Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Zatrute źródło

Zatrute źródło

Data: 2014-01-02 13:14:57
Autor: mkarwan
Zatrute źródło
W znakomitej powieści o władzy pod tytułem "Gubernator" Robert Penn Warren wkłada w usta tytułowego bohatera uwagę, że zła jest na świecie znacznie więcej od dobra, toteż nie ma innego wyjścia, jak robić dobro z tego, co akurat jest pod ręką, to znaczy - ze zła.
Czy jednak jest to w ogóle możliwe?
Filozofowie na pewno mieliby wiele zastrzeżeń, ale czy aby na pewno powinniśmy przywiązywać taką wagę do opinii filozofów?
Weźmy na przykład takiego pana prof. Jana Hartmana, który z jednej strony grzmi, że "w tym kraju" nie obowiązuje ani Ewangelia, ani Tora, ale jednocześnie zapisał się do Zakonu Synów Przymierza.
Jakich znowu "synów", jakiego znowu "przymierza"?
Ale to jeszcze nic, bo oto ogłosił coś w rodzaju manifestu na cześć Ruchu Palikota, że to niby "otworzył okna w dusznych pakamerach polskiej polityki".
A jakże!
Co tam Palikot otworzył, to dopiero trzeba by sprawdzić, bo póki co to wionęły stamtąd dmuchy spod spódnicy starego komucha Bęgowskiego, co to twierdzi, że w Bangkoku wyharatał sobie klejnoty, a potem załatwił papiery na nazwisko "Anna Grodzka" i z tego powodu został wybrany posłem, pewnie przez uczniów profesora Hartmana, który naucza filozofii akurat w Krakowie.

Ale mniejsza już o pana prof. Hartmana i jego zagadkowych faworytów, bo ważniejsze jest oczywiście pytanie, czy ze zła można w ogóle wytworzyć jakieś dobro?
Filozofowie nic nam tu nie pomogą, bo każdy z nich zachwala własny ogonek, to znaczy, to z czego się akurat doktoryzował i habilitował.
Z dawniejszych czasów pamiętam takich mędrców, którzy snuli otchłanne rozważania na temat "centralizmu demokratycznego", a więc czegoś, czego nigdy nie było, nie ma i nie będzie, bo to było tylko takie makagigi, które partia komunistyczna wykombinowała sobie gwoli duraczenia swoich niewolników.
W rezultacie jeden pieprzy o "duchu", a znowu inny - o "rzeczy samej w  sobie", czy też "sądach analitycznych i syntetycznych a priori", znowu inny - o "idei". Znowu dekonstruktywiści odwrotnie; nawijają, że prawdy nie ma.
No dobrze, ale w takim razie przynajmniej to zdanie musi być prawdziwe, a skoro tak, to znaczy...
Ach, po stokroć rację miał generał Raul Salan, le plus decore de tous les generaux, że trzeba by zrzucić na Paryż dywizję komandosów Legii Cudzoziemskiej, a filozofowie w jednej chwili zaczęliby śpiewać z właściwego klucza.
W tej sytuacji uratować nas może tylko eksperyment.

I oto szczęśliwie się składa, że taki eksperyment został pomyślnie przeprowadzony, przybierając postać książki Michaela Hoffmana pod tytułem "Judaizm zdemaskowany", wydanej przez "Antyk", wydawca wyjaśnia, co następuje:
"Książka ta nie ukazałaby się w języku polskim, gdyby nie wieloletnie, permanentne prześladowanie Wydawnictwa ANTYK i Księgarni Patriotycznej ANTYK ze strony Gazety Wyborczej, Tygodnika Powszechnego, TVN, TVP , Polsatu i innych tego typu mediów, które swymi kłamliwymi i napastliwymi artykułami godnymi metod propagandy hitlerowskiej i komunistycznej, zwróciły uwagę Wydawcy na problematykę filosemityzmu i antysemityzmu oraz rasistowskich przekonań większości Żydów o gojach, a w szczególności o chrześcijanach, osobliwie zaś o Polakach."
http://www.ksiegarnia.antyk.org.pl/x_C_Za.html?P1=23010006&P2=Hoffman%20Michael

Jak na dłoni widać, że dobro, bo książka demaskująca judaizm niewątpliwie stanowi szczęśliwe wydarzenie i rodzaj odtrutki na truciznę, jaka w postaci "judeochrześcijaństwa", będącego odpowiednikiem centralizmu demokratycznego, tyle, że na odcinku religijnym, aplikowana jest nie tylko naszemu nieszczęśliwemu narodowi przez niektórych pretendentów do duchowego mu przewodzenia - że to dobro w postaci wydania wspomnianej książki powstało ze zła, jakiemu od samego początku służą wspomniane media.
Mało tego; wprawdzie wydawca wyraźnie tego nie formułuje, ale nie da się przecież ukryć, że wydanie książki demaskującej judaizm było zrozumiałą reakcją odwetową na zło, jakiego wspomniane media mu nie szczędziły.
Jak wy tak, to ja tak.
Potrzeba odwetu, a nawet zemsty bywa przez niektórych uważana za pobudkę niską, a w każdym razie niższą od pobudek altruistycznych - ale cóż z tego, jeśli właśnie dzięki takiej pobudce polscy czytelnicy będą mogli dowiedzieć się prawdy o judaizmie?
Widzimy tedy, że ze zła, nawet podwójnego, rodzi się dobro i to w dodatku niekwestionowane, bo jakże tu kwestionować tak potężną dawkę prawdy, która, jak wiadomo, wyswobadza?

Co prawda do wykazania, iż judaizm jest przekrętem, wystarczy wczytać się uważnie we fragment Ewangelii według św. Mateusza, w którym opowiada on, jak to żołnierze wysłani przez Piłata do pilnowania grobu Jezusa opowiedzieli kapłanom i starszyźnie plemiennej, co widzieli.
O ile do tego momentu kapłani i ci wszyscy przywódcy mogli w dobrej wierze uważać Jezusa za niebezpiecznego szaleńca, albo awanturnika, to od tego momentu już poznali prawdę.
Może jeszcze wahali się, jaki użytek z niej zrobić, bo św. Mateusz wspomina o "naradzie" - ale podejrzewam, że to towarzystwo ani przez chwilę nie myślało o uznaniu swojej - uprzejmie zakładam - pomyłki - tylko o najskuteczniejszych sposobach ukrycia prawdy o Zmartwychwstaniu pod zasłoną kłamstwa.
Jak wiadomo, dali żołnierzom "sporo pieniędzy", by ci kolportowali wersję o wykradzeniu ciała Jezusa przez uczniów.
Oczywiście same pieniądze by tu nie wystarczyły, bo gdyby żołnierze zameldowali Piłatowi, że zasnęli na warcie, to żaden z nich by się forsą nie nacieszył, ponieważ za zaśnięcie na warcie wszyscy zostaliby zaćwiczeni na śmierć batogami.
W rzymskim wojsku nie było żartów, toteż kapłani zapewnili żołnierzy, że z Piłatem "pomówią" i "wybawią ich z kłopotu".
Mamy zatem jasną sytuację: albo św. Mateusz łże jak pies, albo przeciwnie - mówi szczerą prawdę, ale w takim razie cały ten judaizm, to jeden wielki przekręt, który musi być nieustannie uzupełniany kolejnymi przekrętami.

I rzeczywiście!
Współcześni stręczyciele "judeochrześcijaństwa" nieco modyfikują jego pierwotną "arcykapłańską" i co tu ukrywać - prostacką wersję judaizmu, wzbogacając ją o elementy dorobku nauk psychologicznych.
Powiadają mianowicie, że Zmartwychwstanie nie było "faktem historycznym", a jedynie projekcją gorącego pragnienia apostołów, którzy tak tego pragnęli, że aż doznawali halucynacji, iż oto Jezus wchodzi przez drzwi "zamknięte z obawy przez Żydami" i tak dalej.
Ciekawe, że św. Paweł, sam przecież Żyd i nawet faryzeusz, nie tylko te kolejne kłamstwa judaistów z wyprzedzeniem 2000 lat przewidział, ale już wtedy wygłosił zaporową opinię, że "jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, próżna jest nasza wiara", czyli chrześcijaństwo w świetle tej zaporowej opinii, "judeochrześcijaństwo" jest dla chrześcijaństwa rodzajem śmiertelnej trucizny.

Więc wprawdzie tylko to jedno wystarcza do skutecznego zdemaskowania judaizmu, ale, jak powiadają, od przybytku głowa nie boli, więc jeśli dzięki książce można poznać jeszcze inne przykłady, dowody, czy poszlaki, to tym lepiej.
Autor bowiem nie tylko drobiazgowo i krok po kroku judaizm analizuje, nieubłaganym palcem wytykając elementy sytuujące się na pograniczu rejonów psychiatrycznych, albo nawet w nie głęboko wkraczające, ale też bez ceregieli pokazuje spowodowaną nim umysłową i charakterologiczną perwersję, która na przestrzeni dziejów popycha Żydów do ekstremalnych idei, które oczywiście przynoszą wielkie nieszczęścia w rodzaju na przykład komunizmu.
Cytuje m.in. Winstona Churchilla, który zwrócił uwagę, iż "wszędzie rozwija się ta obejmująca cały świat konspiracja, mająca na celu obalenie cywilizacji i przebudowę społeczeństwa (...) na zasadach zawiści i niemożliwej do zrealizowania równości."
Ale bo też nie o żadną równość tu chodzi; jakże mogą pragnąć równości ludzie odmawiający innym ludziom przynależności do rodzaju ludzkiego?
To jest przykład zdumiewającego przeniesienia w czasy współczesne poglądu charakterystycznego dla społeczności prymitywnych, które tylko członków własnego plemienia uważają za ludzi, co znajduje odbicie nawet w języku.
O ile jednak o równości mowy być, rzecz prosta, nie może, to zawiść, a nawet nienawiść jest autentyczna - bo jakże bez zawiści, a nawet nienawiści może spoglądać na powodzenie innych ludzi człowiek przekonany, iż został predestynowany, by nad nimi panować?

Najzabawniejsza w tym kontekście jest rewelacja, że współcześni Żydzi nie są wcale identyczni z Żydami starożytnymi, to znaczy - potomkami biblijnego patriarchy Abrahama i Jakuba. Autor bowiem, cytując judaistycznych autorów twierdzi, że współcześni Żydzi tak naprawdę to Chazarowie, zatem również z tego powodu wszelkie ich uroszczenia do wyjątkowej pozycji w Kosmosie, nie mają żadnego uzasadnienia.
W takiej sytuacji nie ma oczywiście najmniejszego powodu, by te uroszczenia traktować serio i w ogóle - by zajmować się judaizmem i Żydami, którzy w ogóle żadnymi Żydami nie są.
Taka powściągliwość sprzyja zarówno higienie psychicznej, jak i odporności na trujące opary, więc jeśli mimo wszystko warto książkę przeczytać, to przede wszystkim po to, by uświadomić sobie potęgę literatury i propagandy.
Stanisław Michalkiewicz
źródło http://www.michalkiewicz.pl/tekst.php?tekst=2929

Zatrute źródło

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona