Data: 2013-11-09 04:42:55 | |
Autor: Mark Woydak | |
michnik - ydowski demiurg III RP | |
Michnik pochodzi, jak to sam określił, z „liberalnej żydokomuny”. Matka Helena była przed wojną działaczką socjalistycznej organizacji „Życie”. Ojciec, Ozjasz Szechter – wysokiej rangi działaczem Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Ma dwóch braci. Po ojcu – Jerzego (w 1957 roku wyjechał z Polski), a po matce – Stefana (wyjechał z Polski w 1969 roku). Stefan, mając niewiele ponad 20 lat, robił karierę w bierutowskim sądownictwie wojskowym. Ma na sumieniu kilka wydanych wyroków śmierci. Kluczem do poglądów i środowiska Michnika były znajomości wyniesione z Alei Przyjaciół (z rodzicami zajmował 100 m mieszkanie) w dzielnicy prominentów komunistycznych, (według niego była to -resztówka Komunistycznej Partii Polski, a wszystko wskazuje, że formacja czysto enkawudowska), skąd pochodzili rodzice wielu obecnych czołowych działaczy liberalnych i Gazety Wyborczej oraz znanych dziennikarzy prasy i telewizji. Gdy w 1964 roku Michnik zdał maturę, w nagrodę rodzice wysłali go w podróż po Europie. Pod Paryżem odwiedził Jerzego Giedroycia, szefa Kultury, z którym toczył długie rozmowy. W Monachium zawitał do Radia Wolna Europa. Po powrocie Michnik zaczął studia na wydziale historii, wkrótce wybił się na czoło grupy dyskusyjno-towarzyskiej, zwanej komandosami, w której byli także między innymi: Seweryn Blumsztajn, Jan Gross, Jan Lityński, Robert Mroziewicz i Barbara Toruńczyk. W 1968 roku komandosi wraz z Michnikiem protestowali przeciwko zdjęciu teatralnego spektaklu „Dziadów”, który władze uznały za antysowiecki. Michnika i jego przyjaciela Henryka Szlajfera wyrzucono z uczelni. Wywołało to zamieszki na Uniwersytecie Warszawskim. Gdy zaczęła się antysemicka nagonka i masowa emigracja ludzi pochodzenia żydowskiego, ojciec Michnika namawiał go na wyjazd z kraju. Jednak młody Adam postanowił zostać, gdyż – jak twierdził – nie mógł wyjechać, skoro w jego obronie studenci protestowali. Został skazany na trzy lata więzienia. Głównym punktem aktu oskarżenia był wywiad o marcowych zamieszkach dla francuskiego korespondenta. Twierdził, że w więzieniu utracił wiarę w komunizm, bo okazało się, że w wydaniu polskim jest antysemicki. Po wyjściu z więzienia, pracował w zakładach imienia swej idolki z wczesnej młodości – Róży Luksemburg. W 1973 roku pozwolono, mu jako eksternowi, dokończyć studia na uniwersytecie w Poznaniu. Został sekretarzem Antoniego Słonimskiego. W 1976 roku, po protestach w Radomiu i Ursusie, Michnik znalazł się w gronie ludzi, którzy powołali Komitet Obrony Robotników. Gdy w 1980 roku powstała Solidarność, Michnik został doradcą Regionu Mazowsze. Wspominał później: „Byłem w obrębie frakcji anty-Wałęsowskiej”. Uważał, że Wałęsa zmierzał w Solidarności do „modelu sułtańskiego, dyktatorskiego”. 13 grudnia 1981 roku Michnik został internowany. Więziono go w Białołęce i Mokotowie. Gdy rozpoczęły się obrady Okrągłego Stołu, Michnik oświadczył pryncypialnie: – Zgoda na prezydenta w osobie generała Jaruzelskiego oznaczałaby uznanie, że 13 grudnia był potrzebny. Dla Solidarności jest to nie do przyjęcia. W kilkanaście dni później miał już inne zdanie o Jaruzelskim, uważał, że tylko on ze swoim autorytetem mógł być rozjemcą. Po obradach Michnik otrzymał od Wałęsy stanowisko redaktora naczelnego Gazety Wyborczej. Opublikował artykuł „Wasz prezydent, nasz premier”. Jaruzelski został prezydentem. W 2001 roku GW opublikowała na 16 stronach rozmowę z generałem Kiszczakiem. - Generałowie odkupili swe grzechy? – padło pytanie. - Sto tysięcy razy – odpowiedział Michnik. - Żadnych rozliczeń nie powinno być? Żadnych sądów? - Z nimi nie. Z nimi zamykamy rachunek, wojna skończona. Kiszczak stwierdził, że układ zawarty przy Okrągłym Stole został przez „stronę rządową” dotrzymany. - To dlatego ja pana, generale, bronię jak niepodległości. Bo pan był uczciwy – podsumował Michnik. Adam Michnik używa prasy jako narzędzia wpływu na świadomość publiczną a kontakty z ludźmi kolekcjonuje jako narzędzia wpływu. Antylustracyjny fanatyzm Michnika był dla dawnych esbeków i aparatczyków polisą na zachowanie przez nich władzy i własności. Dawał im gwarancję, że pozostaną elitą III RP. Morderczą ocenę Adama Michnika dał, słynący pod koniec życia z jednoznacznych wypowiedzi, Zbigniew Herbert w filmie „Obywatel poeta” (obaj kiedyś się wzajemnie cenili): - Michnik jest manipulatorem. To człowiek złej woli, kłamca, oszust intelektualny. Andrzej Drzycimski, były rzecznik Lecha Wałęsy, dziennikarz, specjalista PR, jest zszokowany metodami dziennikarskimi Michnika.- Tej klasy dziennikarz nie powinien używać metod służb specjalnych – uważa Drzycimski. – W tej sprawie nie mamy do czynienia z dziennikarstwem, ale z czymś innym, być może próbą odwrócenia uwagi. Był posłem na Sejm X kadencji. Jest laureatem licznych wyróżnień, kawalerem Orderu Orła Białego, przyznanym przez Prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jesienią 2004 z powodów zdrowotnych zrezygnował z czynnego udziału w redagowaniu „Gazety Wyborczej”, przekazując swój głos w kolegium redakcyjnym Helenie Łuczywo. Od śmierci rodziców mieszka samotnie w 100-metrowym mieszkaniu po nich, w Alei Przyjaciół. Michnik nigdy nie założył rodziny. Nawet z matką swojego dziecka nie związał się formalnym małżeństwem. Syna urodziła mu Barbara Szwedowska z Sopotu, prawniczka, nazywana kiedyś „prokuratorem Solidarności”. Spowiedź zdradzonego kochanka Nie wiem, na ile mogę być wzorcowym przypadkiem uwiedzenia przez Adama M., ale wydaje mi się, że jestem takim sobie kompletnie zwykłym człowiekiem i dlatego, odpowiadając w swoim imieniu, powiem coś bardziej ogólnego. Nigdy nie należałem do opozycji, a moja walka z systemem kończyła się na nieuczestniczeniu w wyborach i nienależeniu do czegokolwiek poza ZHP. Ale nie miałem z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, nie czułem też wstydu czy zażenowania. Zawsze wiedziałem, że świat dzieli się na bojowników i kibiców. Zdawałem też sobie sprawę, że gdyby nie milczące poparcie milionów takich kibiców jak ja, opozycja guzik by wygrała. Nie zmienia to faktu, KIM byli dla mnie Kuroń i Michnik – w tej kolejności. Te dwie postaci uosabiały mit opozycji, legendę „elementu antysocjalistycznego”, baśń o żelaznym wilku, który stawał na coraz wyższym piedestale, im bardziej komunistyczna prasa go atakowała. Każdy nowy artykuł w Trybunie, każda wzmianka w Dzienniku TV ten mit utwierdzała i uwznioślała. Wałęsa, Rulewski, Frasyniuk, Bujak, Janas to byli żywi ludzie, z krwi i kości, Kuroń i Michnik – legendy utkane z wiary i nadziei. Na długo przedtem, zanim zobaczyłem ich po raz pierwszy przy Okrągłym Stole, byłem przygotowany, by oddać im całe moje zaufanie. Dopóki istniał rząd Mazowieckiego, Michnik niewiele mi zaszkodził, bo moim autorytetem był Kuroń. Potem wrócił między mity, a jego miejsce zajął Redaktor Naczelny. Tak, szukałem autorytetu. Nie należąc do pokolenia Kolumbów, mogłem się obydwoma rękami podpisać pod słowami Różewicza: Szukam nauczyciela i mistrza (…) niech jeszcze raz nazwie rzeczy i pojęcia niech oddzieli światło od ciemności. Przez jakieś 5-7 lat wierzyłem, że Michnik jest tym nauczycielem. Dałem sobie wmówić, że dekomunizacja to byłaby zemsta, że upaństwowienie całego majątku PZPR byłoby kopaniem leżącego, na dodatek – kopaniem antydemokratycznym, że lustracja jest niemożliwa, bo archiwa spalono, a poza tym byłby to pośmiertny triumf SB, że trzeba wybaczyć, bo to takie szlachetne i chrześcijańskie, co oczywiście nie oznacza bezkarności konkretnych zbrodni ani historycznej niepamięci. Takie rzeczy wcisnął mi z niewielkim wysiłkiem. Żerował na moim (chyba nie tylko moim) dążeniu, by być pięknym i doskonałym. Ach! jak ja się upajałem tym swoim pięknem. Równocześnie nie rozumiałem – nie mogłem pojąć antykościelnych wtrętów, antypatriotycznych kłamstw (słynny artykuł Cichego), obrony stalinistów i generałów WRONy, nienawiści do braci Kaczyńskich i ojca Rydzyka, a również drobiazgów w stylu zwalczania Wojciecha Cejrowskiego czy heroiczna obrona pornografii. Z każdym rokiem było coraz trudniej, bo coraz wyraźniej było widać, że na cytat z Wyspiańskiego: gdziekolwiek zechcesz w Polsce, słowa: krzywda, fałsz, kradzież, szelmostwo – będą szelmostwo, fałsz, krzywdę oznaczać, Michnik potrafi odpowiedzieć jedynie: „Odpieprzcie się od generała”. Czarę goryczy przelały dwa artykuły Beylina, w których ten dowodził, że nie można rozliczyć zbrodni stalinowskich. Dziś już mało kto pamięta, że i w obronie stalinowców przed jednoznacznym potępieniem GW ma swój niechlubny udział. Największą pretensję mam do Michnika o to- że nie dopuścił do debaty, że sprowadził nasze spory do „kilku pojęć jak cepy”, a jego rozumowanie było rozumowaniem inkwizytora. Przez niego nigdy w Polsce nie zaistniała publiczna debata. Rzecz w tym, że Michnik nie życzył sobie publicznej debaty, żądał posłuchu i podporządkowania. A kto się nie godził, był wykluczany i mógł się bezsilnie wściekać w niskonakładowych pisemkach. A gdy erystyka okazała się niewystarczająca, sięgnął po nienawiść. To Adam Michnik jest twórcą przemysłu nienawiści. I za to będzie smażył się w piekle! A teraz jest Wielkim Przegranym. Guzik uzyskał, guzik zrealizował ze swoich wielkich wizji. Jedno, co mu się udało, to zdziczenie obyczajów w Polsce, terror poprawności i przemoc fizyczna wobec przeciwników. Lewaccy i antyklerykalni bojówkarze to jedyne dzieci Adama M. Bardzo brzydka progenitura… Nie oskarżam Michnika za zbrodnie ojca, brata i matki, wyłącznie za jego własne, jednak znajomość genealogii bohatera zawsze jest ważnym elementem każdej biografii. „Załgany” rodowód Adama Michnika Fragment z „Czerwonych dynastii” Jerzego Norberta Nowaka Jarosław Kaczyński, opisując kiedyś zachowanie Michnika, podkreślał jego niebywałą skłonność do kłamstwa, to, że potrafi łgać w żywe oczy, dosłownie iść w zaparte. Trzeba przyznać, że szczyt łgarstwa osiąga Michnik już przy najnowszych opisach rodowodu swojej rodziny, kiedy na przykład stara się maksymalnie wybielić postać swego ojca Ozjasza Szechtera, członka Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. Pisze o nim, że czuł się on jak „absolutnie polski Polak” („Między panem a plebanem”, Kraków 1995, s. 50). Nie wyjaśnia tylko nigdzie, czego ten „absolutnie polski Polak” szukał w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy i jak zawędrował na sam jej wierzchołek z tą swą rzekomą „dumą z polskiej tożsamości” (tamże, s. 50). Przypomnijmy, że Komunistyczna Partia Zachodniej Ukrainy konsekwentnie dążyła do rozbicia Polski, oderwania wielkiej części jej ziem i przyłączenia do już rusyfikowanej skrajnym sowieckim terrorem wschodniej Ukrainy. Dodajmy, że według książki H. Piecucha „Akcje specjalne” (Warszawa 1996, s. 76), ten „absolutnie polski Polak” Ozjasz Szechter był starym, wypróbowanym agentem Moskwy w Polsce. I wchodził wraz z Brystygierową, Bermanem, Chajnem, Groszem, Kasmanem i innymi w skład wydzielonej komórki, bezpośrednio podporządkowanej Moskwie.Według najlepszego jak dotąd opracowania dziejów przedwojennych komunistów pióra Jana Alfreda Reguły (Mitzenmachera), Szechter, bardzo znany działacz KPZU, został aresztowany wraz z grupą innych działaczy KPZU jesienią 1930 r. Jak pisze Reguła: „Oskarżeni sypali innych towarzyszy partyjnych (…). Przodowali w tym komuniści, zajmujący stanowiska kierownicze (…). Okazało się, że ci bohaterowie byli skończonymi tchórzami” (J.A. Reguła, Historia Komunistycznej Partii Polski, Warszawa 1934, s. 243). Michnik w wywiadzie z Danielem Cohn-Benditem stwierdził: „Mój ojciec był bardzo znanym działaczem komunistycznej partii przed wojną, siedział osiem lat w więzieniu. Po wojnie nie odgrywał żadnej roli. Nie odgrywał, bo nie chciał jej odgrywać” (cyt. za: L. Żebrowski, Paszkwil „Wyborczej”, Warszawa 1995, s. 35). Zdaniem Żebrowskiego (op. cit., s. 35): „Bardziej prawdopodobne jest jednak to, iż z powodu zaszłości nie powierzono mu wysokich funkcji partyjnych”. Ze zwierzeń Michnika w „Polityce Polskiej” dowiadujemy się również, że od ojca już w pierwszych rozmowach otrzymał „niezwykle mocny zastrzyk myślenia antyreżimowego”. Był to rzeczywiście „mocny” zastrzyk, jeśli nie przeszkodził Michnikowi już w młodości w działaniu przez lata w komunistycznym „czerwonym harcerstwie” walterowców, a jeszcze podczas swego procesu w 1969 r. w gromkich zapewnieniach, że jest komunistą! Brat – morderca sądowy W „Między panem a plebanem” (op. cit., s. 50) znajdujemy kolejne łgarstwo Michnika o ojcu: „Przez wszystkie lata bardzo konsekwentnie unikał peerelowskiej kariery”. Jak więc wytłumaczyć piastowanie przez Ozjasza Szechtera w czasach stalinowskich stanowiska zastępcy redaktora naczelnego skrajnie serwilistycznego organu związków zawodowych – „Głosu Pracy” (od 1 stycznia 1951 r. do 11 marca 1953 r.). Ciekawe, że szefem Szechtera w tej gazecie kadłubowych związków zawodowych był Bolesław Gebert, ojciec obecnego podwładnego Michnika – Dawida Warszawskiego (Geberta). Wpływ wychowawczy „wielkiego antykomunisty” Ozjasza Szechtera jakoś nie zaszkodził w PRL-owskiej karierze starszego brata Adama – mordercy sądowego Stefana Michnika. Należy on do grupy stalinowskich katów, którzy winni odpowiadać przed sądem Rzeczypospolitej za zbrodnie przeciwko Narodowi Polskiemu. Prezes Sądu Najwyższego Adam Strzembosz pisał na łamach „Rzeczpospolitej” (z 18 marca 1996 r.) o kapitanie Stefanie Michniku jako członku jednej z dwóch grup sędziów najbardziej odpowiedzialnych za mordercze wyroki. Był on bowiem członkiem grupy sędziów, którzy orzekali wyroki śmierci w sprawach, w których doszło później do pełnej pośmiertnej rehabilitacji osób skazanych na śmierć. Jeszcze jako młody podporucznik Stefan Michnik został dopuszczony do sądzenia spraw oficerów dużo wyższych od niego stopniem. Niejednokrotnie wchodził do składów sędziowskich w warszawskim Wojskowym Sądzie Rejonowym, który miał najwięcej spraw „ciężkiego kalibru” o wielkim politycznym znaczeniu, oczywiście spraw całkowicie sfabrykowanych. Wyrokował w tzw. sprawach tatarowskich. Stefan Michnik nie zawiódł pokładanego w nim zaufania. Sądził tak, jak od niego oczekiwano, nieuczciwie i bezwzględnie, wydając surowe wyroki, w tym wyroki śmierci na osoby całkowicie niewinne. I został za to dobrze wynagrodzony, awansując w 1956 r. w wieku zaledwie 27 lat do stopnia kapitana. Jako podporucznik był sędzią wydającym wyroki w sfabrykowanych procesach majora Zefiryna Machalli, pułkownika Maksymiliana Chojeckiego, majora Jerzego Lewandowskiego, pułkownika Stanisława Weckiego, majora Zenona Tarasiewicza, pułkownika Romualda Sidorskiego, podpułkownika Aleksandra Kowalskiego (por. „Dokumenty. Mieczysław Szerer. Komisja do badania odpowiedzialności za łamanie praworządności 10 czerwca 1957″, paryskie „Zeszyty Historyczne”, 1979, nr 49, s. 156-157, i J. Poksiński, My sędziowie, nie od Boga…, Warszawa 1996, s. 276). Wydał w tych procesach surowe wyroki, w tym kilka wyroków śmierci. 10 stycznia 1952 r. stracono w wieku 37 lat skazanego na śmierć przez Michnika majora Zefiryna Machallę (został zrehabilitowany pośmiertnie 4 maja 1956 r.). Stefan Michnik wydał wyroki śmierci również na byłego polskiego attaché wojskowego w Londynie, pułkownika M. Chojeckiego i na majora J. Lewandowskiego. Ci mieli więcej szczęścia, wyroku nie wykonano. W przypadku płk. Chojeckiego zadecydowało to, że wiceminister MBP Romkowski chciał wykorzystać Chojeckiego jako świadka w innym procesie. Dzięki temu Chojecki dożył 1956 r., a 28 marca 1956 r. jego sprawa została umorzona z powodu całkowitego braku dowodów winy. 8 grudnia 1954 r. zmarł, niecały miesiąc po udzieleniu mu przerwy w odbywaniu kary więzienia, skazany przez Michnika na 13 lat więzienia płk Stanisław Wecki, były wykładowca Akademii Sztabu Generalnego, przez dwa lata więzienia torturowany, pośmiertnie uniewinniony (por. J. Poksiński, TUN, Warszawa 1992 r.). Ciężkie przejścia więzienne przyspieszyły śmierć innego skazanego przez Michnika (na 12 lat więzienia) płk. Romualda Sidorskiego, byłego naczelnego redaktora „Przeglądu Kwatermistrzowskiego”. W marcu 1955 r. ze względu na bardzo zły stan zdrowia udzielono mu przerwy w odbywaniu kary; zmarł wkrótce. Został pośmiertnie zrehabilitowany 25 kwietnia 1956 r. Wyroki śmierci w głośnych sprawach wysokich oficerów z grupy generała Tatara wcale nie były jedynymi wyrokami śmierci, które orzekł Stefan Michnik. Tylko że te inne wyroki – w sprawach oficerów podziemia niepodległościowego, są dużo mniej znane. Tak jak podpisany przez Stefana Michnika wyrok śmierci na majora Karola Sęka, który miałem możliwość oglądać w listopadzie 1994 r. na wystawie na UMCS w Lublinie, uczestnicząc tam w panelu na temat „Żołnierzy wyklętych” (tj. żołnierzy polskiego niepodległościowego podziemia po 1944 r.). Major Karol Sęk, artylerzysta spod Radomia, przedwojenny oficer, potem oficer Narodowych Sił Zbrojnych, został stracony z wyroku sędziego wojskowego Stefana Michnika w 1952 r. Stefan Michnik „niewiele rozumiał, ale podpisywał wyroki śmierci i czuwał nad ich wykonaniem”. A były to wyroki godzące w najlepszych polskich patriotów. Tak jak w przypadku kierowanego przez Stefana Michnika wykonania wyroku śmierci na wspaniałym polskim patriocie Andrzeju Czaykowskim, cichociemnym, powstańcu warszawskim, zastępcy dowódcy połączonych baonów „Oaza-Ryś” na Mokotowie i Czerniakowie. Odznaczonym za bohaterstwo w walce z Niemcami Krzyżem Virtuti Militari. Zamordowano go na Mokotowie 10 października 1953 r. pod nadzorem porucznika Stefana Michnika (por. opis tej tragedii pióra P. Jakuckiego, „Zamordowany za patriotyzm”, „Gazeta Polska”, 20 października 1994 r.). Hańba domowa Myślę, że sprawa brata – stalinowskiego zbrodniarza, stanowi jeden z kluczy, wyjaśniających ciągły flirt Adama Michnika z komunistami po czerwcu 1989 r. Chodziło o łączący go z nimi równie głęboki strach przed rozliczeniami i pełnym pokazaniem „hańby domowej” czy „hańby rodzinnej”. Mając stalinowskiego kata w rodzinie, Michnik robił wszystko, aby nie doszło do prawdziwych rozliczeń ze zbrodniami komunizmu, opublikowania ksiąg hańby, bo uznał to za niezwykle groźne dla własnej legendy. Przypomnę tu, że Adam Michnik usprawiedliwiał wyroki wydawane przez swego brata (nigdzie nie podając jednak, że chodziło o wyrok śmierci) tym, że: „Kiedy zapadały najgorsze wyroki, Stefan był dwudziestoparoletnim człowiekiem, który niewiele rozumiał z tego, co się działo” („Między panem…”, s. 48). Wyjaśnijmy więc, że młody porucznik Stefan Michnik gorączkowo rwał się do sądzenia w sfabrykowanych procesach wojskowych nad dużo wyższymi od niego stopniem majorami czy pułkownikami, bo widział w tym szansę błyskawicznego przyspieszenia swojej kariery. I rzeczywiście uległa ona radykalnemu przyspieszeniu – już w wieku 27 lat awansował na kapitana. Przy obrazie rodowodu Adama Michnika warto wspomnieć również o roli jego matki, zaangażowanej komunistki sprzed wojny – Heleny Michnik. Po wojnie wsławiła się głównie dogmatycznymi podręcznikami, zalecającymi m.in. jak najskuteczniej walczyć z religią katolicką. Oto przykładowy fragment jej zaleceń zamieszczony w „Komentarzu metodycznym dla klasy IX ogólnokształcącej szkoły korespondencyjnej stopnia licealnego” do podręczników: E. Kosiński „Historia wieków średnich”, A.W. Jefimow „Historia nowożytna”, S. Missalowa i J. Schoenbrenner „Historia Polski”, Warszawa 1953 r.: „(…) Nie wystarczy np. powiedzieć, że Kościół był główną podporą feudalizmu, lecz trzeba to udowodnić. Udowadniać będziecie w ten sposób: Kościół był główną podporą feudalizmu, ponieważ: 1) głosił, że władza królewska pochodzi od Boga, a więc poddanym nie wolno się buntować; 2) głosił wieczność feudalizmu i zasady nierówności społecznej; 3) stosował klątwę kościelną i karał wszystkich występujących przeciwko nierówności społecznej; 4) urządzał krucjaty przeciwko ruchom ludowym, np. przeciwko albigensom we Francji, husytom w Czechach itd.; 5) zwalczał postępową naukę, gdyż podważała ona panujący ustrój (np. potępienie nauki Kopernika, Galileusza itd.); 6) przez hasło ‚błogosławieni maluczcy duchem’ utrwalał ciemnotę i zacofanie mas ludowych; 7) głosząc, że ci, którzy cierpią na tym świecie, będą zbawieni po śmierci, rozbrajał rewolucyjną walkę mas ludowych” itd. Adam Michnik twierdził, że jego matka wywodziła się z „całkowicie spolonizowanej żydowskiej rodziny”, pisał o jej „całkowitej identyfikacji z polskością” („Między panem…”, s. 46-47). Nie wyjaśnił tylko, jak pod opieką takich patriotycznych rodziców – ojca jakoby absolutnie „polskiego Polaka” i matki „całkowicie identyfikującej się z polskością” – on sam już w młodości stał się narodowym nihilistą („Między panem…”, s. 91). Pisał sam o sobie, że był narodowym nihilistą i rzekomo przestał nim być po marcu 1968 r. Komunistycznemu rodowodowi Michnika towarzyszyły odpowiednie splendory – wielkie, eleganckie mieszkanie w gęsto obsadzonej przez zaufanych towarzyszy z partyjnej i bezpieczniackiej elity Alei Przyjaciół w Warszawie, dokładnie w tym samym domu, w którym mieszkał były stalinowski minister bezpieczeństwa Stanisław Radkiewicz (por. „Wprost”, 22 listopada 1991 r.).(…)” |
|
Data: 2013-11-09 13:32:25 | |
Autor: Klin | |
michnik - żydowski demiurg III RP | |
W dniu 2013-11-09 11:42, Mark Woydak pisze:
http://forum.dlapolski.pl/viewtopic.php?t=3087 http://hej-kto-polak.pl/wp/?p=2400 |
|
Data: 2013-11-09 16:53:12 | |
Autor: Mark Woydak | |
michnik - żydowski demiurg III RP | |
PiS-owski PSYCHOPATA podpisyjący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek) piszacy z mx05.eternal-september.org uzywajacy czytnika 40tude_Dialog/2.0.15.1pl to OSZOŁOM PODSZYWANIEC. Fakt, ze podszywa sie pod moje dane swiadczy o daleko posunietej chorobie alkoholowej. Tani alkohol i marne wina dokonaly calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma juz dla niego ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych cięzkich chwilach! Nie ma nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i wyleniały ze starości kot go opuścili! Módlmy się bracia i siostry! Nadzieja na pełny powrót do zdrowia tego osobnika jest niewielka ale spełnijmy chrześciański obowiązek! Wnośmy modły za PiS-owskiego chorego psychicznie brata! MW -- Użytkownik "Klin" <""klin\"@wp.pl, ,"> napisał w wiadomości news:527e2b60$0$2158$65785112news.neostrada.pl... W dniu 2013-11-09 11:42, Mark Woydak pisze: |
|
Data: 2013-11-09 16:53:04 | |
Autor: Mark Woydak | |
michnik - żydowski demiurg III RP | |
PiS-owski PSYCHOPATA podpisyjący się "Mark Woydak" (używający również innych
ksywek) piszacy z mx05.eternal-september.org uzywajacy czytnika 40tude_Dialog/2.0.15.1pl to OSZOŁOM PODSZYWANIEC. Fakt, ze podszywa sie pod moje dane swiadczy o daleko posunietej chorobie alkoholowej. Tani alkohol i marne wina dokonaly calkowitego spustoszenia w mózgu tego osobnika. Nie ma juz dla niego ratunku! Módlmy się bracia i siostry! Wspierajmy go w tych cięzkich chwilach! Nie ma nikogo oporócz nas! Nawet zdychający pies i wyleniały ze starości kot go opuścili! Módlmy się bracia i siostry! Nadzieja na pełny powrót do zdrowia tego osobnika jest niewielka ale spełnijmy chrześciański obowiązek! Wnośmy modły za PiS-owskiego chorego psychicznie brata! MW -- Użytkownik "Mark Woydak" <mark.woydak@forst.gmx.de> napisał w wiadomości news:hxqy0045d01n.1vwqszn9um51z.dlg40tude.net...
|