Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Zdychajca partia oszustw

Zdychajca partia oszustw

Data: 2013-11-23 01:48:34
Autor: Mark Woydak
Zdychajca partia oszustw


Rok temu Platforma dała się wyprzedzić w sondażach PiS–owi. Dziś nie tylko
wciąż jest druga, ale już i SLD depcze jej po piętach.

Platforma Obywatelska ma w sobotę swoje święto – krajowy zjazd partii. Ale
ani ogłoszona w środę rekonstrukcja rządu, ani szykowane trzecie już exposé
premiera nie zmienią tego, że notowania PO są najgorsze od lat.

Jak to się stało, że połowa wyborców od nas odpłynęła? – zachodzi zapewne w
głowę niejeden działacz PO. Tymczasem odpowiedź jest dosyć prosta – w ciągu
ostatniego roku partia Tuska kroczyła od wpadki do wpadki.

Opinia publiczna ciągle żyje taśmami z Dolnego Śląska, na których nagrano
obietnicę pracy w spółce Skarbu Państwa w zamian za poparcie Jacka
Protasiewicza w wyborach na szefa regionu. Rozkręca się historia z
zegarkami Sławomira Nowaka.

W Platformie od dawna pokutuje przeświadczenie, że partia wie lepiej, co
dla ludzi jest lepsze

Na deser mamy właśnie kolejną odsłonę gigantycznej afery korupcyjnej, w
której główną rolę odegrali urzędnicy z kilku resortów rządu Donalda Tuska.
Skalą znacznie przerasta ona aferę Rywina. Wiadomo zaś, że tamta historia
jest symbolem zgnilizny moralnej, która dopadła przed laty SLD, a teraz
toczy partię władzy.

Niebezpieczne związki – z biznesem

Po raz pierwszy PiS przegoniło PO w sondażach jesienią ubiegłego roku. Było
to kilka miesięcy po turnieju Euro 2012, ale nie z jego powodu Platforma
zaczęła tracić poparcie obywateli. To pierwsze sondażowe tąpnięcie było
efektem afery Amber Gold, firmy, która okazała się piramidą finansową.

Wyszło wtedy na jaw, że wielu prominentnych polityków Platformy z Pomorza,
w tym prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, dobrze znało prezesa firmy Marcina
P., który oszukał tysiące Polaków na rzekomych lokatach w złoto, i było z
nim w znakomitej komitywie. Media obiegło zdjęcie, na którym pomorska
czołówka Platformy ciągnie po płycie gdańskiego lotniska samolot linii OLT
Express, których głównym udziałowcem był właśnie Amber Gold.

Wyszło też na jaw, że w OLT pracował syn premiera Michał Tusk, a na koniec
okazało się, że prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku gotów był na jeden telefon
z Kancelarii Premiera wysłać do Warszawy sędziów, by przedstawili
premierowi szczegóły sprawy.

Choć na przykład w sprawie samolotu Adamowicz wyjaśniał, że nie chodziło o
akcję promocyjną OLT, wszystko to razem sprawiało wrażenie, że na Pomorzu,
w mateczniku PO i samego premiera, istnieją niebezpieczne związki polityków
z biznesem i wymiarem sprawiedliwości. Sprawa Amber Gold jeszcze nie
znalazła swojego finału w sądzie, za to wspominany Adamowicz ma na głowie
kolejny problem – prokuratura prześwietla jego majątek po odkryciu przez
CBA nieścisłości w jego oświadczeniach majątkowych.

Niebezpieczne związki – partnerskie

Afera Amber Gold nie pogrążyła jednak na trwałe PO. Partia Tuska szybko
odzyskała prowadzenie w sondażach, gdy Jarosław Kaczyński, po publikacji
„Rz" o śladach trotylu na wraku prezydenckiego samolotu, publicznie
przyznał, iż wierzy w zamach na polskiego prezydenta.

Ale szczęście PO nie trwało długo. W nowym roku PiS już na dobre wyszło na
prowadzenie dzięki błędom popełnionym przez Platformę.

W styczniu wybuchła awantura o związki partnerskie. Sejm głosował trzy
projekty ustaw w tej sprawie, w tym jeden autorstwa PO, i wszystkie
odrzucił w pierwszym czytaniu. Przyczyniła się do tego grupa platformianych
konserwatystów, którzy mimo apelu premiera, by wszystkie projekty przesłać
do dalszych prac w komisjach, zagłosowała za ich odrzuceniem.

Ustawa o związkach partnerskich ma znaczenie przede wszystkich dla
środowisk homoseksualnych, a więc nie dotyczy licznej grupy obywateli, ale
po tym głosowaniu można się było przekonać, że w sprawach światopoglądowych
PO jest nieprzewidywalna. I żadnych obietnic szefa partii w tej materii nie
można brać poważnie. – W PO od dawna pokutuje takie przeświadczenie, że
partia wie lepiej, co dla ludzi jest lepsze, i to jest jeden z powodów
utraty poparcia – mówi Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu
Warszawskiego.

Polowanie na Schetynę i Gowina

Zanim emocje związane z tymi głosowaniami na dobre opadły, rozpoczęła się w
PO walka o władzę. Premier ogłosił, że wystartuje w wyborach na szefa
partii, że będą one powszechne i odbędą się w lecie przed zjazdami
regionalnymi.

Wszystkie te trzy decyzje rychło zemściły się na Platformie. Wywołany do
tablicy grę o władzę rozpoczął pierwszy wiceprzewodniczący PO Grzegorz
Schetyna, który publicznie zastanawiał się, czy premier powinien być
jednocześnie szefem partii. Partyjni działacze komentowali wówczas, że jest
to sygnał, iż mocny człowiek Platformy będzie walczył o szefostwo w partii.

Ireneusz Raś zaś wypowiedział prorocze słowa, że Schetyna powinien
wystartować w tych wyborach, bo jeżeli tego nie zrobi, „przegra w partii
jeszcze gorzej niż wtedy, gdyby przegrał z Tuskiem". I sprawdziło się to w
100 procentach. Mimo że Schetyna nie stanął w szranki z Tuskiem, i tak był
coraz bardziej marginalizowany, aż na koniec stracił funkcję szefa
dolnośląskiej PO.

Zdaniem Jabłońskiego milczenie premiera w sprawie Schetyny jest kolejnym
błędem.

– Tusk publicznie nawet się nie zająknął o przegranej Schetyny, mimo że
krążyła plotka, iż to on ustawił Jacka Protasiewicza do walki na Dolnym
Śląsku – przypomina politolog. – To jest dla partii zabójcze, bo pokazuje,
jak naprawdę wyłania się elity PO.

Wiosną rozpoczęło się też w partii polowanie na Jarosława Gowina, wówczas
jeszcze ministra sprawiedliwości. Coraz więcej polityków PO wypowiadało się
o nim lekceważąco lub z jawną niechęcią, a premier dolewał oliwy do ognia,
publicznie dając do zrozumienia, że ma rozmaite pretensje do niepokornego
ministra. Całe to zjawisko, które media opisywały jako grillowanie Gowina,
zakończyło się wyrzuceniem go z rządu.

Tyle że przyparty do muru Gowin zaczął kąsać – wystartował w wyborach na
szefa partii i przez całe lato jeździł po Polsce, krytykując rząd, a w
szczególności Tuska i jego ministra finansów Jacka Rostowskiego za – jak
mówił – skok na OFE. Cała Polska zobaczyła, że PO wcale nie jest jedną
drużyną, a premier wcale nie jest nieomylny, skoro jego własny minister
zarzuca mu złe rządzenie.

– Tusk nie powinien był pozwalać na takie traktowanie Gowina, na oskarżanie
go przez działaczy o nielojalność, bo to zwykle jest samospełniające się
proroctwo – ocenia Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Arogancja się nie podoba

W kwietniu tego roku elblążanie odwołali w referendum prezydenta miasta z
Platformy Obywatelskiej i to był kolejny kamyk obciążający tę partię.

Media rozpisywały się, że niespełna trzyletnie rządy prezydenta Grzegorza
Nowaczyka były klinicznym przykładem arogancji władzy. Swoje urzędowanie
rozpoczął od zmiany wystroju gabinetu i remontu wnętrz urzędu. Nie stronił
też od zagranicznych podróży w egzotyczne zakątki świata. Za to mieszkańcom
zafundował 100-procentową podwyżkę czynszów w lokalach komunalnych i miasto
rozkopane wzdłuż i wszerz. Na dodatek był tak pewien swojej pozycji, że w
ogóle nie odpowiadał na krytykę. W rezultacie PO straciła urząd na rzecz
PiS.

Mało brakowało, aby taki scenariusz powtórzył się w Warszawie, gdzie
prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz przeciwnicy również zarzucali, iż nie
liczy się z nikim i z niczym i że nie odpowiada na krytykę. Krótko mówiąc –
mieli jej za złe arogancję. Prezydent Warszawy miała jednak mądrzejszych
doradców niż jej elbląski odpowiednik, diametralnie zmieniła sposób
postępowania i wyszła z referendum obronną ręką. Ale PO zapłaciła za to
wysoką cenę, bo musiała namawiać warszawiaków do bojkotu referendum, co
większość komentatorów uznała za działanie niedemokratyczne.

Cudu nie będzie?

Ale największym błędem okazało się przeprowadzenie wyborów regionalnych w
Platformie po wyborach na szefa partii. Brutalna walka o władzę nie jest
przecież tylko domeną liderów, ale też baronów wojewódzkich. I w tej walce
wszystkie chwyty są dozwolone – pompowanie kół jak w Szczecinie, oskarżenia
o korupcję jak w Lubuskiem, zrywanie umów dżentelmeńskich w sprawie
podziału wpływów – jak na Lubelszczyźnie czy kaptowanie zwolenników w
zamian za obietnicę posady w państwowej spółce – jak na Dolnym Śląsku.

– I to brutalne wycinanie wewnętrznych przeciwników jest największym
grzechem PO, na który premier Tusk dał przyzwolenie, a nawet sam podsycał
emocje – ocenia Jarosław Flis. – W takiej atmosf-
erze i przy spadających
notowaniach PO nie będzie w stanie w najbliższych wyborach przyciągnąć na
listy wartościowych ludzi, a to zwykle kończy się przegraną.

Czy po sobotnim zjeździe Platformie udało się wyrwać z tej klinczowej
sytuacji? – Byłoby to prawdziwym cudem – uważa Flis.

Data: 2013-11-23 10:09:26
Autor: Mark Woydak
Zdychająca partia oszustów
PiS-owski PSYCHOPATA podpisyjący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek) piszacy z mx05.eternal-september.org uzywajacy czytnika
40tude_Dialog/2.0.15.1pl to OSZOŁOM PODSZYWANIEC. Fakt, ze podszywa sie pod
moje dane swiadczy o daleko posunietej chorobie psychicznej. Tani alkohol i
marne wina dokonaly calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma
juz dla niego ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych
cięzkich chwilach! Nie ma nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i
wyleniały ze starości kot go opuścili! Pies nasrał mu pod drzwiami, a kot do
zapleśniałego od brudu wyra, które ten nieszczęśnik nazywa łózkiem. Módlmy
się bracia i siostry! Nadzieja na pełny powrót do zdrowia tego osobnika jest
niewielka ale spełnijmy chrześciański obowiązek! Wnośmy modły za
PiS-owskiego chorego psychicznie brata!

MW

--

Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gm.de> napisał w wiadomości news:1lxfm388od32d$.1lavf25rjmqkx.dlg40tude.net...


Rok temu Platforma dała się wyprzedzić w sondażach PiS–owi. Dziś nie tylko
wciąż jest druga, ale już i SLD depcze jej po piętach.

Platforma Obywatelska ma w sobotę swoje święto – krajowy zjazd partii. Ale
ani ogłoszona w środę rekonstrukcja rządu, ani szykowane trzecie już exposé
premiera nie zmienią tego, że notowania PO są najgorsze od lat.

Jak to się stało, że połowa wyborców od nas odpłynęła? – zachodzi zapewne w
głowę niejeden działacz PO. Tymczasem odpowiedź jest dosyć prosta – w ciągu
ostatniego roku partia Tuska kroczyła od wpadki do wpadki.

Opinia publiczna ciągle żyje taśmami z Dolnego Śląska, na których nagrano
obietnicę pracy w spółce Skarbu Państwa w zamian za poparcie Jacka
Protasiewicza w wyborach na szefa regionu. Rozkręca się historia z
zegarkami Sławomira Nowaka.

W Platformie od dawna pokutuje przeświadczenie, że partia wie lepiej, co
dla ludzi jest lepsze

Na deser mamy właśnie kolejną odsłonę gigantycznej afery korupcyjnej, w
której główną rolę odegrali urzędnicy z kilku resortów rządu Donalda Tuska.
Skalą znacznie przerasta ona aferę Rywina. Wiadomo zaś, że tamta historia
jest symbolem zgnilizny moralnej, która dopadła przed laty SLD, a teraz
toczy partię władzy.

