Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   „Grupa zbrojna” ABW

„Grupa zbrojna” ABW

Data: 2012-11-28 03:30:46
Autor: Przemysław W
„Grupa zbrojna” ABW
W nocy z 27 na 28 lutego 1933 r. został podpalony Reichstag, co posłużyło za pretekst do odłożenia wyborów – które miały się odbyć 3 marca i mogły osłabić pozycję NSDAP – oraz do wprowadzenia ustroju nazistowskiego. Jak zauważył Karol Marks, cytując Hegla, historia wprawdzie powtarza się, ale wydarza się „za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa”. Jego uczniowie zapomnieli widocznie wyciągnąć wniosków z nauk swojego klasyka.

Wprawdzie do dziś nie wiemy, jak przebiegała prowokacja z 27 lutego 1933 r., ale warto przypomnieć kilka faktów, by pokazać, jak działała wówczas policja. Totalniackie bezpieki wprawdzie zmieniają się, ale ich metody działania pozostają.

Pożar Reichstagu miał przekonać opinię publiczną, że znalezione przez nazistów trzy dni wcześniej u komunistów plany przewrotu są prawdziwe. Mamy więc prowokację, która wzmacnia poprzednią, gdyż ta nie została przyjęta jako wiarygodna. Schemat jest ten sam. Odkrycie „zbrodniczych” myśli i zamiarów Brunona K. ma przekonać, iż 11 listopada to nie policja prowokowała zajścia, lecz „faszyści”, a więc w sytuacji kryzysu ekonomicznego władza oligarchii znalazła się w niebezpieczeństwie i należy zlikwidować opozycję, która „jątrzy”. Najlepiej wydając dekret „O ochronie pluralizmu i tolerancji”. Stan wyjątkowy w klasycznej formie nie wchodzi w grę, gdyż represje muszą być ubrane w szaty legalizmu, by Unia przełknęła je ze smakiem. Masowa inwigilacja opozycji i wyroki skazujące mogą zapadać tylko w obronie społeczeństwa przed potwornymi zagrożeniami.

Zapałki i nawozy

Marius van der Lubbe był komunistą holenderskim, który zerwał z partią, zarzucając jej zbytnią ustępliwość, i w 1933 r. przeniósł się do Niemiec, gdzie komuniści byli radykalniejsi. Tu pozostawał pod obserwacją policji. Aresztowany pod płonącym Reichstagiem, dobrowolnie przyznał się do prób wzniecenia pożarów w innych budynkach, zanim dostał się przez okno do biura klubu poselskiego NSDAP w Reichstagu. Podpaleń miał dokonywać przy pomocy zapałek. Próby te nie mogły mieć jednak nic wspólnego z właściwym pożarem parlamentu – musiał go wzniecić ktoś inny. Zazwyczaj wskazywano na SA – jednostki paramilitarne partii nazistowskiej. Lubbe, złapany z zapałkami, został skazany na śmierć. Wyrok wykonano w styczniu 1934 r.

28 lutego 1933 r. Niemcy stały się państwem stanu wyjątkowego. Władza hitlerowców była nieograniczona i niczym niezagrożona.

Rudolf Diels, ówczesny kierownik wydziału politycznego policji pruskiej, w 1949 r. opisał aresztowanie i przesłuchania Lubbego. Diels, przeciwnik komunizmu, uważał, że Holender był osobą niezrównoważoną psychicznie, a nawet szaleńcem, i nie ponosił winy za pożar.

Czy owe zapałki Lubbego nie przypominają czterech ton nawozów sztucznych (saletry amonowej) albo starej tetetki Brunona K.?

„Grupa zbrojna” ABW

Sama propaganda, jaką byliśmy karmieni, wskazuje na koordynację działań między ABW a funkcjonariuszami mediów reżimowych. Najpierw dowiedzieliśmy się, że „odnaleziono (…) pentryt, trotyl, proch”, że groził wybuch czterech ton trotylu w samochodzie pod Sejmem, potem – że ten trotyl, który odkryto, Bruno K. miał dopiero zdobyć, wreszcie usłyszeliśmy, że chodzi o nawozy sztuczne kupione przed laty i zobaczyliśmy kilka worków. Tylko że cztery tony to jest 80 worków po 50 kg. Ładunki miały być odpalone zdalnie, zapewne za pomocą zabytkowej nokii.

Brunon K. prowadził szkolenie pirotechniczne dla czerech osób. Jak podała PAP, byli oni agentami ABW. Miał też próbować zorganizować „grupę zbrojną”. Dowiedzieliśmy się, że składała się ona właśnie z agentów ABW. Może właściwsze byłoby przyjęcie go do resortu. Funkcjonariusze byliby dobrze przeszkoleni, a Brunon K. pracowałby z zapałem, realizując swoje dziwne hobby. Tym bardziej że Brunon K. wykładał chemię na Uniwersytecie Rolniczym (dawna Akademia Rolnicza) w Krakowie i oficjalnie zajmował się pirotechniką.

Na dowód zbrodniczych planów „terrorysty” przedstawiono filmy z jego eksperymentów pirotechnicznych, zapominając dodać, że pochodziły one sprzed… 11 lat.

Zatrzymano także dwu groźnych wspólników Brunona K., gdyż podobno posiadali nielegalnie broń. Na razie nie wiemy jaką. Po przesłuchaniu zostali zwolnieni. Nie wiadomo tylko, czy dlatego, że nie mieli pojęcia o planach ABW wobec Brunona K., czy dlatego, że byli kolejnymi współpracownikami służb.

Brunon K. pisał otwarcie o swoim hobby pirotechnicznym i walce przeciw tyranii, używając oficjalnego maila dostępnego na witrynie uczelni. Fora pełne są radykalnych komentarzy, frustratów i maniaków. Ich autorzy wyżywają się w słowach i siedzą cicho, a do otwierania kont używają fałszywych lub specjalnie w tym celu zakładanych adresów mailowych. Agenci ABW nawiązali więc kontakt z kandydatem na terrorystę przez internet. Skoro jednak „zamachowcowi” droga od eksperymentów pirotechnicznych do pomysłu ataku zabrała 10 lat, to ciekawe, ile jeszcze dekad by się zastanawiał, gdyby nie pomoc ABW.

Nasuwa się wniosek, że ABW pilnie ewidencjonuje autorów wpisów i w każdej chwili może podstawić im prowokatorów, a potem użyć do rozprawy z opozycją, udowadniając swoją przydatność.

Obserwujemy eskalację prowokacji. Raz uruchomionego procesu nie można już zatrzymać, gdyż to oznaczałoby przegraną, więc można się spodziewać, że następnym razem wyśmiani prowokatorzy użyją prawdziwych bomb, by uzyskać wiarygodność i przejść do aresztowań w majestacie prawa.

Prorządowy politolog Radosław Markowski stwierdził, iż „nie jest wykluczone, że obecnie w kraju jest (…) stu Brunonów K., którzy robią podobne rzeczy”. Niewykluczone zatem, że ABW przygotowuje sto prowokacji z osobami niezrównoważonymi, maniakami, naiwniakami i kolekcjonerami w roli głównej, by uderzyć w opozycję. „Niewykluczone jest”, że niedługo.

ABW zabraknie funkcjonariuszy do tworzenia grup terrorystycznych, jeśli zachowają dotychczasowe proporcje – czterech agentów na jednego maniaka. Przypomnijmy, że ostatni zarząd WiN tworzyli wyłącznie funkcjonariusze MBP i NKWD.

W III RP ludzie, którzy mogą za dużo powiedzieć, na ogół z powodu nadmiaru wiedzy doznają depresji i popełniają samobójstwa. Wygodnym miejscem do targnięcia się na własne życie jest np. pilnie strzeżona cela aresztu. Brunon K. mógłby publicznie złożyć zeznania i opowiedzieć, jak to było, kto go namawiał lub zachęcał do zamachu i kto miał go dokonać. Dlatego wątpliwe jest, by do procesu w ogóle doszło lub by samooskarżający się Agrobomber, po skazaniu na trzy lata za przygotowania do „gwałtownego wyzwolenia energii”, żywy opuścił więzienie.

http://niezalezna.pl/35233-reichstag-2012

--


"Główną motywacją mojej aktywności publicznej była potrzeba władzy
i żądza popularności. Ta druga była nawet silniejsza od pierwszej,
bo chyba jestem bardziej próżny, niż spragniony władzy. Nawet na pewno..."

- Donald Tusk: Gazeta Wyborcza, 15–16 października 2005

„Grupa zbrojna” ABW

Nowy film z video.banzaj.pl wicej »
Redmi 9A - recenzja budetowego smartfona