Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   platfusy sie bija - wojna blazna z fircykiem

platfusy sie bija - wojna blazna z fircykiem

Data: 2009-05-24 17:41:58
Autor: wawa
platfusy sie bija - wojna blazna z fircykiem
 Palikot-Schetyna: błazen kontra wicepremier


Przełom marca i kwietnia, zebranie partyjnej wierchuszki PO. Liderzy pokazują
sobie sondaż na temat zaufania do polityków. Zobacz, Palikot jest wyżej od
ciebie - Tusk w żartach, ale kąśliwie zwraca się do Schetyny. Następną uwagę
premier rzuca do Palikota: To się dla ciebie źle skończy.

Intelektualista, który romansował z Platformą, ale zostawił politykę: Miałem
różnicę zdań ze Schetyną. Podszedł do mnie bardzo blisko. Patrząc prosto w oczy,
lodowatym tonem spytał: <Kłócisz się ze mną?!>. Jest w nim coś diabolicznego.
Nie boję się Ziobry czy Kaczyńskiego, a Grzegorza autentycznie tak.


Ciekawe, że na wojnę z potężnym wicepremierem zdecydował się Janusz Palikot,
człowiek bez partyjnego zaplecza, postać z gębą błazna. Jeszcze rok temu
Schetyna traktował go z przymrużeniem oka, lekceważąco. Od kilku miesięcy
pojedynek między nimi jest prawdziwy, chwilami brutalny.

Zawiany milioner

9 kwietnia. Prokurator krajowy Edward Zalewski zleca lubelskiej prokuraturze
apelacyjnej przeprowadzenie kontroli. Apelacja ma zbadać okoliczności umorzenia
śledztwa w sprawie rzekomego nielegalnego finansowania kampanii przez Palikota w
2005 r. Chodzi o to, że podstawieni emeryci i studenci wpłacali na kampanię
polityka pokaźne sumy. Jest podejrzenie, że nie były to ich pieniądze, ale kasa
samego biznesmena. Takie działanie byłoby łamaniem przepisów wyborczych.

Lubelska apelacja, po zleceniu z Warszawy, szybko uznaje, że umorzenie śledztwa
było zasadne. Zalewskiemu, który uchodzi za człowieka Grzegorza Schetyny, to nie
wystarcza. Z naszych informacji wynika, że w towarzystwie kilku innych śledczych
osobiście bierze się za analizę akt. Istnieją poważne argumenty, że w kampanii
Palikota były nieprawidłowości - taki jest wniosek z kilkugodzinnej narady.

23 kwietnia Zalewski pojawia się w Sejmie, na posiedzeniu komisji
sprawiedliwości. Mówi, że Prokuratura Krajowa podjęła decyzję o wznowieniu
śledztwa. W tym samym czasie w jednej z warszawskich restauracji obiad jedzą
politycy z rządu. Przy stoliku siedzą: Grzegorz Schetyna, Paweł Graś, Mirosław
Drzewiecki. W knajpie zjawia się Janusz Palikot. Był wstawiony, wiedział już o
decyzji ogłoszonej przez Zalewskiego w Sejmie - opowiada jeden z uczestników
obiadu. Rozpętuje się dzika awantura. Palikot się wścieka, że śledztwo jest
wznawiane, choć prokuratura za czasów Ziobry niczego nie wykryła. Wprost oskarża
Schetynę, że sprawa jest wskrzeszana z jego polecenia. I grozi wicepremierowi,
że sięgnie w walce z nim po równie brutalne metody. Zostanie po tej wojnie
spalona ziemia! - te słowa słyszy od Palikota Schetyna.

Kilkanaście minut później wianuszek dziennikarzy otacza Palikota w Sejmie.
Reporterzy pytają o wznowienie śledztwa. Zawiany poseł odpowiada: Wierzę, że
będzie dobrze. A jak nie, no to jestem ukrzyżowany.

Wypala, że to Schetyna chce go osłabić, bo będą przeciw sobie walczyć o
przywództwo w Platformie, gdy Tusk odejdzie do Pałacu Prezydenckiego. Grzegorz
na pewno nie jest osobą, która się z tego nie cieszy - rzuca Palikot, gdy
dziennikarze dopytują o wznowienie kampanijnego śledztwa. Gdy trzeźwieje,
rozumie, że przesadził. Nie z wojną przeciw Schetynie, ale z nagłośnieniem
sprawy. Dzwoni do wicepremiera, ale ten nie odbiera. Przesyłał Grzegorzowi SMS-y
z przeprosinami - opowiada jeden z członków rządu.

Słupy to codzienność

Połowa ubiegłego tygodnia. Spotykamy się z Januszem Palikotem w sejmowej
kawiarni. Pytamy o śledztwo. Nie jest zaniepokojony. Mówi, że akurat w tej
sprawie niewiele mu grozi. Nawet jeżeli prokuratorzy wykażą, że emeryci i
studenci wpłacali na kampanię nie własne, ale jego pieniądze. Po konsultacjach z
wybitnymi karnistami jest pewny swego. Uważa, że historia może się skończyć co
najwyżej mandatem. Ale najciekawsze jest to, że poseł przeprowadził badanie na
temat sondażowych konsekwencji sprawy.


I są one dla niego pomyślne. Wnioski można streścić tak: jeśli kasa należała do
Palikota, to mógł ją sobie wpłacić na kampanię, nawet przez podstawione osoby -
winne są głupie reguły, a nie Palikot. Złamanie przepisów wyborczych? To nie
problem, bo szacunek Polaków dla prawa jest niski.

Były polityk prawicowy, z kilkunastoletnim stażem: Proceder wpłacania pieniędzy
na kampanię przez podstawione osoby jest powszechny. W tej sprawie panuje
polityczny konsensus. Za to na Palikota nikt się nie rzuci, bo zginie od własnej
broni.

A co mogłoby zaszkodzić człowiekowi, który zdecydował się na wojnę ze Schetyną?
Jest jedna taka historia.

Była żona może szkodzić

Z badań, które zlecił Palikot, wynika, że ogromną szkodę przyniosłoby mu
potwierdzenie wiadomości o oszukiwaniu małżonki przy rozwodzie. Od roku w
Prokuraturze Okręgowej w Warszawie toczy się śledztwo, a ukrywanie przez niego
majątku przed Marią Nowińską jest jego najważniejszym wątkiem.

Tak się składa, że od dwóch miesięcy sprawy w tym postępowaniu nabierają
przyśpieszenia. W marcu został powołany biegły, który ma ocenić, czy Palikot w
2004 r. działał na szkodę spółki będącej wspólną własnością jego i żony. Z
naszych informacji wynika, że prokuratura jest w posiadaniu niekorzystnej dla
polityka analizy ekonomicznej. Pięć lat temu, będąc w sporze z Nowińską, Palikot
wyprzedawał ich wspólne papiery wartościowe anonimowym podmiotom za granicą, w
których z resztą pojawiali się współpracownicy przyszłego polityka. Ze
wspomnianej analizy wynika, że majątek był wart dużo więcej, niż wynosiły ceny,
które brał za niego Palikot. W sumie te różnice to kilkadziesiąt milionów
złotych. Istnieje podejrzenie, że Palikot mógł działać na szkodę firmy. W
polskim prawie to przestępstwo, za które można nawet trafić za kratki.

Najciekawsze, że akta tej sprawy gospodarczej trafiły w tym miesiącu do
Prokuratury Krajowej kierowanej przez Edwarda Zalewskiego, który cieszy się
poparciem Schetyny. Wszystko odbyło się ku zdziwieniu prokuratora prowadzącego
śledztwo, który nie wiedział, dlaczego akta jadą do jednostki kierowanej przez
Zalewskiego.

Sposób, w jaki ta historia się rozwija, budzi zdenerwowanie Palikota. Polityk, w
kuluarowych rozmowach z kolegami, oskarża Schetynę, że ten prowadzi przeciw
niemu krucjatę pod rękę z Romanem Giertychem.

Dlaczego z Giertychem? Były lider LPR jako adwokat reprezentuje Marię Nowińską.
To właśnie po ich doniesieniu prokuratura wszczęła przed rokiem śledztwo.
Rozumiem zdenerwowanie Palikota, bo grożą mu poważne zarzuty prokuratorskie, ale
ja niczego nie konsultuję ze Schetyną - mówi Giertych.

Tusk z żołądkową

By zrozumieć istotę gwałtownej wojny między Palikotem a Schetyną, trzeba się
cofnąć o kilka lat. Tusk i jego dwór są w opozycji. Niewiele jest do roboty,
panowie mają dużo wolnego czasu. I mecenasa, który zaprasza i bez mrugnięcia
okiem płaci rachunki, a na dodatek nie zgłasza aspiracji politycznych.

Rachunki za takie posiedzenie trzech, czterech najważniejszych osób w Platformie
w najlepszych warszawskich knajpach potrafiły dochodzić do 10 tys. zł - opowiada
osoba, która zna od kuchni życie Platformy.

Oczywiście nie szło tylko o płacenie w restauracjach, były też inne korzyści. Na
przykład w kampanii prezydenckiej 2005 r. Palikot wydaje Tuskowi w swojej
oficynie książkę Solidarność i duma. Setki billboardów w całej Polsce zostają
oklejone wizerunkiem lidera Platformy. Ktoś wyliczał, że gdyby Palikot chciał
przy tym interesie wyjść na zero, to nakład książki Tuska powinien być trzy razy
wyższy. Do tej pory u nas się żartuje, że <Solidarność i dumę> można kupić w
hipermarkecie promocyjnie. Pod warunkiem że weźmie się dwie flaszki żołądkowej
gorzkiej - mówi były działacz lubelskiej Platformy.

Szybko okazuje się, że Palikot inwestuje, ale chce czegoś w zamian. Potrzebuje
docenienia, którym byłoby dopuszczenie go do zarządu partii. Przegrywa sromotnie
w wewnętrznych wyborach w 2006 r., wydaje się autentycznie załamany. Tusk i
Schetyna odpowiadają w swoim stylu: Wiesz, myśmy chcieli, tylko sala cię nie
wybrała.

Palikot długo nie może zrozumieć, że on, człowiek, który popija wino z liderami,
nie wchodzi do zarządu, a znajdują tam miejsce anonimowe postacie, jak na
przykład Urszula Augustyn.

Najbliższy współpracownik Schetyny i Tuska w tamtym czasie: Jeśli ten facet w
różowej marynarce wyobraża sobie, że będzie ustawiał grę Platformy, to się
zamienił z kimś na głowy.

Ale lubelski poseł nie ustępuje. Od 2007 r., używając przenośni, zapisuje się na
siłownię, zaczyna pakować, budować swoją pozycję - opisuje były współpracownik
Schetyny. Drogą są skandale i bulwersujące występy. Efekty PR-owskich trików
przychodzą szybko. Słupki rozpoznawalności i poparcia w strzelają do góry.
Liderzy Platformy też się cieszą. Poseł odbiera poparcie lewicy, wciąga do
politycznego magla Lecha Kaczyńskiego, bije się z PiS i na dodatek robi to za
własną kasę.

Szefowie partii za zamkniętymi drzwiami głaszczą Palikota po głowie, dopuszczają
go do tajnych narad i sekretów. W swoim telefonie Palikot ma zapisany numer
prywatnej komórki do Tuska.

Zabierzmy koncesję Rydzykowi

Jednak w ostatnich miesiącach coś zaczyna zgrzytać. Występy Palikota są coraz
bardziej nieprzewidywalne, jak choćby publiczne czytanie IPN-owskiej teczki
Jarosława Kaczyńskiego. Ta kwietniowa akcja doprowadza do białej gorączki samego
Tuska. Babranie się w esbeckich fałszywkach, które na dodatek sam Kaczyński
ujawnił, to była żenada. Trudno, żeby takie rzeczy cieszyły premiera - mówi jego
współpracownik.

Inny przykład politycznego obłędu. Platforma planuje strategię na kampanię
europarlamentarną. Palikot proponuje Tuskowi, żeby ten szybko doprowadził do
wybrania go na szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wtedy on odbierze
koncesję Radiu Maryja, a Platforma będzie miała gotowy temat, który zogniskuje
całą kampanię wyborczą. Premier poprosił o kolejne pomysły.

Polityków, a zwłaszcza Schetynę, irytuje to, że pomysły zgłaszane przez Palikota
nie są wynikiem wewnętrznych narad, ale idą od PR-owskich magików, którzy
pozostają na sztywnym łączu z lubelskim posłem. Irytację wzbudza, że wiele z
tych zagrywek ma umacniać samego Palikota, a nie Platformę.

Ale Palikot - napompowany medialną popularnością - zaczyna się szarogęsić. Po
kątach mówi, że walczy za nas z całym światem, że ładuje w to własne pieniądze,
że jest jednym z najbardziej popularnych posłów. A w zamian dostaje z własnej
partii kuksańce i publiczne napomnienia - opowiada poseł PO. Kilka miesięcy temu
w ustach Palikota, w trakcie kuluarowych rozmów zaczynają się też pojawiać
osobiste wycieczki w stronę Schetyny: że medialnie słaby, że brak mu charyzmy,
że pozycję zyskał tylko dzięki brutalności, że faworyzowanie go przez Tuska jest
niezrozumiałe.

Zaczyna zręcznie wykorzystywać napięcie między liderami. Nieuchronnie zbliża się
moment nowego rozdania, gdy Tusk pójdzie walczyć o prezydenturę. Nie jest
przesądzone, kto i w jaki sposób przejmie schedę. Nie wiadomo, kto zostanie
premierem, komu przypadnie rozdawanie kart w partii. W blokach startowych czeka
kilku kandydatów. Schetyna chciałby jak najwięcej dla siebie, ale Tusk lekką
ręką nie odda mu wszystkich zabawek. Palikot widzi to napięcie i sprytnie je
rozgrywa - opisuje parlamentarny polityk PO.

To rozpychanie się Palikota sprawiło, że już w tym roku Tusk zrobił małe
konsylium nad jego przypadkiem. Wezwał kilku wiarusów, którzy towarzyszą mu od
lat, i zadał proste pytanie: Czy wyobrażacie sobie, że on będzie szefem partii,
premierem albo ministrem? Nikt z zebranych nie odpowiedział twierdząco.

POP, czyli Palikot, Olechowski, Piskorski?

Marzec. Pokój ministra Drzewieckiego w sejmowym hotelu. Jest gospodarz, przyszli
Schetyna, Tusk, zjawił się Palikot. Premier pyta tego ostatniego, czy na
poważnie rozgłasza, że będzie walczył ze Schetyną o przywództwo w partii.
Palikot potwierdza. Mówiłem ci, że nie żartował - wypala Tusk do Schetyny.



Po co Palikotowi wojna ze Schetyną? Taki wybór przeciwnika ma kilka minusów. Po
pierwsze Schetyna ma ciężką rękę, pod drugie nie zna się na żartach, po trzecie
jest graczem z kilkunastoletnim stażem, po czwarte ma pamięć słonia. Ale jest
jeden duży plus. Konfliktując się ze Schetyną, Palikot buduje własną pozycję.
Według zasady: nie jestem tylko błaznem, ale facetem, który walczy z
najmocniejszymi.

Tylko o co Palikot może naprawdę walczyć? Sami liderzy Platformy mają problem z
odpowiedzią na pytanie, o co mu chodzi. Chce być szefem partii, premierem, może
ministrem? Marzy mu się własna partia? Może wszystko jest tylko grą i kaprysem
zakochanego w sobie milionera? Czego on chce? Dobre pytania. Znam go od lat, ale
nie wiem - odpowiada ważny polityk rządowy.

Sam Palikot opowiadał nam w zeszłym tygodniu, że do jego ocen wykorzystujemy
nieodpowiednią miarkę, bo on nie jest politykiem partyjnym. Tłumaczył, że przy
kapitale politycznym, który zgromadził, mógłby wyjść z Platformy i zacząć
budować coś na własną rękę. Czy to zrobi? Odpowiedzią była mina sfinksa.

Osoba ze ścisłego kierownictwa PO opowiada, że w partii poważnie rozpatrywany
jest scenariusz, w którym Palikot odchodzi z Platformy. Pchany własnymi
ambicjami trzaska drzwiami, zakłada partię albo sprzymierza siły z Pawłem
Piskorskim i jego Stronnictwem Demokratycznym. Palikot pozostaje w bardzo
dobrych relacjach z Andrzejem Olechowskim, który z kolei romansuje z Piskorskim
i jego Demokratami.

Palikot u nas? Budujemy umiarkowaną partię. Palikotowe ekscesy do nas nie pasują
- mówi polityk z SD.

Ale są rzeczy, które łączą Palikota i Piskorskiego. Na przykład ogromna niechęć
do Schetyny.

W kierownictwie Platformy brane jest pod uwagę rozwiązanie, że Palikot po
gwałtownym rozstaniu z PO zaczyna do nas strzelać - opisuje ważny polityk z
partii Tuska.



Amunicji by mu nie zabrakło, Palikot został przecież dopuszczony w Platformie do
najściślejszego kręgu tajemnic. Czy to by mu się opłacało? Niekoniecznie.
Oczywiście przypadkiem mogłoby się wtedy okazać, że prokuratorskie śledztwa w
jego sprawie są bardzo rozwojowe.

W całej rozgrywce ciekawą taktykę przyjął premier. Nie karci Palikota, który
publicznie rzucił się do gardła jego zastępcy, nie wypycha błazna z partii. Tusk
chce pokazać, że nie wykonuje wyroków pod dyktando Schetyny. Poza tym mamy
środek kampanii wyborczej. Są też powody merytoryczne. Palikot jest ciągle
przydatny do wojenek z PiS, prezydentem, do zagarniania lewicowego elektoratu -
opowiada było polityk Platformy, który zna obu liderów PO.

A czy premier lubi Palikota?

Były platformers zaczyna się natrząsać: Lubi? Złe określenie. Tusk mało kogo
lubi w polityce. On kalkuluje w tym politycznych chaosie. Jak mu zacznie
wychodzić z analiz, że Palikot jest balastem, to go zepchnie. Nie zawahał się z
Olechowskim, Piskorskim, Gilowską czy Rokitą. Dlaczego miałby się cackać z
Palikotem?

Anna Gielewska, Michał Majewski

--


Data: 2009-05-24 11:49:55
Autor: pistacjusz
platfusy sie bija - wojna blazna z fircykiem
Świetny tekst.

Data: 2009-05-24 22:28:30
Autor: cytryna
platfusy sie bija - wojna blazna z fircykiem
 Palikot-Schetyna: błazen kontra wicepremier


Przełom marca i kwietnia, zebranie partyjnej wierchuszki PO. Liderzy pokazują
sobie sondaż na temat zaufania do polityków. Zobacz, Palikot jest wyżej od
ciebie - Tusk w żartach, ale kąśliwie zwraca się do Schetyny. Następną uwagę
premier rzuca do Palikota: To się dla ciebie źle skończy.

Intelektualista, który romansował z Platformą, ale zostawił politykę: Miałem
różnicę zdań ze Schetyną. Podszedł do mnie bardzo blisko. Patrząc prosto w
oczy,
lodowatym tonem spytał: <Kłócisz się ze mną?!>. Jest w nim coś diabolicznego.
Nie boję się Ziobry czy Kaczyńskiego, a Grzegorza autentycznie tak.


Ciekawe, że na wojnę z potężnym wicepremierem zdecydował się Janusz Palikot,
człowiek bez partyjnego zaplecza, postać z gębą błazna. Jeszcze rok temu
Schetyna traktował go z przymrużeniem oka, lekceważąco. Od kilku miesięcy
pojedynek między nimi jest prawdziwy, chwilami brutalny.

Zawiany milioner

9 kwietnia. Prokurator krajowy Edward Zalewski zleca lubelskiej prokuraturze
apelacyjnej przeprowadzenie kontroli. Apelacja ma zbadać okoliczności
umorzenia
śledztwa w sprawie rzekomego nielegalnego finansowania kampanii przez
Palikota w
2005 r. Chodzi o to, że podstawieni emeryci i studenci wpłacali na kampanię
polityka pokaźne sumy. Jest podejrzenie, że nie były to ich pieniądze, ale
kasa
samego biznesmena. Takie działanie byłoby łamaniem przepisów wyborczych.

Lubelska apelacja, po zleceniu z Warszawy, szybko uznaje, że umorzenie
śledztwa
było zasadne. Zalewskiemu, który uchodzi za człowieka Grzegorza Schetyny, to
nie
wystarcza. Z naszych informacji wynika, że w towarzystwie kilku innych
śledczych
osobiście bierze się za analizę akt. Istnieją poważne argumenty, że w
kampanii
Palikota były nieprawidłowości - taki jest wniosek z kilkugodzinnej narady.

23 kwietnia Zalewski pojawia się w Sejmie, na posiedzeniu komisji
sprawiedliwości. Mówi, że Prokuratura Krajowa podjęła decyzję o wznowieniu
śledztwa. W tym samym czasie w jednej z warszawskich restauracji obiad jedzą
politycy z rządu. Przy stoliku siedzą: Grzegorz Schetyna, Paweł Graś,
Mirosław
Drzewiecki. W knajpie zjawia się Janusz Palikot. Był wstawiony, wiedział już
o
decyzji ogłoszonej przez Zalewskiego w Sejmie - opowiada jeden z uczestników
obiadu. Rozpętuje się dzika awantura. Palikot się wścieka, że śledztwo jest
wznawiane, choć prokuratura za czasów Ziobry niczego nie wykryła. Wprost
oskarża
Schetynę, że sprawa jest wskrzeszana z jego polecenia. I grozi
wicepremierowi,
że sięgnie w walce z nim po równie brutalne metody. Zostanie po tej wojnie
spalona ziemia! - te słowa słyszy od Palikota Schetyna.

Kilkanaście minut później wianuszek dziennikarzy otacza Palikota w Sejmie.
Reporterzy pytają o wznowienie śledztwa. Zawiany poseł odpowiada: Wierzę, że
będzie dobrze. A jak nie, no to jestem ukrzyżowany.

Wypala, że to Schetyna chce go osłabić, bo będą przeciw sobie walczyć o
przywództwo w Platformie, gdy Tusk odejdzie do Pałacu Prezydenckiego.
Grzegorz
na pewno nie jest osobą, która się z tego nie cieszy - rzuca Palikot, gdy
dziennikarze dopytują o wznowienie kampanijnego śledztwa. Gdy trzeźwieje,
rozumie, że przesadził. Nie z wojną przeciw Schetynie, ale z nagłośnieniem
sprawy. Dzwoni do wicepremiera, ale ten nie odbiera. Przesyłał Grzegorzowi
SMS-y
z przeprosinami - opowiada jeden z członków rządu.

Słupy to codzienność

Połowa ubiegłego tygodnia. Spotykamy się z Januszem Palikotem w sejmowej
kawiarni. Pytamy o śledztwo. Nie jest zaniepokojony. Mówi, że akurat w tej
sprawie niewiele mu grozi. Nawet jeżeli prokuratorzy wykażą, że emeryci i
studenci wpłacali na kampanię nie własne, ale jego pieniądze. Po
konsultacjach z
wybitnymi karnistami jest pewny swego. Uważa, że historia może się skończyć
co
najwyżej mandatem. Ale najciekawsze jest to, że poseł przeprowadził badanie
na
temat sondażowych konsekwencji sprawy.


I są one dla niego pomyślne. Wnioski można streścić tak: jeśli kasa należała
do
Palikota, to mógł ją sobie wpłacić na kampanię, nawet przez podstawione
osoby -
winne są głupie reguły, a nie Palikot. Złamanie przepisów wyborczych? To nie
problem, bo szacunek Polaków dla prawa jest niski.

Były polityk prawicowy, z kilkunastoletnim stażem: Proceder wpłacania
pieniędzy
na kampanię przez podstawione osoby jest powszechny. W tej sprawie panuje
polityczny konsensus. Za to na Palikota nikt się nie rzuci, bo zginie od
własnej
broni.

A co mogłoby zaszkodzić człowiekowi, który zdecydował się na wojnę ze
Schetyną?
Jest jedna taka historia.

Była żona może szkodzić

Z badań, które zlecił Palikot, wynika, że ogromną szkodę przyniosłoby mu
potwierdzenie wiadomości o oszukiwaniu małżonki przy rozwodzie. Od roku w
Prokuraturze Okręgowej w Warszawie toczy się śledztwo, a ukrywanie przez
niego
majątku przed Marią Nowińską jest jego najważniejszym wątkiem.

Tak się składa, że od dwóch miesięcy sprawy w tym postępowaniu nabierają
przyśpieszenia. W marcu został powołany biegły, który ma ocenić, czy Palikot
w
2004 r. działał na szkodę spółki będącej wspólną własnością jego i żony. Z
naszych informacji wynika, że prokuratura jest w posiadaniu niekorzystnej dla
polityka analizy ekonomicznej. Pięć lat temu, będąc w sporze z Nowińską,
Palikot
wyprzedawał ich wspólne papiery wartościowe anonimowym podmiotom za granicą,
w
których z resztą pojawiali się współpracownicy przyszłego polityka. Ze
wspomnianej analizy wynika, że majątek był wart dużo więcej, niż wynosiły
ceny,
które brał za niego Palikot. W sumie te różnice to kilkadziesiąt milionów
złotych. Istnieje podejrzenie, że Palikot mógł działać na szkodę firmy. W
polskim prawie to przestępstwo, za które można nawet trafić za kratki.

Najciekawsze, że akta tej sprawy gospodarczej trafiły w tym miesiącu do
Prokuratury Krajowej kierowanej przez Edwarda Zalewskiego, który cieszy się
poparciem Schetyny. Wszystko odbyło się ku zdziwieniu prokuratora
prowadzącego
śledztwo, który nie wiedział, dlaczego akta jadą do jednostki kierowanej
przez
Zalewskiego.

Sposób, w jaki ta historia się rozwija, budzi zdenerwowanie Palikota.
Polityk, w
kuluarowych rozmowach z kolegami, oskarża Schetynę, że ten prowadzi przeciw
niemu krucjatę pod rękę z Romanem Giertychem.

Dlaczego z Giertychem? Były lider LPR jako adwokat reprezentuje Marię
Nowińską.
To właśnie po ich doniesieniu prokuratura wszczęła przed rokiem śledztwo.
Rozumiem zdenerwowanie Palikota, bo grożą mu poważne zarzuty prokuratorskie,
ale
ja niczego nie konsultuję ze Schetyną - mówi Giertych.

Tusk z żołądkową

By zrozumieć istotę gwałtownej wojny między Palikotem a Schetyną, trzeba się
cofnąć o kilka lat. Tusk i jego dwór są w opozycji. Niewiele jest do roboty,
panowie mają dużo wolnego czasu. I mecenasa, który zaprasza i bez mrugnięcia
okiem płaci rachunki, a na dodatek nie zgłasza aspiracji politycznych.

Rachunki za takie posiedzenie trzech, czterech najważniejszych osób w
Platformie
w najlepszych warszawskich knajpach potrafiły dochodzić do 10 tys. zł -
opowiada
osoba, która zna od kuchni życie Platformy.

Oczywiście nie szło tylko o płacenie w restauracjach, były też inne
korzyści. Na
przykład w kampanii prezydenckiej 2005 r. Palikot wydaje Tuskowi w swojej
oficynie książkę Solidarność i duma. Setki billboardów w całej Polsce zostają
oklejone wizerunkiem lidera Platformy. Ktoś wyliczał, że gdyby Palikot chciał
przy tym interesie wyjść na zero, to nakład książki Tuska powinien być trzy
razy
wyższy. Do tej pory u nas się żartuje, że <Solidarność i dumę> można kupić w
hipermarkecie promocyjnie. Pod warunkiem że weźmie się dwie flaszki
żołądkowej
gorzkiej - mówi były działacz lubelskiej Platformy.

Szybko okazuje się, że Palikot inwestuje, ale chce czegoś w zamian.
Potrzebuje
docenienia, którym byłoby dopuszczenie go do zarządu partii. Przegrywa
sromotnie
w wewnętrznych wyborach w 2006 r., wydaje się autentycznie załamany. Tusk i
Schetyna odpowiadają w swoim stylu: Wiesz, myśmy chcieli, tylko sala cię nie
wybrała.

Palikot długo nie może zrozumieć, że on, człowiek, który popija wino z
liderami,
nie wchodzi do zarządu, a znajdują tam miejsce anonimowe postacie, jak na
przykład Urszula Augustyn.

Najbliższy współpracownik Schetyny i Tuska w tamtym czasie: Jeśli ten facet w
różowej marynarce wyobraża sobie, że będzie ustawiał grę Platformy, to się
zamienił z kimś na głowy.

Ale lubelski poseł nie ustępuje. Od 2007 r., używając przenośni, zapisuje
się na
siłownię, zaczyna pakować, budować swoją pozycję - opisuje były
współpracownik
Schetyny. Drogą są skandale i bulwersujące występy. Efekty PR-owskich trików
przychodzą szybko. Słupki rozpoznawalności i poparcia w strzelają do góry.
Liderzy Platformy też się cieszą. Poseł odbiera poparcie lewicy, wciąga do
politycznego magla Lecha Kaczyńskiego, bije się z PiS i na dodatek robi to za
własną kasę.

Szefowie partii za zamkniętymi drzwiami głaszczą Palikota po głowie,
dopuszczają
go do tajnych narad i sekretów. W swoim telefonie Palikot ma zapisany numer
prywatnej komórki do Tuska.

Zabierzmy koncesję Rydzykowi

Jednak w ostatnich miesiącach coś zaczyna zgrzytać. Występy Palikota są coraz
bardziej nieprzewidywalne, jak choćby publiczne czytanie IPN-owskiej teczki
Jarosława Kaczyńskiego. Ta kwietniowa akcja doprowadza do białej gorączki
samego
Tuska. Babranie się w esbeckich fałszywkach, które na dodatek sam Kaczyński
ujawnił, to była żenada. Trudno, żeby takie rzeczy cieszyły premiera - mówi
jego
współpracownik.

Inny przykład politycznego obłędu. Platforma planuje strategię na kampanię
europarlamentarną. Palikot proponuje Tuskowi, żeby ten szybko doprowadził do
wybrania go na szefa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Wtedy on odbierze
koncesję Radiu Maryja, a Platforma będzie miała gotowy temat, który
zogniskuje
całą kampanię wyborczą. Premier poprosił o kolejne pomysły.

Polityków, a zwłaszcza Schetynę, irytuje to, że pomysły zgłaszane przez
Palikota
nie są wynikiem wewnętrznych narad, ale idą od PR-owskich magików, którzy
pozostają na sztywnym łączu z lubelskim posłem. Irytację wzbudza, że wiele z
tych zagrywek ma umacniać samego Palikota, a nie Platformę.

Ale Palikot - napompowany medialną popularnością - zaczyna się szarogęsić. Po
kątach mówi, że walczy za nas z całym światem, że ładuje w to własne
pieniądze,
że jest jednym z najbardziej popularnych posłów. A w zamian dostaje z własnej
partii kuksańce i publiczne napomnienia - opowiada poseł PO. Kilka miesięcy
temu
w ustach Palikota, w trakcie kuluarowych rozmów zaczynają się też pojawiać
osobiste wycieczki w stronę Schetyny: że medialnie słaby, że brak mu
charyzmy,
że pozycję zyskał tylko dzięki brutalności, że faworyzowanie go przez Tuska
jest
niezrozumiałe.

Zaczyna zręcznie wykorzystywać napięcie między liderami. Nieuchronnie zbliża
się
moment nowego rozdania, gdy Tusk pójdzie walczyć o prezydenturę. Nie jest
przesądzone, kto i w jaki sposób przejmie schedę. Nie wiadomo, kto zostanie
premierem, komu przypadnie rozdawanie kart w partii. W blokach startowych
czeka
kilku kandydatów. Schetyna chciałby jak najwięcej dla siebie, ale Tusk lekką
ręką nie odda mu wszystkich zabawek. Palikot widzi to napięcie i sprytnie je
rozgrywa - opisuje parlamentarny polityk PO.

To rozpychanie się Palikota sprawiło, że już w tym roku Tusk zrobił małe
konsylium nad jego przypadkiem. Wezwał kilku wiarusów, którzy towarzyszą mu
od
lat, i zadał proste pytanie: Czy wyobrażacie sobie, że on będzie szefem
partii,
premierem albo ministrem? Nikt z zebranych nie odpowiedział twierdząco.

POP, czyli Palikot, Olechowski, Piskorski?

Marzec. Pokój ministra Drzewieckiego w sejmowym hotelu. Jest gospodarz,
przyszli
Schetyna, Tusk, zjawił się Palikot. Premier pyta tego ostatniego, czy na
poważnie rozgłasza, że będzie walczył ze Schetyną o przywództwo w partii.
Palikot potwierdza. Mówiłem ci, że nie żartował - wypala Tusk do Schetyny.



Po co Palikotowi wojna ze Schetyną? Taki wybór przeciwnika ma kilka minusów.
Po
pierwsze Schetyna ma ciężką rękę, pod drugie nie zna się na żartach, po
trzecie
jest graczem z kilkunastoletnim stażem, po czwarte ma pamięć słonia. Ale jest
jeden duży plus. Konfliktując się ze Schetyną, Palikot buduje własną pozycję.
Według zasady: nie jestem tylko błaznem, ale facetem, który walczy z
najmocniejszymi.

Tylko o co Palikot może naprawdę walczyć? Sami liderzy Platformy mają
problem z
odpowiedzią na pytanie, o co mu chodzi. Chce być szefem partii, premierem,
może
ministrem? Marzy mu się własna partia? Może wszystko jest tylko grą i
kaprysem
zakochanego w sobie milionera? Czego on chce? Dobre pytania. Znam go od lat,
ale
nie wiem - odpowiada ważny polityk rządowy.

Sam Palikot opowiadał nam w zeszłym tygodniu, że do jego ocen wykorzystujemy
nieodpowiednią miarkę, bo on nie jest politykiem partyjnym. Tłumaczył, że
przy
kapitale politycznym, który zgromadził, mógłby wyjść z Platformy i zacząć
budować coś na własną rękę. Czy to zrobi? Odpowiedzią była mina sfinksa.

Osoba ze ścisłego kierownictwa PO opowiada, że w partii poważnie rozpatrywany
jest scenariusz, w którym Palikot odchodzi z Platformy. Pchany własnymi
ambicjami trzaska drzwiami, zakłada partię albo sprzymierza siły z Pawłem
Piskorskim i jego Stronnictwem Demokratycznym. Palikot pozostaje w bardzo
dobrych relacjach z Andrzejem Olechowskim, który z kolei romansuje z
Piskorskim
i jego Demokratami.

Palikot u nas? Budujemy umiarkowaną partię. Palikotowe ekscesy do nas nie
pasują
- mówi polityk z SD.

Ale są rzeczy, które łączą Palikota i Piskorskiego. Na przykład ogromna
niechęć
do Schetyny.

W kierownictwie Platformy brane jest pod uwagę rozwiązanie, że Palikot po
gwałtownym rozstaniu z PO zaczyna do nas strzelać - opisuje ważny polityk z
partii Tuska.



Amunicji by mu nie zabrakło, Palikot został przecież dopuszczony w
Platformie do
najściślejszego kręgu tajemnic. Czy to by mu się opłacało? Niekoniecznie.
Oczywiście przypadkiem mogłoby się wtedy okazać, że prokuratorskie śledztwa w
jego sprawie są bardzo rozwojowe.

W całej rozgrywce ciekawą taktykę przyjął premier. Nie karci Palikota, który
publicznie rzucił się do gardła jego zastępcy, nie wypycha błazna z partii.
Tusk
chce pokazać, że nie wykonuje wyroków pod dyktando Schetyny. Poza tym mamy
środek kampanii wyborczej. Są też powody merytoryczne. Palikot jest ciągle
przydatny do wojenek z PiS, prezydentem, do zagarniania lewicowego
elektoratu -
opowiada było polityk Platformy, który zna obu liderów PO.

A czy premier lubi Palikota?

Były platformers zaczyna się natrząsać: Lubi? Złe określenie. Tusk mało kogo
lubi w polityce. On kalkuluje w tym politycznych chaosie. Jak mu zacznie
wychodzić z analiz, że Palikot jest balastem, to go zepchnie. Nie zawahał
się z
Olechowskim, Piskorskim, Gilowską czy Rokitą. Dlaczego miałby się cackać z
Palikotem?

Anna Gielewska, Michał Majewski

--


**************************************************************************

Zabawne stwierdzenie.. "gdy Tusk odejdzie do Pałacu Prezydenckiego" czy aby na spacer się wybierał, żeby konia pocałowac pod ogon? Juz się raz wybierał,wtedy
nie był tak dobrze znany z licznych obiecanek, cudów, napastliwości, oszustw medialnych. Dziś z takim dorobkiem phemielowskim może co najwyżej spoglądać na Pałac Prezydencki z za ogrodzenia - o ile dotrwa do wyborów na zajmowanym stolcu.

--


platfusy sie bija - wojna blazna z fircykiem

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona