Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   fagasa tuska takie drobiazgi nie interesują

fagasa tuska takie drobiazgi nie interesują

Data: 2011-08-18 21:22:55
Autor: Inc
fagasa tuska takie drobiazgi nie interesują
Kogo stać na wyprawkę

Zaciskanie pasa, kupowanie tylko tego, co niezbędne, zaopatrywanie się w podręczniki w komisach, dorabianie kosztem zdrowia i czasu, który można by poświęcić bliskim - w ten sposób wiele polskich rodzin próbuje poradzić sobie z rosnącymi wydatkami na edukację swoich dzieci. W tym roku z powodu inflacji i 5-procentowego podatku VAT na podręczniki będą musieli zapłacić za nie o 25-30 proc. więcej niż w 2010 roku.

Końcówka wakacji to okres szczególnie ciężki dla rodziców dzieci w wieku szkolnym, a zwłaszcza dla rodzin wielodzietnych. Tam koszty związane z wyprawieniem dziecka do szkoły trzeba pomnożyć kilkakrotnie. Spośród dziewięciorga dzieci pani Beaty do szkoły uczęszcza sześcioro. - Na samą myśl o początku roku może rozboleć głowa - stwierdza pani Beata. - Najwięcej trzeba wydać na podręczniki. Do tego jeszcze plecaki, zeszyty, obuwie i strój sportowy - lista zakupów jest długa, płace nie rosną, a ceny szybują w górę - martwi się. Lista koniecznych zakupów dla jednego dziecka w początkowej klasie szkoły podstawowej wygląda u niej mniej więcej tak: podręczniki - ok. 300 zł, zeszyty - ok. 10 zł, inne przybory: piórnik, kredki, plastelina, bloki, przybory szkolne itp. to kolejne 50 złotych. Do tego potrzebny jest strój na zajęcia sportowe: tenisówki - ok. 20 zł, spodenki i koszulka - 20 złotych. W klasie sportowej potrzebne są przynajmniej dwa komplety na zmianę. Jeśli do tego doliczyć plecak, to wychodzi ok. 500 zł na dziecko. Jedna z córek pani Beaty w tym roku rozpocznie naukę w liceum. Tam podręczniki są jeszcze droższe. - Przypuszczam, że wyprawka dla dziecka w tym przypadku będzie wynosiła nawet ponad 600-700 zł - oblicza. Dziecko należy też jakoś ubrać, a więc koszty są jeszcze wyższe, gdyż trzeba do nich doliczyć zakup nowej bielizny czy ubrań dla dzieci. No i oczywiście wydatek, którego również nie da się uniknąć, to ubezpieczenie od nieszczęśliwych wypadków, czyli kolejne 35 złotych
Elżbieta Lachman, mama sześciorga dzieci, we wrześniu pośle do szkoły troje z nich: dwoje do gimnazjum i jedno do szkoły podstawowej. W księgarni, w której zamówiła podręczniki, poinformowano ją, że zapłaci za nie od 1000 do 1200 złotych. - W tym roku, tak jak w latach ubiegłych, ograniczymy się do zakupu tego, co najpotrzebniejsze - stwierdza, odnosząc się do szkolnych wyprawek. Ponieważ wszystkie dzieci uczęszczają na zajęcia sportowe: dwie dziewczynki trenują szermierkę, a syn gra w piłkę nożną, dużą część środków musi przeznaczyć na wydatki związane z zakupem odpowiednich strojów i obuwia. Szacuje, że koszt wyprawki jednego dziecka będzie oscylował w granicach 400-500 złotych. - To spore obciążenie dla każdej rodziny, a co dopiero takiej, która posyła do szkoły większą liczbę dzieci - podkreśla.

Podręczniki na jeden rok

Największe koszty wiążą się z zakupem podręczników. Rodzice wskazują, że mogliby ograniczyć wydatki przed pierwszym września, gdyby mogli zakupić używane egzemplarze. Niestety, bardzo często nie wchodzi to w rachubę, ponieważ podręczniki ciągle się zmieniają. Taki stan rzeczy budzi zrozumiały niepokój Anny i Sławomira Winterów z Poznania, rodziców dziewięciorga dzieci - z czego siedmioro jest w wieku szkolnym. W większość podręczników zaopatrują się w komisach. - Wygląda to tak, że zanoszę tam listę podręczników, które są potrzebne, ponieważ samo skompletowanie ich dla wszystkich dzieci przekracza możliwości jednej osoby - wyjaśnia pani Anna. W komisie pozbywa się również podręczników, które już nie są jej dzieciom potrzebne. - W tym roku przyjęto od nas ponad 40 książek. Niestety, dużej części nie udało się nam sprzedać, ponieważ z racji zmian w podstawie programowej przestały być aktualne. Te nadają się tylko do wyrzucenia - opowiada. Nie można również odsprzedać kart ćwiczeń używanych w młodszych klasach szkoły podstawowej. Wypełniane przez każde dziecko indywidualnie nadają się tylko do jednorazowego użytku. - No, chyba że są wypełnione bardzo delikatnie ołówkiem. Czasem po wytarciu udaje się je sprzedać komuś biedniejszemu - dodaje pani Anna. Podejmowanie decyzji o wprowadzaniu nowych podręczników bez liczenia się z konsekwencjami, jakie to będzie miało dla rodzin, szczególnie tych najbiedniejszych, krytykuje metodyk Przemysław Przybylski, radny wojewódzki sejmiku kujawsko-pomorskiego, który sam jest ojcem trojga dzieci w wieku szkolnym. Jego zdaniem, przyczyna takiego stanu rzeczy tkwi w źle przeprowadzonej reformie oświatowej. - Za rządów minister Katarzyny Hall zostało podjętych wiele nietrafionych decyzji, a jedna z nich dotyczyła zmiany podstawy programowej, w oparciu o którą opracowuje się podręczniki. Spowodowało to chaos, który skutkuje wprowadzaniem przez nauczycieli ciągle to nowych książek - wyjaśnia. - A to z kolei powoduje dużo większe wydatki i poważne ograniczenia dla znacznej grupy spauperyzowanych rodzin - dodaje. Jego zdaniem, osoby odpowiedzialne za wprowadzanie nowej oferty edukacyjnej powinny brać pod uwagę finansowe możliwości tych rodzin. - W ślad za podejmowanymi przez Ministerstwo Edukacji Narodowej decyzjami powinny iść konkretne rozwiązania naprawcze, jak np. tworzenie funduszy celowych po to, aby żadne dziecko z przyczyn ekonomicznych nie zostało bez książki - wskazuje Przybylski.

Skąd na to wziąć pieniądze?

Pani Beata szacuje, że do końca sierpnia na szkolne wyprawki dla swoich dzieci będzie musiała wydać co najmniej 3 tys. złotych. Dla rodziny, która dysponuje skromnym budżetem domowym w wysokości 2500 zł miesięcznie, jest to kwota abstrakcyjna. Mimo że początek roku tuż-tuż, ona wciąż wstrzymuje się z zakupami z bardzo prozaicznego powodu - nie ma na to jeszcze pieniędzy. - Czekam na męża, aż wróci zza granicy, gdzie pojechał do pracy. Na co dzień jest zatrudniony w Polsce. Mając miesiąc urlopu, wyjechał trochę dorobić. Pracuje tam nawet po kilkanaście godzin dziennie, żeby wystarczyło nam na bieżące wydatki - opowiada. To jedyna możliwość, aby nie zaciągać kredytów. Jej dwunastoosobowa rodzina mieszka w niewielkim miasteczku koło Raciborza. - To mała miejscowość, nie ma tu zbyt wielu zakładów pracy, dlatego ludzie muszą wyjeżdżać do pracy za granicę, żeby utrzymać swoje rodziny. Co tu dużo mówić, jest ciężko - wzdycha pani Beata. Rodzina Lachmanów radzi sobie jeszcze inaczej. - Mając świadomość, że te wydatki nas nie ominą, planujemy je już w czerwcu - wyjaśnia Elżbieta Lachman. Pani Beata tłumaczy z kolei, że kupowanie najtańszych przyborów szkolnych pozwala jednorazowo ograniczyć wydatki, ale powoduje, że często już po roku nie nadają się one do użytku i znów trzeba zakupić nowe. I podaje przykład. - W tym roku będę musiała zakupić przynajmniej trzy plecaki. Dzieci noszą w nich tak dużo książek, że te zakupione po najniższych cenach nie wytrzymują ciężaru i szybko się niszczą - tłumaczy. Rodzice wskazują też, że pomoc ze strony państwa w formie dodatku do zasiłku rodzinnego z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego jest dalece niewystarczająca. A poza tym pieniądze te otrzymują dopiero pod koniec września, czyli po okresie wzmożonych wydatków na podręczniki i przybory szkolne. - Dodatek wynosi 100 zł na dziecko. To niewiele w porównaniu z całą masą wydatków, ale zawsze coś. Tylko dlaczego nie możemy tych pieniędzy otrzymywać np. w sierpniu, kiedy są najbardziej potrzebne? - pyta pani Beata. - Państwo nie robi nic, aby pomóc rodzinom wielodzietnym - dodaje rozgoryczona. Elżbieta Lachman wspomina, że przed paroma laty pojawił się pomysł bezpłatnych podręczników: - Rodzice mieli przysyłać do ministerstwa edukacji rachunki i paragony z księgarni. Oczywiście nikt nigdy żadnych pieniędzy nie dostał - stwierdza. Zwraca również uwagę na to, że kryteria dochodowe, jakie trzeba spełnić, aby otrzymać dofinansowanie od państwa, są tak zaostrzone, że w praktyce nierealne. - Wymagane 351 zł na jednego członka rodziny w praktyce oznacza ubóstwo. A ponieważ te progi od kilku lat nie są podnoszone, to tysiące rodzin co roku traci szansę na otrzymanie zapomóg - wyjaśnia pani Elżbieta.
W tej sytuacji uzasadnione staje się pytanie, czy posłanie dziecka do szkoły stanie się niedługo w naszym kraju obowiązkowym luksusem, na który wiele polskich rodzin nie będzie mogło sobie pozwolić.

Bogusław Rąpała

fagasa tuska takie drobiazgi nie interesują

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona