Data: 2011-03-05 19:35:41 | |
Autor: Grzegorz Z. | |
multikulti po polsku | |
"Gówno" - odpowiadała zawsze, gdy jej nie rozumiałem. Musiałem spać na
podłodze. Budziła mnie kopniakami. Moim codziennym obowiązkiem było pucowanie mieszkania. Zabroniła mi otwierać lodówkę, zaczęła dawkować jedzenie - dwie kanapki dziennie. Był kierownikiem zespołu barmanów w hotelu Ali Baba w Hurghadzie. Był kimś. Najstarszy z rodzeństwa, stawiany za wzór. Nauczył się angielskiego, dobrze zarabiał. Codziennie w białej koszuli robił drinki przy barze. To ona go zaczepiła. - Nie była ładna, ale miała piękne serce - mówił potem. Odwiedziła go w Egipcie jeszcze dwa razy. Zabrała jego koszulkę. Gdy rozmawiali przez Skype'a, wąchała ją i mówiła: "Kochanie...". Pobrali się w USC w Piasecznie po roku znajomości. Sąsiadka z góry: - Jakoś we wrześniu zauważyłam, że do Alicji wprowadził się czarnoskóry mężczyzna. Przez trzy miesiące to była wielka miłość. W listopadzie coś zaczęło się psuć. Spotkałam ją kiedyś na klatce, powiedziała: "Miłość minęła, został tylko problem". Wieczorem słyszałam, jak Alicja ze swoim synem i byłym narzeczonym krzyczeli na tego mężczyznę: "Ty skurwielu! Ty chujozo! Ty debilu! Ty kretynie!". On odpowiadał łamaną polszczyzną: "Prose, nie bij, przeprasam...". Potem widziałam, jak skulony siedzi na klatce. Zaczepiłam go. Powiedziałam, że trzeba się zgłosić do ambasady Egiptu, ale uciekł. Bał się sąsiadów. Sąsiad z dołu: - Coś nie tak było z tą relacją. Widywałem go zimą snującego się po mieście w jesiennych butach, cienkiej kurtce, bez czapki. Trząsł się z zimna. Wyglądał na człowieka, który nie ma domu. Słyszałem, jak Alicja raz wrzasnęła do niego na klatce schodowej: "Idź, wypierdol śmieci!". Kiedyś widziałem, jak jadł suchy chleb ze śmietnika. Miłość a różnice kulturowe On - Abdullah, 37 lat. W egipskiej sieci hoteli w Hurghadzie pracował przez 16. Przyjechał do Polski na początku września 2009 r., by wziąć ślub. Ona - Alicja, 39 lat. Rozwódka, 18-letni syn Tadeusz na utrzymaniu. Jest kosmetyczką. We troje zamieszkali w jej dwupokojowym mieszkaniu w Piasecznie. Porozumiewali się mieszanką angielskiego, rosyjskiego i polskiego. W Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim rozpoczęli starania o zalegalizowanie pobytu Abdullaha w Polsce. Po kilku miesiącach Alicja zwróciła się do urzędu z prośbą o zawieszenie postępowania, ponieważ nie widziała przyszłości ich związku "ze względu na problemy językowe oraz różnice kulturowe". Sąsiadka z naprzeciwka: - Z Alicją znamy się od lat, bywamy u siebie. On też przychodził. Skarżył się, że żona każe mu iść do pracy i sprzątać w domu. Ja mu tłumaczyłam, że Polki chcą mieć w domu czysto i że do tego trzeba się przyzwyczaić, a mój mąż też musi chodzić do pracy. Alicja: - On nie chciał się myć. Przez kilka dni chodził w tym samym podkoszulku. Zależało mu tylko na tym, by spać do południa. Siedział całymi dniami przed telewizorem, nie uczył się polskiego. Potem wychodził z domu. Nie wiem, co wtedy robił. Oni tak żyją w Egipcie. Zostawiał mi czasem 20 zł. Zorientowałam się, że zależy mu tylko na karcie pobytu. Powiedział mi kiedyś, że mężczyźni w Egipcie od Europejek chcą albo seksu, albo pieniędzy, albo kartę pobytu. Abdullah: - Chciałem, byśmy zamieszkali w Egipcie. Alicja przekonała mnie jednak, że w Polsce są lepsze perspektywy i więcej hoteli, w których mógłbym pracować. Na początku było nam naprawdę dobrze. Chciałem od razu uczyć się polskiego, ale poprosiła, bym nie wydawał tyle pieniędzy. Miała dostęp do wszystkich moich oszczędności. Moje pieniądze skończyły się miesiąc po ślubie. I wtedy zaczął się koszmar. Stałem się niewolnikiem żony i jej syna. Musiałem spać na podłodze, budzili mnie kopnięciem. Nie mogłem się przed nimi umyć ani skorzystać z ubikacji - musiałem chodzić do toi toi lub toalet publicznych. Moim codziennym obowiązkiem było pucowanie mieszkania. Inaczej nie mógłbym wrócić na noc do domu. Żona zaczęła mi dawkować jedzenie. Na początku pozwalała mi zjeść dwie kanapki w ciągu dnia, a Tadeusz pilnował, czy nie biorę czegoś jeszcze. Potem zabroniła mi w ogóle otwierać lodówkę. Raz na jakiś czas rzucała na podłogę przeterminowane produkty i mówiła: "Jak chcesz, to jedz". Mogłem jeść z psiej miski, ale tego nie robiłem. Jestem muzułmaninem, nie jem wieprzowiny i nie piję alkoholu. Zdarzyło się, że dała mi kawałek mięsa i gdy już w połowie go zjadłem, mówiła: "To świnia". Pomyśl, jak musiałem się wtedy czuć. Krzyczał, by ktoś go uratował Częstym gościem w ich domu był Jan, dawny znajomy Alicji. Abdullah: - Pili alkohol, a potem uprawiali seks. Ja musiałem na to patrzeć. Pamiętam wieczór, kiedy żona z kochankiem i synem pili do nieprzytomności. Zmusili mnie, bym z nimi siedział do czwartej w nocy. Byłem tak zmęczony, że położyłem się na kanapie. Wtedy rzucili się na mnie. Skakali po mnie, kopali i bili. Zamknęli drzwi na klucz, bym nie uciekł. Krzyczałem w nadziei, że ktoś z sąsiadów usłyszy i mnie uratuje. Potem Alicja i Tadeusz bili go już regularnie. - Nie broniłem się. Nie chciałem mieć problemów. Raz chwyciłem żonę za rękę, ale wtedy ona zaczęła udawać, że dzwoni na policję, mówiąc, że to ja ją biję. Ja przecież w Polsce nikogo poza nią nie znałem. Byliśmy małżeństwem przez pół roku. W ciągu tego czasu dwa razy poleciała do Egiptu. Potem pokazywała mi zdjęcia, na których ściskała się i całowała z młodymi chłopakami. Słyszałem, jak rozmawiała przez telefon: "Tęsknię, kocham...". Umawiała się z nimi na rozmowy przez Skype'a. Musiałem wtedy wychodzić na dwór z psem i chodzić do czasu, aż Tadeusz wyśle mi SMS-a, że mogę wracać. Czasami było to w środku nocy. Marzłem, bo miałem jedynie ubranie przywiezione z Egiptu. Nowego żona nie pozwoliła mi kupić. Płakał i pokazywał siniaki Szukał pracy w warszawskich hotelach i w restauracjach. Bez powodzenia. Spędził kilka próbnych dni w pierogarni w Piasecznie, ale nie umiał porozumieć się z innymi pracownikami, więc nie został zatrudniony. Zostawił tam jednak swój telefon "na wszelki wypadek". Wrócił tam, kiedy temperatura spadła do -15 stopni. Przyszedł w sandałach i cienkiej kurtce, chudszy o kilkanaście kilo. Maria, właścicielka pierogarni, wpuściła go do środka i poczęstowała obiadem. Przebąkiwał coś o problemach z żoną, ale więcej mówić nie chciał. Potem pojawiał się już regularnie. Czasem z własnej inicjatywy zamiatał kuchnię i mył naczynia. Jadł obiad razem z personelem. Maria dała Abdullahowi buty i ubranie po kilkunastoletnim synu. Od czasu do czasu nocował w przebieralni dla kelnerów. Przed wyjściem do domu zostawiał ubrania. "Żeby nie mieć problemów" - tłumaczył. Maria: - Pamiętam dzień, w którym pokazał mi siniaki. Te na rękach, szyi i głowie. Mówił, że ma też na plecach i brzuchu, ale nie chciałam ich oglądać, bo to by było krępujące. Płakał. Nie poszedł do lekarza, by zrobić obdukcję, bo przebywał w Polsce nielegalnie. Albo inaczej - nie wiedział, czy jest legalnie, czy nie, wolał więc nie ryzykować. Patrzyłam na te siniaki i na płaczącego mężczyznę i też płakałam. Na początku nie mogłam uwierzyć, że w domu jest mu tak źle, jak opowiadał, ale któregoś wieczoru zadzwoniła żona Abdullaha i on włączył telefon na tryb głośnomówiący. Mówił tylko: "tak, kochanie", "dobrze, kochanie", a ona wrzeszczała, by szedł po wódkę do sklepu! Wyzywała go i ciągle przeklinała. Nie myślałam, że kobieta w ogóle może tak mówić. Wtedy uwierzyłam mu i postanowiłam pomóc. Powiedział tylko: mam problemy Sąsiadka z naprzeciwka: - Wiem, że Alicja kupiła mu bilet do Egiptu za pożyczone ode mnie 1600 zł, ale go nie wziął i uciekł. Abdullah: - 26 marca żona i jej kochanek obudzili mnie kopnięciem o 5 rano. Jan powiedział, że za chwilę mam samolot i muszę wynieść się do Egiptu. W przeciwnym razie straż graniczna wywiezie mnie tam w kajdankach. Alicja powiedziała też, że jesteśmy rozwiedzeni. Ja nie miałem pojęcia, jak wygląda moja sytuacja, bo całą korespondencję ona czytała i na moich oczach darła. Powiedziałem, że muszę wyjść na chwilę na papierosa. Paliłem i myślałem, co robić. Zadzwoniłem do Marii, ale byłem tak przerażony, że nie mogłem mówić. Zdołałem tylko powiedzieć: "mam problemy". Powiedziała, bym przyjechał do niej do pierogarni, bo znalazła w Google'u organizację, która pomaga takim jak ja. Pobiegłem na przystanek autobusowy. Gdy wysiadłem z autobusu, zobaczyłem pędzącego samochodem w moim kierunku Jana. Zacząłem biec co sił. To była 7 rano, na ulicy pusto, nikogo kto by mi pomógł. Ja skręcałem i on skręcał, miałem wrażenie, że chce mnie rozjechać. To było jak w filmie. Wreszcie dobiegłem do pierogarni i zatrzasnąłem drzwi. To był mój ostatni dzień w Piasecznie. Maria wraz z mężem zawieźli Abdullaha do Stowarzyszenia Interwencji Prawnej do Warszawy. Jego sytuacją zajęła się prawniczka Ewelina Mokrzecka. To ona zawiadomiła prokuraturę. Dołączyła zeznania Abdullaha. W uzasadnieniu wniosku napisała: stosowanie gróźb z powodu przynależności rasowej, zakaz modlitwy zgodnej z wyznaniem, zmuszanie do pracy oraz pozbawienie środków do życia, bicie, wyszydzanie, dręczenie głodem, wyganianie zimą z domu, zmuszanie do picia alkoholu i oglądania seksu żony z kochankiem. Ewelina Mokrzecka: - Abdullah przyjechał do Polski na miesięcznej wizie. W celu przedłużenia pobytu cudzoziemiec musi złożyć odpowiedni wniosek 45 dni przed jej wygaśnięciem. Nie miał więc szans - został z góry skazany przez żonę, która była jego pełnomocnikiem, na pozostanie nielegalnym. Czemu na to pozwolił? Abdullah przez kilka dni przebywał w La Stradzie - Fundacji przeciwko Handlowi Ludźmi i Niewolnictwu. Potem mieszkał w warszawskiej siedzibie Caritasu. Ewelina Mokrzecka: - Ogromnym problemem było znalezienie dla Abdullaha dachu nad głową, bo jest mężczyzną i pochodzi z innego kręgu kulturowego. Jest bardzo mało noclegowni dla mężczyzn będących ofiarami przemocy w rodzinie. A mieszkanie wśród kobiet dla muzułmanina jest niezgodne z jego kulturą, wręcz uwłaczające. Zorganizowała dla niego zbiórkę ubrań, bo Abdullah wszystkie rzeczy zostawił w Piasecznie. Miał zaburzenia psychoruchowe, bał się wychodzić na ulicę, nie mógł jeść. Skierowano go do psychologa międzykulturowego z fundacji Ocalenie. Dwa miesiące temu poznał Egipcjanina z rodzimego miasta, który zaproponował mu pracę w barze z kuchnią turecką w Grójcu. Jest tam kucharzem. Bar reklamuje się hasłem "Kucharz z Egiptu!". Abdullah pracuje od rana do ostatniego klienta. - Jest w porządku. Mam pieniądze. Chcę dostać kartę stałego pobytu i otworzyć swój bar - mówi. - Może kiedyś spotkam dobrą kobietę. Do Egiptu nie może wrócić. Jego rodzina wie tylko, że miał problemy z żoną i od niej odszedł. - Nie mogłem im opowiedzieć o swojej sytuacji. Zapytaliby, czemu pozwoliłem jej tak się traktować. Nie mogę też wrócić z pustymi rękoma do domu. Mam pięć sióstr i brata. To ja im zawsze pomagałem. Nie mogę wrócić tylko z problemami. 30 listopada 2010 r. sprawa Abdullaha trafiła do Sądu Okręgowego w Piasecznie. Wciąż się toczy. Alicji i Tadeuszowi grozi od trzech miesięcy do pięciu lat więzienia. http://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,9204524,Egipcjanin_w_Polsce___Bylem_niewolnikiem_zony_.html?as=2&startsz=x |
|
Data: 2011-03-06 06:42:23 | |
Autor: Jakub A. Krzewicki | |
multikulti po polsku | |
sobota, 5 marca 2011 19:35. carbon entity 'Grzegorz Z.' <jacksparrow@noname.com>
contaminated pl.soc.polityka with the following letter: "GĂłwno" - odpowiadaĹa zawsze, gdy jej nie rozumiaĹem. MusiaĹem spaÄ nahttp://warszawa.gazeta.pl/warszawa/1,95190,9204524,Egipcjanin_w_Polsce___Bylem_niewolnikiem_zony_.html?as=2&startsz=x PiÄknym za nadobne: Dziennik: Honorowe morderstwa dotarĹy do Polski Agnieszki A. szukaĹa w ubiegĹym roku caĹa Polska. Po 10 dniach znaleziono jej zwĹoki. O zabĂłjstwo zostaĹ oskarĹźony jej mÄ Ĺź, obywatel Pakistanu, Naeem A. Morderstwa kobiet âw obronie honoruâ to prawdziwa plaga w muzuĹmaĹskich rodzinach. Czy dotarĹa do Polski? 32-letnia matka czworga dzieci zniknÄĹa nagle, 7 czerwca, zapadĹa siÄ jak kamieĹ w wodÄ. Po 10 dniach od zaginiÄcia odnaleziono zwĹoki. Kobieta zostaĹa zamordowana dwoma ciosami noĹźa w brzuch. OskarĹźony o zabĂłjstwo mÄ Ĺź , obywatel Pakistanu, Naeem A. wĹaĹnie stanÄ Ĺ przed sÄ dem w Ĺodzi. Naeem w Polsce prowadzi od lat interesy. To tu, pod koniec lat 90 narodziĹo siÄ ich uczucie. Na Ĺwiat przychodziĹy ich dzieci: chĹopiec i trzy dziewczynki. Kiedy w 2004 roku Agnieszka wyjechaĹa do Pakistanu w lot pojÄĹa, Ĺźe w rodzinnym kraju mÄĹźa nie bÄdzie traktowana na rĂłwni z nim. Tam panowaĹy zupeĹnie inne zasady. Jako ostatnia dostawaĹa resztki jedzenia i wodÄ. CzĹonkowie jego rodziny ubliĹźali jej i poniĹźali jÄ na kaĹźdym kroku. PostanowiĹa uciec. Nie byĹo to Ĺatwe, bo mÄ Ĺź zabraĹ jej i dzieciom paszporty. Ale zdesperowanej kobiecie udaĹo siÄ skontaktowaÄ z ambasadÄ . DostaĹa schronienie, wyjechaĹa do Polski. MiaĹa nadziejÄ, Ĺźe wreszcie skoĹczyĹo siÄ jej piekĹo. wiÄcej: http://tinyurl.com/6z9qmu5 -- tois egregorosin hena kai koinon kosmon einai ton de koimomenon hekaston eis idion apostrephesthai |
|
Data: 2011-03-06 12:29:16 | |
Autor: Grzegorz Z. | |
multikulti po polsku | |
Jakub A. Krzewicki napisał:
Pięknym za nadobne: To prawda. Przypadek "Abdullacha" wytrąca jednak argument nacjonalistyczno-katolickiemu oszołomstwu straszącego polską patologiczną biedotę perspektywą minaretów i zachęcającemu ich do jeszcze większego namnażania się. Bo tak naprawdę "my" i "oni" mamy wewnętrznie tą samą naturę. |
|
Data: 2011-03-06 12:50:13 | |
Autor: jadrys | |
multikulti po polsku | |
W dniu 2011-03-06 12:29, Grzegorz Z. pisze:
Jakub A. Krzewicki napisaĹ: Ale my nie nawoĹujemy do "ĹwiÄtych Wojen". -- Kapitalizm jest chorobÄ (zarazÄ ) z ktĂłrÄ naleĹźy walczyÄ.. InstalujÄ c Linuksa na swoim komputerze robisz pierwszy krok w tym kierunku.. |
|
Data: 2011-03-06 12:58:11 | |
Autor: Jakub A. Krzewicki | |
multikulti po polsku | |
niedziela, 6 marca 2011 12:29. carbon entity 'Grzegorz Z.' <jacksparrow@noname.com>
contaminated pl.soc.polityka with the following letter: Jakub A. Krzewicki napisaĹ: SUMMARY BiaĹa Arabeska + kochanek Saracen = perwersyjna zabawa pt. "Kto kogo wyrucha" ;) -- tois egregorosin hena kai koinon kosmon einai ton de koimomenon hekaston eis idion apostrephesthai |