Grupy dyskusyjne   »   pl.soc.polityka   »   "szli jak Turcy na Kamieniec Podolski"

"szli jak Turcy na Kamieniec Podolski"

Data: 2012-05-03 13:28:24
Autor: Grzegorz Z.
"szli jak Turcy na Kamieniec Podolski"
Dziś - Szli jak Turcy na Kamieniec Podolski. Falami. Waliliśmy do nich cały
czas! - mówią obrońcy City Hall. Dlaczego armia nie pochwaliła się
największą bitwą z udziałem Polaków od czasów II wojny światowej?

Zadaliśmy im pytanie, którego nie powinniśmy zadawać.

Jeden z nich patrzy w okno, drugi w podłogę. Trzeci po dłuższej chwili: - O
zabijaniu się nie myśli. Postępowaliśmy tak, jak nas nauczono. My tylko
likwidujemy źródło ognia. Działa automat w głowie. Nikt nie zastanawia się,
co się dzieje z tym, kto do ciebie strzela.

- Wiecie, ilu przeciwników zabiliście podczas oblężenia City Hall?

- Żeby było jasne: My byliśmy na misji stabilizacyjnej i tego się trzymamy.

Piotr Kalita był jednym z nich. Ale strzelał tak dobrze, że w końcu się
zaciął.

Mówcie do nas Foksy

Jesteśmy w koszarach w zachodniej Polsce. Rozmawiamy z sześcioma
żołnierzami zawodowymi w różnych stopniach, którzy brali udział w
największej i najkrwawszej bitwie z udziałem Polaków od czasów II wojny
światowej.

Wtedy, w Iraku byli Foksami. Fox to kryptonim, jakim posługiwali się,
rozmawiając przez radio z centrum dowodzenia. Nie możemy podać ich nazwisk,
umawiamy się, że będziemy ich nazywać Foksami.

Piotra Kality, który był jednym z Foksów, już w armii nie ma. Trafił do
niej, bo jego ojciec był zawodowym wojskowym. Do Iraku, bo kuchnia w jego
gierkowskim mieszkaniu od dwóch lat stała niewykończona. Z pensji starczało
tylko na bieżące wydatki. Żonę przekonał, że Amerykanie zrobili już tam
porządek, a on jedzie na gotowe.

Do Iraku pojechał w lutym 2004 r., z drugą zmianą. Dwuipółtysięczny polski
kontyngent tworzą wtedy żołnierze 17. Wielkopolskiej Brygady
Zmechanizowanej, komandosi z 18 batalionu desantowo-szturmowego z
Bielska-Białej i zbieranina z kilkunastu innych jednostek z całego kraju.
Zadanie: ochrona prowincji Babil, Wasit i Karbala zamieszkanych przez 2,2
mln Irakijczyków.

Karbala to święte miasto szyitów i punkt o strategicznym znaczeniu na
wojskowych mapach. Kto ją kontroluje, ten ma w rękach środkowy Irak. Foksy
zamieszkali w bazie Lima położonej na obrzeżach tego miasta.

Dwie cudzołożnice i pięć milionów szyitów

City Hall. Wszyscy żołnierze w Karbali nazywają tak dwupiętrowy gmach z
cegły i kamienia, w którym mieści się siedziba władz prowincji, policji i
areszt. Każdy, kto pierwszy raz odwiedza City Hall, podchodzi do klatki, w
której pod gołym niebem, we własnych odchodach wegetują aresztanci.
Bandyci, porywacze, rebelianci schwytani przez irackie wojsko.

- Kiedy przyjechaliśmy do City Hall, w klatce siedziały jeszcze dwie
cudzołożnice - wspomina Fox 3 (obsługuje działko). - Głębokie
średniowiecze. Dopiero wtedy zrozumiałem, gdzie jestem.

City Hall ochrania czterdziestu Polaków i tyluż Bułgarów. Bo to oni,
decyzją amerykańskiego dowództwa operacji Iraqi Freedom (Iracka Wolność)
kontrolują tę prowincję.

W Karbali na co dzień mieszka około 600 tysięcy ludzi. Po przyjeździe
Polaków w lutym 2004 r. jest tak spokojnie, że wydarzeniem dnia staje się
kradzież amerykańskiego hummera.

