Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   bronek ochroniarz ubeckiego żyrandola

bronek ochroniarz ubeckiego żyrandola

Data: 2011-07-16 20:14:06
Autor: Inc
bronek ochroniarz ubeckiego żyrandola


Z prof. Zdzisławem Krasnodębskim, socjologiem i filozofem, wykładowcą na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie oraz Uniwersytecie w Bremie, rozmawia Mariusz Bober

Rok prezydentury Bronisława Komorowskiego wzbudza zażenowanie nawet w Platformie Obywatelskiej - partia, która słynie z autopromocji, nie świętuje tego wydarzenia.

- Dla mnie tę prezydenturę określiły takie wydarzenia, jak: usunięcie krzyża z Krakowskiego Przedmieścia, sposób odsłonięcia tablicy na budynku Pałacu Prezydenckiego, a ostatnio - awansowanie szefa Biura Ochrony Rządu gen. Mariana Janickiego. A przecież to ten człowiek odpowiadał za ochronę śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego podczas niedoszłej wizyty w Smoleńsku. Trudno o gorszy sygnał ze strony rządu i prezydenta mówiący najwięcej o ich stosunku do poprzedniego szefa państwa i do samej katastrofy. Ten awans najlepiej pokazuje, czym ta prezydentura w rzeczywistości jest. A przecież ci ludzie - szefowie BOR, MON i MSWiA, powinni zostać odwołani ze stanowisk w pierwszych dniach po katastrofie. Tymczasem Jerzego Millera postawiono na czele komisji wyjaśniającej tragedię smoleńską... Dlatego obawiam się, że jeśli raport jego komisji będzie cokolwiek wyjaśniał, może nie ujrzeć światła dziennego...

Czyje interesy tak naprawdę reprezentuje obecny prezydent?

- Komorowski zawarł sojusz zarówno ze środowiskami postkomunistycznymi, jak i dawnym środowiskiem Unii Demokratycznej. W PO był swoistym łącznikiem z tymi środowiskami.

Po zwycięstwie Komorowskiego ostatni szef WSI gen. Marek Dukaczewski otworzył z radości szampana...

- Warto przypomnieć, że to właśnie Bronisław Komorowski jako jedyny poseł PO głosował przeciw rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych. Zresztą zastanawiające jest, dlaczego wciąż jest cicho o sporządzonym przez Antoniego Macierewicza aneksie do raportu z likwidacji WSI. Skoro zarzucano temu dokumentowi, że był tak źle przygotowany, to tym bardziej Bronisław Komorowski powinien go opublikować, by pokazać, jak źle działało "państwo pisowskie". Tymczasem nie ujawnił on na ten temat żadnych informacji, a przecież jest to oficjalny dokument.

Podczas minionego roku prezydent nie napracował się zbytnio - zgłosił ledwie kilka projektów ustaw, a sam pokornie "przyklepywał" te uchwalone przez koalicję rządową. Inne stanowisko zajął tylko w trzech przypadkach: sprawozdania KRRiT, ustawy o racjonalizacji zatrudnienia w administracji - skierował ją do Trybunału Konstytucyjnego, i zawetował utworzenie Akademii Lotniczej w Dęblinie.
- W tym przypadku ujawniły się zapewne różnice interesów między różnymi odłamami obecnego obozu rządzącego. W PO przetrwały jeszcze jakieś liberalne idee z czasów Kongresu Liberalno-Demokratycznego dotyczące odbiurokratyzowania państwa, uwolnienia inicjatyw gospodarczych itd. Ale Komorowski nie był w KLD i reprezentuje inne poglądy i środowiska. On miał powiązania z Unią Wolności i był przez długi czas właśnie urzędnikiem, głównie w Ministerstwie Obrony Narodowej. Nigdy nie był takim liberałem, który stawia na pobudzanie gospodarki i ograniczanie biurokracji. Te decyzje pokazują właśnie zachowawczy charakter prezydentury Komorowskiego. Dlatego nawet nie wspomina on o jakichś reformach, potrzebnych Polsce zmianach itp. Nie ma też nic ważnego do powiedzenia o problemach świata czy Europy. Dba głównie o ochronę interesu biurokratyczno-wojskowego establishmentu.

Dlaczego w sprawie Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Komorowski sprzeciwił się PO? Gra dla innej "drużyny" w rozgrywce o nowy podział sceny medialnej w Polsce?

- Myślę, że zdecydowały o tym przede wszystkim więzi środowiskowe, zarówno z obecnym szefem KRRiT Janem Dworakiem, jak i Krzysztofem Luftem. Jego decyzja jest przykładem ścierania się różnych środowisk w ramach obozu rządzącego. Platforma do tej pory nie do końca miała wpływ na Polskie Radio i telewizję publiczną, gdzie niekiedy dominowały wpływy SLD. Odrzucając sprawozdanie rady, chciała ten wpływ zwiększyć. Ale w interesie Komorowskiego leży właśnie to, by w mediach publicznych zostały utrzymane wpływy jego ludzi oraz lewicy. Tak naprawdę jest to spór "domowy", bo PO jest w gruncie rzeczy również partią lewicową. Niepokojące było natomiast uzasadnienie decyzji Komorowskiego, że jakoby w przypadku odrzucenia sprawozdania KRRiT doszłoby do sporów politycznych przed wyborami. To pokazuje bowiem, że ta władza chce, by w Polsce żadnych sporów politycznych już nie było... Podobna rywalizacja o zakres wpływów i władzy toczy się w ramach obozu władzy między Donaldem Tuskiem a Grzegorzem Schetyną.

W ten sposób ludzie dawnej opozycji pod płaszczykiem swoich zasług tworzą nową oligarchię w państwie?

- Bronisław Komorowski rzeczywiście lubi powoływać się na swoje opozycyjne korzenie, ale też wartości rodzinne, często mówi o swojej dużej rodzinie, o arystokratycznym pochodzeniu itd. Z jednej strony powołuje się na tradycję "Solidarności", ale z drugiej - nie widać, by z tej tradycji miało dla niego cokolwiek ważnego dla dzisiejszej Polski wynikać. W jego wydaniu widzimy tylko celebrowanie tradycji i chwalenie się nią, ponieważ samochwalstwo jest cechą charakterystyczną premiera, rządu i również prezydenta. Cechuje go też swoiste samozadowolenie, że spełnił się w życiu, bo został prezydentem, choć nikt się tego nie spodziewał. Tymczasem w polityce liczy się tak naprawdę charakter człowieka. Dla mnie jego prezydentura symbolizuje koniec pewnego pokolenia. W historii Polski często było tak, że pokolenie, które buntowało się (a Bronisław Komorowski należał do takiego zbuntowanego pokolenia lat 70.), w późniejszym wieku staje się zachowawcze, ciasne, lubujące się w sprawowaniu władzy i w jakimś sensie niemoralne, wręcz reakcyjne.

Ta prezydentura dopisuje więc kolejny rozdział do historii zaprzaństwa w Polsce?

- W takim sensie, w jakim przekształciło się pokolenie napoleońskie, co możemy zobaczyć na przykładzie gen. Józefa Zajączka [brał udział w walkach w obronie Konstytucji 3 Maja, potem Insurekcji Kościuszkowskiej i wojnach napoleońskich, a pod koniec życia został namiestnikiem cara w Królestwie Polskim - red.]. Według mnie, podobnie wygląda prezydentura Komorowskiego: nastawiona na sprawowanie władzy, zachowanie status quo, cynizm i kompletny brak dbałości o dobro Rzeczypospolitej, a zamiast tego dbanie jedynie o interesy elity rządzącej. Charakteryzuje go też nielotność umysłowa, która jest dominującym rysem tej prezydentury. Widać to zwłaszcza w zestawieniu z poprzednim prezydentem Lechem Kaczyńskim, który był wybitnym intelektualistą, choć mało medialnym. Komorowski jest prezydentem, który nie jest w stanie wygłosić nawet jednego przemówienia, które warto zapamiętać...

Chyba że z gaf...

- No właśnie. To również charakterystyczne sytuacje, kiedy tylko nad nim rozkładano parasol, podczas gdy jego goście mokli na deszczu, czy podawanie przez niego w wątpliwość wierności żony prezydenta USA Baracka Obamy, albo sięgnięcie po kieliszek królowej Szwecji itd. Ale ta jego nieporadność, te wszystkie kompromitujące sytuacje są mniej ważne niż zachowanie w sprawie wyjaśnienia i upamiętnienia katastrofy smoleńskiej. Znamienne było też poparcie przez obecnego prezydenta budowy pomnika czerwonoarmistów pod Ossowem. Dotychczasowy przebieg kadencji Komorowskiego określa też przemówienie wygłoszone niedawno w Jedwabnem podczas uroczystości rocznicowych. Wystarczy je porównać choćby z przemówieniem Aleksandra Kwaśniewskiego. Wszystko to pokazuje, że nie jest to prezydent, który potrafi wskazywać kierunki polskiej polityki, prezentować jakieś wizje, pomysły. To nie jest człowiek, który wyznacza kierunki rozwoju państwa. On nie spełnia nawet tej roli, którą w RFN odgrywa jego odpowiednik, choć ma znacznie mniejszy zakres władzy wykonawczej. W Niemczech prezydent wskazuje problemy w rozwoju kraju i kierunki, w których należy podążać. Minął rok, a my od Bronisława Komorowskiego nie usłyszeliśmy nic ważnego. Z Belwederu nie płyną żadne istotne słowa, nie widać też działań zmierzających do realizacji strategicznych dla Polski celów. Dlatego jest to wręcz wsteczna prezydentura.

Zwłaszcza jeśli porównamy ten rok rządów z pierwszym okresem prezydentury Lecha Kaczyńskiego.

- Widać ogromną różnicę. Przecież to właśnie śp. prezydent Kaczyński uczestniczył w wielu spotkaniach na forum NATO i Unii Europejskiej, brał aktywny udział w kształtowaniu naszych relacji z pozostałymi państwami tych organizacji. Podobnie bardzo aktywnie kształtował politykę wschodnią Polski. Lech Kaczyński miał bardzo spójną wizję tego, co mamy robić, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Poza tym śp. prezydent miał wizję Polski solidarnej i starał się ją realizować, dysponując tymi instrumentami, które miał, albo stosując weto, albo zgłaszając własne projekty ustaw, ale także inicjując prace gremiów, które miały wytyczać kierunki rozwoju kraju, jak Narodowa Rada Rozwoju. Dziś przestała ona działać; nie widać też efektów pracy podległego prezydentowi Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Rada Bezpieczeństwa Narodowego to, zdaje się, tylko atrapa. Lech Kaczyński zrewolucjonizował też politykę pamięci w Polsce, przyznając odznaczenia zasłużonym działaczom, którzy często byli pomijani i zapomniani. Bronisław Komorowski wrócił do odznaczania przedstawicieli establishmentu. Praktycznie zerwał też z dotychczasową tradycją prowadzenia aktywnej polityki przez prezydentów RP, zachowując się po prostu biernie.

W kampanii wyborczej obiecywał Polakom "cuda" - w ciągu pierwszych 500 dni jego rządów miała rozpocząć się budowa 1000 km nowych dróg. Wyborcy to zapamiętają?

- Raczej nie, bo pamięć polskiego wyborcy jest niezwykle krótka. W Polsce, niestety, jedną z największych bolączek jest to, że kampanie wyborcze stały się sztuką dla sztuki, w której nie ma żadnych związków między złożonymi obietnicami a ich realizacją w okresie sprawowania rządów. To jest głęboka choroba polskiej demokracji, a przede wszystkim wyborców, Polaków. Niedługo zacznie się kampania przed wyborami parlamentarnymi, w której znowu padnie wiele słów, ale będzie ona miała zapewne charakter głównie negatywny. Większość Polaków chce, niestety, tzw. świętego spokoju, by móc spokojnie zajmować się własnymi sprawami. Może są zmęczeni komunizmem i latami transformacji ustrojowej? Może wpływ na to ma również fakt, że dziś coraz mniej dziennikarzy śledzi poczynania prezydenta, bo widzą, że to nie służy robieniu kariery. Jak tak dalej pójdzie, już tylko "Nasz Dziennik" zostanie na placu boju...

Czego możemy się spodziewać po prezydencie w przypadku zmiany ekipy rządzącej po wyborach parlamentarnych?

- Krąży anegdota, że Donald Tusk mówi do obecnego prezydenta: "Słuchaj, Bronek, możemy przegrać wybory", na co ten odpowiada: "Możecie"... To obrazuje nastawienie Komorowskiego, który jest zadowolony z tego, co ma. Gdyby po wyborach zmienił się rząd, prezydent będzie używał przysługujących mu narzędzi, by zachować swoją władzę. Zapewne wtedy skupi wokół siebie część ludzi obecnego obozu rządzącego.

Data: 2011-07-17 10:38:21
Autor: u2
bronek ochroniarz ubeckiego żyrandola
W dniu 2011-07-17 03:14, Inc pisze:
Niepokojące było natomiast uzasadnienie decyzji Komorowskiego, że jakoby
w przypadku odrzucenia sprawozdania KRRiT doszłoby do sporów
politycznych przed wyborami. To pokazuje bowiem, że ta władza chce, by w
Polsce żadnych sporów politycznych już nie było.



No wlasnie, najlepiej trzymac lud w ciemnocie i zacofaniu. Wtedy kokosy
same spadaja do kieszeni lodziarni z pelomafii.

bronek ochroniarz ubeckiego żyrandola

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona