Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Zbrodnie ateistów w masońskim Meksyku

Zbrodnie ateistów w masońskim Meksyku

Data: 2013-05-25 11:36:36
Autor: abc
Zbrodnie ateistów w masońskim Meksyku
Reagując na skrajne antykościelne postanowienia Callesa, meksykański
Episkopat ogłosił strajk duchowieństwa, które wstrzymało się od odprawiania
nabożeństw i wszelkich posług religijnych. Liczono, że skłoni to rząd do
szukania kompromisu.

Stało się wręcz przeciwnie. Calles uznał, że strajk księży jest tym
korzystniejszy dla rządu i tylko ułatwi działania ateizacyjne. Francuski
dyplomata Ernest Lagarde, który spotkał się z prezydentem Callesem 26
sierpnia 1926 roku, dokładnie opisał, na czym polegały prawdziwe intencje
rządu. Calles powiedział mu wprost: "(...) Każdy tydzień, który przeminie
bez Mszy świętej spowoduje utratę dla Kościoła około 2% wiernych (...)".

Minister spraw wewnętrznych A. Tejeda, reagując na informację o strajku
księży powiedział: "(...) Kościół przeszedł nasze największe nadzieje (...)
nic nie byłoby bardziej przyjemne dla nas (...). Chwyciliśmy Kościół za
gardło i zrobimy wszystko, aby go udusić".

Władze zaczęły zamykać kościoły na terenie całego kraju pod pretekstem
inwentaryzacji. Różnymi sposobami próbowano zastraszyć katolików, mnożąc
aresztowania księży i działaczy katolickich. 14 sierpnia 1926 roku w wiosce
Chalchichites zamordowano księdza Ludwika Batis i trzech innych katolików.
Dodajmy, że prezydent Calles wydał specjalne rozporządzenia nakładające na
urzędników kary za niedbałość w walce z religią.

Zamykanie kościołów i coraz liczniejsze areszty księży doprowadziły
rozgoryczone rzesze katolików do wystąpienia przeciwko władzy tzw. powstania
Cristeros (wojowników Chrystusa). W pow­staniu wzięło udział około 50
tysięcy chłopskich powstańców.

Strona rządowa nazywała ich Cristeros ("bojownicy Chrystusa" lub
"Chrystusowcy"). Sami powstańcy nazywali siebie raczej "populares",
"defensores" lub "liberadores", co oznaczało "ci z ludu", "obrońcy" lub
"wyzwoliciele".

W krwawych walkach wojny domowej lat 1926-1929 (tzw. "Cristiadzie") poległo
około 100 tysięcy osób: 40 tysięcy powstańców - Cristeros i 60 tysięcy
żołnierzy wojsk rządowych ( w tym 12 generałów, 70 pułkowników i 1800
niższych oficerów).

Walki wojny domowej spowodowały exodus ponad 500 tysięcy uchodźców na
emigrację do Stanów Zjednoczonych i bardzo znaczące zniszczenia w licznych
prowincjach Meksyku. Takie były koszty skrajnego, antyreligijnego
zacietrzewienia meksykańskich władz na czele z prezydentem Callesem.

Po wybuchu powstania Cristeros władze przeszły do najbezwzględniejszych
metod walki z religią. Siłą zamykano kościoły w poszczególnych regionach
kraju, ze szczególną gorliwością likwidując parafie wiejskie. Głównym celem
prezydenta Callesa stało się jak najszybsze doprowadzenie do całkowitej
likwidacji kościołów na wsi.

Calles - mason i fanatyczny wróg Kościoła, tak zwierzał się przyjaciołom ze
swych kalkulacji - "jeśli raz przełamie się nawyk chodzenia do kościoła, to
Indianie stopniowo całkowicie o nim zapomną".

Księży zmuszano pod groźbą najsurowszych sankcji, z karą śmierci włącznie,
do opuszczania parafii wiejskich i osiedlania się w miastach. Liczono, że
porzucone przez pasterzy parafie szybko ulegną całkowitej dechrystianizacji.

W 1927 roku doszło do pierwszych egzekucji opornych księży, którzy odmawiali
porzucenia swych wiejskich parafian. Za pretekst do egzekucji służyło
odpowiednie zastosowanie wprowadzonego jeszcze za dyktatury Diaza tzw. "Ley
Fuga" (prawa o ucieczce). Na jego zasadzie można było natychmiast zastrzelić
bez postępowania sądowego każdego, kto usiłował zbiec po aresztowaniu, by
uniknąć wymiaru sprawiedliwości. Twierdzenie, że oskarżony usiłował zbiec w
zupełności wystarczało, aby go rozstrzelać.

Coraz liczniejsze egzekucje opornych księży, którzy nie chcieli opuścić
swych wiejskich parafian skłoniły nawet część biskupów do polecenia
duchownym, by opuścili swe wiejskie parafie i udali się do miast.

Przeważająca część księży udała się do miast. W styczniu 1927 roku na 3600
ogółu księży meksykańskich aż 3390 stanowili księża mieszkający w miastach i
ci, którzy porzucili swe wiejskie parafie i przenieśli się do miast. Na
wsiach pozostała tylko niewielka część księży, grupa księży schizmatyckich
popieranych przez władze i około 100 odważnych duchownych, którzy za nic nie
chcieli opuścić swych wiejskich parafian, nawet pod groźbą śmierci. Wielu z
nich zapłaciło za to życiem.

Zostali zamordowani, częstokroć nawet bez jakiegokolwiek sądu, lub po jego
parodii. Można by długo wyliczać przykłady podstępnych zabójstw opornych
księży i działaczy katolickich, przeprowadzonych na rozkaz masońskich władz
Meksyku.

Na przykład w styczniu 1927 roku zamordowano trzech młodych
działaczy Sodalicji Mariańskiej w mieście Leon. W kwietniu 1927 roku
rozstrzelano prowadzących tajną działalność duszpasterską księży Andrzeja
Sala i Trynidada Rangela w Leonie. 26 lipca 1926 roku ofiarą egzekucji w
mieście Puebla padł stary kupiec Jose Garcia Fanfon za to, że odmówił
zdjęcia z witryny sklepu napisu: "Viva Cristo Rey!" (Niech żyje Chrystus
Król).

W listopadzie 1927 roku doszło do jednej z najgłośniejszych kaźni,
pod sfingowanymi zarzutami stracono powszechnie lubianego księdza Michala
Augustyna Pro, jego brata Humberta i inżyniera Ludwika Segura. Rządowi
oprawcy nie oszczędzali duchownych nawet w najbardziej podeszłym wieku.

Między innymi zamordowano 80-letniego proboszcza Adama Nachitlana
(Zacatecasa). Jośe Isabel Floresa powieszono po 40 latach pracy
duszpasterskiej w parafii Matatlan. Okrutny terror fizyczny wobec księży
wzmógł się jeszcze bardziej w 1928 roku po zabójstwie Alvaro Obergona,
świeżo wybranego prezydentem na miejsce Callesa (Obregon padł ofiarą zamachu
ze strony młodego zdesperowanego intelektualisty katolickiego Leona
Torola)." (...)

Rozmiary chłopskiego powstania w obronie wiary i determinacja prostych
wieśniaków były ogromnym szokiem dla prowadzących antyreligijną politykę
masonów i marksistów z rządowego establishmentu. Myślące w "wąsko
racjonalistyczny sposób" władze nie mogły sobie po prostu wyobrazić tego, że
zwykli prości chłopi porwą się do otwartego buntu w obronie Kościoła,
przeciwko uzbrojonym po zęby wojskom rządowym.

Dla wiejskich powstańców walczących w obronie wiary sprawa była jednak
prosta. Jak komentował J.A. Meyer, pisząc o motywach walki chłopskich
katolickich buntowników: "(...) Chłop wiedział tylko jedną rzecz: tamci
zamykają kościoły i prześladują księży. On widział tylko jedną rzecz:
przybyli żołnierze, zamknęli kościół, aresztowali księdza, zastrzelili tych,
którzy protestowali, powiesili swego więźnia, podpalili kościół i zgwałcili
kobiety w buntującej się wsi.

Znieważeni wieśniacy, którzy kochali swoją wieś, swój kościół i swojego
proboszcza, zupełnie naturalnie porwali się do buntu". Wśród chłopów
powszechnie dominowały odczucia, iż: "(...) Rząd chce, abyśmy żyli jak
zwierzęta, bez religii i bez Boga, ale oni nigdy się tego nie doczekają od
nas. My bowiem wykorzystamy każdą chwilę czasu, która jest nam dana, aby
głośno krzyczeć: "Niech żyje Chrystus Król! Niech żyje Dziewica z Guadelupy!
Precz z rządem!"

Więcej http://www.guadalupe.opoka.org.pl/pliki/masmek.htm

--
Nie da się oddzielić polityki od religii. Nie da się w człowieku oddzielić
katolika od obywatela. Rozdział państwa od Kościoła jest sztuczny.

Zbrodnie ateistów w masońskim Meksyku

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona