Data: 2011-09-01 02:07:42 | |
Autor: Inc | |
michnik komunista | |
Komunistyczna zaprawa w młodości
W kierowanym przez Kuronia „czerwonym harcerstwie" młody Michnik przeżywał nastrój komsomolskich idealistów. Wspominał jeszcze w 1984 roku: Bez sentymentu nie umiem myśleć o tej gromadce chłopców i dziewcząt, która latem 1958 roku w czerwonych chustach nawiedzała chłopskie zagrody, śpiewając piosenki po rosyjsku i żydowsku. Ksiądz Tischner, komentując wspomnienie Michnika, zauważył: Jestem trochę zdziwiony. Kiedy wyobrażam sobie to lato 1958 roku i tych biednych chłopów, którzy dopiero co odzyskali ziemię, dopiero się podnieśli, bo jeszcze dwa lata wcześniej byli zrównani z ziemią, i pewnie po prostu bali się przegnać was kijami, to mam uczucie mieszane (Między Panem..., op. cit., s. 56). Michnik tłumaczy się w odpowiedzi: Ależ ja o tym piszę. Czytaj dalej „Było w tym bezczelne wyzwanie, rzucone potocznej świadomości, było też głębokie niezrozumienie pokaleczonej narodowej pamięci"... Tylko, że my tego wówczas nie rozumieliśmy(...). Pod bokiem czerwonego inkwizytora Po kilku latach „czerwonego harcerstwa" Michnik przeżywa kolejny etap wtajemniczenia w politykę, tym razem w rozkręcanym pod patronatem dawnego stalinowskiego inkwizytora nauki Adama Schaffa Klubie Poszukiwaczy Sprzeczności przy stołecznym ZMS. Klub skupił dzieci różnych komunistycznych prominentów, między innymi syna ówczesnego I sekretarza KW PZPR Andrzeja Titkowa. Klub w końcu został rozwiązany, ale Michnik już coraz ambitniej przechodzi do pierwszego szeregu „intemacjonalistycznego" nurtu studentów UW. Nurtu, który krytykuje różne oficjalne rozwiązania z pozycji trockistowskich (popularyzując głównie trockistowski List otwarty Kuronia i Modzelewskiego). Komunistyczna Polska to moja Polska W rozmowie z Danielem Cohn Benditem w czerwcu 1988 Michnik stwierdził: Nie będę ukrywał, że coś mieliśmy wspólnego z trockizmem. I dodawał: Należałem do komunistów w sześćdziesiątych latach. Uważałem, że komunistyczna Polska to moja Polska (por. L. Żebrowski: op. cit., ss. 25, 26). Jeszcze w 1995 roku przyznawał w rozmowie z księdzem Tischnerem: Normalny człowiek z normalnego domu kiedy kończył szkołą, wiedział, że ci rządzący komuniści to są oprawcy, zbrodniarze, że mogą zabić, złamać życie. To rodziło strach. Ja uważałem, że komuniści wprawdzie popełniają pewne błędy ideologiczne, bo nie dość uważnie przeczytali Marksa oraz Lenina, ale, że to da się naprostować. Wystarczy ich trochę oświecić, przekonać, zmusić do czytania (...) (Między Panem..., op. cit., s. 91). Przeciw Narodom i Kościołowi Od przeważającej większości Polaków różniła Michnika i jego otoczenie również skrajna, absolutna niechęć do patriotyzmu i Kościoła katolickiego. Mówienie o narodzie i polskości było dla Michnika czymś jak mówienie do ślepego o kolorach. Bardzo wymowna pod tym względem była jego reakcja na stanowcze potępienie przez Prymasa Tysiąclecia Stefana Wyszyńskiego w styczniu 1963 roku nihilistyczno-kolaboranckiego artykułu Stanisława Stommy. Przedstawił on na łamach TP Powstanie Styczniowe i inne powstania polskie jako niepotrzebne i chore wytwory polskich kompleksów antyrosyjskich. Oburzony Prymas Polski powiedział we wspaniałym kazaniu 27 stycznia 1963 roku, że nie chodziło w tych powstaniach żaden narodowy kompleks, ale o niezbywalne prawa Narodu do wolności samostanowienia o sobie. Michnik dosłownie niczego z tego nie zrozumiał. Przyznawał w książce Między Panem a Plebanem (s. 168): Nikt z nas nie potrafił wówczas zrozumieć, co się Prymasowi stało. Wyszyński miał jednak lepszą intuicję niż warszawscy inteligenci. Czuł już, że rodzi się jakaś nowa tożsamość, że słowo „naród" odzyskuje swoje miejsce w politycznym myśleniu Polaków. Jak widać Michnik dalej niewiele rozumie z postawy Prymasa Tysiąclecia. W rzeczywistości kardynał Wyszyński nie musiał się bowiem wcale przystosowywać do nowej sytuacji, bo zawsze głęboko odczuwał takie słowa, jak Polska i Naród w przeciwieństwie do antynarodowych „michnikowców". Wszak pierwszy powiedział, na dwadzieścia lat przed słynną pieśnią Pietrzaka Żeby Polska... - w kazaniu na Jasnej Górze w czerwcu 1958 roku: Aby Polska Polską była! Aby w Polsce po polsku się myślało. Cóż z tego mógł pojąć Michnik, który w rzeczywistości nigdy nie przestał być narodowym nihilistą (przynajmniej w odniesieniu do historii Polski), w ostatnich latach wręcz wyspecjalizowanym w zagranicznych donosach na Polskę. Nie mógł pojąć polskości człowiek wychowany od kolebki na luksemburgizmie (vide obrona przez Michnika pod pseudonimem A. Zagozda poglądów Róży Luksemburg na łamach Więzi w 1975 r., nr 9). Szczególnie skrajne było zacietrzewienie Michnika i jego środowiska przeciw Kościołowi katolickiemu i kardynałowi Wyszyńskiemu. Przedstawiali go jako skrajnego wstecznika i popierali ideologiczną wojnę PZPR przeciw Kościołowi. Także i w najostrzejszym punkcie tej wojny po ogłoszeniu Listu biskupów w 1965 roku. Michnik wsławił się wówczas gwałtownym atakiem na kardynała Wyszyńskiego na łamach Argumentów, atakiem odzwierciedlającym, jak przyznawał po latach, głębię myśli kompletnego troglodyty (Między Panem..., op. cit., s. 73). Już w 1977 roku „samokrytycznie" oceniał w wydanej w Paryżu książce Kościół, lewica, dialog (s. 61) swój udział w potępianiu listu biskupów polskich z 1965 roku: (...) w tym nieprzyzwoitym spektaklu sam wziąłem udział i na samo wspomnienie rumienię się ze wstydu. Wstydzę się swojej głupoty (...). W innych częściach tej książki (s. 31 i 139) Michnik tak pisał o swoim środowisku lewicy laickiej: (...) Popieraliśmy politykę represji, często okrutnych, widząc w niej drogą do „ nowego wspaniałego świata ", oskarżaliśmy Kościół o reakcyjność i wszystkie inne grzechy główne, nie bacząc na to, że w atmosferze totalitarnego zniewolenia Kościół bronił prawdy, godności i wolności człowieka (...). Tradycyjnie przywykliśmy sądzić, że religijność i Kościół to synonimy wstecznictwa i tępego Ciemnogrodu. Z tej perspektywy wzrost indyferentyzmu religijnego traktowany był przez nas jako naturalny sojusznik umysłowego i moralnego postępu. Pogląd taki sam byłem jego wyznawcą uważam za fałszywy (...). Warto uważnie przeczytać tę „samokrytykę" Michnika, gdyż cała linia GW w sprawach religii i Kościoła od 1989 roku była i jest faktycznym bardzo zręcznym rozwinięciem tej samej postawy antykościelnej, za którą tak się kajał na pokaz w powyższej wypowiedzi. Faktem jest, że w połowie lat sześćdziesiątych Michnik jeszcze nawet nie próbował ukrywać tego, iż uważa, że wszystko, co pochodzi od episkopatu katolickiego, jest reakcyjne, nacjonalistyczne i perfidne (jak przypomniał w interesującym szkicu o Michniku Adam Krzemiński na łamach Polityki z 18 maja 1989 roku). Oderwanie Michnika i jego środowiska od przeważającej części polskiego społeczeństwa przyniosło fatalne skutki w 1968 roku. „Michnikowcy" dali się wówczas wciągnąć w perfidną pułapkę „moczarowców" i nieświadomie ułatwili ich grę dla umocnienia polityki „twardej ręki" w Polsce. Najgorsze skutki przyniósł fakt, że pochodzący z prominenckich rodzin „michnikowcy" nie umieścili w swym programie z 1968 r. żadnych postulatów gospodarczych i społecznych, które by mogły rzeczywiście pociągnąć polskie społeczeństwo, zmęczone wyrzeczeniami okresu późnego Gomułki (na zaledwie dwa lata przed wybuchem społecznym na Wybrzeżu!). Tragicznie rozbity ruch studencki „owocował" represjami, w tym pierwszym paroletnim więzieniem Michnika. |
|