Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   Zegnaj donek

Zegnaj donek

Data: 2014-06-20 00:40:25
Autor: Mark Woydak
Zegnaj donek


Skandal Watergate doprowadził do jedynej w dziejach dymisji prezydenta Stanów Zjednoczonych i do systemowych zmian w Ameryce. Wzrosła niezależność i potęga IV władzy – mediów – mimo że ich walka z próbami cenzury różnego rodzaju nie zakończyła się i nie zakończy się nigdy, a od wybuchu „wojny z terrorem” 11 września 2001 roku media stały się – i do dziś są – przedmiotem nacisków mocniejszych, niż kiedykolwiek wcześniej. Wynikiem Watergate jest także wprowadzenie systemu ścisłego cywilnego nadzoru nad służbami specjalnymi, który z czasem stał się standardem w państwach NATO i wielu innych demokratycznych. Lecz najpierw Amerykanie i obserwatorzy z reszty świata poznali trzy lekcje rzeczywistości: dwie przerażające i jedną budującą.

Lekcja pierwsza: psucie państwa przez polityków potrafi przekracza wszelkie granice – włącznie z granicami ludzkiej wyobraźni – nawet w krajach o nieprzerwanym od wielu pokoleń dziedzictwie demokracji. Czy wybrany demokratycznie prezydent państwa może popełniać przestępstwa tak ciężkie, jak wykorzystywanie służb specjalnych do walki z opozycją polityczną i mediami? Richard Nixon udowodnił, że może. Polecenia łamanie prawa i etyki wydawał wysokim urzędnikom państwowym w Gabinecie Owalnym Białego Domu. Przestępcze narady nagrywał z poczuciem pełnej i trwałej bezkarności. Czy jednym z głównych uczestników zmowy przestępczej może być minister sprawiedliwości – prokurator generalny? Może, jak wykazał John Mitchell, zatwierdzony na to podwójne stanowisko przez demokratycznie wybrany Senat USA. Później spędził 19 miesięcy w więzieniu. W tym świetle mniej dziwi, że do grupy przestępczej należeli również szef kancelarii prezydenta Harry Haldeman – potem 18 miesięcy w celi – i przewodniczący komitetu wyborczego do reelekcji prezydenta Jeb Magruder – tylko 7 miesięcy więzienia dzięki współpracy z prokuraturą. Oraz wielu innych polityków i urzędników.

Druga lekcja: politycy potrafią walczyć o utrzymanie się na szczycie władzy tak długo, aż zderzają się z betonem zbrojonym na końcu ślepego tunelu. Nixon złożył dymisję nie dla interesu narodowego, ani wskutek poczucia winy, ani nawet ze strachu przed karą. Zrezygnował dopiero, gdy w Kongresie USA powstała bardzo wysoka większość na rzecz usunięcia prezydenta z urzędu poprzez uznanie go winnym przestępstw. Kary innej, niż utrata władzy, uniknął. Ponieważ amerykański system dopuszcza ułaskawienie przed skazaniem, a nawet przed postawieniem zarzutów, Nixon rozważał ułaskawienie samego siebie – uznając to za zgodne z literą prawa, nawet jeżeli sprzeczne z jego duchem. Ostatecznie zwarł umowę z wiceprezydentem Geraldem Fordem: przejmiesz prezydenturę, ale wtedy ułaskawisz mnie ze wszystkiego. Tak się stało. Nixon nigdy nie przeprosił narodu.

Trzecia lekcja: nie ma wolności bez wolnych mediów. Nixon z Mitchellem i całą szeroką grupą przestępczą na szczytach władzy był bliski zwycięstwa – cichego zamachu stanu. II władza – władza wykonawcza – potrafiła skutecznie manipulować I władzą – prawodawczą. Sądy – III władza – były jak dziecko we mgle. Dopiero gazeta „The Washington Post” i stopniowo dołączające inne media uświadomiły Kongres i Sąd Najwyższy o zagrożeniu demokracji i spowodowały ich wejście do gry. Nic nie zastąpiło – i nigdy ani nigdzie nie zastąpi – profesjonalizmu, odwagi, wytrwałości i solidarności IV władzy – dziennikarzy, redaktorów naczelnych, wydawców i właścicieli. Oraz poparcia czytelników, widzów i słuchaczy. To szansa, wyzwanie i zobowiązanie. Kto zlekceważy te proste do znudzenia zależności, może obudzić się w także prostym do znudzenia reżimie, z nowym zwycięsko uśmiechniętym Nixonem na wszystkich okładkach i ekranach.

Data: 2014-06-20 07:41:31
Autor: Marek Woydak
Zegnaj donek
DO BUDY KUNDLU PODSZYWACZU! DO BUDY PAJ-DAK!

MW

--
Użytkownik "Mark Woydak" <markwoydak@outlook.com> napisał w wiadomości news:lo0hgd$8rg$2dont-email.me...


Skandal Watergate doprowadził do jedynej w dziejach dymisji prezydenta Stanów Zjednoczonych i do systemowych zmian w Ameryce. Wzrosła niezależność i potęga IV władzy – mediów – mimo że ich walka z próbami cenzury różnego rodzaju nie zakończyła się i nie zakończy się nigdy, a od wybuchu „wojny z terrorem” 11 września 2001 roku media stały się – i do dziś są – przedmiotem nacisków mocniejszych, niż kiedykolwiek wcześniej. Wynikiem Watergate jest także wprowadzenie systemu ścisłego cywilnego nadzoru nad służbami specjalnymi, który z czasem stał się standardem w państwach NATO i wielu innych demokratycznych. Lecz najpierw Amerykanie i obserwatorzy z reszty świata poznali trzy lekcje rzeczywistości: dwie przerażające i jedną budującą.

Lekcja pierwsza: psucie państwa przez polityków potrafi przekracza wszelkie granice – włącznie z granicami ludzkiej wyobraźni – nawet w krajach o nieprzerwanym od wielu pokoleń dziedzictwie demokracji. Czy wybrany demokratycznie prezydent państwa może popełniać przestępstwa tak ciężkie, jak wykorzystywanie służb specjalnych do walki z opozycją polityczną i mediami? Richard Nixon udowodnił, że może. Polecenia łamanie prawa i etyki wydawał wysokim urzędnikom państwowym w Gabinecie Owalnym Białego Domu. Przestępcze narady nagrywał z poczuciem pełnej i trwałej bezkarności. Czy jednym z głównych uczestników zmowy przestępczej może być minister sprawiedliwości – prokurator generalny? Może, jak wykazał John Mitchell, zatwierdzony na to podwójne stanowisko przez demokratycznie wybrany Senat USA. Później spędził 19 miesięcy w więzieniu. W tym świetle mniej dziwi, że do grupy przestępczej należeli również szef kancelarii prezydenta Harry Haldeman – potem 18 miesięcy w celi – i przewodniczący komitetu wyborczego do reelekcji prezydenta Jeb Magruder – tylko 7 miesięcy więzienia dzięki współpracy z prokuraturą. Oraz wielu innych polityków i urzędników.

Druga lekcja: politycy potrafią walczyć o utrzymanie się na szczycie władzy tak długo, aż zderzają się z betonem zbrojonym na końcu ślepego tunelu. Nixon złożył dymisję nie dla interesu narodowego, ani wskutek poczucia winy, ani nawet ze strachu przed karą. Zrezygnował dopiero, gdy w Kongresie USA powstała bardzo wysoka większość na rzecz usunięcia prezydenta z urzędu poprzez uznanie go winnym przestępstw. Kary innej, niż utrata władzy, uniknął. Ponieważ amerykański system dopuszcza ułaskawienie przed skazaniem, a nawet przed postawieniem zarzutów, Nixon rozważał ułaskawienie samego siebie – uznając to za zgodne z literą prawa, nawet jeżeli sprzeczne z jego duchem. Ostatecznie zwarł umowę z wiceprezydentem Geraldem Fordem: przejmiesz prezydenturę, ale wtedy ułaskawisz mnie ze wszystkiego. Tak się stało. Nixon nigdy nie przeprosił narodu.

Trzecia lekcja: nie ma wolności bez wolnych mediów. Nixon z Mitchellem i całą szeroką grupą przestępczą na szczytach władzy był bliski zwycięstwa – cichego zamachu stanu. II władza – władza wykonawcza – potrafiła skutecznie manipulować I władzą – prawodawczą. Sądy – III władza – były jak dziecko we mgle. Dopiero gazeta „The Washington Post” i stopniowo dołączające inne media uświadomiły Kongres i Sąd Najwyższy o zagrożeniu demokracji i spowodowały ich wejście do gry. Nic nie zastąpiło – i nigdy ani nigdzie nie zastąpi – profesjonalizmu, odwagi, wytrwałości i solidarności IV władzy – dziennikarzy, redaktorów naczelnych, wydawców i właścicieli. Oraz poparcia czytelników, widzów i słuchaczy. To szansa, wyzwanie i zobowiązanie. Kto zlekceważy te proste do znudzenia zależności, może obudzić się w także prostym do znudzenia reżimie, z nowym zwycięsko uśmiechniętym Nixonem na wszystkich okładkach i ekranach.

Data: 2014-06-21 04:30:13
Autor: stevep
Zegnaj donek
W dniu .06.2014 o 07:40 Mark Woydak <markwoydak@outlook.com> pisze:



Skandal Watergate doprowadził do jedynej w dziejach dymisji prezydenta  Stanów Zjednoczonych i do systemowych zmian w Ameryce. Wzrosła  niezależność i potęga IV władzy – mediów – mimo że ich walka z próbami  cenzury różnego rodzaju nie zakończyła się i nie zakończy się nigdy, a  od wybuchu „wojny z terrorem” 11 września 2001 roku media stały się – i  do dziś są – przedmiotem nacisków mocniejszych, niż kiedykolwiek  wcześniej. Wynikiem Watergate jest także wprowadzenie systemu ścisłego  cywilnego nadzoru nad służbami specjalnymi, który z czasem stał się  standardem w państwach NATO i wielu innych demokratycznych. Lecz  najpierw Amerykanie i obserwatorzy z reszty świata poznali trzy lekcje  rzeczywistości: dwie przerażające i jedną budującą.

Lekcja pierwsza: psucie państwa przez polityków potrafi przekracza  wszelkie granice – włącznie z granicami ludzkiej wyobraźni – nawet w  krajach o nieprzerwanym od wielu pokoleń dziedzictwie demokracji. Czy  wybrany demokratycznie prezydent państwa może popełniać przestępstwa tak  ciężkie, jak wykorzystywanie służb specjalnych do walki z opozycją  polityczną i mediami? Richard Nixon udowodnił, że może. Polecenia  łamanie prawa i etyki wydawał wysokim urzędnikom państwowym w Gabinecie  Owalnym Białego Domu. Przestępcze narady nagrywał z poczuciem pełnej i  trwałej bezkarności. Czy jednym z głównych uczestników zmowy  przestępczej może być minister sprawiedliwości – prokurator generalny?  Może, jak wykazał John Mitchell, zatwierdzony na to podwójne stanowisko  przez demokratycznie wybrany Senat USA. Później spędził 19 miesięcy w  więzieniu. W tym świetle mniej dziwi, że do grupy przestępczej należeli  również szef kancelarii prezydenta Harry Haldeman – potem 18 miesięcy w  celi – i przewodniczący komitetu wyborczego do reelekcji prezydenta Jeb  Magruder – tylko 7 miesięcy więzienia dzięki współpracy z prokuraturą.  Oraz wielu innych polityków i urzędników.

Druga lekcja: politycy potrafią walczyć o utrzymanie się na szczycie  władzy tak długo, aż zderzają się z betonem zbrojonym na końcu ślepego  tunelu. Nixon złożył dymisję nie dla interesu narodowego, ani wskutek  poczucia winy, ani nawet ze strachu przed karą. Zrezygnował dopiero, gdy  w Kongresie USA powstała bardzo wysoka większość na rzecz usunięcia  prezydenta z urzędu poprzez uznanie go winnym przestępstw. Kary innej,  niż utrata władzy, uniknął. Ponieważ amerykański system dopuszcza  ułaskawienie przed skazaniem, a nawet przed postawieniem zarzutów, Nixon  rozważał ułaskawienie samego siebie – uznając to za zgodne z literą  prawa, nawet jeżeli sprzeczne z jego duchem. Ostatecznie zwarł umowę z  wiceprezydentem Geraldem Fordem: przejmiesz prezydenturę, ale wtedy  ułaskawisz mnie ze wszystkiego. Tak się stało. Nixon nigdy nie  przeprosił narodu.

Trzecia lekcja: nie ma wolności bez wolnych mediów. Nixon z Mitchellem i  całą szeroką grupą przestępczą na szczytach władzy był bliski zwycięstwa  – cichego zamachu stanu. II władza – władza wykonawcza – potrafiła  skutecznie manipulować I władzą – prawodawczą. Sądy – III władza – były  jak dziecko we mgle. Dopiero gazeta „The Washington Post” i stopniowo  dołączające inne media uświadomiły Kongres i Sąd Najwyższy o zagrożeniu  demokracji i spowodowały ich wejście do gry. Nic nie zastąpiło – i nigdy  ani nigdzie nie zastąpi – profesjonalizmu, odwagi, wytrwałości i  solidarności IV władzy – dziennikarzy, redaktorów naczelnych, wydawców i  właścicieli. Oraz poparcia czytelników, widzów i słuchaczy. To szansa,  wyzwanie i zobowiązanie. Kto zlekceważy te proste do znudzenia  zależności, może obudzić się w także prostym do znudzenia reżimie, z  nowym zwycięsko uśmiechniętym Nixonem na wszystkich okładkach i ekranach.

Do budy sparszywiały kundlu.
--
stevep
-- -- -
Używam klienta poczty Opera Mail: http://www.opera.com/mail/

Zegnaj donek

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona