Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Zakłamany karzeł: "niejako w zastępstwie zmarłego brata".

Zakłamany karzeł: "niejako w zastępstwie zmarłego brata".

Data: 2010-09-03 08:23:30
Autor: Jarek od kżyża
Zakłamany karzeł: "niejako w zastępstwie zmarłego brata".
Jarosław Kaczyński wspomina piękne obchody z buczeniem, podpiera się "Wyborczą" i Ludwikiem Dornem, wzywa IPN na pomoc w walce z Henryką Krzywonos, wylicza luksusy jakie od PiS otrzymał Bogdan Borusewicz, a nawet redaguje "Fakt"
Wywiad zatytułowany "Prawda w oczy kole" ukazał się w czwartek wieczorem na stronie pis.org.pl. Okraszają go błyskotliwe pytania, świadczące o bezstronności pytających dziennikarzy PiS. Pierwsze: "Panie Prezesie, znów popełnił Pan zbrodnię! Tym razem na zjeździe "Solidarności". Salony zaryczały jak ranny łoś."

Kaczyński: - Zbrodnia polegała na tym, że moje gdańskie przemówienie było przede wszystkim przemówieniem historycznym. Poświęciłem je temu, czym była "Solidarność" wówczas i czym jest jej idea dzisiaj (...) Nie planowałem żadnej politycznej ofensywy. Powiedziałem tylko to, co uważałem, że podczas tego zjazdu powinienem powiedzieć. Nic ponad to. Nie jest bowiem jakąkolwiek polityczną ofensywą przypomnienie, że republikańskie, a więc wspólnotowe, przesłanie "Solidarności" nie jest dziś w Polsce realizowane w należyty sposób; że w tych wartościach tkwiła siła "Solidarności" i że z nich wciąż możemy czerpać naszą siłę.

Piękne obchody z buczeniem okrojone

Szef PiS mówi i o buczeniu działaczy "S" na premier Donalda Tuska. - Politycy Platformy (...) twierdzą, że "Solidarność" jest przybudówką Prawa i Sprawiedliwości. (...) Nie są w stanie przyjąć do wiadomości jednego prostego faktu, unaocznionego przez ostatnie wybory: tego, że poważna część społeczeństwa bardzo ich nie lubi. I ilekroć ta niechęć jest publicznie uzewnętrzniana, to tyle razy utrzymują, że są to działania inspirowane przez PiS.

Zdaniem Kaczyńskiego taka postawa PO "często prowadzi do działań po prostu haniebnych". - Negatywne reakcje na polityków PO podczas obchodów rocznicy wybuchu powstania warszawskiego doprowadziły do tego, że ta piękna, tradycyjna uroczystość składania wieńców pod pomnikiem Gloria Victis o godzinie 17. na cmentarzu wojskowym na Powązkach została radykalnie ograniczona. Teraz wieńce składa tylko kilka delegacji, a wcześniej hołd powstańcom oddawało ich ponad sto, jeśli nie więcej. Robi się to tylko po to, aby pewna grupka ludzi nie doznała dyskomfortu - ocenia Kaczyński.

Odnosi się do najmocniej kwestionowanego fragmentu swojej wypowiedzi, podważającego rolę ekspertów w 1980 r. Na zjeździe mówił - jak sam określił - "niejako w zastępstwie zmarłego brata", że komisja ekspertów, którzy doradzali w 1980 r. w stoczni była "grupą ludzi o znanych nazwiskach, z autorytetem", których co prawda "najlepszej woli" nie kwestionuje jednak oni mieli "inny plan, plan kompromisu, który gdyby go realizować, okazałby się pozorem, który szybko by się rozwiał". Że jego brat, Lech Kaczyński [w Stoczni doradzał Międzyzakładowemu Komitetowi Strajkowemu], reprezentował wówczas "robotniczą polską odwagę". A "robotnicy chcieli więcej i historia przyznała im rację". I podkreślił, że postawa "chcieć więcej" prowadzi do wygranej, a "chcieć mniej i być bardziej ostrożnym, to droga do kapitulacji".

Tadeusz Mazowiecki tłumaczył w TOK FM - oceniając, że wypowiedź Kaczyńskiego podważająca rolę ekspertów jest nikczemna - że sformułowali oni strategię rozmów, którą przyjął Międzyzakładowy Komitet Strajkowy. - Strategia była taka: nie wolno przyjąć i podpisać żadnego podpisu bez uwzględnienia postulatu numer 1 [ powołanie niezależnych związków zawodowych]. - Strona rządowa chciała żeby MKS podpisywał zgodę na poszczególne punkty, żeby mówić: daliśmy wam 10, 19 a przebrzydli eksperci buntują robotników. Ta strategia została utrzymana do ostatniej chwili - wyjaśniał Mazowiecki.

Kaczyński ocenia po swojemu: - Istota tego sporu polegała na ocenie realności realizacji pierwszego postulatu MKS, czyli powołania do życia legalnych niezależnych związków zawodowych. Eksperci obawiali się, że komunistyczna władza tego nie przełknie. Jest to rzecz powszechnie znana i nikt poważny tego nie podważa. Tak jak i nie zakwestionuje tego, że koncepcja przeforsowania postulatu o powołaniu wolnych związków zwyciężyła i była koncepcją słuszną. Zatem nie powiedziałem jakiejkolwiek nieprawdy. W tym sporze to robotnicy mieli rację.

Lech "ze znaną i nieczęstą wśród polityków prawdomównością"

Szef PiS nie odnosi się do wystąpienia Lecha Kaczyńskiego nad grobem prof. Bronisława Geremka, w którym ówczesny prezydent mówił, że "bez Geremka i ekspertów nie udałoby się wywalczyć w Sierpniu 1980 r. wolnych związków zawodowych". Cytuje za to książkę "O dwóch takich" Piotra Zaremby. - Lech Kaczyński pisze ze swoją znaną i nieczęstą wśród polityków prawdomównością, iż sam miał pewne wątpliwości, czy ten radykalny postulat przejdzie, ale grał twardo, bo takie było jego zadanie - mówi.



Jak trwoga to do "Wyborczej" i Dorna

Podpiera się przy tym "Gazetą". - O tym, że został wydelegowany przez MKS do rozmów z komisją ekspertów, wspomina nawet wtorkowa "Gazeta Wyborcza" - podkreśla Kaczyński. Cytuje też historyka, prof. Antoniego Dudka, który w "Rzeczypospolitej" mówił, że Lech Kaczyński "zbliżał się do radykałów". Ale z zastrzeżeniem: - Tu się pan profesor myli: w rzeczywistości Lech Kaczyński popierał radykałów - mówi Kaczyński.

I odwołuje się do jednego z niegdyś najbliższych - a później jednego z największych politycznych wrogów - b. wiceszefa PiS Ludwika Dorna. - Mam nadzieję, że Ludwik Dorn zgodzi się na opublikowanie na naszej stronie internetowej tekstu z 1986 roku, będącego fragmentem nigdy niewydanej książki poświęconej tym sprawom. Może to przekona niedowiarków, jak było naprawdę.

Krzywonos, nic więcej nie powiem

Odnosi się też do słów Henryki Krzywonos. Bezpośrednio po jej emocjonalnym wystąpieniu mówił, że został źle zrozumiany. Teraz przechodzi do ataku: - Dobrze się stało, że pani Krzywonos jest dzisiaj bohaterką Platformy Obywatelskiej i "Gazety Wyborczej". Ona znakomicie odpowiada dzisiejszym czasom, ich atmosferze - mówi. I tajemniczo dodaje: - Nic więcej o niej nie powiem, a kto zechce, niech zajrzy do umieszczonego na naszej stronie internetowej fragmentu artykułu zamieszczonego w numerze 9-10 Biuletynu IPNz tego roku. Tam są wyjaśnione pewne sprawy. A o reszcie być może kiedyś napiszą inni.

Jakie to sprawy? W biuletynie nie ma nic, co podważałoby odwagę Henryki Krzywonos. Jest za to informacja, że jej tramwaj nie był pierwszym, który stanął i że przyłączyła się do protestu, który zaczęli kierowcy autobusów i tramwajarze z innej zajezdni.

Kto uprawia politykę na kolanach?

A później przerzuca most między 1980 a 1910 r. - W tamtych czasach rzecz nie polegała na tym, by obaw czy wątpliwości nie mieć, tylko na tym, aby potrafić je przełamać i pójść na pewne ryzyko. Podobnie jest zresztą dzisiaj. Choćby w sprawie smoleńskiej czy innych kwestiach politycznych. Według mnie rację mają ci, co nie chcą uprawiać polityki na kolanach, która przynosi nam same klęski - mówi.

To dzięki PiS Borusewicz gabinet, miał auto i sekretarkę

Następnie bierze się za wyliczanie luksusów, jakie Lech Kaczyński zapewnił "panu Borusewiczowi". - Chciałbym o kilku sprawach przypomnieć. O tym, że kiedy znalazł się na tak zwanym lodzie po klęsce partii, do której się przyłączył, to Lech Kaczyński sprawił, choć nie wywołało to entuzjazmu w szeregach Prawa i Sprawiedliwości, że otrzymał pracę jako wicemarszałek województwa, że dostał gabinet, samochód, sekretarkę - mówi szef PiS. - To Lech Kaczyński i ludzie PiS, zaczęli, szczególnie w 25. rocznicę powstania "Solidarności", powszechnie głosić, że to on, Bogdan Borusewicz, był w istocie ojcem zwycięstwa - wylicza. I twierdzi, że przedtem "Borusewicz nie był szerzej znany". No i to dzięki Lechowi Kaczyńskiemu PiS wysunęło kandydaturę Borusewicza na senatora, a później wysunęło go na marszałka Senatu. A w dodatku w 2005 r. proponował mu mandat poselski, wiedząc że nie ma szans na mandat senatora, a kandydatem na marszałka będzie Zbigniew Romaszewski. - A przecież mogłem Borusewicza wprowadzić w błąd, mówiąc mu, że zostanie marszałkiem, nie narażając się przy tym na złamanie słowa, bo wiedziałem, że się do Senatu nie dostanie - mówi.

To Wałęsa powinien być na jedynce!

Odnosi się w końcu do zdjęć jakie publikuje środowy "Fakt": Jacek Kurski pisze ściągawki dla Kaczyńskiego podczas zjazdu "S". - To jest nadużycie. Bo co wynika z umieszczenia na pierwszej stronie wielkiego tytułu o ściągawce Kurskiego dla Kaczyńskiego? Ni mniej ni więcej tylko tyle, że Kaczyński wygłasza przemówienia wedle ściągawki Kurskiego. Co z tego, że na samym końcu, dodaje się zdanie, że Kaczyński ze ściągawki nie skorzystał - ubolewa. I poucza redaktorów "Faktu":

- Każdy normalny tabloid na świecie zamieściłby na pierwszej stronie wiadomość o niekorzystnym dla pana Wałęsy wyroku sądu w sprawie o zniesławienie, którą wniósł przeciwko Krzysztofowi Wyszkowskiemu.




Więcej... http://wyborcza.pl/1,75248,8330594,PiS_znow_robi_wywiad_z_prezesem__Kogo_prawda_w_oczy.html#ixzz0yRclG9RR



Przemysław Warzywny

--


"Także Bogdan Lis zarzuca Jarosławowi Kaczyńskiemu manipulowanie prawdą. - Lech Kaczyński nigdy nie był doradca MKS-u. A na terenie stoczni w 1980 r. był może godzinę, godzinę i 15 minut, nie więcej. I twierdzenie, że on występował w naszym imieniu jako negocjator w stosunku do ekspertów, którzy z nami współpracowali, jest świadomą chyba manipulacją".

Data: 2010-09-04 12:53:04
Autor: Grzegorz Z.
Zakłamany karzeł: "niejako w zastępstwie zmarłego brata".
Dobrze że nie "niejako z upoważnienia" :))))

--
"Zostawcie kżyża mjastu"

Zakłamany karzeł: "niejako w zastępstwie zmarłego brata".

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona