cywilnych (dawne SB/UOP/ABW z przyległościami) z drugiej.

W 2005 r. PiS mógł zaistnieć dzięki takiemu właśnie konfliktowi, gdyż
potrafił zająć zwolnioną przestrzeń społeczną, a siły ubekistanu nie
były chwilowo skierowane przeciwko partii Kaczyńskich, lecz przeciwko
sobie nawzajem. Postawiłem wtedy tezę, że Departament I SB i WSI, które
wspólnie walczyły o prezydenturę dla Donalda Tuska zrobią wszystko, by
ubekistan przetrwał i by przywrócić jego kontrolę nad Polską,
nieopatrznie osłabioną. Jednocześnie wpływy innego środowiska, III
Departamentu SB, zostały niemal całkowicie zlikwidowane, czego
konsekwencją na scenie politycznej były m.in. marginalizacja SLD –
politycznego ramienia Departamentu III w okresie transformacji.

Wymiana kukiełek

Patrząc z tej perspektywy, wyeliminowanie Aleksandra Kwaśniewskiego i
Wojciecha Olejniczaka z SLD można interpretować jako emancypację
środowiska III Departamentu, które wybrało wówczas Grzegorza
Napieralskiego. Dlatego przewidziałem, że będzie on atakował PiS, ale
jednocześnie podkreślał swoją odrębność wobec Platformy. Nowe podziały,
zgodnie z prawami postkomunizmu, zostały zresztą wyznaczone przez
ówczesne podziały we władzach Rosji.

Inna ciekawa gra polega na próbie przygotowania przez ubekistan ekipy
zamiennej dla Tuska – dla tych wyborców, którzy nie będą chcieli
głosować na Platformę, zużywającą się powoli mimo starań mediów, ale
jeszcze niegotowych do głosowania na PiS. Dlatego opcja wylansowania
nowej siły, podobnie jak swego czasu doszło do utworzenia PO, gdy UW nie
mogła już grać roli gwaranta braku zmian i wiadomo było, że nieuchronnie
się kończy. Taka siła weszłaby w przestrzeń opróżnianą przez PO i nie
pozwoliła PiS-owi na odzyskanie pozycji. Wyborcy byliby szczęśliwi, że
głosują na nowych ludzi, a interesy środowisk bezpieczniackich byłyby
zagwarantowane.

Wypełnianie przestrzeni

Choć społeczeństwo postkomunistyczne generalnie choruje na amnezję i nie
pamięta tego, czego nie życzą sobie elity postkomunistyczne, żyją
jeszcze ludzie, którzy byli świadkami np. gromkich pokrzykiwań PO o
otwarciu wszystkich archiwów. Skąd zatem późniejsza zmiana poglądów? To
po prostu widoczne na zewnątrz skutki zakończenia operacji „zajęcie
przestrzeni”, stanowiącej dokładne powtórzenie strategii z okresu
zapowiedzi dekomunizacyjnych Wałęsy z lat 1990–1991. Po prostu w chwili,
gdy dzięki nośnym w danym momencie hasłom do władzy mogą dojść siły
niekontrolowane, które tworzą zagrożenie dla pozycji elit ubekistanu,
trzeba przelicytować je w radykalizmie i zająć wolną przestrzeń.

Opierający się w rzeczywistości na ludziach służb Lech Wałęsa wysunął
program dekomunizacji po to, by nie uczynił tego ktoś inny i by elitom w
niepewnym okresie przejściowym włos z głowy nie spadł. Ludzie, którzy te
zapowiedzi potraktowali poważnie, jak bracia Kaczyńscy, musieli potem
zapłacić cenę własnej naiwności.

Podobna sytuacja powtórzyła się w 2005 r., kiedy na skutek walk wewnątrz
środowisk bezpieczniackich wytworzyła się próżnia, którą zaczął zajmować
PiS. Wówczas PO, by uniemożliwić zwycięstwo PiS-owi, wysunęła radykalne
hasła lustracyjne i dekomunizacyjne. Operacja się nie powiodła, gdyż PiS
wygrał i nie chciał utworzyć koalicji z PO za cenę wyrzeczenia się
kontroli nad służbami. PO nie udało się więc podporządkować PiS-u, jak
swego czasu udało się to UW w stosunku do AWS-u. Po zmobilizowaniu
wszystkich sił ubekistanu, w tym mediów, udało się natomiast w 2007 r.
odsunąć zagrożenie dla aferalnych elit III RP, a skoro zniknął powód
przyjęcia radykalnych haseł przez PO, mogły zniknąć i same hasła.

Pamiętamy, jak PO oficjalnie oznajmiła, zresztą ustami Zbigniewa
Chlebowskiego, że rezygnuje z lustracji. Potwierdziło to podejrzenie, że
celem Platformy, a nawet racją jej powołania w momencie, gdy UW
przestała być skutecznym narzędziem obrony interesów ubekistanu, było
uniemożliwienie lustracji, czyli wymiany elit III RP.

Która władza?

Polityka w Polsce po 1989 r. przypomina często teatr cieni. Postkomunizm
tym m.in. różni się od rzeczywistej demokracji, że wprawdzie skopiował
jej instytucje, ale nadał im charakter fasadowy. Traktując media jako IV
władzę, rzekomo taką samą jak istniejąca w demokracji, przyczyniamy się
do utwierdzania fikcji. W III RP nie istnieje bowiem żadna czwarta
władza, podobnie jak nie ma tu II i III władzy, tylko ich imitacje.

Realna władza znajduje się w rękach środowiska byłych służb i ich
współpracowników. To ono wyznacza reguły gry i nadaje kierunek decyzjom
oficjalnie zapadającym w fasadowych instytucjach, w tym ustawodawczych,
sądowniczych i mediach. Większość mediów nie stanowi niezależnej siły,
lecz jest zwykłymi wykonawcami, cynglami ubekistanu. Tymczasem bez
dostępu do informacji demokracja zawsze będzie żartem.

Media są jednym z gwarantów pozycji bezpieczniackich elit i dlatego
zamiast informować, zajmują się propagandą. Środowisko mediów zostało
odpowiednio wyselekcjonowane i wmontowano w nie mechanizmy
zabezpieczające przed pojawieniem się w jego elicie osobników
samodzielnych i niekontrolowalnych. Dwa lata władzy PiS-u wprawdzie
naruszyło nieco ten stan, ale PO zrobiła następnie wszystko, by
przywrócić status quo: od zablokowania lustracji, po opanowanie mediów
publicznych, gdzie proces uwalniania się od roli gwaranta III RP został
zaledwie nieśmiało zapoczątkowany w latach 2005–2007.

Stosunek mediów do PiS-u nie wynika z działań tej partii, lecz z samego
faktu, że jest ona spoza układu i stanowi zagrożenie dla elit. Żeby
zasłużyć na przychylność Janiny Paradowskiej, Tomasza Lisa czy Moniki
Olejnik, PiS musiałby wręcz popełnić seppuku. A i wtedy stwierdziliby,
że zrobiło to za późno... Dla porównania, w Europie media, choć z
przewagą wpływów lewicowych, pełnią jednak rolę IV władzy. W większości
nie miały związków z tajnymi służbami w swoich krajach, a ewentualne
wpływy sowieckich miały w Europie znacznie mniejszą skalę niż u nas.

Zmiana tej sytuacji zależy od wymiany elity medialnej w Polsce i
przecięcia pępowiny łączącej ją ze środowiskiem służb. Dziennikarze nie
zmienią swojej postawy, jeśli PiS będzie dla nich miły, stanie się to
tylko wtedy, kiedy otworzą się dla młodych drogi awansu i kiedy zastąpią
ludzi, których jedynym imperatywem działania jest posłuszeństwo wobec
obecnych elit.

Z historii ubekistanu

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona