Kto rządzi chorym prezydentem? - pyta na okładce najnowsza "Gazeta Polska". Odpowiedź jest przewidywalna: Adam Michnik. Podczas tajnych narad naciska, aby Komorowski otoczył się zaufanymi doradcami wymienianymi przez "Gazetę Wyborczą" jako "wybitne autorytety" - czytamy.
Zaciekawiony sprawdziłem w naszym archiwum, o kogo może chodzić. Sformułowania "wybitny autorytet" użyliśmy przez 20 lat zaledwie 18 razy. "Wybitny autorytet w dziedzinie malarstwa XVII-wiecznego Michael Jasse". "Daniel Yergin, wybitny autorytet w dziedzinie energetyki i ekonomii światowej". "Prof. Ryszard Panasiuk - wybitny autorytet w dziedzinie filozofii niemieckiej". "W dziedzinie fizjologii wysiłku wybitnym autorytetem jest prof. Jerzy Żołądź".

Rady prof. Żołądzia rzeczywiście mogłyby się przydać. Ale najbardziej - "Gazecie Polskiej", która niezbyt wysila się przy redagowaniu. Oto czytamy, że prezydent jest chory. Dlatego Michnikowi i "ludziom z bastionu Agory" tak łatwo nim manipulować.



Ustaliliśmy, że Komorowski ma początki niezwykle groźnej choroby - początki miażdżycy. Powoduje niedokrwienie mózgu i zmiany psychiczne, człowiek chorujący na miażdżycę często się myli, niektóre frazy wypowiada bez ładu i sensu.

Tak więc od "początków miażdżycy" gazeta doszła do "zmian psychicznych". I to w jednym akapicie! Postępy choroby rzeczywiście błyskawiczne. - Moim zdaniem jego zachowanie to wynik choroby - uważa znany polityk od lat zasiadający w parlamencie.

"Znany polityk" mógłby dodać, że na miażdżycę cierpi 1,3 mln Polaków. Na cukrzycę - kolejną chorobę przypisaną Komorowskiemu - 2,6 mln. Gdyby "Gazeta Polska" wymieniła jeszcze refluks, częstomocz albo nieżyt nosa, miałaby większą szansę, że trafi.

I na koniec - perła! Komorowski wybrał na siedzibę Belweder, bo jest on usytuowany niedaleko miejsca zamieszkania Adama Michnika, dzięki temu mają do siebie blisko i mogą się w każdej chwili dyskretnie spotykać.




Więcej... http://wyborcza.pl/1,75968,9541739,Jak__Wyborcza__rzadzi_Polska.html#ixzz1LSJHy1hO




Przemek

--

"W "Gazecie" Janicki ujawnił, że płk Florczak kilka miesięcy przed tragedią przeczuwał, że do niej dojdzie. W prokuraturze szef BOR zeznał, że pułkownik fatalnie oceniał współpracę z kancelarią prezydenta Lecha Kaczyńskiego. "Szefie, kiedyś dojdzie do tragedii i zginie wiele niewinnych osób"- miał powiedzieć po powrocie z jednej z delegacji z prezydentem."