Data: 2009-04-18 09:06:14 | |
Autor: wawa | |
zydowskie szmalcownicze szmaty | |
Fragmentem ksiazki „Zycie codzienne warszawskiego getta” autorstwa Tadeusza Bednarczyka. Autor (plk. WP) od stycznia 1940 r. kierowal Wydzialem ds. Mniejszosci Narodowych i Pomocy Zydom przy K.G. Organizacji Wojskowej. Byl inicjatorem pierwszych zbrojnych grup w getcie warszawskim, osobiscie przyczynil sie do powstania Zydowskiego Zwiazku Wojskowego zwalczajacego siatki konfidentow i nazistowskich kolaborantow. W getcie po raz ostatni przebywal noca z 30 kwietnia na 1 maja dostarczajac amunicje walczacym powstancom: (...) Od wiosny 1942 r. kontaktowalem sie blizej z sekcja wywiadu ZZW (Zydowski Zwiazek Wojskowy – podziemna organizacja zydowskiego ruchu oporu – dop. red.). stad moja dobra znajomosc tego zagadnienia. Policja zydowska i Zarzad Gminy, zasluzyli sobie na miano zdrajcow. Nikt i nic ich nie moze obronic ani wytlumaczyc ich postepowania. Istnialo ponadto szereg zydowskich placowek gestapowskich, podleglych bezposrednio kierownikowi referatu zydowskiego w gestapo – Karlowi Brandtowi, miescily sie one m.in. przy ul. Leszno 13 i Leszno 14. Sprawy te byly juz czesciowo omawiane w roznych pracach wydanych przez ZIH (Zydowski Instytut Historyczny) choc np. as „13” i „Zagwi” kpt. Dawid Sternfeld nie doczekal sie jeszcze miejsca w pisanej historii. Bardzo malo napisano dotychczas o kierownictwie zydowskich „szopow”, czy o kierownikach roznych oddzialow w „szopach” niemieckich. Nikt dotad prawie nie wspomnial o takim – zdawaloby sie – niewiarygodnym fakcie, ze dzialala wewnatrz getta dosc duza grupa zydowskich szmalcownikow. Czyhali oni na Polakow nielegalnie przedostajacych sie z pomoca do getta, aby wymusic od nich okup. Tymi szmalcownikami byli glownie zydowscy szmuglerzy, wsrod ktorych dominowali tragarze, oraz – dzialajacy z nimi w zmowie – niektorzy zydowscy policjanci. Obstawiali oni gmachy Sadow, mury i rozne przejscia do getta. Zdarzaly sie wypadki wydawania tych Polakow Niemcom, gdy nie mieli sie oni czym wykupic. Np. Jan Nowakowski szmuglujacy do getta na polecenie ojca prase PPR (Polskiej Partii Robotniczej), zywnosc, czasem amunicje, zostal zlapany przez policje zydowska i wydany Niemcom. Bylo to na poczatku kwietnia 1943 roku. Zandarm Niemiecki widzac, ze jest to 14 letnie dziecko ulitowal sie, skrzyczal go i kopniakiem wyrzucil za brame. Prawie nic nie wiadomo do dzis o „Zagwi”, za wyjatkiem tego, ze istniala i ze kilku zdrajcow zastrzelono. Na tych kartach autor ograniczy sie jedynie do opisu walki z „Zagwia” i z kolaborantami, prowadzonej przez ZZW przy udziale oficerow OW-KB. Szczegoly tych wydarzen sa dotychczas nieznane zupelnie (jest haslo w wielkiej encyklopedii). Kolaboracja i zdrada wsrod Zydow, przybrala wieksze rozmiary z chwila zamkniecia getta i powolania do zycia zydowskiej policji porzadkowej. Na o wiele wyzszym szczeblu zdrady wlasnego narodu, stali zydowscy agenci gestapo, jedna ich siedziba znajdowala sie przy Leszno 14, gdzie szefami byli Kohn i Heller (zausznicy Karla Brandta) a druga przy Leszno 13. Ta druga placowka dowodzil Gancweich i kpt. Dawid Sternfeld. Leszno 14 zakamuflowane bylo jako przedsiebiorstwo przemyslowe m.in. ich byly tramwaje konne zwane konhellerkami, zas Leszno 13 jako placowka policji przemyslowej wystepujacej pod roznymi nazwami np. Urzad do Walki z Lichwa i Spekulacja, albo Urzad Kontroli Miar i Wag, Oddzial Rzemiosla i Handlu, Biuro Kontroli Plakatow, Oddzial Pracy Przymusowej a nawet Pogotowie Ratunkowe i inne. Wedlug naszej obserwacji, specjalnie ozywiona, szeroka i szkodliwa dzialalnosc prowadzila ta ostatnia, zwana popularnie „trzynastka”. Sposrod specjalnie dobranego elementu z „trzynastki”, i osobistych agentow Brandta, powstala w koncu 1940 roku organizacja „Zagiew”. Organizacja ta dostala zadanie penetrowania wszystkich przejawow zycia w getcie, z agendami gminy wlacznie. Miala obserwowac szczegolnie akcje zorganizowanego szmuglu, by w ten sposob rozpoznac zrodla polskiej pomocy dla getta i ta droga dojsc do organizacji konspiracyjnych, wspierajacych getto. Autor byl bodajze pierwszym, ktory zwrocil uwage na dzialalnosc Sternfelda i „Zagwi”. (...) (...) Zauwazylismy, ze „Zagiew” prowadzi rowniez przemyt zywnosci, a wlasciwie tylko go udaje, przy przerzucaniu bowiem ich transportow, zawsze widzialo sie w poblizu policje granatowa lub nawet patrol zandarmerii dla asekuracji, chcieli zatem wobec Zydow grac role grupy o charakterze przemytniczo-konspiracyjnym. Pozyskawszy ta droga zaufanie niektorych naiwnych ludzi, usilowali montowac rzekomo jakas organizacje wojskowa. Zdradzily ich jednak kontakty ze Sternfeldem i z jednym z jego oficerow w stopniu podporucznika. Zdolali poczatkowo wciagnac do tej organizacji kilkudziesieciu mlodych ludzi. Tych nowo zwerbowanych ZZW uprzedzal o prawdziwych celach „Zagwi” i duzo uczciwych – zdolano z niej wycofac. Ci , co pozostali na sluzbie – pomimo ostrzezen – poniesli zasluzona kare. A „Zagiew” ilosciowo rosla, dawala korzysci materialne. Pierwsze uderzenie w „Zagiew” odbylo sie na przelomie 1940/41 roku. Po zastrzeleniu, badz zabiciu nozem kilku jej czlonkow, organizacja rozleciala sie i przestala przejawiac swa dzialalnosc. Drugi rzut „Zagwi”, przystapil jednak do pracy wiosna 1941 roku, bowiem Niemcy zadali istnienia tej organizacji. Po rozpoznaniu ich dzialalnosci, ZZW i kilku oficerow OW-KB przystapilo w drugiej polowie 1941 roku do ponownego uderzenia, czesciowo tylko skutecznego. Pojedynczych gorliwych zagwistow zlikwidowano w miedzyczasie. W maju 1942 roku autor otrzymal rozkaz z Komendy Glownej wlaczenia sie do koncowego etapu akcji likwidacyjnej „Zagwi”, do pracy wywiadowczej wewnatrz getta. Praca „Zagwi” przybrala wtedy bowiem dosc niebezpieczne rozmiary. Wpadlo wowczas i zostalo aresztowanych kilku szeregowych czlonkow ZZW. Widac bylo, ze zagwisci wesza coraz skuteczniej. Wpadl w koncu – pozna wiosna 1942 roku – Kosieradzki, a z nim podreczny magazyn broni. Azeby nie demaskowac sie w oczach getta kontaktami z „trzynastka” lub Befehlstelle Karla Brandta (Zelazna 103), „Zagiew” udoskonalila metody swej pracy. Agenci „Zagwi” zaczeli przekazywac meldunki i donosy swym mocodawcom nie w getcie, a w kilku punktach rozrzuconych w Warszawie. Znajdowaly sie one miedzy innymi na Poczcie Glownej, w kawiarni Rival (Plac na Rozdrozu, w poblizu Al. Szucha), oraz w sklepie z tekstyliami, mieszczacym sie przy ul. Mazowieckiej 7, na I pietrze od frontu. Zydowscy agenci gestapo chodzili do pracy na tzw. placowki i w drodze powrotnej do getta skladali tam swoje meldunki. Wielu z nich mialo nawet specjalne przepustki, uprawniajace do swobodnego poruszania sie po terenie calej Generalnej Guberni, gdyz jako fachowcy byli uzywani do prac takze w innych miastach, np. niejaki Meryn z Sosnowca czy Grajer byly fryzjer i restaurator z Lublina, znany zausznik Hoeflego, sciagniety przez niego do Warszawy w lipcu 1942 roku. Mieli oni wydane przez gestapo pozwolenia na bron, w okladkach koloru pasowego oraz pistolety sluzbowe, co zostalo stwierdzone juz w koncu 1940 roku, przy likwidacji pierwszego rzutu „Zagwi”. Likwidacja drugiego rzutu trwala caly rok i chociaz przynosila raz wieksze, raz mniejsze efekty, to jednak nie zostala zakonczono. Likwidacje trzeciego rzutu przerwala latem 1942 roku wielka akcja likwidacyjna Hoeflego (22.07 do 13.09.1942) Za okres likwidacji czwartego rzutu „Zagwi” nalezy przyjac czas od wrzesnia 1942 do kwietnia 1943. Niedobitki „Zagwi” trudniace sie szmalcownictwem, byly likwidowane przez OW-KB nawet w czasie Powstania Warszawskiego, jak np. Bursztyn-Wisniewski, dyrektor szopu Hoffmana. Wypada dodac, ze w tym okresie okolo 300 zagwistow i agentow gestapo mieszkalo stale na terenie budynku gestapo w al. Szucha 11, skad wychodzili „do pracy” w Warszawie, badz na wyjazdy terenowe, gdzie pod szyldem przesladowanych Zydow wslizgiwali sie do oddzialow partyzanckich dla ich rozpoznawania i wydawania; specjalizowali sie oni w tropieniu Zydow w aryjskiej czesci Warszawy. Dostep do nich i ich likwidacja byly bardzo trudne. (...) (...) Wykonywanie wyrokow odbywalo sie na podstawie materialu dowodowego, zebranego przez sekcje sledcza i dostarczanego sadowi ZZW. Sad ZZW skladal sie z wybitnych prawnikow, byl calkowicie niezawisly i samodzielny w ramach narodowej odrebnosci. W ten sposob Zydzi samodzielnie, we wlasnym zakresie walczyli o morale getta i usuwali zlo. Jesli zapadl wyrok smierci, podlegal on jednak zatwierdzeniu przez komendanta ZZW i dopiero wowczas mogl byc wykonany. (...) (...) Chociaz akcje ZZW i ZOB (Zydowskiej Organizacji Bojowej) mobilizowaly ludzi zdrowych moralnie, to jednak nie przelamaly otepienia i zastraszenia ogolu spolecznosci getta. Bazujac na takiej postawie Zydow „Zagiew”, nie zostala – niestety – rozbita doszczetnie. Wszelkiego rodzaju uderzenia ZZW w te organizacje mialy szczegolne nasilenie po akcji styczniowej 1943 roku i trwaly az do samego powstania w getcie. W czasie powstania udalo sie zolnierzom ZZW i ZOB dopasc i zlikwidowac jeszcze kilku zdrajcow, lecz duzo ich zostalo, czego dowodem m.in. byly wydane Niemcom bunkry bojowcow, w tym i Anielewicza, co potwierdzili mi sami Zydzi. „Praca” ocalalych zagwistow nie skonczyla sie z upadkiem powstania. Byli oni Niemcom nadal potrzebni. Tym razem do pomocy w wylapywaniu Zydow ukrywajacych sie nie tylko w Warszawie, ale i w calej Generalnej Guberni. Zagwisci byli tez wykorzystywani przez gestapo, jako prowokatorzy, wdzierajacy sie podstepnie w szeregi polskich organizacji podziemnych. To wlasnie m.in. zagwisci i inni zydowscy szmalcownicy i zdrajcy, byli winni wiekszosci smierci ukrywajacych sie Zydow, a tym samym winni byli smierci ukrywajacych ich Polakow. Dni 21 lutego 1943 roku wykonano na kilku zydowskich gestapowcach wyroki smierci, na Leonie Skosowskim („Lolek” – zostal wtedy ranny), Pawle Wlodowskim, Areku Weintraubie, Chaimie Mangelu i Lidii Radziejowskiej. Dni 28 kwietnia 1943 roku na ul. Warminskiej zlikwidowano Luftiga – Zyda, agenta gestapo, ktory pracowal jako tlumacz w warsztacie kolejowym na Pradze. Powszechnie znana afera Hotelu Polskiego (VII.1943), tez jest dzielem zydowskich zdrajcow (glowny agent – naganiacz Leon Skosowski i Adam Zurawin – zyje w USA). Wpajali oni w swych wspolwyznawcow przekonanie o specjalnym propagandowym, wypuszczeniu ich do krajow neutralnych. Dzialali na polecenie gestapo – Hahna i Brandta – sciagneli okolo 2000 bogatych Zydow majacych za ogromne pieniadze kupic paszporty zagraniczne. Niemcy ich ograbili i pomordowali (czesc wyslali do obozow), nielicznych wypuscili, w tym kilkudziesieciu swoich agentow dla dzialan propagandowych na rzecz Niemiec – patrz C. Arch. Sygn. 202/XV-2, tom 2, k.158, przechodzili ci Zydzi przez luksusowy oboz w Bergen Belsen i Vittel we Francji, oczekujac na wymiane za towary z USA, byli internowani, ocaleli (a rzad polski na emigracji posylal im pomoc!!) Ilosc Zydow – agentow gestapo byla tak duza, ze dzialalnosc ich zaczela obejmowac nie tylko dzielnice aryjska Warszawy, ale i cala Generalna Gubernie. Stali sie oni szczegolnie niebezpieczni przez perfidne przybieranie maski ludzi przesladowanych i szukajacych pomocy u Polakow. Zdrajcy ci, szybko zaczeli zapelniac listy zdemaskowanych agentow gestapo, zestawiane przez Armie Krajowa i inne polskie organizacje. Wyroki na nich zaczely sie sypac na terenie calej Generalnej Guberni. Wiadomo nam bylo o dzialaniu zdrajcow we wszystkich skupiskach zydowskich. Np. w Krakowie dzialali dwaj znani agenci gestapo – Zydzi – Zeligner i Forster. Forster zdolal nawet zmontowac szeroko rozgaleziona siatke konfidentow. Po likwidacji getta krakowskiego (23 marca 1943) pojawily sie jesienia 1943 roku w Krakowie, dwie zorganizowane grupy gestapo, rekrutujace sie z Zydow. Specjalizowaly sie one w wykrywaniu ukrywajacych sie Zydow w tzw. aryjskiej czesci miasta. Pierwsza taka zbrodnicza grupe stanowili: Diamand, Julek Appel, Natan Weissman i Stefania Brandstatter-Poklewska, a druga: Forster, Marta Purec-Porzecka, Rosen, Goldberg, Loeffler, Kleinberger, Kerner, Pacanower, Rotkopf, Taubman, Weininger i wielu innych. Wiekszosc z nich – jako w koncu bezuzytecznych – zlikwidowalo gestapo. W koncu sami Niemcy mieli ich dosc i 24.05.1942 roku urzadzili nocna rzez kierownictwu „13”. Szefowie Gancweich i Sternfeld uratowali sie ucieczka, ale zabici zostali ich najblizsi wspolpracownicy: Lewin, Mendel, Gurwicz, kuzyn Gancweicha Szymonowicz. Po tym sprawa przycichla i zydowska policja nadal pelnila zdrajca sluzbe. Dotarcie do takich z wyrokiem bylo bardzo trudne, dlatego przewaznie dozyli do 1943 roku. Mniej wazni zdrajcy szybciej doczekiwali sie kary. Np. byly bokserski mistrz Polski Rotholc – popularny „Szapsio” tak dokuczyl ludziom swa palka policjanta, ze na prosbe samych Zydow dostal kare ciezkiej chlosty, ktora egzekwowal na nim czlonek mojego oddzialu Teodor Niewiadomski. W zestawieniu z nim, biedacy idacy podczas akcji Hoeflego dobrowolnie na smierc, tez dla mirazu chwilowego szczescia, tylko w postaci bochenka chleba i kilograma marmolady, stanowili razem obraz z najkoszmarniejszych snow. (...) (...) Pora na wstep zbilansowac ilosc zdrajcow z getta warszawskiego. Bylo ich ca 10 000 osob. Z tego w policji bylo (rotacyjnie) ca 2500. Specjalnych agentow Gestapo i „Zagwi” bylo ponad 1000 osob. W kolaboracyjnej Gminie Zydowskiej bylo ponad 6000 osob; z tego za szczegolnie zdrajczych, bioracych udzial w specjalnym wyzysku i ekonomicznym wyniszczeniu narodu, w wyniszczaniu przesiedlencow i skazywaniu ich na smierc glodowa uwazano co najmniej 2500 osob. Te 10 000 stanowilo w 1940/41 ca 2% ogolu spolecznosci getta; zas w skali krajowej dochodzilo do tego dziesiatki tysiecy ludzi, gdyz byli oni w kazdym getcie. Wywodzili sie oni ze sfer zamoznych, plutokracji, inteligencji, duzo pracownikow policji. Im mniejsze getto tym procent zdrajcow wiekszy. Nie ma moznosci ustalenia ich liczby, skoro sami Zydzi i ZIH ich ukrywaja, skoro Kneset w 1950 roku uchwalil nie pociaganie ich do odpowiedzialnosci karnej. To jest niemoralne! (...) -- |
|