Data: 2016-01-31 02:21:32 | |
Autor: stevep | |
„A wie Pan gdzie ja mam francuską telewiz ję?”. | |
Z wywiadu z Hołdysem:
# Skąd w nas tyle niechęci do „inności”? W chrześcijaństwie zakorzeniona jest zasadnicza, ideologiczna niechęć do innych wyznań – islamu, buddyzmu. Traktujemy je jako niebezpieczne sekty. W szkołach nie uczymy o innych religiach, a te dzieci, które rezygnują z nauki religii katolickiej, piętnujemy – taki przypadek przerobiłem zresztą sam: do klasy mojego syna chodziła dziewczynka, która była buddystką i chłopiec wyznający judaizm. Te dzieci wraz z moim synem, który jest niewierzący, musiały wychodzić na korytarz. Były odrzucone od samego początku. To sytuacja nie do pomyślenia na Zachodzie, gdzie nawet prawo jazdy można zdawać we własnym języku, ponieważ Konstytucja mówi, że obcokrajowiec nie może być szykanowany z powodu przynależności etnicznej i nieznajomości języka. Znajomością angielskiego musi wykazać się każdy obywatel, ale rezydent – który ma prawo do jazdy samochodem – już nie. Oczywiście, każdy kierowca musi nauczyć się orientacji w amerykańskim oznakowaniu – ogromna większość znaków drogowych w USA to znaki pisane – ale obcokrajowcom pytania na egzaminie zadaje się w ich ojczystym języku. W Polsce takie rozwiązanie mogłoby spotkać się z ostrą krytyką części społeczeństwa. Z pewnością nie pochwaliłaby go prof. Krystyna Pawłowicz, która podczas niedawnego spotkania z wyborcami w Sulejówku ostrym tonem zwróciła się do obecnej na sali francuskiej dziennikarki. Posłanka rzuciła: „Proszę Pani, jak Pani jest w Polsce, to proszę mówić po polsku”. Gdy jeden z uczestników spotkania zwrócił uwagę, że „przecież to francuska telewizja”, Pawłowicz odparła: „A wie Pan gdzie ja mam francuską telewizję?”. Publiczność wyła z zachwytu. Mógłbym teraz przyczepić się do samej pani Pawłowicz. Ale tu chodzi o coś więcej, o tę „religię”. Pamiętam transmisję jednej z edycji kolarskiego Wyścigu Pokoju, w którym Polacy odnosili wielkie sukcesy. Na Stadion Dziesięciolecia wpadł polski peleton, a jeden z kolarzy, bodajże Staszek Gazda, na finiszu stracił prowadzenie. Słynny polski dziennikarz Bogdan Tuszyński podszedł wówczas do najważniejszej osoby w państwie – Edwarda Ochaba, przewodniczącego Rady Państwa – i zapytał go: „Panie przewodniczący, co Pan sądzi o dzisiejszym finiszu?”. To było transmitowane na żywo, więc wszyscy w całej Polsce usłyszeli jego odpowiedź: „Ja jestem komunistą i proszę do mnie nie mówić per pan, proszę do mnie mówić 'towarzyszu'. Tuszyński się przestraszył, i słusznie, bo wtedy za taki „wybryk” można było bardzo ucierpieć. Powtórzył więc pytanie, tym razem zwracając się per „towarzyszu”. Ten odpowiedział wtedy: „No mój Boże!”. Wtedy cała Polska spadła z krzeseł. # Ze strony: http://skroc.pl/d05a4 -- stevep -- -- - |
|