Wszystko się zmienia na początku kwietnia, kiedy do stolicy prowincji
przybyło ponad pięć milionów pielgrzymów. Dziesiąty dzień Muharramu,
pierwszego miesiąca kalendarza muzułmańskiego wypada w polską Wielkanoc. W
islamie to święto Aszura, najważniejsza w roku religijna uroczystość
szyitów. Opłakują wtedy męczeńską śmierć Husajna ibn Alego, wnuka Mahometa
poległego w bitwie pod Karbalą z wojskami kalifa omajjadzkiego w 680 r.
Przez 30 lat rządów Saddama Husajna to święto było zakazane.

- Nasze wzgórze przypominało wtedy gigantyczne mrowisko, do którego ciągną
ze wszystkich stron mrówki - wspomina Fox 1 (przeżył dwa zamachy bombowe).
- Trudno się przecisnąć przez tłum. Na ulicach setki kramów z jedzeniem,
wodą, lekarstwami. Wszystko dla pielgrzymów. Zgodnie z muzułmańską tradycją
trzeba ich przyjąć, nakarmić, napoić.

Właśnie wtedy w mieście ujawnia się uzbrojona milicja religijna. Organizuje
ją szyita Muktada as Sadr, dowódca Armii Mahdiego wojującej z USA i
międzynarodową koalicją. Muktada do dziś kontroluje część Bagdadu zwaną
Miastem Sadra.

Przed świętem Aszura ludzie as Sadra ostentacyjnie paradują z bronią,
lekceważąc polskie patrole.

- Pewnego dnia na bazarze dorwaliśmy jednego, który na zwykłym radiu z
magnetofonem, takim jamniku, podsłuchiwał i nagrywał nasze rozmowy -
opowiada Fox 5 (strzelec wyborowy).

- I co się z nim stało?

- Przekazaliśmy go amerykańskiemu wywiadowi. Trafił na spowiedź do pokoju
zwierzeń Big Brothera.

- Co?!

- Nie tam, żeby tortury. Ale ciasta, kawki i serdecznej rozmowy, chłopaki z
wywiadu w standardowej ofercie nie mają. Powiedział, co wiedział.

Od kilku tygodni Polacy mają sygnały pochodzące z amerykańskiego wywiadu:
bojówki as Sadra i al Kaida wykorzystają szyickie święto do spektakularnego
zamachu na pielgrzymów. Krwawa jatka ma pokazać szyitom: Amerykanie i ich
sługusi nie panują nad sytuacją, nie potrafią was obronić.

Amerykanie zadecydowali: gdyby doszło do rebelii, nie chcemy niepotrzebnych
strat w ludziach. Ale City Hall nie oddamy. Musicie go utrzymać za wszelką
cenę!

Fox 1: - Karbala zbudowana jest na środku pustyni. Ta pustynia to skała
pokryta niewielką warstwą piasku. Każdy, kto chciał, mógł bez żadnego
problemu wjechać do miasta pustynią, omijając nasze posterunki na drogach.

2 kwietnia 2004 r. rozpędzony autobus próbuje staranować posterunek pod
Karbalą obsadzony przez polskich i irackich żołnierzy. Zamachowiec chce
odpalić ładunek wybuchowy. Polacy strzelają, ale autobus z martwym kierowcą
wbija się w tłum pielgrzymów i wojskowych. Ciężko ranny zostaje polski
żołnierz i kilkunastu Irakijczyków.

Noc pierwsza: Szli jak Turcy na Kamieniec Podolski

Kiedy iraccy żołnierze zaczęli znikać, Foksy wiedzą już, że coś się dzieje.

- Na początku dezerterowali dyskretnie: tup, tup i nie ma dwóch, szur,
szur, szur i zniknęło kolejnych trzech - opowiada Fox 4 (strzelec,
odpowiadał też za łączność). - Później zwiewali na bezczelnego. Byłem tego
dnia na patrolu, zajeżdżam na jeden z irackich czekpointów, a tam tylko
mundury i hełmy.

W ciągu jednej nocy z 2 na 3 kwietnia 2003 r. przestaje istnieć cały iracki
batalion. Dezerteruje 300 żołnierzy, pozostaje tylko kilku oficerów.

3 kwietnia, w samo południe Karbalą wstrząsają trzy potężne eksplozje.

Fox 2 (zwiad): - Widzę tylko słupy dymu na placu przed meczetem. Coś się
stało, ale co?! Nasi Irakijczycy przekazują nam różne, wzajemnie
wykluczające się informacje. Wiemy, że kłamią. Według jednej z nich,
terroryści walnęli w tłum z moździerza. Ale za chwilę mamy informację z
amerykańskich śmigłowców: to zamachowcy-samobójcy.

Ginie około 140 osób, ponad 200 zostaje rannych.

Kiedy Polacy kierują karetki po rannych, pielgrzymi rozrywają na strzępy
czwartego samobójcę, który miał ładunek wybuchowy pod suknią, ale nie
zdążył go zdetonować. W tym samym czasie rebelianci zbierają się w grupkach
na skrzyżowaniach, w domach, gajach palmowych.

Fox 3: - Zaczęło się! Te wybuchy to była ich "godzina W". Za karabiny
chwycili nawet nasi mechanicy i kucharze.

Wejścia do City Hall żołnierze zastawiają BRDM-ami i BMP, transporterami
uzbrojonymi w działka i karabiny maszynowe. Wokół City Hall ustawiają
betonowe bloki, żeby nie przebił się samochód samobójcy. Parter obsadzają
Bułgarzy, Polacy zajmują górę. Na dachu, na każdym rogu budynku siedzi
strzelec z berylem albo ciężkim karabinem. Na piętrze karabin maszynowy w
każdym oknie. Są gotowi do oblężenia.

Fox 3: - Nie wierzyliśmy już Irakijczykom, którzy zostali z nami. Dlatego
dostali tylko po garści amunicji. Bułgarzy mieli ich na oku. W razie czego
mogli ich rozwalić.

Polscy żołnierze ze swoich stanowisk widzą całą okolicę.

Fox 1: - Zakładaliśmy, że nie zaatakują w ciągu dnia, bo ich zmiażdżymy
ogniem. Problem w tym, że mieliśmy tylko jeden karabin maszynowy z
noktowizorem, a oni to wiedzieli od swoich szpiegów. Na wypadek, gdybyśmy
nie dawali rady, mieliśmy "plan B". Wszyscy uciekamy na dach, walimy do
nich granatami i ewakuujemy się śmigłowcami. Jeśli przylecą.

- Jak to?

- Nasze śmigłowce nie były przystosowane do latania nocą...

W nocy najpierw słyszą szczekanie psów. Pełno ich w Karbali, ale nigdy tak
nie ujadały. I nagle... świst. Jeden, drugi, cała seria, z różnych
stron. Łup, łup, łup! - wokół rozbryzgują się fragmenty muru. Każdy
strzelec na dachu ma wokół siebie worki ze żwirem i betonowe płyty, granaty
odbijają się od nich. Pył, huk, jakby na głowę spadło piekło.

Fox 3: - Można zwariować z przerażenia. Grad pocisków leci ci na głowę.

Jedni bledną, inni kulą się w sobie. Niektórym nagły przypływ adrenaliny
daje kopa do działania, inni "zacinają się", są jak sparaliżowani.

Po ostrzale chwila ciszy. Foxy słyszą śpiewy przy meczecie. Prawie w tym
samym momencie ze wszystkich stron do ataku na City Hall ruszają setki
bojowników. Nikt nie przewidział, że będzie ich aż tylu. Przed nimi, wprost
na główną bramę gna pikap, a na nim rebelianci z kałachami.

Bułgarzy strzelają do niego z karabinów maszynowych. Z auta zostaje
durszlak.

Fox 5: - Szli jak Turcy na Kamieniec Podolski w ostatniej części "Przygód
pana Michała". Falami. Waliliśmy do nich cały czas! Jak jedni padali, to
inni zabierali ich z ulic na dwukołowych wózkach przypominających nasze
saturatory z Peerelu. Strzelamy, a oni wciąż nacierają! Bałem się, że zaraz
skończy mi się amunicja. A oni podchodzą coraz bliżej!

Wszystkim Foksom udziela się bojowe uniesienie. Największa w życiu dawka
adrenaliny.

Fox 4: - Nagle walą do nas z minaretu, z RPG! Prowokacja! Nie możemy
odpowiedzieć ogniem, bo prawo wojenne zakazuje atakowania obiektów
religijnych.

Kapral Kalita strzela do rebeliantów z beryla. W jego wspomnieniach jest
krew pulsującą w skroniach. I pot spływający z głowy pod hełmem. A także
sylwetka biegnąca z karabinem. Kapral naciska na spust. Sylwetka leży. Inna
sylwetka podbiega, pochyla się nad pierwszą i odchodzi. Znaczy trup. -
Dopiero po chwili, jak ustał pierwszy atak, przyszła chwila na myśl:
pierwszy raz strzelam do żywych ludzi. Flaki zaczęły mi się przewracać.

Fox 4 był w BRDM przy głównym wejściu do City Hall. - Tej nocy wystrzelałem
70 procent amunicji - mówi.

- Z jakim skutkiem? - pytamy.

Wzrusza ramionami.

Fox 1 odpowiada: - Rano na ulicach wokół City Hall iraccy policjanci
naliczyli 80 trupów. Załadowali ich na drewniane wózki.

Wśród atakujących są sadryści, zawodowi najemnicy, bitni Czeczeni, al Kaida
i dogadani z as Sadrem bandyci, którzy w tym przymierzu upatrują szansy na
wojenną fortunę.

Noc druga: Ciesz się, masz nową dupę

Poranną ciszę przerywa płynący z meczetów śpiew mułłów nawołujących
wiernych do modlitwy.

Obrońcy City Hall ruszają w konwoju do Limy. Wszyscy mają dusze na
ramieniu. Nie wiedzą, co ich spotka po drodze. Mimo ostrzału, jakimś cudem
dojeżdżają do bazy bez strat. Na 12 godzin zmieniają ich koledzy.

Mają odespać noc pierwszej w życiu prawdziwej walki. Ale mało kto może
zmrużyć oczy. Niektórzy gorączkowo wspominają nocne wydarzenia. Inni są
sami ze swoimi myślami. Jeszcze inni rzygają w kiblach.

Wieczorem wracają do City Hall.

- Wiedzieliśmy, że jak tylko się ściemni, będzie kolejny atak, więc
atmosfera się zagęszczała - mówi Fox 4. - Tym bardziej że ci obsrańcy z
klatki wciąż krzyczą: "Bolanda is dead!" Pokazują nam, że poderżną nam
gardła, jeśli sadryści zajmą budynek. I szczerze mówiąc, to działało na
psychikę.

Fox 2: - Wieczorem znów szczekanie psów. Pojęliśmy, że zaczynają szczekać,
kiedy na ich terenie pojawiają się rebelianci. Można by rzec, że w ten
sposób arabskie psy ostrzegały nas przed atakiem.

Tej nocy ostrzał jest bardziej precyzyjny. - Koniecznie chcieli nas
wykurzyć z dachu. Jeśli byśmy zeszli, zaczęliby szturm. Ci, co strzelali,
znali się na robocie, bo pociski układały się tak, żeby kryć cały teren.
Nie wiem, jak to możliwe, że wytrzymaliśmy pod tym gradem.

Nagle dym na dachu! Nie widać stanowiska dwóch Bułgarów! - Myślałem, że już
po nich - mówi Fox 2. - Pocisk wpadł centralnie w ich pozycję. Kurz, pył,
nic nie widać. Kaplica.

Bułgarzy jednak żyją. Granat moździerzowy uderzył w betonową płytę,
rozrywając się i jeden z nich dostał odłamkiem w pośladek.

Fox 2: - Mocno krwawił, tyłek rozorany, a my mieliśmy zlewkę. To dopiero
rana! Śmialiśmy się z niego, ale tak naprawdę, to każdy mu w myślach
gratulował, że przeżył. Chłopaki mówili mu: "Ciesz się - będziesz miał nową
dupę".

Podczas kolejnej fali szturmu na City Hall wśród rebeliantów pojawiają się
"hydraulicy z RG-rurą". Polscy żołnierze mówią tak o rebeliantach
uzbrojonych w RPG (Ręczny Przeciwpancerny Granatnik).

Fox 1: - Obcinali im kielichy, aby mieściły im się pod sukmanami. To
zmniejsza ich celność. Ale przy tak małej odległości, z której do nas
walili, to nie miało znaczenia.

Jeden z Foksów obsługuje działko w BRDM, kiedy wprost na niego wylatuje
gość z granatnikiem. Z chustą na głowie, w białej szacie, z imieniem Allaha
na ustach. Żołnierz nawet nie mierzy. Strzela. Widzi, jak na ziemię spadają
krwawe strzępy, które zostały z "hydraulika".

- Właśnie po tym się zaciął - Foksy kiwają głowami.

Jeden z nich tłumaczy: - Nie wiadomo, kiedy człowiek się zatnie. Wiadomo,
że trzeba od razu reagować. Można dać w mordę, ale to nie zawsze pomaga.

Tej nocy zacina się jeszcze dwóch.

Sytuacja jest zła. Obrońcy City Hall wiedzą już, że nikt ich nie zmieni, bo
nie ma łączności z bazą.

- Sadryści odcięli nas, zajmując most na jedynej drodze do bazy Lima - mówi
mjr Tomasz Biedziak, polski dowódca, który jedną noc dowodził obroną City
Hall. - Każdy patrol, każdy konwój ładował się tam w pułapkę. Nie docierało
jedzenie, amunicja. Kazałem liczyć żołnierzom naboje. A nikt nie chciał
podjąć ryzyka, żeby się do nas przebijać. Ja się nawet nie dziwię.
Najgorsze dla oficera, to gdy giną jego ludzie.

Tego dnia ich ubikacje, czyli plastikowe toi toie, są już pełne. Już
wcześniej rebelianci zabijali ludzi z firmy, która zajmowała się ich
opróżnianiem. Amerykanie dobrze płacili, więc chętnych do śmierdzącej i
niebezpiecznej pracy nie brakowało. Tego dnia sadryści zabijają ostatniego
szambiarza. Fekalia już się przelewają.

Ci z klatki wciąż pokazują im, jak będą podrzynać im gardła. Nastrojów nie
poprawiają wieści dochodzące z miasta. Rebelianci porywają cywilów i gwałcą
kobiety.

Nikt już nie panuje nad Karbalą.

Polscy obrońcy City Hall chwalą bułgarskich towarzyszy broni. - Było słabe
miejsce w naszej obronie - nie widzieliśmy części okalającego nas terenu -
opowiadają. - Bułgarzy zamelinowali się w pobliskim hotelu, aby ten teren
kontrolować, sprytnie się zabezpieczyli. Mają taki bałkański patent "na
szklankę". Ciężarek w szklance stojącej na krześle przy niedomkniętych
drzwiach połączony sznurkiem z granatem na klamce od wewnątrz. Otwierasz
drzwi, ciężarek upada i wyrywa zawleczkę z granatu. Wybucha na wysokości
pasa, jeśli masz szczęście - urywa tylko nogi.

Nasi rozmówcy nie lubią patosu. Propagandy też. Ale gdy opowiadają o
podziurawionej biało-czerwonej fladze nad City Hall, na niektórych twarzach
pojawia się wzruszenie.

Noc trzecia:dziennie jedno mięso zwrócone przez Etiopczyków

- Spójrzmy prawdzie w oczy - mówi im dowódca. - Nie przyjedzie żaden konwój
z żywnością.

Normalna żywność skończyła się poprzedniego dnia. A suchego prowiantu mają
już tak mało, że trzeba go reglamentować. Tego dnia dostają tylko jeden
posiłek. Amerykańskie MRE, czyli Meal Ready to Eat (mięso gotowe do
zjedzenia). Oni mówią na to Meal Rejected from Ethiopians (mięso zwrócone
przez Etiopczyków). Do tej wołowiny w puszce (mięso możesz zalać wodą z
kranu, a nawet kałuży i podgrzewa się samo, tyle w nim chemii) były
suchary, sos "znieczulacz smaku" i suszone owoce.

Zmieniają się na stanowiskach ogniowych, ale wszyscy są bardzo zmęczeni. -
Bo jak wiesz, że zaraz znowu się zacznie, zamykasz oczy, ale to tylko
półsen. Nie da się odpocząć - opowiada Fox 2.

Wieczorem to samo: szczekanie psów, grad pocisków i szturm.

Fox 4: - Na chwilę przymknąłem oczy. Kiedy je otworzyłem, widzę, że od
strony minaretu pędzi biały mercedes. Arab za kierownicą też w białej,
eleganckiej sukni. Widać, że bogaty. A za nim pikap, z którego strzelają do
niego jak na polowaniu. Przed bramą City Hall ten merc się zatrzymuje. Arab
biegnie do nas. Całkiem na oślep, na nas. Kurwa, może mieć na sobie pod
sukienką bombę! - pomyślałem. Jakby się wysadził, wszystkich w środku
wypierdoli w kosmos!

Jeden z Foksów krzyczy do dowódcy: - Strzelać?

- Nie, wstrzymać ogień!

Fox 4: - No i Arab wpadł do środka. Na szczęście nic przy sobie nie miał.
Wodzu miał nosa. Dzięki niemu tamten uciekł przed kostuchą, bo bandziory
chciały go po prostu obrabować.

Fox 3 ma wciąż przed oczami inną scenę: - Na ulicy leży ranny chłopak.
Dostał od nas. Krwawi. Pojawiają się inni szuszwole i filmują go kamerą do
momentu, aż się wykrwawia i umiera. Potem ten film można było kupić na
bazarze w Karbali. Ten nieszczęśnik był w nim przedstawiony jako szyicki
męczennik.

Kolejna historia z City Hall. Jeden z Polaków puszcza serię do przeciwnika,
który ostrzeliwuje ich z pobliskiego budynku. Tamten dostaje, ale żyje. Fox
2: - Kolega zaciął się w takim momencie! No to drugi wziął broń i nacisnął
spust. Ktoś musiał to zrobić.

Amerykanie przysyłają im z pomocą samolot bezzałogowy, ale ten w miejskim
terenie niewiele może zdziałać. A znów walą do nich z minaretu.

Fox 1: - Nie wytrzymałem. Pierdolnęliśmy w ten minaret i był spokój.

Tej nocy zacina się Piotr Kalita. Za dużo sylwetek padających po tym, jak
pociąga za spust.

Dzień czarty: Generał, co się kulom nie kłania

Czwartego dnia oblężenia decydują: przebijamy się do Al Hilli po
zaopatrzenie.

- "Helikopter w ogniu" to pikuś - mówi major Biedziak. - Jedziemy, nagle
ktoś do nas wali. Po chwili walą ze wszystkich stron. Zza każdego murka
wychylają się ręce z kałasznikowem strzelające na oślep.

Fox 1: - Ich snajperzy byli naprawdę dobrzy. Wiedzieli, gdzie mierzyć,
gdzie jest najsłabszy punkt w BRDM-ie, gdzie strzelać do naszego honkera.

Rano do City Hall dociera żywność i wsparcie komandosów z Bielska-Białej.
Wyczerpane Foksy wracają do bazy.

Wieczorem, pierwszy raz od początku oblężenia, psy nie szczekają.
Wykrwawieni rebelianci wycofują się.

To koniec oblężenia.

Niedługo potem do City Hall przyjeżdża z Babilonu dowódca polskiego
kontyngentu generał Mieczysław Bieniek. Czerwony beret, nienaganne wąsy,
odprasowany mundur, okulary w stylu "Top Gun" i amerykańskie gwiazdki
generalskie na polskim uniformie. Razem z nim jest telewizja, która pokaże
później z Karbali migawkę z generałem, co się kulom nie kłania.

Foksy: - Takie życie żołnierza. Nie zawsze zbiera laury ten, kto się
napocił.

Do lipca trwają w Karbali krwawe walki na ulicach. Polacy szturmują wraz z
Amerykanami meczety, w których schronili się bojownicy as Sadra.

Nikt z polskich obrońców City Hall nie ucierpiał, rebelianci ponieśli
sromotną klęskę.

Jakie odznaczenia dostali Foksy? - Żadnych, ani polskich, ani
amerykańskich. Oficjalnie nie braliśmy udziału w tych walkach - mówi major
Biedziak.

Weterani: Będą umierać na zawały, pić i rozwodzić się

Zespół stresu bojowego - taką diagnozę wojskowi lekarze postawili siedmiu
obrońcom City Hall. Kapral Piotr Kalita wyróżniał się wśród nich tym, że w
środku nocy zrywał się na równe nogi i biegał w szpitalnej piżamie od okna
do okna.

- Zespół stresu bojowego to wzmożona pobudliwość, która łączy się z
przeżywaniem traumy lub świadomego uciekania od niej - mówi profesor
Stanisław Ilnicki, szef Kliniki Psychiatrii i Stresu Bojowego, gdzie
trafiają okaleczeni psychicznie weterani wojny w Iraku. - Na przykład u
niektórych przelot śmigłowca wywoływał nerwowe reakcje. Żołnierze unikają
oglądania "mocnych" filmów, hałasu. Mają myśli samobójcze, depresje, stres
po powrocie "leczą" alkoholem, rozpadają się ich rodziny.

Iraccy weterani leczą się miesiącami, a nawet latami. Wychodzą ze szpitala
i znów wracają. Cały czas na zwolnieniach lekarskich. Do tej pory do
kliniki prof. Ilnickiego trafiło pięćdziesięciu "misjonarzy" z Iraku.

- Nasze dane nie są pełne - przyznaje profesor. - Wielu, ze względów
"honorowych" i finansowych nie przyznaje się, że coś z nimi nie tak. Nie
chcą przerwać misji. Poza tym część żołnierzy leczy się prywatnie.

Znacznie więcej, bo co dziesiąty uczestnik tej misji po powrocie do kraju
wyjechał na psychiczną rekonwalescencję do sanatorium. Na podstawie danych,
opracowanych przez wojskowych specjalistów z Finlandii prof. Ilnicki
przewiduje, że "misjonarze" częściej niż inni żołnierze będą w przyszłości
narażeni na zawały, mogą popełniać samobójstwa i rozwodzić się.

- Ekstremalne przeżycia, jak śmierć kolegi, widok krwi, zabitych ludzi,
zabicie człowieka - na to nie da się człowieka przygotować do końca - mówi
psycholog wojskowy z Akademii Obrony Narodowej w Warszawie dr Sławomir
Borkowski. - Owszem, jest poligon, w bezpośrednim przygotowaniu żołnierz
ogląda zdjęcia, prezentacje,
strzela, strzelają do niego, ale to nie to samo, co spotyka go w
rzeczywistości. Kiedy po tygodniach opada adrenalina, siada psychika. Ci
żołnierze nie wytrzymali dawki emocji.

Po powrocie z kliniki kapral Piotr Kalita zabrał żonę i syna do
gospodarstwa agroturystycznego. Wiejska sielanka miała mu pomóc. Pierwszego
dnia trochę napił się z gospodarzem, więc obeszło się bez tabletek
nasennych. Ale przed północą zaczęły ujadać wiejskie psy. Wtedy zerwał się
na równe nogi. Po chwili biegał od okna do okna, wypatrując ludzi Muktady
as Sadra. Syn wtulił się w matkę, patrząc na ojca, który usiadł na
podłodze, chowając twarz w dłoniach.

- Cholerne arabskie psy - wyszeptał kapral Kalita. - Nie uprzedzili mnie,
że tu są.

Kapral Kalita w rzeczywistości ma inne nazwisko

http://wyborcza.pl/1,76842,5699172,Najkrwawsza_bitwa_Polakow_od_czasu_II_wojny_swiatowej.html

--
"Przez ostatnich 20 lat media zajmują się głównie produkcją masowej
głupoty" "Teraz mamy odbiorców wychowanych na tej głupocie"

"szli jak Turcy na Kamieniec Podolski"

Nowy film z video.banzaj.pl więcej »
Redmi 9A - recenzja budżetowego smartfona