Niebezpieczne związki – z biznesem

Po raz pierwszy PiS przegoniło PO w sondażach jesienią ubiegłego roku. Było
to kilka miesięcy po turnieju Euro 2012, ale nie z jego powodu Platforma
zaczęła tracić poparcie obywateli. To pierwsze sondażowe tąpnięcie było
efektem afery Amber Gold, firmy, która okazała się piramidą finansową.

Wyszło wtedy na jaw, że wielu prominentnych polityków Platformy z Pomorza,
w tym prezydent Gdańska Paweł Adamowicz, dobrze znało prezesa firmy Marcina
P., który oszukał tysiące Polaków na rzekomych lokatach w złoto, i było z
nim w znakomitej komitywie. Media obiegło zdjęcie, na którym pomorska
czołówka Platformy ciągnie po płycie gdańskiego lotniska samolot linii OLT
Express, których głównym udziałowcem był właśnie Amber Gold.

Wyszło też na jaw, że w OLT pracował syn premiera Michał Tusk, a na koniec
okazało się, że prezes Sądu Okręgowego w Gdańsku gotów był na jeden telefon
z Kancelarii Premiera wysłać do Warszawy sędziów, by przedstawili
premierowi szczegóły sprawy.

Choć na przykład w sprawie samolotu Adamowicz wyjaśniał, że nie chodziło o
akcję promocyjną OLT, wszystko to razem sprawiało wrażenie, że na Pomorzu,
w mateczniku PO i samego premiera, istnieją niebezpieczne związki polityków
z biznesem i wymiarem sprawiedliwości. Sprawa Amber Gold jeszcze nie
znalazła swojego finału w sądzie, za to wspominany Adamowicz ma na głowie
kolejny problem – prokuratura prześwietla jego majątek po odkryciu przez
CBA nieścisłości w jego oświadczeniach majątkowych.

Niebezpieczne związki – partnerskie

Afera Amber Gold nie pogrążyła jednak na trwałe PO. Partia Tuska szybko
odzyskała prowadzenie w sondażach, gdy Jarosław Kaczyński, po publikacji
„Rz" o śladach trotylu na wraku prezydenckiego samolotu, publicznie
przyznał, iż wierzy w zamach na polskiego prezydenta.

Ale szczęście PO nie trwało długo. W nowym roku PiS już na dobre wyszło na
prowadzenie dzięki błędom popełnionym przez Platformę.

W styczniu wybuchła awantura o związki partnerskie. Sejm głosował trzy
projekty ustaw w tej sprawie, w tym jeden autorstwa PO, i wszystkie
odrzucił w pierwszym czytaniu. Przyczyniła się do tego grupa platformianych
konserwatystów, którzy mimo apelu premiera, by wszystkie projekty przesłać
do dalszych prac w komisjach, zagłosowała za ich odrzuceniem.

Ustawa o związkach partnerskich ma znaczenie przede wszystkich dla
środowisk homoseksualnych, a więc nie dotyczy licznej grupy obywateli, ale
po tym głosowaniu można się było przekonać, że w sprawach światopoglądowych
PO jest nieprzewidywalna. I żadnych obietnic szefa partii w tej materii nie
można brać poważnie. – W PO od dawna pokutuje takie przeświadczenie, że
partia wie lepiej, co dla ludzi jest lepsze, i to jest jeden z powodów
utraty poparcia – mówi Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu
Warszawskiego.

Polowanie na Schetynę i Gowina

Zanim emocje związane z tymi głosowaniami na dobre opadły, rozpoczęła się w
PO walka o władzę. Premier ogłosił, że wystartuje w wyborach na szefa
partii, że będą one powszechne i odbędą się w lecie przed zjazdami
regionalnymi.

Wszystkie te trzy decyzje rychło zemściły się na Platformie. Wywołany do
tablicy grę o władzę rozpoczął pierwszy wiceprzewodniczący PO Grzegorz
Schetyna, który publicznie zastanawiał się, czy premier powinien być
jednocześnie szefem partii. Partyjni działacze komentowali wówczas, że jest
to sygnał, iż mocny człowiek Platformy będzie walczył o szefostwo w partii.

Ireneusz Raś zaś wypowiedział prorocze słowa, że Schetyna powinien
wystartować w tych wyborach, bo jeżeli tego nie zrobi, „przegra w partii
jeszcze gorzej niż wtedy, gdyby przegrał z Tuskiem". I sprawdziło się to w
100 procentach. Mimo że Schetyna nie stanął w szranki z Tuskiem, i tak był
coraz bardziej marginalizowany, aż na koniec stracił funkcję szefa
dolnośląskiej PO.

Zdaniem Jabłońskiego milczenie premiera w sprawie Schetyny jest kolejnym
błędem.

– Tusk publicznie nawet się nie zająknął o przegranej Schetyny, mimo że
krążyła plotka, iż to on ustawił Jacka Protasiewicza do walki na Dolnym
Śląsku – przypomina politolog. – To jest dla partii zabójcze, bo pokazuje,
jak naprawdę wyłania się elity PO.

Wiosną rozpoczęło się też w partii polowanie na Jarosława Gowina, wówczas
jeszcze ministra sprawiedliwości. Coraz więcej polityków PO wypowiadało się
o nim lekceważąco lub z jawną niechęcią, a premier dolewał oliwy do ognia,
publicznie dając do zrozumienia, że ma rozmaite pretensje do niepokornego
ministra. Całe to zjawisko, które media opisywały jako grillowanie Gowina,
zakończyło się wyrzuceniem go z rządu.

Tyle że przyparty do muru Gowin zaczął kąsać – wystartował w wyborach na
szefa partii i przez całe lato jeździł po Polsce, krytykując rząd, a w
szczególności Tuska i jego ministra finansów Jacka Rostowskiego za – jak
mówił – skok na OFE. Cała Polska zobaczyła, że PO wcale nie jest jedną
drużyną, a premier wcale nie jest nieomylny, skoro jego własny minister
zarzuca mu złe rządzenie.

– Tusk nie powinien był pozwalać na takie traktowanie Gowina, na oskarżanie
go przez działaczy o nielojalność, bo to zwykle jest samospełniające się
proroctwo – ocenia Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Arogancja się nie podoba

W kwietniu tego roku elblążanie odwołali w referendum prezydenta miasta z
Platformy Obywatelskiej i to był kolejny kamyk obciążający tę partię.

Media rozpisywały się, że niespełna trzyletnie rządy prezydenta Grzegorza
Nowaczyka były klinicznym przykładem arogancji władzy. Swoje urzędowanie
rozpoczął od zmiany wystroju gabinetu i remontu wnętrz urzędu. Nie stronił
też od zagranicznych podróży w egzotyczne zakątki świata. Za to mieszkańcom
zafundował 100-procentową podwyżkę czynszów w lokalach komunalnych i miasto
rozkopane wzdłuż i wszerz. Na dodatek był tak pewien swojej pozycji, że w
ogóle nie odpowiadał na krytykę. W rezultacie PO straciła urząd na rzecz
PiS.

Mało brakowało, aby taki scenariusz powtórzył się w Warszawie, gdzie
prezydent Hannie Gronkiewicz-Waltz przeciwnicy również zarzucali, iż nie
liczy się z nikim i z niczym i że nie odpowiada na krytykę. Krótko mówiąc –
mieli jej za złe arogancję. Prezydent Warszawy miała jednak mądrzejszych
doradców niż jej elbląski odpowiednik, diametralnie zmieniła sposób
postępowania i wyszła z referendum obronną ręką. Ale PO zapłaciła za to
wysoką cenę, bo musiała namawiać warszawiaków do bojkotu referendum, co
większość komentatorów uznała za działanie niedemokratyczne.

Cudu nie będzie?

Ale największym błędem okazało się przeprowadzenie wyborów regionalnych w
Platformie po wyborach na szefa partii. Brutalna walka o władzę nie jest
przecież tylko domeną liderów, ale też baronów wojewódzkich. I w tej walce
wszystkie chwyty są dozwolone – pompowanie kół jak w Szczecinie, oskarżenia
o korupcję jak w Lubuskiem, zrywanie umów dżentelmeńskich w sprawie
podziału wpływów – jak na Lubelszczyźnie czy kaptowanie zwolenników w
zamian za obietnicę posady w państwowej spółce – jak na Dolnym Śląsku.

– I to brutalne wycinanie wewnętrznych przeciwników jest największym
grzechem PO, na który premier Tusk dał przyzwolenie, a nawet sam podsycał
emocje – ocenia Jarosław Flis. – W takiej atmosf-
erze i przy spadających
notowaniach PO nie będzie w stanie w najbliższych wyborach przyciągnąć na
listy wartościowych ludzi, a to zwykle kończy się przegraną.

Czy po sobotnim zjeździe Platformie udało się wyrwać z tej klinczowej
sytuacji? – Byłoby to prawdziwym cudem – uważa Flis.




Zdychajca partia oszustw

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona