Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Zbrodnia i dowody – czyli o zabójstwie Pre zydenta Kaczyńskiego

Zbrodnia i dowody – czyli o zabójstwie Pre zydenta Kaczyńskiego

Data: 2011-07-27 19:47:47
Autor: u2
Zbrodnia i dowody – czyli o zabójstwie Pre zydenta Kaczyńskiego
... czyli o zamachu smoleńskim :

http://prokapitalizm.salon24.pl/236652,zbrodnia-i-dowody-czyli-o-zabojstwie-prezydenta-kaczynskiego

Zamach

Co jest dzisiaj pewne? Wydaje się, że dwie sprawy. Po pierwsze: samolot
prezydenta Polski leciał prawidłowym torem korytarza powietrznego
prowadzącego do pasa startowego, tylko, że w stosunku do tegoż korytarza
tor lotu był “przesunięty” o 25 metrów do tyłu i o 5 metrów w dół. To
zaś wskazuje na jedyną możliwą przyczynę: sfałszowanie danych satelity
nawigacyjnego, na podstawie sygnałów którego pilot automatyczny prowadzi
samolot do lądowania. Bowiem przed podejściem do lądowania kapitan
samolotu włącza “pilota automatycznego” i to urządzenie już bezbłędnie
prowadzi maszynę na lotnisko.

Chyba, że sygnały satelity nawigacyjnego, którymi “pilot automatyczny”
się kieruje - zostają sfałszowane…Tu muszą państwo wiedzieć, że
urządzenie do fałszowania danych satelitów nawigacyjnych jest od ponad
10 lat znane w technice wojskowej. To ważne urządzenie, ono sprawia, że
np. naprowadzana rakieta nie trafi w cel, samolot wroga rozwali się przy
lądowaniu, itp. Urządzenie takie popularnie nazywa się “MECON”. Ma ono
postać przedmiotu rozmiarami podobnego do paczki papierosów. Wychwytuje
ono sygnał satelity i przetwarza na sygnał o silniejszej mocy,
jednocześnie przesuwając parametry celu do 30 metrów. Takiej różnicy
urządzenia kierujące (w tym pilot automatyczny) nie są w stanie
zidentyfikować. Efektem będzie jednak, że obiekt “naprowadzany” danymi
satelitarnymi poleci jednak w inne miejsce! I np. nie trafi: czołgu,
okrętu, budynku… Albo samolot “nie trafi” w lotnisko. “MECON” ma zasięg
działania do 100 km, wystarczy np. powiesić takie urządzenie na gałęzi
drzewa w pobliżu lotniska. Technologię budowy takich urządzeń posiadają
wszystkie ważniejsze armie świata. Polska też. W USA i w UE powołano też
specjalne zespoły badawcze, by opracować sposób przeciwdziałania
„MECON’owi. Bowiem w dniu, w którym taka zabawka trafi do rąk
terrorystów - samoloty pasażerski przestaną latać. To co powiedziano
powyżej jest pewne. Podpułkownik Arkadiusz Protasiuk podchodząc do
lądowania w warunkach pogorszonej widoczności (mgła dopiero się
tworzyła), po prostu włączył pilota automatycznego - jak zresztą było do
przewidzenia, że tak zrobi. Nadto w sprawie wypowiedziało się z własnej
woli trzech ekspertów lotnictwa: rosyjski, amerykański i niemiecki. Ci
dwaj ostatni to wprawdzie międzynarodowe sławy tej branży. Wszyscy
jednoznacznie wypowiedzieli się, że samolot leciał w oparciu o
sfałszowane dane satelitarnego systemu naprowadzania. Przesunięcie toru
lotu i tor idealnie pasujący do prawidłowego korytarza, tyle,
że“przesunięty” - nie pozostawiają innej możliwości. Tu możemy dodać w
formie dygresji, że jeżeli samolot zdecydowanie przechylił się na lewe
skrzydło, jest możliwą hipoteza, że w samolocie “uruchomiło się”
dodatkowe urządzenie blokujące sterowanie maszyną. W Tu-154M można takie
zainstalować, istnieje taka techniczna możliwość. O tej sprawie
wypowiedział się najlepszy polski ekspert od katastrof lotniczych. Ale
to hipoteza.

Po drugie: kadłub samolotu został rozerwany poprzez eksplozję bomby
izowolumetrycznej. To zarazem pierwszy przypadek w historii, gdy użyto
takiej broni w zamachu. Dotychczas nie zdarzyło się to nigdy wcześniej.
Dodajmy, że podpułkownik A. Protasiuk potrafił skutecznie wylądować.
Zabłocone koła Tu-154M widoczne na zdjęciach dowodzą tego jednoznacznie.
Prawdopodobnie dzielny oficer, gdy zrozumiał, że samolot jest w trakcie
dokonywania zamachu na życie prezydenta - postanowił “posadzić” maszynę
na ziemi jak najszybciej. Teoretycznie mógł nacisnąć przycisk “GO OFF”
błyskawicznie zwiększający moc silników (każdy pasażerski odrzutowiec ma
taki przycisk umożliwiający wzbicie się do góry w razie problemów z
lądowaniem). Ale wyraźnie bał się już cokolwiek dotykać, a miękkie
bagniste podłoże i prędkość lotu równa prędkości lądowania dawały realną
szansę osłabienia siły uderzenia i uratowania pasażerów. Tu muszą
Państwo Czytelnicy wiedzieć, że Tu-154M ma wyjątkowo mocny kadłub.
Składa się on z bardzo silnych podłużnic, gęstych poprzecznic (wszystkie
te elementy są wykonane ze stopów wzmocnionego aluminium) oraz z blachy
zewnętrznej i wewnętrznej. Sama aluminiowa blacha zewnętrzna (dokładniej
także stop wzmocnionego aluminium) ma grubość… 5 cm.! Poza tym brak
decyzji o wzbiciu się w powietrze przemawia za jednym - piloci już nie
mogli sterować samolotem (zablokowane lub częściowo zablokowane stery
albo sterowanie przejęte z zewnątrz). Nadto, kapitan samolotu mając
świadomość, że jest dokonywany zamach, z prawdopodobieństwem graniczącym
z pewnością wolał “lądować” nieco przed lotniskiem - w pierwszym odruchu
na pewno przypuszczając, że zamachu dokonują Rosjanie! I takie lądowanie
daję większą szansę uratowania Prezydenta! Oddajmy cześć pamięci,
dzielnego oficera, błyskawicznie i poprawnie myślącego. Z Prezydentem RP
rzeczywiście latali najlepsi.

A poza tym, jeśli samolot “przekręcił się „na plecy” i tak uderzył w
ziemię- jak wmawia kaskada kłamstw Partii Oszustów i ubeckie
telewizornie - to, dlaczego koła są zabłocone? Nie mógł wiedzieć kapitan
prezydenckiego samolotu, że w momencie wylądowania odpali się zgoła
nietypowy ładunek wybuchowy, który rozniesie cały kadłub w drobne
strzępy, nie większe niż 20-30 centymetrów. Najprawdopodobniej zresztą
zapalnik był “wstrząsowy” czyli reagujący na silny wstrząs. A wszyscy
pasażerowie zginą straszną śmiercią. Tu muszą Państwo Czytelnicy
wiedzieć, co to są bomby izowolumetryczne. Najogólniej biorąc jest to
odpowiednia ciecz pod bardzo wysokim ciśnieniem. W momencie uruchomienia
bomby (przeważnie jest to oddzielny wybuch) ta ciecz pod wpływem różnicy
ciśnień natychmiast “paruje” - czyli zamienia się w aerozol szczelnie
wypełniający jakieś pomieszczenie, a następnie, najczęściej zasysając i
zużywając obecny w powietrzu tlen - z potworną siłą wybucha. Wybuchowi
towarzyszy ogromne ciśnienie i temperatura do 3000 stopni Celsjusza.
Rosjanie nazywają te bomby “termobarycznymi” - właśnie od ciśnienia i
temperatury. Bomby izowolumetryczne są znane od czasów wojny
wietnamskiej, z tym, że początkowo miały postać dużych bomb lotniczych
opuszczanych na spadochronach. Przy zetknięciu z ziemią bomba uwalniała
śmiercionośny aerozol, który następnie eksplodował nad powierzchnią
dosłownie kilku kilometrów kwadratowych. US Army bardzo lubiła używać
tych bomb np. dla “oczyszczenia” terenu, na którym miały lądować np.
śmigłowce. Boom - i potężny teren oczyszczony z wszelkich min i innych
pułapek.

Bomby izowolumetryczne to najsilniejsze bomby konwencjonalne i w ogóle
najsilniejsze bomby po bombach atomowych. Do lat 80-tych ubiegłego wieku
były to jednak bomby fizycznie dużych rozmiarów. Ich siła wybuchu
zależała bowiem od ilości cieczy, która zamieni się w aerozol.
Amerykańska najsilniejsza bomba izowolumetryczna nosiła nazwę MOAB.
Jankesi nazywali ją potocznie “Mother of All Bombs”. Jakby przez
przekorę Rosjanie skonstruowali w latach 90-tych bombę jeszcze 4 razy
silniejszą - i nazwali ją OWB (“Otiec Wsiech Bomb”). Jednak Rosjanie na
potrzeby wojny z Czeczenami skonstruowali także pociski termobaryczne
małych rozmiarów i mniejszej mocy. Taki pocisk może być odpalony ze
zwykłej ręcznej rakietnicy np. sowieckiego typu Trzmiel. Ma postać
granatu, który zawiera w środku około 1 litra odpowiedniego płynu. Gdy
taki pocisk rozerwie się np. w środku jakiegoś pomieszczenia w budynku -
płyn zamieniony w gaz natychmiast przeniknie wszędzie gdzie da radę -
tak duża jest różnica ciśnień). Szczeliny pod drzwiami - to naprawdę
droga aż nadto szeroka. A po czasie dosłownie “sekundowym” w budynku
eksploduje całe piętro. Albo i w mniejszym trzy piętra… Tak sowieccy
żołnierze (o przepraszam - teraz rosyjscy) “oczyszczali” w Czeczenii
podejrzane budynki z terrorystów.

W Polsce bomby termobaryczne są produkowane od 1988 roku, gdyż Polska
jest jednym z nielicznych krajów, który również posiada technologię ich
budowy. Znana jest polska bomba o kryptonimie “Tejsy” - oficjalnie
zademonstrowana po raz pierwszy publicznie na Targach przemysłu
obronnego w Polsce w roku 1988. Bomba izowolumetryczna (termobaryczna -
jak kto woli) umieszczona w samolocie może mieć kształt małej gaśnicy,
umieszczonej np. w pobliżu kabiny pilotów. Technika nie zna innego
wytłumaczenia przyczyny, dla której z potężnego kadłuba samolotu
dosłownie nic nie zostało. Tu muszą Państwo wiedzieć, że
“izowolumetryczna” oznacza, Że wybucha cała powierzchnia (dokładniej
cała objętość). Wybuch punktowy konwencjonalnego ładunku zostawia zawsze
duże zniszczenia blisko ładunku, a im dalej – tym mniejsze. I zachowane
tym większe fragmenty kadłuba, im dalej było od miejsca wybuchu. Tylko
bomba izowolumetryczna rozniesie dosłownie cały kadłub w drobny mak!

Dowody

To, o czym mówimy powyżej - to nie są żadne hipotezy. To są rzeczy
pewne. Istnieje  kilka niepodważalnych dowodów, że tak było. Tu musimy
stwierdzić, że wybuch bomby izowolumetrycznej pozostawi
charakterystyczne ślady tworzących ją substancji na szczątkach
wewnętrznej blachy tworzącej kadłub samolotu. Są one do wykrycia poprzez
najdokładniejszą metodę rozpoznawania śladowych ilości substancji –
analizę spektrofotometryczną. Składnikiem wielu takich bomb jest np.
sproszkowane aluminium. Nadto z niczym nieporównywalne są ślady
pozostawione na zwłokach ofiar. Z powodu bardzo wysokiej temperatury
ubrania i odsłonięta skóra będą po prostu zwęglone. W dodatku w płucach
powstanie charakterystyczny obraz. Mówiąc najkrócej - płuca zamienią się
w dwie powietrzne jamy. Taki obraz, zwany przez radiologów wojskowych
“powietrznym motylem” (płuca posiada człowiek dwa) powstaje tylko i
wyłącznie wskutek wybuchu bomby izowolumetrycznej. Wystarczy zrobić
zdjęcie rentgenowskie choć jednych zwłok z jako tako zachowaną klatką
piersiową. Stąd tak ważna dla materiału dowodowego jest sekcja zwłok. Tu
mówimy o dowodach eksperckich. Ale to nie wszystko. Wybuch takiej bomby
i tylko takiej, doszczętnie rozkawałkuje kadłub - i to na bardzo drobne
kawałki. Siła wybuchu odrzuci też skrzydła i ogon samolotu - i te
fragmenty “przekoziołkują” do góry nogami. Zostaną też odrzucone na
odległość kilkudziesięciu metrów od kadłuba. To samo stanie się z kabiną
pilotów, chyba że bomba była umieszczona blisko kabiny - wtedy z kabiny
nic nie zostanie. W dodatku siła wybuchu rozniesie szczątki na
powierzchni o niespotykanej w katastrofach lotniczych szerokości i na
obszarze o powierzchni zbliżonej do kwadratu. I dokładnie tak jest. No i
oczywiście - w samolocie praktycznie nikt nie ma szansy przeżyć.
Obiektywnie nikłą szansę mają jedynie osoby w części kadłuba najbliżej
ogona, i to tylko w takim samolocie jak prezydencki Tu-154M. Salon
prezydenta znajdował się bowiem tuż przy ogonie i wchodziło się do niego
przez odrębny salon ministrów. To są jakieś przeszkody dla
rozprzestrzeniania się gazu, ale jest to obiektywnie szansa bardzo
nikła. Nie ma też dużej szansy na pożar benzyny w zbiornikach w
skrzydłach samolotu, bo ciśnienie wybuchu “wypchnie” benzynę na
zewnątrz, a samą główną kulę ognia ciśnienie wybuchu zaraz zgniecie. Ot,
gdzieś tam w trawie jakieś małe poletka skropione rozbryzganą benzyną
mogą się tlić… Wybuch będzie też doskonale widoczny na zdjęciach
wykonanych przez satelitę amerykańskiego monitorującego ten region
zgodnie z porozumieniami podpisanymi przez USA a Sowietami, a potem
Rosją, o satelitarnej kontroli porozumień o ograniczeniu zbrojeń… Nie
obserwowałem tej wizyty, ale miałem sygnały, że Radkowi Sikorskiemu
Amerykanie zaproponowali te zdjęcia, pytając, czemu Polska nie poprosiła
o pomoc NATO w sprawie śledztwa odnośnie przyczyn “katastrofy”. Ten
ostatni zaperzył się, że Polska żadnych zdjęć nie chce (tak mi
powiadano) - bo był to błąd pilota. (Oczywiście wszelkie media, w tym
polonijne, gdzie ubole i razwiedka mają wpływy, teraz publikują
artykuły, jak to zmęczeni piloci się mylą, i to na całym świecie. I jacy
są przepracowani… Sam widziałem taki tekst w chicagowskim “Monitorze”).
And last but not least. Tylko bomba izowolumetryczna wybucha w takim
specyficznym “dwutakcie”. Są to akustycznie dwa oddzielne wybuchy - bo
gwałtownie rozprężający się gaz powoduje pierwsze “boom”, po którym
zaraz następuje właściwy, następny wybuch. I to dokładnie słyszał
świadek Sławomir Wiśniewski, montażysta TVP, który akurat jechał
samochodem na lotnisko nagrywać lądowanie Prezydenta i towarzyszącej mu
“ekipy”. Dwa wybuchy, niezbyt głośne, po czym niewielką, zaraz stłumioną
kulę ognia… I dokładnie to do kamery “na gorąco” powiedział…

Wnioski

Oni zginęli straszną śmiercią. I tylko ten, kto wiedział, że na
pokładzie jest bomba i jaka, mógł zamieścić wpis na stronach
internetowych „Gazety Wyborczej” o godzinie 8:38:00, że prezydencki
samolot miał “wypadek” i że nikt nie przeżył. Przypomnijmy, że dokładna
godzina “katastrofy” to 8:39:54 sek. (Wszystko w przeliczeniu na czas
polski, czyli środkowoeuropejski.) A taką bombę można było zamontować w
tym samolocie tylko w Warszawie… I ktoś, kto wiedział, co wybuchnie i z
jakim skutkiem, mógł robić taki wpis, gdy ten samolot jeszcze prawie 2
minuty leciał… A dowód, na godzinę “katastrofy” jest również niezbity,
nasz Tu-154M ściął skrzydłem linię energetyczną i dokładnie o godz.
8:39:50 sek. Na osiedlu mieszkaniowym przyległym do lotniska zgasło
światło… Cóż, Michnika zgubiła tu pycha - chciał być koniecznie
pierwszy, który “puści newsa” w świat…

Data: 2011-07-29 19:55:04
Autor: pluton
Zbrodnia i dowody - czyli o zabjstwie Prezydenta Kaczyskiego
mozna poprosic o streszczenie 1 zdaniu ?

--
pozdrawiam
P.L.U.T.O.N.: Positronic Lifeform Used for Troubleshooting and Online
Nullification

Zbrodnia i dowody – czyli o zabójstwie Pre zydenta Kaczyńskiego

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona