Data: 2009-02-28 03:42:25 | |
Autor: bil69 | |
stare ale jakie jare :) | |
stare ale jakie jare :)
Na koniec z trzaskiem sali drzwi na wściąż otwarto. Wchodzi pan Wojski w czapce i z głową zadartą, Nie wita się i miejsca za stołem nie bierze, Bo Wojski występuje w nowym charakterze, Marszałka dworu; laskę ma na znak urzędu I tą laską z kolei, jako mistrz obrzędu, Wskazuje wszystkim miejsca i gości usadza. Naprzód, jako najpierwsza województwa władza, Podkomorzy-Marszałek wziął miejsce zaszczytne: Ze słoniowym poręczem krzesło aksamitne; Obok na prawej stronie jenerał Dąbrowski, Na lewej siadł Kniaziewicz, Pac i Małachowski. Śród nich Podkomorzyna, dalej inne panie, Oficerowie, pany, szlachta i ziemianie, Mężczyźni i kobiety, na przemian po parze Usiadają porządkiem, gdzie Wojski ukaże. Pan Sędzia skłoniwszy się opuścił biesiadę; On na dziedzińcu włościan traktował gromadę; Zebrawszy ich za stołem na dwa staje długim, Sam siadł na jednym końcu, a pleban na drugim. Tadeusz i Zofija do stołu nie siedli; Zajęci częstowaniem włościan, chodząc jedli. Starożytny był zwyczaj, iż dziedzice nowi Na pierwszej uczcie sami służyli ludowi. Tymczasem goście, potraw czekający w sali, Z zadziwieniem na wielki serwis poglądali, Którego równie drogi kruszec jak robota. Jest podanie, że książę Radziwiłł-Sierota Kazał ten sprzęt na urząd w Wenecyi zrobić I wedle własnych planów po polsku ozdobić. Serwis, potem zabrany czasu wojny szwedzkiéj, Przeszedł, nie wiedzieć jaką drogą, w dom szlachecki. Dziś ze skarbca dobyty zajął środek stoła Ogromnym kręgiem na kształt karetnego koła. Serwis ten był nalany ode dna po brzegi Piankami i cukrami białemi jak śniegi: Udawał przewybornie krajobraz zimowy; W środku czerniał ogromny bór konfiturowy: Stronami domy, niby wioski i zaścianki, Okryte zamiast śronu cukrowwemi pianki; Na krawędziach naczynia, stoją dla ozdoby Niewielkie, z porcelany wydęte osoby W polskich strojach; jakoby aktory na scenie, Zdawały się przedstawiać jakoweś zdarzenie; Gest ich sztucznie wydany, farby osobliwe, Tylko głosu im braknie, zresztą gdyby żywe. Cóż przedstawiają? - goście pytali ciekawi, Zaczem Wojski podnosi laskę i tak prawi (Tymczasem podawano wódkę przed jedzeniem): "Za mych Wielce Mościwych Panów pozwoleniem: Te persony, których tu widzicie bez liku, Przedstawiają polskiego historią sejmiku, Narady, wotowanie, tryumfy i waśnie; Sam tę scenę odgadłem i Państwu objaśnię. "Oto na prawo widać liczne szlachty grono: Pewnie ich przed sejmikiem na ucztę sproszono. Czeka nakryty stolik; nikt gości nie sadza, Stoją kupkami, każda kupka się naradza. Patrzcie, iż w każdej kupce stoi w środku człowiek, Z którego ust otwartych, z podniesionych powiek, Rąk niespokojnych, widać - mówca; cóś tłomaczy, I palcem eksplikuje, i na dłoni znaczy. Ci mowcy zalecają swoich kandydatów Z różnym skutkiem, jak widać z miny szlachty bratów. Wprawdzie tam w drugiej kupie szlachta pilnie słucha, Ten ręce za pas zatknął i przyłożył ucha, Ów dłoń przy uchu trzyma i milczkiem wąs kręci, Zapewne słowa zbiera i niże w pamięci; Cieszy się mowca, widząc, że są nawróceni, Gładzi kieszeń, bo kreski ich już ma w kieszeni. Lecz za to w trzeciem gronie dzieje się inaczéj; Tu mówca musi łowić za pasy słuchaczy. Patrzcie! wyrywają się i cofają uszy; Patrzcie, jako ten słuchacz od gniewu się puszy, Wzniosł ręce, grozi mówcy, usta mu zatyka, Pewnie słyszał pochwały swego przeciwnika; Ten drugi, pochyliwszy czoło na kształt byka, Powiedziałbyś, że mówcę pochwyci na rogi; Ci biorą się do szabel, tamci poszli w nogi. Jeden między kupkami szlachcic cichy stoi, Widać, że człek bezstronny, waha się i boi; Za kim dać kreskę? nie wie i sam z sobą w walce, Pyta losu, wzniosł ręce, wytknął wielkie palce, Zmrużył oczy, paznokciem do paznokcia mierzy, Widać, że kreskę swoję kabale powierzy: Jeśli palce trafią się, da afirmatywę, A jeżeli się chybią, rzuci negatywę. Na lewej druga scena: refektarz klasztoru, Obrócony na salę szlacheckiego zboru. Starsi rzędem na ławach siedzą, młodsi stają I ciekawi przez głowy w środek zaglądają; W środku marszałek stoi, wazon w ręku trzyma, Liczy gałki, szlachta je pożera oczyma. Właśnie wytrząsł ostatnią; woźni ręce wznoszą I imię obranego urzędnika głoszą. Jeden szlachcic na zgodę powszechną nie zważa. Patrz, wytknął głowę oknem z kuchni refektarza, Patrz, jak oczy wytrzeszczył, jak pogląda śmiało, Usta otworzył, jakby chciał zjeść izbę całą: Łatwo zgadnąć, że szlachcic ten zawołał: <<Veto!>> Patrzcie, jak za tą nagłą do kłótni podnietą Tłoczy się do drzwi ciżba, pewnie idą w kuchnię; Dostali szable, pewnie krwawy bój wybuchnie. Lecz tam, na korytarzu, Państwo uważacie Tego starego księdza, co idzie w ornacie - To przeor; Sanctissimum z ołtarza wynosi, A chłopiec w komży dzwoni i na ustąp prosi; Szlachta wnet szable chowa, żegna się i klęka, A ksiądz tam się obraca, gdzie jeszcze broń szczęka; Skoro przyjdzie, wnet wszystkich uciszy i zgodzi. Ach! wy nie pamiętacie tego, Państwo młodzi, Jak wśród naszej burzliwej szlachty samowładnej, Zbrojnej, nie trzeba było policyi żadnej; Dopóki wiara kwitła, szanowano prawa, Była wolność z porządkiem i z dostatkiem sława! W innych krajach, jak słyszę, trzyma urząd drabów, Policyjantów różnych, żandarmów, konstabów; Ale jeśli miecz tylko bezpieczeństwa strzeże, Żeby w tych krajach była wolność - nie uwierzę". |
|